Czarny Pan - Rozdział 3
Leżałem na swoim łóżku w dormitorium, odcięty od świata ciężkimi kotarami, i z zadowoleniem myślałem o przebiegu dzisiejszego dnia. Osiągnąłem zdecydowanie wszystko, co chciałem. Doprowadziłem do śmierci niewinnego Cedrika, zabiłem Voldemorta, stałem się nowym Czarnym Panem i zamknięto Moody'iego, który najbardziej mógł mi przeszkodzić w moich planach. Ta banda idiotów od tak mi uwierzyła, nawet nie pomyśleli o tym, że mogę kłamać! Jako Złoty Chłopiec miałem przywileje już dawno, ale nie spodziewałem się, że mają mnie za aż tak niewinną osóbkę. Wszystko szło wręcz idealnie.
Potem przeszedłem do powtarzania planu na jutrzejszy dzień. Wiedziałem, co chcę zrobić i już nie mogłem się doczekać. Zapowiadał się na prawdę dobry początek moich planów i mojego panowania nad światem czarów.
Obudziłem się o wschodzie Słońca i gdy tylko wyjrzałem zza kotar, zauważyłem zmartwione spojrzenia Rona i Neville'a. Oczywiście w Hogwartcie nic nie pozostawało długo tajemnicą i wszyscy już wiedzieli o tym, że Wybraniec był wykorzystywany seksualnie przez byłego aurora i dotychczasowego nauczyciela Obrony przed Czarną Magią. Uśmiechnąłem się do nich "smutno" i westchnąłem ciężko, po czym starając się nie zwracać na siebie zbyt dużo uwagi zebrałem swoje rzeczy i poszedłem do łazienki, chociaż w rzeczywistości każdy będzie dzisiaj na mnie patrzył.
Za realizację swojego planu zabrałem się już na śniadaniu, gdy przechodząc obok stołu Ślizgonów niby przypadkiem wcisnąłem pewnemu blondynowi karteczkę w rękę i po rzucanych mi przez niego spojrzeniach w trakcie lekcji wiedziałem, że wiadomość do niego dotarła. Dlatego po obiedzie skierowałem się do jednej z opuszczonych łazienek i usadziłem się na parapecie, czekając na to, co będzie. Chociaż i tak nie miałem wątpliwości, że wszystko pójdzie po mojej myśli.
Uśmiechnąłem się, gdy usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi ale skryłem uśmiech jak najszybciej mogłem i spojrzałem "smutno" na mojego niedawnego wroga a wkrótce moją marionetkę. Skuliłem się bardziej na parapecie i zauważyłem zmieszanie i niepewność na jego twarzy. Cóż mogłem powiedzieć? Bawiła mnie ta gra a jednocześnie wiedziałem, że to dopiero początek.
-Dziękuję, że przyszedłeś.
Wyszeptałem a mój głos poniósł się echem po opuszczonym pomieszczeniu. Blondyn przestąpił z nogi na nogę i westchnął ciężko, jakby nie mógł zebrać myśli.
-Chciałeś czegoś ode mnie?
Na to czekałem. Ześlizgnąłem się z parapetu i zacząłem nerwowo drapać się po przedramieniu, żeby okazać mu moją niepewność i zakłopotanie, których w cale nie czułem.
-Tak, ja...
Zacząłem ale zwiesiłem głowę i przerwałem, jakbym wahał się przed powiedzeniem tego, co siedziało mi w głowie. Odczekałem kilka chwil, nim kontynuowałem.
-Gdy wczoraj mnie obroniłeś... poczułem, że tylko na tobię mogę polegać. Nawet moi przyjaciele nie zareagowali. Zainteresowali się tym dopiero potem. Tylko ty... ty zauważyłeś, że coś jest nie tak i mnie obroniłeś.
Mówiłem bardzo powoli i głos mi się wahał. Nie widziałem twarzy Draco ale mogłem dać sobie rękę uciąć, że czuł się conajmniej nieswojo. Jednak dokładnie tak miał się czuć.
-Przepraszam, ja... ja tylko pomyślałem, że... że mogę ci zaufać.
Dodałem i zacząłem się wycofywać. Nie zdążyłem się jeszcze nawet schylić po swoją torbę, gdy poczułem ucisk na przedramieniu a gdy uniosłem wzrok, spojrzałem prosto w srebre oczy. I chociaż w ich tęczówkach widziałem współczucie, na jego ustach widniał ciepły uśmiech.
-Możesz, Harry. Możesz mi zaufać.
To powiedziawszy Draco przytulił się a po sposobie, w jaki to robił, w końcu do mnie dotarło. Dotarło do mnie, dlaczego tylko on dostrzegł przygotowane przeze mnie wskazówki. Dlaczego tak zareagował a nie inaczej. Dlaczego mi pomógł.
On też został wykorzystany.
Komentarze
Prześlij komentarz