Lustereczko - rozdział 8
-Harry, co ty robisz? Przestań natychmiast!
Umiał używać zaklęć niewerbalnych, to prawda. Spróbował już Protego i kilku innych, ale nic mu nie wyszło. Najwyraźniej lina, która boleśnie raniła jego knykcie, blokowała użycie magii. Koniec końców mógł się tego spodziewać, ale spróbować zawsze trzeba.
-Nigdy cię nie zostawię...
Blondyn zamarł słysząc głos, jakim zostały wypowiedziane te słowa. To nie był głos jego ukochanego. Ten głos był zupełnie inny. Zimny, bezpłciowy, bezosobowy. Nawet jego przeszły ciarki wzdłuż kręgosłupa, gdy go usłyszał.
-Kim jesteś?
Postanowił, że trzeba czegoś dowiedzieć się o tej klątwie, że wtedy będzie łatwiej. A najłatwiej jest zrobić to zadając pytania. Miał nadzieję, że gdy prawdziwy Harry obudzi się rano, uwolni go i pójdą od razu do świętego Munga, zdając z tego dokładny raport.
-Mirror, mirror on the wall, tell me what I'm looking for.*
Malfoy od razu skojarzył tę piosenkę. Teraz mógł mieć stuprocentową pewność, że w tej chwili nie rozmawiał z Gryfonem a z klątwą. Najwyraźniej bardzo inteligentną i skuteczną klątwą. Chwilę później nie mógł jednak już o niczym myśleć, bo w jego głowę uderzyło coś ciężkiego i stracił przytomność.
TYMCZASEM - SALA PRZESŁUCHAŃ, MINISTERSTWO MAGII
-Panie Mall, chcielibyśmy zadań panu kilka pytań, by móc ocenić, jaką karę należy panu wymierzyć. Od czasu złapania przebywa pan w Azkabanie, prawda?
Głos samego Ministra rozniósł się echem po wielkiej sali, w której znajdowało się kilkuset czarodziei i czarownic, a po środku, w klatce i pod ścisłą ochroną, siedział przystojny mężczyzna w podartych ubraniach i z szerokim uśmiechem na ustach.
-Oczywiście, panie Ministrze. Swoją drogą Dementorzy to doprawde ciekawe stworzenia, cieszę się, że miałem okazję zobaczyć je z tak bliska i nie doznać Pocałunku.
Odpowiedział lekko sakrastycznie, czym jednak absolutnie nikt się nie przejął. W końcu niby czym mieli się tu przejmować? Oskarżony jest złapany i nie ma szans, żeby się wywinął. Odkąd Syriusz Black zdołał uciec z Azkabanu, Ministerstwo wszędzie podniosło ochronę do tego stopnia, że nawet mucha nie pozostawała niezauważona.
-Przejdźmy więc od razu do rzeczy. Z raportów wynika, że zabijał pan zarówno mugoli jak i czarodziejów i czarownice. Przyznaje się pan do tego?
-Owszem. Na swoim koncie mam dokładnie 47 ofiar mugolskiego pochodzenia i 34 ofiary ze świata magii.
Po tych słowach zapanowało poruszenie. W raportach była mowa o łącznej sumie ofiar wynoszącej 40 osób, a tu okazuje się, że było ich drugie tyle. Tego nikt się nie spodziewał.
-Nie doszliśmy jednak do sposobu, jak pan ich zabił. Państka różdżka została zniszczona i nie da się jej odtworzyć, by sprawdzić historię zaklęć. Przebadaliśmy ciała 5 ostatnich ofiar i nie znaleźliśmy śladów żadnego znanego nam zaklęcia. Wnioskujemy więc, że zabijał pan swoim autorskim zaklęciem. Możemy je poznać?
-Och, niech mi pan wierzy, niedługo je poznacie.
-Nie chce pan z nami współpracować?
-Nie, po prostu doświadczycie tego na własnej skórze.
-A niby jak, skoro siedzi pan w więzieniu, bez możliwości uprawiania magii?
-Rzuciłem zaklęcie na kogoś jeszcze. Na pewną bardzo znaną i bardzo ważną dla was osobę. Rzuciłem je tuż przed tym, jak trafiłem do Azkabanu. Minęły ponad dwa tygodnie i z pewnością klątwa daje mu się we znaki. Niedługo zobaczycie, jak perfekcyjnie działa moje zaklęcie.
Na koniec po sali poniósł się jego okropny, szaleńczy śmiech, od którego większość obecnej na sali osób dostała gęsiej skórki.
-Zabrać go.
Zarządzenie Misitra zostało wykonane bezzwłocznie i po chwili mężczyzny już nie było, jednak wszystkim w uszach wciąż brzmiał ten okropny śmiech.
-Panie Ministrze, musimy dowiedzieć się, na kogo rzucił to zaklęcie, nie możemy czekać!
-Trzeba mu podać Verita Serum, żeby do wszystkiego się przyznał!
-Jaką mamy pewność, że nie kłamał? Może chce nas tylko nastraszyć!
Czarodzieje i czarownice przekrzykiwali się nawzajem. Niektórzy kłócili się w małych grupkach, inni głośno wyrażali swoją opinię tak, by każdy ich usłyszał. Pewnym było jedynie to, że nikt tak do końca nie wiedział, co i jak powinni zrobić.
-Dość tego. Spróbujemy sami znaleźć czarodzieja, na którego jako ostatniego rzucono to zaklęcie. Jeśli nam się nie uda, wezwiemy go ponownie i użyjemy Verita Serum. Niech każdy tu obecny zrobi wszystko, by dowiedzieć się, kto jest jego, jeszcze żyjącą, ofiarą.
Zarządził Minister a po sali dało się słyszeć zarówno pomruki uznania, jak i te niezadowolenia. Starszy mężczyzna wyszedł z sali i zmierzał do swojego gabinetu, gdy usłyszał szybki stukot obcasów za sobą. Obejrzał się przez ramię i zobaczył zmierzającą ku niemu pracownicę o orzechowych włosach.
-Panie Ministrze, proszę zaczekać.
Poprosiła a gdy mężczyzna zatrzymał się, dołączyła do niego i uśmiechnęła się delikatnie.
-Uważam, że sprawę powinien zbadać Dracon Malfoy. Jest on naszym najlepszym człowiekiem wśród aurorów, jeśli chodzi o szukanie śladów, ludzi czy przedmiotów. Nada się do tego idealnie. Czy mam pozwolenie, by wysłać do niego sowę z danymi potrzebnymi mu do zadania?
Jak zwykle szybko wyrzuciła z siebie potok słów, będąc jednocześnie przerażona jak i podekscytowana. W latach szkolnych przyzwyczaiła się do życia pełnego niespodzianek i niebezpieczeństw, które jednak zdecydowanie się uspokoiło po śmierci Sami-Wiecie-Kogo.
-Tak, pani Wesley, myślę, że to będzie dobry pomysł. Proszę również wysłać sowę do pana Pottera i poprosić, by zaniechał swojej misji. Proszę też dodać, że oczywiście otrzyma za nią mimo wszystko 100% wynagrodzenia i wykona ją w innym terminie. Niech jak najszybciej stawi się na przesłuchanie. Bardzo możliwe, że wie, na kogo rzucono klątwę.
-Myśli pan, że nie powiedziałby o tym?
-Myślę, że skoro klątwa nie działa od razu to mógł pomyśleć, że ofiara zdołała się obronić, podczas gdy w rzeczywistości tak nie było. Chciałbym to sprawdzić. Zajmie się tym pani?
-Oczywiście, może pan na mnie liczyć. Raport z dzisiejszego przesłuchania znajdzie pan z samego rana na pańskim biurku.
-Dziękuję, pani Wesley. Proszę też czasami odpocząć i nie zajmować się wszystkim na raz. I tak wykonuje pani świetną robotę.
Powiedział na odchodne i nie mógł już zauważyć, jak młoda kobieta wręcz dostała skrzydeł, czując się mile połechtana tak rzadką od Ministra pochwałą. Gdy się otrząsnęła, szybkim krokiem ruszyła do swojego gabinetu, by jak najszybciej skończyć i móc wrócić do swojego męża i dzieci.
Komentarze
Prześlij komentarz