Zagubiony kociak - Rozdział 26
Przez kolejne trzy tygodnie moje myśli ciągle zaprzątała próba znalezienia rozwiązania problemu Jurija. W końcu nie mogłem pozwolić, by dalej się nad nim znęcano. Mimo wszystko nie było to proste, bo chłopak za nic nie chciał mi powiedzieć, kim są jego dręczyciele, twierdzą, że to nic takiego i przez te kilka miesięcy da sobie z tym radę. Ani prośby ani groźby nie zdawały egzaminu.
Dzisiaj znów był dzień, gdy mieli się nad nim znęcać. Specjalnie urwałem się z ostatniej lekcji i czekałem pod jego szkołą, chcąc móc odpowiednio wcześnie zainterweniować. Czekałem na nich mniej niż 20 minut, gdy zobaczyłem blondyna ciągniętego przez trójkę jakiś chłopaków w stronę wyjścia. Ponieważ założyłem bluzę z kapturem nie rozpoznali mnie od razu i przechodząc obok mnie złapałem jednego z nich za ramię.
-Hej, o co ci chodzi?!
Wrzasnął, odtrącając moją dłoń i wtedy poczułem na sobie spojrzenia wszystkich. Uśmiechnąłem się lekko, widząc, jak te knypki już trzęsą nogami ze strachu. Chwyciłem tego, który stał najbliżej mnie za rękę i lekko mu ją wykręciłem, uważając, by go nie uszkodzić.
-Chyba lubicie dręczyć słabszych. Może teraz ja was podręczę?
Spojrzałem po ich twarzach po czym przerzuciłem wzrok na Jurija, który stał obok z szeroko otwartymi oczami i miał lekko rozchylone usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie do końca wiedział, co.
-Zostaw mnie! Chłopaki, pomóżcie!
Chłopak, którego trzymałem, wiercił się niemiłosiernie, więc odepchnąłem go od siebie tak, że upadł na ziemię i rozgrzałem dłonie, strzykając knykciami.
-Teraz czas na waszą dwójkę...
Powiedziałem, ale nie musiałem nic więcej mówić. Cała trójka sprawców bólu rosjanina uciekła, aż się za nimi kurzyło a mnie wprowadziło to w na tyle wyśmienity nastrój, że aż zacząłem się śmiać.
-Dlaczego to zrobiłeś? Mówiłem, że sam sobie poradzę.
Spojrzałem na blondyna, który spuścił głowę, zasłaniając twarz swoimi długimi włosami. Momentalnie przestałem się śmiać i zacząłem się martwić, ale zaraz po tym spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem na malinowych ustach. Podszedł do mnie i przytulił się, więc objąłem go ramionami.
-Dziękuję.
Szepnął, po czym wziął swoją torbę z ziemi, która w pewnym momencie spadła mu z ramienia i chwycił mnie za rękę.
-Idziemy do domu?
Zapytał, na co skinąłem głową i cieszyłem się, że nie musi się już niczym martwić. Zrobię wszystko, by już zawsze mógł być tak beztroski i szczęśliwy, jak w tej chwili.
Komentarze
Prześlij komentarz