Czarny Pan - Rozdział 2
Zastanawiałem się, jakim cudem ci wszyscy idioci, zgromadzeni w tym momencie w gabinecie dyrektora, uwierzyli w moje kłamstwa. Całe szczęście, że na minutę czy dwie zostawili mnie samego. W kieszeni mojego ubrania zawsze miałem kilka przydatnych eliksirów szczególnie te, o których nie uczyli nas w szkole nawet na 7 roku. Większość z moich potajemnych zasobów była czymś, co w teorii znali tylko aurorzy. Dzięki temu, że na moment zostawili mnie samego, miałem czas na zażycie eliksiru, który uniemożliwiał działanie Verita Serum a jednocześnie ulatniał się z organizmu po zaledwie 6 godzinach i w połączeniu z Verita Serum "ukrywał się" on za eliksirem prawdy, dzięki czemu był nie do wykrycia. Dlatego, gdy wszyscy z powrotem weszli do obszernego gabinetu dyrektora, byłem przygotowany. Profesor McGonagall stanęła u mojego boku, kładąc mi dłonie na ramieniu, jednak ja wciąż nie podnosiłem wzroku, pozwalając by moje przydługie włosy zasłaniały moją twarz a jednocześnie przygryzałem kciuk, jakbym faktycznie był zdenerwowany a nie tylko grał.
-Podamy teraz Harry'emu Verita Serum. Harry, musisz tylko odpowiadać na nasze pytania, dobrze?
Zarządził w końcu Dumbledore a ja skinąłem głową. Nie spodziewało się, że pójdzie mi aż tak łatwo. "Niepewnie" wziąłem do ręki kielich z wodą i eliksirem, który podał mi Snape i wypiłem jednym haustem do dna. Starałem się, aby po moich policzkach wciąż od czasu do czasu płynęły łzy. Wszyscy patrzyli na mnie w oczekiwaniu i przeczekali kilka sekund by mieć pewność, że eliksir zaczął działać.
-W porządku, na początek coś prostego... Harry, kto został najbardziej poszkodowany w całej przygodzie z Bazyliszkiem na drugim roku twojej nauki?
Zagryzłem wargę i zawahałem się przez moment, chociaż w rzeczywistości próbowałem się nie roześmiać. Chcieli mnie pytać o takie banały, by sprawdzić czy mówię prawdę?
-Lockheart... panie dyrektorze.
-Mam inne pytanie, panie dyrektorze. Czy na drugim roku to ty i twoi znajomi wykradli z mojej kolekcji składniki do przygotowania eliksiru wielosokowego i czy go wykonaliście?
Snape jak zwykle był o wiele bardziej podejrzliwy, niż ktokolwiek inny i jako jedyny mi nie ufał. Cóż... miał rację, jednak nie zamierzałem go okłamywać. Znaczy się, w tym pytaniu.
-Hermiona wykradła składniki. Potem uważyliśmy eliksir i każdy z nas go wypił. Ja i Ron zmieniliśmy się w Crabbe'a i Goyle'a a Hermiona popełniła błąd i zmieniła się w kota Mili. Wyglądała dość zabawnie.
Mówiłem cicho i powoli, co chwilę rzucając niepewne spojrzenia na zdenerwowanego profesora Moodiego. Wydaje mi się, że po latach bycia torturowanym opanowałem granie ofiary do perfekcji.
-Możemy zaczynać. W takim razie, panie Potter... co takiego zrobił ci profesor Moody?
Słysząc to pytanie zacząłem ciężej oddychać i znowu zwiesiłem głowę, jednocześnie bawiąc się palcami mojej dłoni. Oczywiście doskonale wiedziałem, co mam mu powiedzieć.
-On... ja... ja nie wie... nie wiedziałem, ja...
Poczułem zaciskającą się na moim ramieniu dłoń Minerwy i specjalnie zacząłem płakać, chowając twarz w dłoniach. Nie musieli widzieć mojej twarzy bo sądzili, że eliksir prawdy działa.
-Najpierw tylko mnie dotykał... zaczął od kolan a potem... potem szedł coraz wyżej... któregoś dnia kazał mi... kazał mi... ro... ro... roze... brać się. Powiedział, że chce mi pomóc... że mi pomoże...
Mówiłem, co chwilę przerywając i pociągając nosem a mój głos się załamywał. Moody jednak nie wytrzymał tego dłużej.
-On kłamie! Wierutne kłamstwa!
-Spokój! Dajmy dokończyć Harry'emu.
Uśmiechnąłem się w duchu wiedząc doskonale, że wszyscy tu są po mojej stronie. Nie musiałem się już za specjalnie niczym przejmować ale i tak należało odegrać moją rolę do samego końca.
-Potem on... to tak strasznie bolało... Czułem się... brudny. Powiedział, że to mi pomoże... że to musi zostać między nami... potem... potem on... zrobił to jeszcze kilka razy...
Ostatnie słowa wyszeptałem, jakbym nie był w stanie już dłużej mówić. Rozpłakałem się na samym końcu jeszcze bardziej, zanosząc się szlochem, jakbym nie był w stanie go opanować.
-To chyba wszystko...
-Dumbledore, nie bądź idiotą! On kłamie jak z nut!
-Jeśli mogę się wtrącić...
Zamarłem, słysząc głos Snape'a. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że dyrektor bardzo sobie ceni jego zdanie. Jeśli ma jakiekolwiek wątpliwości co do mojej prawdomówności, cały plan mógł runąć w gruzach.
-Z całym szacunkiem ale pan Potter jest uczniem zaledwie czwartego roku w Hogwartcie. Uczeń w jego wieku i na jego poziomie wiedzy, szczególnie taki z brakiem wybitnego talentu do eliksirów, nie ma prawa znać ani tym bardziej uważyć znanego jedynie aurorom i kilkoro mistrzom eliksirów odtrudki na działanie Verita Serum. Nie mam więc wątpliwości, że pan Potter nie kłamie, chociaż przyznaję to nad wyraz niechętnie. Wolałbym, by jego oskarżenia okazały się fałszywe, proszę mi wierzyć.
Odetchnąłem z ulgą i skuliłem się bardziej w fotelu, jakbym chciał się w niego wtopić. Przerażęnie i granie ofiary jakby weszło mi w krew. Miałem nadzieję, że nie będą mnie już dłużej maltretować bo nie wiedziałem, ile czasu jeszcze uda mi się powstrzymywać śmiech.
-Snape, zabierz proszę pana Moody'ego do celi w lochach. Wezwę aurorów, którzy się nim zajmą. Pan Potter może już wrócić do swojego dormitorium, o ile nie chce pójść do skrzydła szpitalnego.
Zarządził dyrektor a ja gratulowałem sobie w duchu. Pierwszy cel osiągnięty.
***
Kochani,
Proszę, nie bądźcie obojętni ani wobec własnej ani wobec czyjejkolwiek przemocy seksualnej i reagujcie. Jestem z Wami całym sercem i wspieram Was w tym, co robicie.
Według Centrum Praw Kobiet rocznie dochodzi do 30 tysięcy gwałtów, chociaż wciąż ogromnie wiele spraw nie jest zgłaszane.
Proszę, nie pozostawajcie cicho.
~Neko
Komentarze
Prześlij komentarz