WIr haben uns auf Zufall getroffen - rozdział 12
Blodwłosy chłopak przechadzał się uliczkami Berlina. Był w świetnym nastroju. Za tydzień zaczynają się wakacje i będzie mógł mieszkać u wujka, a co za tym idzie, codziennie spotykać się z pewną czarnowłosą istotką. Widział się z nim dwa tygodnie temu, gdy świętowali jego urodziny i prawie wyznał tam czternastolatkowi, że go kocha. Właśnie usłyszał dźwięk przychodzącego połączenia, a widząc upragnione imię na wyświetlaczu, od razu odebrał.
-Bill? - Dredziarz właśnie wracał z miasta do domu, by móc odpocząć przy książkach i poczatować ze swoim ukochanym. Skrytym ukochanym, bo on właściwie o tym nie wie.
-Przepraszam, Tom... - usłyszał w słuchawce roztrzęsiony głos najdroższej sobie osoby. Momentalnie stanął jak wryty na środku chodnika. Słyszał po drugiej stronie płacz czternastolatka.
-Co się stało? Bill? - zaniepokoił się jeszcze bardziej, gdy chłopak mu nie odpowiadał. Czekał jednak cierpliwie, aż ten weźmie spokojniejszy wdech i będzie w stanie odpowiedzieć.
-Tu jest tyle krwi, Tom... ona nie przestaje płynąć. - zduszony głos czarnowłosego brzmiał tak żałośnie i rozpaczliwie, że aż mu się serce krajało.
-Co ty zrobiłeś, Billy? - spytał, czując, jak jego serce powoli zamiera.
-Nie mogłem już... ja nie daję rady... umieram, Tom. Przepraszam. Kocham cię, ale nie potrafię już tutaj żyć. - choć normalnie słowa "kocham cię" napawały by go szczęściem, teraz ogarnął go większy niepokój.
-Bill, czy ty podciąłeś sobie żyły? - spytał cicho, czując, jak życie z niego uchodzi.
-Przepraszam, Tom. - usłyszał słaby głos a później trzask i połączenie zostało przerwane. Z przerażeniem wybrał numer na pogotowie.
-Halo? - po drugiej stronie słuchawki rozbrzmiał kobiecy głos a on już pędził w stronę dworca.
-Mój przyjaciel, mieszka w Hamburgu, on podciął sobie żyły! - wykrzyczał przejęty do słuchawki. Szybko podał adres domu i dopadł do okienka kasjerki na dworcu. -Bilet do Hamburga, jak najszybciej. - poprosił, a kobieta wystukała coś na komputerze.
-Odjeżdża za 5 minut z miejsca numer 2...
-Ile? - zapytał po prostu. Cena nie gra roli. Nie da Billowi umrzeć.
-10 euro. - szybko wyciągnął z kieszeni odpowiednią sumę i odebrał od kobiety bilet. Poleciał na wspomniane miejsce i w ostatniej chwili wsiadł do autobusu. Całą drogę myślami był przy Billu. Miał nadzieję, że udało się go uratować. Pojechał do tego szpitala, co ostatnio i zapytał o niego w rejestracji.
-Sala numer 14. - oznajmiła pielęgniarka i już pruł po schodach. Dopadł do odpowiednich drzwi i wpadł do pomieszczenia. Na łóżku leżała blada, czarnowłosa postać z podłączonym tlenem i kroplówką i z zabandażowanym przedramieniem i sińcami na twarzy. Usiadł na krześle przy nim i schował jego dłoń w swoich. Po kilkunastu minutach ktoś wszedł do środka. Zobaczył pielęgniarkę.
-Pan z rodziny? - spytała się, ale on pokręcił jedynie głową.
-Przyjaciel. - rzucił cicho, na co kobieta skinęła i sprawdziła stan Billa.
-Powinien się pan nim dobrze zająć.. Stracił sporo krwi i podtopił się. Rodzina nawet nie chciała z nim tu przyjechać... W dodatku lekarze mówią, że został zgwałcony i pobity. Ma pełno ran na całym ciele, siniaków... - powiedziała, patrząc mu poważnie w oczy. -Jeśli pan może, niech pan utrzyma go przy życiu. - poprosiła, a Tom pokiwał głową.
-Nigdy go nie opuszczę. - przysiągł. To, co usłyszał, wstrząsnęło nim. Musi z nim poważnie porozmawiać. Nie wie, ile czasu upłynęło, kiedy czarnowłosy w końcu się ocknął, ale na pewno sporo, bo na zewnątrz zaczynało świtać.
-Tom? - usłyszał niewyraźny, zachrypnięty głos. Uśmiechnął się lekko do niego i pogładził dłonią jego policzek.
-To ja. Będzie dobrze.
-Przepraszam. - po policzkach czternastolatka popłynęły łzy. Dredziarz pokręcił głową.
-To już nie ma znaczenia. Czemu to zrobiłeś? - zapytał. Bał się odpowiedzi, ale musi wiedzieć. Czarnowłosy zaczął drżeć.
-Rodzice ostatnio traktują mnie jak dziwkę... - szepnął, zamykając powieki. -Nawet mnie biją i wciąż krzyczą... a w szkole... pobili mnie, a potem... potem zgwałcili. Wszyscy trzej... - jego głos drżał, tak jak i całe ciało. Dredziarz przytulił go delikatnie do siebie.
-Jestem z tobą, Billy. Proszę, wytrzymaj jeszcze. Wiem, że trzy lata to długo, ale wcześniej nie mogę cię stąd zabrać. Proszę, Billy. - szeptał mu do uszka. Chłopak wtulił się w niego i skinął głową.
-Postaram się. - obiecał. Dredziarz z powrotem zasiadł na krześle i wpatrzył się w niego jak w obrazek.
-Wytrzymasz to, Billy.
O Boże nie
OdpowiedzUsuńco tu sie kurde wyprawia
OdpowiedzUsuń