Odnaleźć siebie - Rozdział 8 - REWRITE


 pov Justin

Po dłuższej chwili udało mi się jednak w końcu uspokoić a ktoś w tym czasie przyniósł tacę z wodą i śniadaniem, jednak nie zdołałem zauważyć, kto to był, bo posiłek odebrał Nicholas, układając mi go na kolanach. Od razu dopadłem do szklanki wody i wypiłem ją jednym chaustem zauważając, że tuż obok stoi jeszcze cały pełny dzbanek, który właściciel domu przestawił zaraz na stolik nocny obok łóżka. Odetchnąłem głęboko czując, jak moje gardło powoli odżywa i zamknąłem na moment oczy, próbując ogarnąć to wszystko rozumem a mężczyzna przyglądał mi się z nieskrywaną niepewnością i niepokojem, nawet nie próbując się do mnie zbliżyć co w jakiś sposób mnie irytowało. Pragnienie jego dotyku było tak silne, że ledwo mogłem nad tym zapanować. Mimo że udowodnił mi swoją prawdomówność wciąż nie potrafiłem zmusić samego siebie do pozwolenia sobie na zaufanie mu. 

-Więc... ty jesteś Wilkiem?

Zapytałem w końcu bo uświadomiłem sobie, że od dość długiego czasu milczałem i wypadałoby się odezwać. Musiałem jednak wyjaśnić tą sytuację, która była dla mnie trochę zawiła ale po głębszym zastanowieniu się w ogóle nie była dla mnie dziwna, co zaskoczyło nawet samego mnie.

-Tak. 

-I ja też jestem Wilkiem?

-Tak.

-Wczoraj przeszedłem... jak to mówiłeś... Przebudzenie?

-Tak.

-Okay. Rozumiem.

Widziałem błysk nadziei w jego kawowych oczach, co sprawiło że w moim sercu rozlało się przyjemne ciepło. Zdecydowanie za bardzo jak na obcą osobę zależało mi na jego szczęściu. Wolałem jednak nie poruszać kwestii mojego oddziałowywania na niego, bo nawet samo siedzenie spokojnie te kilkanaście centymetrów od niego było niezwykle trudne. Wziąłem w dłoń jedną z przygotowanych przez kogoś kanapek i powoli zacząłem ją gryźć, zastanawiając się nad tym wszystkim. Żołądek jednak znowu odmówił mi posłuszeństwa, bo gdy tylko przełknąłem gryza zaniosłem się kaszlem i niemal wywaliłem całą tacę, która szybko zniknęła z mich kolan a ciepłe dłonie głaskały mnie po plecach, działając na mnie uspokajająco. Po ataku kaszlu odetchnąłem głęboko i zanim zdążyłem o tym pomyśleć oparłem się plecami o umięśnioną klatkę piersiową a zapach lasu, wiatru i deszczu uderzył we mnie bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej, zamraczając mnie na moment. Ciepłe ramiona obejmowały mnie w pasie a ja, wbrew wszystkiemu, czułem się zaskakująco dobrze i bezpiecznie. Jakbym był na swoim miejscu.

-Nie mogę uwierzyć, że w końcu tu jesteś i nie muszę cię okłamywać.

Usłyszałem cichy szept dwudziestopięciolatka i spojrzałem na niego od dołu, szczerze zaskoczony. Wyglądał, jakby trochę się zmieszał, zupełnie jakby w ogóle nie miał zamiaru mówić tego na głos.

-Nie chciałem na razie poruszać tego tematu, bo już dość miałeś szoku na dziś...

Przyznał co wydało mi się całkiem szczerze i z niewyjaśnialnych dla mnie powodów chciałem mu zaufać. Podniosłem się lekko, nie wyplątując się jednak z bezpiecznych ramion mężczyzny i spojrzałem mu w twarz. Mój wzrok jednak szybko zszedł na jego usta i zdawało mi się, jakby wołały mnie do siebie. Pragnienie posmakowania jego pełnych warg było tak silne, że niemal mnie obezwładniało. Musiał to zauważyć, bo odgarnął mi włosy z czoła, zwracając moją uwagę znowu na jego oczy.

-Mogę cię pocałować?

Zapytał cicho, zaskakując mnie tym pytaniem. 

-Tak...

Nawet nie zdążyłem pomyśleć, ta odpowiedź wyrwała się z moich ust o wiele szybciej, niż byłbym się spodziewał i o tym, że to powiedziałem zorientowałem się dopiero w momencie, gdy usta Nicholasa delikatnie muskały moje, wywołując pożar w moim ciele, którym zawładnęło ogromne pragnienie. Mimo że wciąż czułem się niezwykle słabo, moje ciało domagało się więcej, mocniej, intensywniej - teraz, zaraz, natychmiast. Zacisnąłem dłonie w pięści, wbijając sobie paznokcie w dłonie i próbując tym samym powstrzymać się przed gwałtowniejszą rekacją. Pocałunek ten był długi, czuły i tak zniewalający, że jeszcze długo po nim nie mogłem oddychać i miałem wrażenie, że jego usta wciąż nakrywają moje. Podświadomie zbliżyłem się do niego, nie mogąc znieść tej znów dzielącej nas odległości i mimo że z całych sił starałem się powstrzymać, wbiłem się w jego usta z zapamiętaniem, nie chcąc pozwolić mu już nigdy odsunąć się ode mnie nawet na chwilę, co było niezwykle naiwne z mojej strony. Westchnąłem cicho z żalem, gdy po bardzo długim czasie Nicholas doprowadził do przerwania pocałunku i musnął na sam koniec wargami moje czoło, po czym zajrzał mi w oczy.

-Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym pójść dalej i już nigdy nie wypuścić cię z ramion... nie mogę teraz jednak tego zrobić.

-Dlaczego?

Kolejna odpowiedź, którą udzieliłem szybciej, niż w ogóle zdążyłem o tym pomyśleć za co aż chciałem dać sobie mentalnie w twarz. Mężczyzna uśmiechnął się lekko, jakby z rozczuleniem i miłością, co zdziwiło mnie chyba najbardziej z dzisiejszego dnia.

-Po pierwsze dlatego, że jeszcze nie jesteś na to gotów. Nie zakończyłeś Przebudzenia a w dodatku twoje ciało jest mocno osłabione i mógłbym cię skrzywdzić a tego bym nie zniósł. Poza tym nie masz pojęcia, dlaczego tak na mnie reagujesz a chcę, żebyś oddał mi się dobrowolnie i z pełną świadomością tylko wtedy, gdy sam będziesz tego chciał. 

Wyjaśnił a ja zdałem sobie sprawę, że ma on całkowitą rację. Westchnąłem ciężko zwieszając głowę, wręcz nie mogąc uwierzyć w moją głupotę i naiwność, jednak nie skomentowałem tego.

-Każda istota żywa ma w sobie tak na prawdę tylko połowę duszy. Ludzie jednak nie odczuwają tego tak bardzo, jak inne istoty. Dusze te są ze sobą związane od setek lat. Od początku  świata. Każdy z nas dostaje jedynie połowę, mając za zadanie w ciągu swojego życia odnaleźć swoją drugą połówkę. Gdy to się stanie, nie potrafimy się już rozdzielić. Jako Wilki reagujemy na siebie bardzo intensywnie i właśnie tego doświadczasz. Jesteś moją Duszą a ja twoją. Odnaleźliśmy się, Justin. Po raz kolejny w dziejach świata naszym Duszom udało się odnaleźć. 

Słuchałem go z uwagą a całe moje zachowanie zaczęło nabierać dla mnie coraz większego sensu. Kiwałem głową ze zrozumieniem, jednak nie odezwałem się ani słowem. W końcu, po kilku minutach milczenia, mężczyzna zsunął mnie ze swoich kolan i zniknął w jakimś przylegającym do pomieszczenia za innymi drzwiami, niż te prowadzące na korytarz tylko po to, by po chwili wrócić i obdarzyć mnie najpiękniejszym uśmiechem na świecie.

-Pomyślałem, że będziesz chciał wziąć kąpiel. Zaraz będzie gotowa. Będziesz mógł się umyć, odpocząć i zrelaksować się. W łazience są już przygotowane dla ciebie ubrania. Dasz radę sam wstać z łóżka czy chcesz, żebym ci pomógł?

Czy chciałem, żeby mi pomógł? Oczywiście! Chciałem, żeby się do mnie zbliżył, żeby mnie dotknął - całe moje ciało wręcz krzyczało, błagając o jego bliskość. Starałem się jednak zdusić w sobie to uczucie na tyle na ile mogłem, co w cale nie było takie proste, jakby się mogło wydawać. 

-Możesz mi, proszę, pomóc?

Odpowiedziałem w końcu, odrzucając kołdrę i zsuwając się na sam kant łóżka, jednak on był przy mnie jeszcze nim moje stopy dotknęły podłogi. Wziął mnie pod ramię i pomógł mi wstać. Przez zmianę pozycji niemal od razu zakręciło mi się w głowie i zachwiałem się lekko. Gdyby nie Nicholas, z pewnością upadłbym na podłogę. Spojrzałem więc na niego z wdzięcznością i pozwoliłem poprowadzić się od łazienki, nim mężczyzna zniknął, zostawiając mnie samego. Szybko zrzuciłem z siebie przepocone ciuchy i zanurzyłem się w gorącej wodzie, babrając sobie nos pianą, pod którą skrywało się moje ciało. Teraz zdecydowanie miałem zarówno czas jak i możliwość, żeby sobie to wszystko przemyśleć. Brak obecności Nicholasa i brak tego jego narkotycznego zapachu zdecydowanie ułatwiał myślenie, nawet mimo wciąż ogólnej słabości organizmu i bólu głowy. 

Może właśnie przez to zaczęły w końcu nachodzić mnie wątpliwości. Nie sądziłem, żeby kłamał w kwestii bycia Wilkiem - w końcu na własne oczy widziałem, jak zmienia się w Wilka a potem z powrotem w człowieka. Czy ja faktycznie przeszedłem przebudzenie? To była kwestia dyskusyjna o której za jakiś czas mogłem się przekonać. Jednak cała ta sprawa z zaufaniem, bezpieczeństwem, połączeniem dusz... nie wierzyłem, aby to wszystko było kłamstwem - na prawdę dawałem wiarę jego słowom o tym, że wszyscy mamy drugą połówkę, którą musimy odnaleźć. W wątpliwość poddawałem jednak fakt, czy on mógłby być moją drugą połówką i czy moglibyśmy stworzyć razem jakiś związek. Zbyt wiele razy byłem już wystawiony na pośmiewisko i zbyt wiele razy oszukiwano mnie, dając mi na początku złudne poczucie bezpieczeństwa i sprawiając, że obdarzyłem daną osobę zaufaniem, by potem jeszcze bardziej mnie zranić. Strach, że tak właśnie mogło być w tym przypadku z każdą chwilą stawał się coraz silniejszy i miałem ogromną ochotę uciec, zniknąć z tego domu a najlepiej z powierzchni ziemi - znaleźć się w miejscu, gdzie nikt mnie nigdy nie znajdzie.

W końcu jednak woda stała się zimna i musiałem przerwać moje rozmyślania, jeśli nie chciałem rozchorować się jeszcze bardziej. Westchnąłem ciężko, chwytając się brzegów wanny. Co ja tak właściwie powinienem teraz zrobić?

pov Nicholas

Pozostawiłem Justina na górze i zszedłem do swojego gabinetu, chcąc w międzyczasie ogarnąć rzeczy niecierpiące zwłoki. Nie byłem pewien, czy w ogóle mam jakieś zadania do wykonania czy też nie ale warto wykorzystać ten wolny czas i to sprawdzić. Myślami wciąż jednak byłem przy chłopaku i miałem wrażenie, że on nie do końca mi uwierzył albo wręcz wypierał ze swojej świadomości to, co się z nim działo. Nie mogłem jednak na niego naciskać i musiałem czekać, żeby móc zareagować odpowiednio.

-Co to ma być?

Mruknąłem, chwytając jedną z leżących na biurku kartek i przeglądając ją. Faks sprzed dwudziestu minut z filii mojej firmy, w której pracował Justin. Najwyraźniej jego ojciec albo raczej opiekun, bo wątpiłem aby faktycznie byli spokrewnieni, zaczął robić awanturę domagając się informacji, gdzie znajduje się jego podopieczny i zmusił moją pracownicę do dania mu mojego adresu. Powiedzieć, że mnie to zdenerwowało to jakby nic nie powiedzieć. Nie byłem jednak zły na tę niewinną dziewczynę - denerwowała mnie ta cała sytuacja i ten, kto ją wywołał. Ledwo odłożyłem papier na biurko decydując, że muszę coś wymyślić aby się z tego wyplątać, gdy usłyszałem poruszenie przed domem i jakieś przeczucie podpowiadało mi, że dokładnie wiem kto przyszedł. Warcząc cicho wstałem zza biurka i po kilku chwilach stałem w drzwiach frontowych, obserwując jak trzy wilki otaczają i niemal warczą na naszego gościa, którego w cale nie chciałem tu widzieć. W tym domu najwyraźniej wszystko ma efekt domina i nie można mieć nawet chwilę na przemyślenie całej sytuacji. 

-Macie mi oddać tego bachora, skurwiele! Jeszcze mnie nie spłacił! Jak mnie spłaci to możecie z nim robić, co chcecie ale póki co ma wrócić do dmnie!

Awanturował się mężczyzna, który tym razem zdecydowanie pijany nie był. Gdyby był po alkoholu mogłoby być łatwiej go zmanipulować, jednak gdy miał trzeźwy umysł mogło się to skomplikować. Westchnąłem ciężko wiedząc, że muszę się tym zająć nim dojdzie do bójki.

-Wpuśćcie go. Panie Butler, zapraszam do mojego gabinetu. Tylko spokojnie, bo nie odpowiadam za pańskie bezpieczeństwo.

Powiedziałem najbardziej lodowatym tonem, na jaki było mnie stać. Nie pałałem nawet cieniem sympatii do tego człowieka. Miałem tylko nadzieję, że zdołam go spławić nim znajdujący się na górze nastolatek skończy się myć i będę mógł szybko do niego wrócić, oszczędzając mu stresu. Gdy się odrobinę uspokoiłem i usiadłem w moim fotelu w gabinecie, do mojego bardzo wyczulonego nosa dotarł nieprzyjemny zapach papierosów i alkoholu - zdecydowanie zbyt mocny jak na jedną osobę a jednak pochodził on od tego jednego, siedzącego naprzeciwko mnie mężczyzny. Jak się nad tym zastanawiałem, to Justin przychodząc do pracy też zawsze delikatnie śmierdział tą mieszanką. Zastanawiałem się nawet, czy nie pali ale coś mi podpowiadało, że powinienem odrzucić tą opcję. Zmierzyłem mężczyznę złowrogim spojrzeniem. Miałem nadzieję załatwić to szybko.

Komentarze

Popularne posty