Rozdział 27 - Epilog
Minął już rok, odkąd przeprowadziliśmy się z bratem do Los Angeles i żyło nam się tu na prawdę świetnie. Ginęliśmy w tłumie, więc bez obaw mogliśmy wychodzić sami na miasto. Czułem się, jakbym dostał skrzydeł, jakby ktoś wypuścił mnie ze złotej klatki. Bo to, co przeżyliśmy, było swego rodzaju złotą klatką. Mieliśmy prawie wszystko, ale wciąż czegoś nam brakowało. Wolności. I siebie. Zerknąłem na wtulonego w mój bok bliźniaka. Zaledwie parę godzin temu wróciliśmy z naszego domu w Hamburgu, gdzie spędziliśmy dwa miesiące przyjemnego lata. Przez resztę czasu, gdy żyjemy w Mieście Aniołów, wynajmujemy dom pewnej parze, studiującej w Hamburgu. Jedyne, co mogę o nich powiedzieć, to to, że są mili. Nic więcej, ale cóż... w tym wypadku to Bill zajął się formalnościami, ja jedynie podpisałem papierek, że zgadzam się na wynajem domu. Powoli zaczęliśmy też pracować nad nową płytą. Ale wciąż słyszeliśmy, że nie jesteśmy już tym, kim byliśmy. I mieli rację. Wszyscy. Zmieniliśmy się. Obaj. Bill zafarbował włosy na jasny blond i ściął je, do tego przybrał trochę na wadze i nie był już taki lekki, ale, nie oszukujmy się, wciąż kocham ten słodki ciężar. Zrobił sobie więcej kolczyków w uszach, doszło kilka tatuaży, a jego styl stał się bardziej męski, zrezygnował niemal zupełnie z makijażu a tipsy już dawno zniknęły. Wstąpiło w niego życie, energia, której w nim brakowało, od kiedy staliśmy się sławni. Teraz wolność uskrzydla nas obu, a miłość nie pozwala nam spaść, wciąż pozwalając nam na dotykanie nieba. Nigdy nie chcę spaść. Zbyt dobrze mi w ramionach bliźniaka. Jeśli chodzi, o moją zmianę, to rozpuściłem warkoczyki i przestałem farbować włosy, które zapuściłem. Same pociemniały do ciemnego brązu! Bill, jak oglądał moje odrosty, był tak zszokowany, że pytał, co mi się stało. Jego włosy już od dawna nie pociemniały i odrosty wciąż były w kolorze ciemnego blondu. Ale co mogłem powiedzieć? Stało się, i już. W naszym związku też zaszła zmiana. Chociaż wciąż to ja byłem stroną dominującą i częściej byłem na górze w trakcie seksu, to tak na prawdę to, kto jest na górze, przestało mieć aż takie znaczenie - liczyła się obopólna rozkosz, której doznawaliśmy za każdym razem. Co prawda wciąż obaj wolimy, kiedy to ja dominuję, ale gdy blondyn ma na to ochotę, pozwalam mu, chociaż uwielbiam się z nim droczyć. Jest taki uroczy, gdy błaga mnie, bym pozwolił mu dojść, i jest w stanie zrobić, dosłownie, wszystko! Sprawdziłem! Ale wykorzystuję to tylko, gdy mi na czymś na prawdę zależy, w końcu nie mogę się znęcać nad moim kochanym bliźniakiem. Zerknąłem na niego, ale spał spokojnie, jak niemowlę. Będąc w Niemczech mieliśmy nadzieję pogodzić się z mamą, jednak ta nie chciała dać nam nawet szansy. Obaj bardzo to przeżyliśmy, chociaż moja druga połowa chyba bardziej, z racji tego, że on z każdym problemem do niej latał. Starałem się go z tym wspierać, ale wiedziałem, że mu ciężko. Najbardziej chyba bolało go to, że gdy przyjechaliśmy, zamknęła się w sypialni swojej i Gordona, nie chcąc nas widzieć. A my? My po prostu wyszliśmy. Odjechaliśmy, jednak zatrzymaliśmy się za najbliższym zakrętem. Billy się rozkleił i musiałem go pocieszyć, nie byłbym w stanie prowadzić, mając go obok rozhisteryzowanego. Długo tuliłem go do piersi, głaszcząc po plecach i po prostu pozwalając mu się wypłakać. Nie potrzebowaliśmy słów, on wiedział, że jestem obok i go nie zostawię. Nasi przyjaciele jednak nie odwrócili się od nas, za co byliśmy im na prawdę wdzięczni. Gustav i Georg odwiedzili nas kilka razy, jednak nie chcieli przeprowadzać się z Niemiec, nie mieliśmy im tego za złe, ale przy każdym spotkaniu uświadamialiśmy sobie, jak bardzo nam ich brakuje. Cieszyliśmy się, mogąc ich zobaczyć. Miesiąc po pamiętnej popijawie w naszym domu, Abbie i Alice dostały pierwszą, już oficjalnie własną misję, jednak zrezygnowały z niej - mimo, że była to rodzinna firma, obie postanowiły założyć własną, małą działalność ochroniarską, a dzięki ich umiejętnością i doświadczeniom, szło im świetnie. Kilka dni później wyjechały do Kanady, gdzie miały ochraniać jakiegoś bankiera. Często do nas dzwonią i ściągamy je do siebie po każdej wykonanej przez nie misji, żeby je zobaczyć. Bardzo zżyliśmy się z nimi przez ten czas i stały się dla nas, jak rodzina. Jeśli chodzi o nowych znajomych z miasta, to nikomu nie zaufaliśmy jeszcze na tyle, by nazwać ich przyjaciółmi. Być może jest to spowodowane przykrymi doświadczeniami, a może ich dziwnym sposobem bycia, który zadziwia nas obu.
Podsumowując - moje, a właściwie nasze życie, to bajka i nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Obaj jesteśmy zadowoleni z naszego życia, w którym, co najważniejsze, mamy siebie nawzajem i zawsze możemy na siebie liczyć. Jestem wdzięczny losowi, że połączył mnie właśnie z nim. Razem, przez całe życie, od dnia poczęcia, przez życie, po grób. Bo, że będziemy razem zawsze, żaden z nas nie miał wątpliwości.
Spojrzałem na twarz bliźniaka, na której zaczęły tańczyć pierwsze promienie słońca, wpadające przez szparę w żaluzji i uśmiechnąłem się. Z pewnością mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwym człowiekiem. Szczęśliwym u boku swej prawdziwej miłości.
Komentarze
Prześlij komentarz