Wir haben uns auf Zufall getroffen - rozdział 11
Następne dni nie mijały już jednak Billowi w tak miłej atmosferze. Po wyjeździe blondyna był jeszcze dwa dni w szpitalu, gdzie stwierdzono u niego anoreksję i anemię, po czym wrócił do domu i od poniedziałku znów chodził do szkoły. Jego matka ciągle robiła mu afery o nic i szperała w jego rzeczach, przez co chłopak zaczął zamykać pokój na klucz i wszystkie ważne rzeczy nosić ze sobą. Ojca ciągle nie było w domu, ponieważ chciał zarobić jak najwięcej, zanim urodzi się ich nowe dziecko. Z kolei inni uczniowie wciąż bili Billa, ale nigdy nie ruszali jego rzeczy. Dlatego mogły być bezpieczne. Kolejny poniedziałek nie był jednak jego najszczęśliwszym dniem. O czwartej rano wpadła do niego mama, która nie mogąc znaleźć w całym domu żadnych pomidorów kazała mu lecieć do sklepu całodobowego. Gdy wrócił, stwierdziła, że strasznie się guzdrał i nie ma już ochoty na pomidory. Zły, wszedł do pokoju się przebrać, bo w ciągu tego biegu spocił się, a nie miał ochoty iść tak do szkoły. Na chwilę usiadł na łóżku i zamknął oczy. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Spokojnie. Będzie dobrze. Musi być. W końcu mam Toma. Myślał, próbując się uspokoić. Chwycił telefon i napisał jedną wiadomość.
Mam nadzieję, że chociaż Ty dobrze zacząłeś ten dzień. :)
O dziwo, długo nie musiał czekać na odpowiedź. Zerknął na zegarek. 6:30. Tom ma dziś do szkoły na 9:15, więc musi wstać o 7:00 najwcześniej... czemu już jest na nogach?
Co mama kazała Ci zrobić?
Spytał, jakby czytał w myślach młodszemu chłopakowi albo tu był. Westchnął i mu odpisał.
O 4 rano leciałem do sklepu po pomidory, a gdy wróciłem już ich nie chciała.
Walnął się na łóżko. Jeny, zaraz musi iść do szkoły. Tak strasznie nie chce!
Co za baba...
Zaśmiał się i poszedł się przebrać, po czym zszedł z torbą na dół, dopakował jabłko i wodę i wyszedł z domu. Co prawda miał jeszcze trochę czasu do wyjścia, ale wolał wyjść trochę wcześniej, żeby nie musiał znosić humorów siedzącej w kuchni przy dzisiejszej gazecie i porannej kawie matki. Jednak ledwo przekroczył próg szkoły, znów usłyszał ten okropny, znienawidzony głos.
-Proszę, proszę, aż tak ci się spieszy do lania że przyszedłeś wcześniej. No, no. - zagwizdał chłopak, a czarnowłosy spróbował ich zignorować i dojść do swojej szafki, ale na próżno. -Nie ma tak łatwo.
- warknął wyrostek, blokując mu drogę. Chwycił go za poły kurtki i podniósł do góry, przyszpilając do ściany. -Wyruchałbym cie, żeby ci się odechciało gejozy, ale boję się czymś zarazić. - wykrzywił usta w grymasie obrzydzenia. Trzynastolatek wyrywał się, ale na próżno. Został oderwany od ściany a po chwili rzucony o nią. Na chwilę zrobiło mu się ciemno przed oczami, ale dał radę nie upaść. Spojrzał na swoich oprawców.
-Mógłbyś się w końcu odczepić. Tydzień zawieszenia nic ci nie dał? - stwierdził i spojrzał na nich po kolei. -Pieniędzy nie mam. Więc dajcie mi spokój. - poprosił, ale tamci tylko się zaśmiali.
-Tu nie chodzi tylko o kasę. Po prostu fajnie się tobą pomiata. - usłyszał i za chwilę poczuł uderzenie w brzuch. Zgiął się w pół i zaczął kaszleć. -Niedługo powtórka, będzie gorsza, więc się przygotuj. - usłyszał jeszcze na odchodnym, a zaraz potem rozbrzmiał dzwonek na lekcje.
-Wolałbym zdechnąć...
***
-No, Bill. Jesteś coraz bliżej ucieczki z tego wariatkowa. - czarnowłosy stał przed lustrem i przyglądał się swojemu odbiciu. Nie ubrał się specjalnie. Po prostu chciał to powiedzieć. W jakiś sposób cieszyła go myśl, że coraz mniej czasu w tym domu mu pozostało. Minutę po północy zadzwonił do niego Tom z życzeniami i powiedział, że będzie o 10 pod jego szkołą. Tak więc teraz czeka na swojego przyjaciela. Bratnią duszę. Miał nadzieję, że to się nigdy nie zmieni. Chce wierzyć w tę wyśnioną przyszłość u boku Kaulitz'a, nawet, jeśli miałaby okazać się największym kłamstwem na świecie. Chociaż chyba nic nie jest gorszym kłamstwem, niż powiedzenie komuś nieszczerego "kocham Cię". Tak przynajmniej sądzi. Poprawił arafatkę Toma na swoich ramionach i z torbą w dłoni zszedł na dół by założyć płaszcz i buty. Jego poobijane ciało na pewno nie zachwyci Dredziarza. Coraz częściej o tym myślał. Wie, że jest gejem. Wie, że ciało blondyna go pociąga. Ale czy to jedynie pociąg fizyczny, że może na prawdę zakochał się w nim? W końcu on nigdy nie wierzył w pusty seks. Zawsze musi być uczucie. Według niego. Ale co się dziwić czternastoletniemu gimnazjaliście? Nawet mimo tego, że cały świat jest przeciwko niemu, on wciąż wierzy w prawdziwe i szczere uczucia. Każdy stwierdzi, że jest nienormalny albo że jest masochistą. Nie mniej, nie ma to znaczenia, ponieważ nie ma zamiaru ujawniać się ze swoimi przypuszczeniami. Przynajmniej nie teraz. Może kiedyś, gdy będzie w 10000000% pewny, że to miłość a nie pociąg seksualny i gdy będzie wiedzieć, że Tom go przy tym nie znienawidzi. Bo tego by nie zniósł. Nigdy. Ale co zrobić?
Ubrał płaszcz i buty, nawet nie zaglądając do kuchni. Zje dziś z Tom'em. Nic więcej mu nie trzeba. A z mamą nie ma ochoty widzieć się z samego rana. Ma szczęście, bo dzisiaj jego matka wyjeżdża do swojej matki. Na cały tydzień. Czyli będzie mieć dom praktycznie dla siebie no i nie spotka rodzicielki, gdziekolwiek by z Tom'em nie był, ponieważ pociąg odjeżdża o 8:30, więc kobieta pewnie się już zbiera, sądząc po walizkach stojących przy drzwiach. Chłopak westchnął cicho i chowając twarz w arafatkę wyszedł z domu.
Właśnie odjeżdżam z dworca. Do zobaczenia o 10 :)
Odczytał wiadomość od Dredziarza i aż nie mógł powstrzymać uśmiechu. Zastanawiał się, gdzie pójdą. Podobno blondyn przygotował coś specjalnego z okazji jego urodzin, a on nie chce nic wielkiego. Wystarczy ławka w parku i jego towarzystwo. Na prawdę.
Po czterdziestu minutach wszedł do znienawidzonego przez siebie budynku i westchnął w duchu. Pełne dwie godziny musi użerać się z prześladowcami... Mógłby olać szkołę i pójść na dworzec, Tom ma przyjechać o 9:30, to strata 30 minut a nie wiadomo, kiedy znów się zobaczą. Jednak na drugiej lekcji ma test z niemieckiego i niestety nie może go opuścić, bo ma za mało ocen przez swoje wieczne nieobecności, i nauczyciel kazał mu zaliczyć ten test w terminie. Nie problem, ponieważ niemiecki nigdy nie był dla niego problemem. Otworzył szafkę, odwiesił kurtkę i schował arafatkę. Chciałby ją mieć przy sobie, ale bał się, że ktoś mu ją zniszczy albo zabierze, a tego nie chciał. Wszedł do otwartej sali. Na szczęście nauczyciel niemieckiego zawsze jest w sali wcześniej i można wchodzić zaraz po przyjściu, a nie czekać na dzwonek. Tu mu nic nie grozi. Nikt do niego nie podskoczy przy nauczycielu. A przynajmniej taką ma nadzieję, bo tak się nigdy nie zdarzyło.
-Okey, dzieci, na tej lekcji powtórka a na następnej test, mam nadzieję, że wszyscy się przygotowali. - oznajmił nauczyciel, gdy rozbrzmiał dzwonek i wszystkie ławki się zapełniły. Lekcje mijały chłopakowi jak we mgle. Myślami był już z Dredziarzem, mimo to, test napisał bezbłędnie. Gdy usłyszał upragniony dzwonek, oznajmiający zakończenie drugiej lekcji, wybiegł z klasy jak opętany. Jednak zaraz za drzwiami wpadł na coś a raczej na kogoś. Zrobił krok w tył i przestraszył się. Takie wpadki zwykle kończą się siniakami albo ranami ciętymi. Zerknął w górę i zobaczył uśmiechnięte, zakolczykowane usta, głębokie, czekoladowe oczy i ciemne blond dredy okalające radosną twarz.
-Aż tak się do mnie spieszysz, Bill? - zapytał z rozbawieniem chłopak, przytulając go mocno do siebie. Czarnowłosy wtulił się w przyjaciela, wdychając jego zapach.
-Tom... - szepnął, ale wtedy za plecami usłyszeli gwizdy.
-No proszę, to twój chłopak, pedale? - Bill zadrżał, a Dredziarz odsunął się od niego odrobinę, zerkając na osobę, która to powiedziała. Uniósł w górę jedną brew a uśmiech z jego twarzy zniknął. Zaraz jednak wykwitł kpiarski uśmieszek, który od razu zirytował zaczepiającego ich wyrostka.
-A nawet jeśli, to co? - zapytał zaczepnie i wtulił chłopaka mocniej do swego boku. Gdy usłyszał prychnięcie i zobaczył niezadowolony wyraz twarzy, uśmiechnął się szerzej. -Żal ci dupę ściska, że nie włożysz swojego fiuta w ten zgrabny tyłeczek? Sorry, ale on jest mój. Zostaw go w spokoju bo skopię ci zad, okey? - czarnowłosy wpatrywał się w chłopaka z niedowierzaniem. On... czy on na prawdę przed całą klasą zasugerował, że oni są razem? Serce czternastolatka zabiło mocniej. -Chodź, skarbie. Porywam cię. - powiedział blondyn na tyle głośno, by ich usłyszano i poszedł za solenizantem do szafki. Patrzył, jak ten się ubiera, poprawiając sobie swoją sportową torbę na ramieniu. -Ładnie się ubrałeś. To dobrze. - uśmiechnął się czule do chłopaka i dotknął rąbka arafatki, gdy ten już stał przed nim, gotowy do wyjścia. Czarny odwzajemnił uśmiech.
-A zdradzisz, gdzie mnie porywasz? - zapytał, jednak spotkał się tylko z przeczącym ruchem głowy. Ruszyli ramię w ramię do wyjścia ze szkoły i po kilkunastu minutach siedzieli w autobusie. Bill próbował po przystankach wykombinować, gdzie go zabiera, jednak było zbyt wiele możliwości. Za to blondyn uśmiechał się tylko i tulił go do siebie.
-Tęskniłem. - szepnął mu w pewnym momencie i zaraz pociągnął do wyjścia z pojazdu.
-Ja też. - opowiedział z uśmiechem czternastolatek, gdy byli już na zewnątrz i szli chodnikiem w stronę domku jednorodzinnych. -Do kogo się włamujemy? - zażartował, i zauważył, jak Dredziarz przewraca oczami.
-Wujek zostawił mi dom na dwa dni. Kazał tylko nie rozwalić domu i nie zapłodnić żadnej panny. Chyba powinienem zrobić w końcu coimng out, ale wtedy mógłby w ogól nie zostawić mi domu. - stwierdził i wzruszył ramionami, uśmiechając się.
-Więc jesteś gejem? - zapytał Bill, a jego serduszko na chwilę przyspieszyło obrotów. Poczuł, jak wyższy chłopak splata ich palce.
-Uhm. Ty też, nie? - zapytał zawadiacko i tak jak się spodziewał, uzyskał twierdzącą odpowiedź. -To super. Zostaniesz tu na noc, nie? Jutro sobota, szkoły nie ma, więc możemy świętować. - Czarny zaśmiał się radośnie.
-Jasne. Chętnie. Tylko mnie nie upij. - wystawił język i wszedł do domu przez drzwi, które licealista właśnie mu otworzył. Zdjęli płaszcze i przeszli do kuchni połączonej z jadalnią.
-Siadaj, zaraz podam coś do picia. - na ustach Dredziarza tańczył uśmiech a w oczach paliły się radosne iskierki. Nalał im po szklance soku i wrócił do kuchni po torebkę z prezentem, którą tam ukrył. -Najlepszego, Billy. - powiedział mu wprost do ucha, zachodząc młodszego chłopaka od tyłu. Po kręgosłupie Czarnego przebiegł przyjemny dreszcz. Uśmiechnął się i odebrał torebkę.
-Dziękuję. - zajrzał do środka i wyjął wąskie, podłużne pudełko. Uniósł w górę zakolczykowaną brew i rozwiązał wstążkę, po czym uchylił wieko i aż głośniej wciągnął powietrze. W pudełeczku mieniła się srebrna bransoletka z trzema wisiorkami - skrzydłem, sercem i krzyżem. Była delikatna i piękna. Wpatrywał się w nią przez chwilę z zachwytem, po czym wstał i rzucił się blondynowi na szyję. -Dziękuję! Jest piękna. - Dredziarz złapał biżuterię w dłonie i zapiął na nadgarstku chłopaka, po czym z uśmiechem zaczął go po plecach.
-Serce oznacza miłość. Skrzydło wolność, a krzyż po prostu jest ładny. - wyjaśnił i spojrzał w orzechowe oczy, w które mógłby wpatrywać się godzinami.
-Jesteś kochany. - wyznał Bill i wrócił na swoje miejsce. W torebce było jeszcze coś. Koperta. Wyciągnął i zobaczył w niej płytę CD i kartki zapisane nutami. Uniósł brew w niezrozumieniu.
-Cóż... lubię grać na gitarze i nagrałem kilka melodii. Te zaznaczone na czerwono napisałem specjalnie dla ciebie. Są ponumerowane, bo nie mam do nich tekstu i nie wiem, jaki dodać. Wiem, jakie uczucia zawarłem, ale nie mam pomysłu na tytuł czy tekst. Mam nadzieję, że melodie ci się spodobają. - uśmiechnął się znów, ukazując rządek równych zębów.
-Musisz mi kiedyś zagrać na gitarze. - stwierdził Czarny, a licealista tylko skinął głową.
-Kiedy tylko wyciągnę cię z tego piekła. - obiecał. Czas do wieczora zleciał im szybko i radośnie. Wygłupiali się, obejrzeli jakiś film komediowy, ale tak się przy nim wydurniali, że nie mają pojęcia, o czym był. Rozmawiali, zjedli przygotowany wspólnymi siłami obiad... było magicznie. Takiego życia obaj pragnęli, a najbardziej solenizant. Nie mógł uwierzyć, że to się dzieje, że spędza tak cudowne chwile z jedyną osobą, która go kocha i którą on kocha. Wieczorem jednak zrobiło się nieco poważniej. Siedzieli razem na kanapie, stykając się ramionami ale nic więcej i na razie panowała między nimi cisza. Każdy musiał chwilę pomyśleć.
-Hej, Bill? - zaczął w pewnym momencie Dredziarz. Orzechowe oczy spojrzały na niego.
-Hmm?
-Gdzie widzisz siebie za 5 lat? - czarnowłosy zastanowił się chwilę.
-Widzę siebie... kończącego liceum z jakimś dobrym wynikiem i... po odebraniu świadectwa widzę ciebie przy wyjściu. Podbiegam do ciebie i wtulam się, jak dzisiaj, a ty mówisz, że jesteś ze mnie dumny. Uśmiechasz się ciepło i zabierasz do siebie, gdzie razem przygotowujemy kolację, zupełnie, jak dzisiaj. - mówił, widząc dokładnie scenę przed oczami. Usłyszał cichy mruk ze strony przyjaciela.
-Mm... a potem? - blondyn wyraźnie zmierzał w jednym kierunku, ale nie będąc tego pewnym, solenizant bał się wykonać jakikolwiek fałszywy ruch. Nie zdawał sobie sprawy, że na prawdę podoba się Kaulitzowi.
-A potem wygłupiać się z tobą do białego rana i... po prostu dalej żyć, z tobą. - zakończył dość dwuznacznie swoją wypowiedź i upił trochę Coca-Coli ze szklanki. Spojrzał na licealistę. -A ty? Gdzie widzisz siebie za pięć lat? - Dredziarz zaśmiał się i udawał, że się zamyślił.
-Widzę się u boku młodszego ode mnie chłopaka o czarnych jak krucze pióra włosach i zniewalającym uśmiechu, który wciąż się do mnie tuli i sprawiam mu przyjemność na miliony sposobów. - uśmiechnął się, nie wiedząc, że czarnowłosego zabolało serce na myśl o tym. Chciałby być tym chłopakiem, o którym mówi jego towarzysz, ale nie łudząc się, że tak będzie, pogrążył się w swoich myślach. -Bill, nie odpływaj. Przed nami cała noc. - usłyszał i wtedy powrócił do rzeczywistości.
-Racja. - uśmiechnął się i rozpoczęła się ich wspólna noc.
Przecież wiadomo, że to Bill! Ide czytać dalej...
OdpowiedzUsuńBill tego nie wie :c
UsuńKocham to
OdpowiedzUsuń