Other universe - Rozdział 14
Piszczało mi w uszach.
Okropnie wysoki, przeszywający dźwięk przewiercał się przez moją czaszkę, jakby chciał rozsadzić mi mózg ale był jednocześnie zbyt słaby, by to zrobić.
Nie miałem pojęcia, co się stało. Obraz rozmywał mi się przed oczami - mogłem widzieć jedynie unoszący się nade mną ciemny kurz, który zdawał się mnie otaczać. Nie mogłem oddychać, jakby coś przygniatało mi klatkę piersiową ani nie mogłem się ruszyć. Nie byłem pewien, czy byłem pod czymś uwięziony czy też z jakiegoś powodu moje ciało stało się tak cholernie ciężkie, że nie potrafiłem się poruszyć. Czym dłużej ta sytuacja trwała, tym bardziej wpadałem w panikę i zastanawiałem się, co się dzieje i co teraz ze mną będzie. Próbowałem sobie przypomnieć, co się tak właściwie wydarzyło ale miałem jedynie jakieś mgliste wspomnienia scen, które wydarzyły się - według mnie - zaledwie chwilę temu.
Jiraya uwolnił się z więzów i zaczął walczyć z Itachim i Pain'em. Potem usłyszałem jakiś huk i... kolejnym co pamiętam było właśnie to.
-Co się stało?
Zapytałem lisa, jednak on mi nie odpowiadał. Zdawało mi się, jakby spał co było dla niego raczej nietypowe - zawsze czułem jego obecność i czułem, jak mnie obserwuje. Teraz nie czułem nic takiego.
-Naruto!
Usłyszałem znajomy głos ale byłem tak zdezorientowany, że nie potrafiłem powiedzieć skąd dochodził a nawet nie od razu zorientowałem się, do kogo on tak właściwie należy. W dodatku miałem wrażenie, że przez ten pisk który dalej słyszałem głos był po prostu zniekształcony. Po chwili nade mną pojawiła się zmartwiona twarz Konan, którą i tak ledwo widziałem bo wciąż miałem problemy ze wzrokiem. Ściągnęła ze mnie to coś, co mnie przygniatało do ziemi i w końcu mogłem zaczerpnąć głęboki oddech - co okazało się nie być najlepszym pomysłem, bo od razu zacząłem kaszleć i krztusić się kurzem.
-Spokojnie, zabiorę cię stąd.
Obiecała mi i po chwili czułem, jak coś się pode mną formuje. Potrzebowałem chwili żeby zrozumieć, że Konan wykorzystuje właśnie swoją technikę origami ale dopiero gdy uniosłem się trochę nad ziemią zorientowałem się, że utworzyła z nich pode mną prowizoryczne nosze. Trzymała mnie za rękę, wyprowadzając mnie z tego pomieszczenia a ja ściskałem jej palce, gdy musiałem zamknąć oczy bo widok rozmazanego, przesuwających się nade mną sufitu i świateł sprawiało, że czułem się jakbym miał zaraz zwymiotować. Otworzyć oczy odważyłem się dopiero, gdy poczułem jak się obniżam a po chwili kartki papieru zniknęły pode mną i poczułem miękki materac pod plecami. Odetchnąłem cicho ale wciąż nie odważyłem się nic powiedzieć. Bałem się odpowiedzi na pytanie, które chciałem zadać.
-Orichimaru, dobrze że jesteś. Naruto nie jest w najlepszym stanie.
Wzdrygnąłem się lekko, słysząc imię tego szalonego naukowca. Co prawda był świetnym lekarzem, ale jego geniusz wymieszany z szaleństwem przerażały mnie ponad wszystko inne. Wiedziałem jednak, że tak długo jak długo Konan jest przy mnie Orochimaru nie będzie w stanie nic mi zrobić. Nie potrafiłem mu do końca zaufać, nie ważne jak bardzo się starałem. Miałem przeczucie, że lepiej na tym wyjdę.
-Właśnie widzę. Chyba przyniosłem coś, co mu się przyda.
-Co to jest?
-Lek, ma stymulować czakrę do szybszego krążenia a co za tym idzie, do szybszego leczenia ran. Ma mieć podobne działanie do tego, co robią medyczni ninja.
-Nie możesz po prostu zastosować techniki?
-Och nie, zastosuję ją ale wiesz, że nie będę w stanie wyleczyć wszystkiego za jednym zamachem. To mu pomoże szybciej wrócić do formy.
-W porządku. Zajmij się nim, proszę.
-Do usług.
Przysłuchiwałem się tej wymianie zdań i byłem trochę ciekaw tego leku, mimo że jednocześnie przerażała mnie myśl o braniu go. Zaraz potem poczułem rozchodzące się po mojej klatce piersiowej ciepło co oznaczało, że Orochimaru zaczął mnie leczyć. Nie minęło dużo czasu, nim mogłem znowu normalnie oddychać. Trochę dłużej zajęło, żeby ten cholerny pisk z mojej głowy zniknął. Dopiero, gdy to ciepło zniknęło odważyłem się znów otworzyć oczy. Odetchnąłem z ulgą widząc, że znów mogę widzieć normalnie.
-Jak się czujesz?
Padło pytanie skierowane do mnie. Spojrzałem na Konan i uśmiechnąłem się, podnosząc się do siadu co jak się okazało, było dosyć bolesne - aż sie skrzywiłem. W tym momenice Orochimaru podał mi szklankę z jakimś lekko zielonym napojem, którą niepewnie przyjąłem.
-Dzięki temu twoje rany szybciej się zagoją. Połamało ci kilka kości, co prawda skleciłem je ze sobą ale nie jesteś jeszcze do końca zdrowy. Musiałem więcej się skupić na twojej ranie na głowie.
Wyjaśnił, więc wypiłem zawartość naczynia duszkiem. Było ochydne i od razu zacząłem kaszleć, gdy tylko je przełknąłem, ale faktycznie chwilę potem poczułem ciepło - takie samo, jakie czułem podczas leczenia mnie przez Orochimaru. Uwierzyłem, że to może mi coś dać.
-Naruto, zanim zapomnę, nie możesz teraz przez kolejne 24 godziny brać nic przeciwbólowego. Nie mogę dojść do tego, dlaczego ale ten lek bardzo źle reaguje na jakiekolwiek substancje przeciwbólowe. Jeszcze nad tym pracuję.
Uniosłem wzrok na Orochimaru i pokiwałem głową, przełykając powoli ślinę.
-Dziękuję. Serio, czuję się o wiele lepiej. Co się stało?
Od razu widziałem, jak na moje pytanie zmieniły się wyrazy ich twarzy. Szalony naukowiec wyglądał na mocno zdenerwowanego, podczas gdy Konan wyglądała jakby miała się zaraz rozpłakać.
-Jiraya wyrwał się z więzów i zaatakował. W trakcie walki doszło do eksplozji. Itachi, Pain i Jiraya zniknęli a część kryjówki zawaliła się. Byłeś uwięziony pod gruzami a my dalej nie wiemy, gdzie są Pain i Itachi ani co im się stało.
Odpowiedziała mi w końcu Konan a ja poczułem, jak zaczyna brakować mi powietrza. Tym razem ciężar, który czułem na płucał był zupełnie inny, bo nie był spowodowany żadnym fizycznym urazem. Wiedziałem tylko, że gotuje się we mnie nienawiść i przysięgłem sobie, że jeśli Pain i Itachi nie wrócą do nas - osobiście zabiję Jirayę.
Komentarze
Prześlij komentarz