Rebeliant - Rozdział 6


 Wszystko z następnego dnia pamiętam, jak przez mgłę. Zabroniono mi brać udział w akcji zorganizowanej przez Bill'a ze względów bezpieczeństwa, jednak ulokowano mnie w budynku z którego nie tylko miałem perfekcyjny widok na wszystko ale również było tam ulokowane tajemne zejście z piwnicy do tuneli, które poprowadzą mnie z powrotem do kryjówki Rebeliantów. Stałem ukryty w oknie na jednym z wyższych pięter budynku jeszcze przed wschodem Słońca i obserwowałem zbierającą się na placu, czarną masę. Rebelianci. Ludzie, którzy dziś stracili przyjaciela i współprzymierzeńca. Teraz mieli zamiar pokazać, jak bardzo ich to rozwścieczyło i zraniło. Zerknąłem na powoli jaśniejące niebo uświadamiając sobie, że niedługo centrum miasta rozjaśni się na dobre. Dopiero po chwili zorientowałem się, że pomiędzy budynkami zaczęła rozchodzić się muzyka - smutna, pełna żalu. Nie znałem tej piosenki ale nawet bez tego robiło mi się po prostu niewyobrażalnie źle, słysząc ją. Pod ratuszem zaczęli zbierać się gapie. Zauważyłem jedną lub dwie osoby, które wyciągnęły telefony i zaczęły nagrywać. Byłem ciekaw, co się szykuje. Moment później na budynku ratusza pojawiły się plakaty, które najwyraźniej musieli tam wcześniej zawiesić. Były czarno-czerwone z wielką, białą liczbą "1000".

-Rebelianci od samego początku mieli zamiar przeprowadzić rebelię pokojowo i bez zabijania. Wiemy, jaką wartość ma ludzkie życie i cenimy je nawet wtedy, gdy nie zgadzamy się z innymi ludźmi.

Głos Billa przeciął powietrze a ja poczułem dreszcz przechodzący wzdłuż kręgosłupa. Brzmiało to tak, jakby lider miał zamiar zacząć płakać. Na plac pod ratuszem zaczęła wbiegać policja. Po chwili w Słońcu sylwetka Bill'a pojawiła się na najwyższym punkcie ratusza. Stał samotnie, pewnie na nogach i nie okazywał ani odrobiny strachu. Szczerze mówiąc, podziwiałem go.

-Niestety nasze starania nie zostały docenione. Rząd wydał rozkaz i policja do dzisiejszego dnia zabiła już 1000 rebeliantów w całym kraju, 213 z nich zostało zamordowanych w naszym mieście. Brutalnie, bez szans na wyjaśnienia, bez zagrażania komukolwiek, po prostu pozbawiono ich życia.

Dopiero gdy wróciłem wzrokiem do zebranych na placu rebeliantów zorientowałem się, że wszyscy byli ubrani kompletnie na czarno i mieli zasłonięte twarze. Mocna wiadomość, mocny przekaz, co?

-Dlatego chcę, aby każdy w kraju o tym wiedział. Moi rebelianci dalej nie mogą dopuścić się zabójstwa. Jest to wbrew naszym ideałom i wbrew tego, o co walczymy. Jednak skoro jest wydany list gończy na mnie ogłaszam, że pomszczę KAŻDEGO zabitego rebelianta własnymi rękami, nim nadejdzie mój kres a moja głowa wyląduje na biurku prezydenta.

Szok. Przeogromny szok i niedowierzanie to jedyne, co czułem słysząc słowa Bill'a. Jego cierpliwość się skończyła i nie mogłem mu się dziwić, bo sam do cierpliwych nie należałem ale byłem w szoku widząc, co i w jaki sposób ma zamiar rozwiązać. Poza tym nie sądziłem, że w otwarty sposób powie o tym, że jest ewidentnie na celowniku wszystkich pracowników policji, wojsk i innych takich, co po mieście legalnie z bronią latają. Myślałem, że będzie raczej wolał to ukryć i w jakiś inny sposób to wykorzystać, dlatego nie miałem pojęcia co mu siedzi w głowie. I to mnie cholernie fascynowało.

Wpatrywałem się w sylwetkę Bill'a, stojącego na tle jaśniejącego nieba pewnie na nogach, mimo że znajdował się przecież na dachu i nie mogłem się nadziwić, jaka siła od niego bije. Tak przeogromna, a jednak miałem wrażenie, że zupełnie fałszywa. Nie miałem pojęcia, skąd wzięło mi się to przeczucie, ale w jakiś sposób po prostu o tym wiedziałem. 

Chwilę później na placu pod ratuszem rozpętało się piekło. Policjanci zaczęli strzelać, nawet nie próbowali zatrzymywać rebeliantów - po prostu do nich strzelali. Rebelianci zaczęli się rozganiać i uciekali, Bill z kolei chyba nie mógł uwierzyć w to, co się właśnie działo przed jego oczami. Trwało to tylko chwilę, ale na jego twarzy wychwyciłem tak wielki ból i niedowierzanie, że nie da się go opisać.

-MORDERCY!

Wrzasnął w niebo już bez megafonu, po czym sprawnie zeskoczył po kawałku z ratusza aż w końcu wylądował na ziemi. Aż świeżbiło mnie, żeby chwycić za broń i wkroczyć do akcji ale były ku temu dwie przeszkody - po pierwsze nie miałem przy sobie żadnej bronii a po drugie, naraziłbym w ten sposób tylko swoją rodzinę na niebezpieczeństwo, a tego nie chciałem. Mogłem jedynie stać jak zamurowany w miejscu i obserwować, jak Bill rzuca się na policjantów wraz ze swoją bronią, chcąc obronić jak najwięcej rebeliantów, którzy w popłochu uciekali na wszystkie strony świata. Ledwo udało mi się zdusić krzyk, gdy jeden z pocisków wystrzelonych przez policję trafił Bill'a i na ziemię polała się krew. Dopiero po kilkunastu sekundach udało mi się na tyle uspokoić by zauważyć, że na placu nie został żaden z Rebeliantów a Bill jest jedynie niegroźnie ranny. Kiedy użył przygotowanej wcześniej bomby dymnej i odbiegł w umówionym wcześniej ze mną kierunku wiedziałem, że nadszedł mój czas. Pobiegłem najszybciej jak się dało to tuneli, gdzie czekałem zniecierpliwiony i zdenerwowany na Lidera. W drodze do tego miejsca jest kilka punktów, których z tego budynku nigdy w życiu nie mógłbym dojrzeć, więc tym bardziej denerwowałem się o jego bezpieczeństwo.

Minęło kilka minut, nim Bill wpadł na mnie z rozpędu jak burza a ja w jakimś odruchu przytuliłem go mocno do siebie. Pachniał prochem i krwią, ale nie przeszkadzało mi to. Po prostu mocno go przytuliłem i cieszyłem się, że mogłem go zobaczyć całego i zdrowego - w końcu.

-Boże, Bill...

Szepnąłem, trzymając go dalej mocno przy sobie i nie chcąc, żeby odsunął się ode mnie nawet na moment. Z jakiegoś powodu czułem, że muszę o niego dbać i chciałem go chronić, jakby był czymś najcenniejszym na świecie. Nie potrafiłem sobie tego wyjaśnić, jednak to nie było teraz ważne.

Nie odpowiedział mi. Przynajmniej nie od razu. Wiedząc, że jesteśmy bezpieczni mógł w jakimś stopniu się zrelaksować. Zaskoczyło mnie to, gdy poczułem jak jego drobne ciało drży i dopiero po jakiejś chwili zorientowałem się, że on płacze. Lider Rebeliantów najzwyczajniej w świecie się rozkleił i cicho płakał w moich ramionach a ja czułem się tak okropnie nie wiedząc, jak mogę mu pomóc. Więc po prostu przytulałem go do swojej piersi, gładziłem jego drżące od szlochu plecy i pozwalałem mu się wypłakać, próbując zapewnić mu jak największe wsparcie, jakie tylko mogłem mu teraz okazać. 

Trwając tak w półciemnych tunelach zapomnianych przez świat kompletnie straciłem poczucie czasu. Ile Bill tak płakał? Minutę, pięć, godzinę? Nie miałem pojęcia, jednka nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Jedyne co się w tym momencie liczyło to to, że był przy mnie - cały i zdrowy. O nic więcej nie mogłem prosić i nie chciałem w tym momencie niczego innego.

-Przepraszam.

Mruknął w końcu lekko zachrypniętym głosem, odsuwając się ode mnie. Wziąłem jego dłonie w swoje i poczekałem aż na mnie spojrzał, nim się uśmiechnąłem.

-Hej, nie masz za co mnie przepraszać. Musisz się czasem wypłakać. Po to tu dla ciebie jestem.

Na jego twarzy pojawiła się tak ogromna wdzięczność i ulga, że nawet nie potrafiłem opisać, jak pięknie w tym momencie wyglądał. Byłem w jakimś tak ogromnie dziwnym transie, że dopiero po chwili zorientowałem się, że jego lewa dłoń jest cała we krwi i przypomniałem sobie o ranie, którą zadał mu jeden z policjantów. Od razu skarciłem się w duchu i zacząłem go oglądać.

-Rana mocno krwawi, trzeba to opatrzeć.

Westchnąłem i zdjąłem pasek od spodni, po czym zawiązałem mu go mocno powyżej rany na ramieniu. Wiedziałem, że nie jest to idealna opaska uciskowa ale lepsza taka, niż żadna. Całe szczęście nie chodziłem już w tak oversizeowych ciuchach jak kiedyś, bo w tym momencie stałbym przed nim tylko w bokserkach!

-Zajmiemy się tym na miejscu. Dzięki. 

Machnął na to ręką, po czym ruszył w głąb ciemnych korytarzy. Wpatrując się w jego plecy wiedziałem, że podążyłbym za nim na koniec świata. Nie wiedziałem tylko, skąd mi się to wzięło.

Komentarze

  1. Szkoda, że wypadł nowy rozdział In My World ale Rebeliant poniekąd zrekompensował ten brak 😵
    Hm... To było takie smutne i poruszające... Ale na swój sposób też ciekawe 🙃
    W sumie to nawet nie wiem jakie uczucia mną targają ale to, że mi się podobało to wiem na pewno 🔥🔥🔥
    Twoja ASIA 💋

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musicie kiedyś złapać oddech, prawda Asiu?

      Usuń
    2. To ja chyba przy Twoich opowiadaniach wole buc w ciągłym biegu 😅😂🤣
      Wiesz dobrze, że ja zawsze czuje niedosyt 😈 ASIA

      Usuń
  2. Być*
    Bo to, że IMW oraz alternativ to moje ,perełki’ wśród Twoich TWC to chyba już wiesz 🫶🫶🫶

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty