Wall between us - Rozdział 22


 Ukrywanie się przed całą policją jaka znajduje się w całym mieście i przed prywatnymi detektywami, którzy ciągle mnie szukali - a wiedziałem to ze znalezionych po kątach gazetach i ulotkach z moim wizerunkiem - było niezwykle trudne i wyczerpujące w tym samym czasie. Nie miałem pojęcia, gdzie mam uciekać ani co ze sobą zrobić. Zastanawiałem się, jak długo będę mógł to jeszcze pociągnąć. Nie mogłem nawet pokazać się nigdzie, nikomu ponieważ wiedziałem, że jeśli ktokolwiek mnie gdzieś rozpozna, cała moja ucieczka pójdzie na marne i będę musiał wrócić do tej cholernej złotej klatki. 

Jednak udało mi się i najpierw minęły ledwie dwa dni, potem dwa tygodnie i codziennie traciłem siły na to wszystko - jednocześnie fizyczne jak i psychiczne. Nie potrafiłem się uspokoić i nigdy nie znajdowałem ukojenia psychicznego, ponieważ byłem przez cały czas w ciągłym zagrożeniu i stresie. Nie było też łatwo znaleźć cokolwiek do jedzenia, za co nie musiałym płacić a jednocześnie nie miałem pojęcia o tym, jak się tak właściwie kradnie i nie potrafiłem tego robić. Dlatego często nie mogłem przez cały dzień nic zjeść, jednak starałem się tym nie przejmować. W końcu kiedyś Otabekowi znudzi się latanie za kimś, kto od niego uciekł i wtedy będę mógł w końcu odetchnąć w spokoju.

Póki co musiałem się jednak uzbroić w cierpliwość i po prostu chować się po kątach. Nie miałem w końcu innego wyboru, o ile nie chciałem wrócić do swojej niedoli bycia niewolnikiem. To wszystko nie miało dla mnie absolutnie żadnego sensu i nie wiedziałem, co mam na to poradzić. 

Westchnąłem cicho i usiadłem na zwalonym pniu w środku niewielkiego lasu, w którym ostatnimi czasy się chowałem. Byłem cholernie zmęczony i wyczerpany ale nie chciałem się poddawać. Nie mogłem. Prędzej umrę, nim wrócę do tego życia, w którym jest mi dane jedynie bycie czyimś podnóżkiem. Zerknąłem w niebo, którego nie mogłem prawie w ogóle widzieć. Drzewa rosły tutaj bardzo gęsto i ich korony zakrywały znaczną część nieba. Jednak w jakiś sposób mnie to uspokajało i wiedziałem, że jestem tutaj bezpieczny. Delikatny wiatr poruszał liśćmi w górze ale tu na dole nie mogłem go czuć. Tak było dobrze, tak było spokojnie. Słyszałem jedynie typowe odgłosy natury. Ćwierkające ptaki, skaczące po drzewach wiewiórki. Było spokojnie. Tak bardzo spokojne, że było to wręcz abstrakcyjne. Nierealne.

Dlaczego moje życie nie mogło już po prostu takie pozostać?

Komentarze

Popularne posty