Wall between us - Rozdział 24
OTABEK
Siedziałem w swoim gabinecie, jednak ani trochę nie potrafiłem skupić się na czekającej na mnie pracy. Minęły już ponad dwa tygodnie, dokładnie 18 dni, odkąd Jurij uciekł z mojego domu i już więcej go nie zobaczyłem. Stawałem na głowie, żeby go znaleźć, wszystkie służby w mieście miały za zadanie go szukać, jednak nic to nie dawało. Od 432 godzin nie było od Jurija znaku życia i nie miałem gwarancji, że chłopak jeszcze żyje. Wariowałem z niepewności i nie potrafiłem temu zaprzeczyć.
Z zamyślenia i wpatrywania się w ciemniejące za oknem niebo, wyrwał mnie dźwięk mojego telefonu. Z zaskoczeniem odebrałem połączenie z nieznanego numeru i ustawiłem na głośnik.
-Otabek Altin.
-Dzień dobry, dzownię ze szpitala pod wezwaniem św. Mikołaja. To pan zgłosił zaginięcie młodego mężczyzny o imieniu Jurij, prawda?
Moje serce zabiło mocniej, gdy usłyszałem wypowiedziane przez kobietę imię. Bałem się tego, co ma mi do powiedzenia. Mogli znaleźć go martwego na ulicy i chcieć, żebym zidentyfikował zwłoki. Nigdy nie byłbym na to gotowy...
-Owszem.
-Karetka przywiozła wcześniej dzisiejszego dnia młodego mężczyznę. Policjantowi udało dowiedzieć się od niego, że ma na imię Jurij a przynajmniej tak przypuszczamy. Wygląda na około 20 lat, ma długie blond włosy i niebieskie oczy oraz około 155 do 160 cm wzrostu. Czy chce pan przyjechać i pomóc nam zidentyfikować tego pacjenta?
Żył. Wiedziałem, że został przywieziony przez karetkę. Wiedziałem, że z jakiegoś powodu nie podaje swoich danych policji ani personelowi szpitala, być może jest nieprzytomny. Ale żył, i to się liczyło dla mnie najbardziej w tej jednej, jedynej chwili.
-Oczywiście. Niedługo będę.
Potwierdziłem i rozłączyłem się, nie czekając na odpowiedź. Wypuściłem z płuc powietrze, które podświadomie wstrzymywałem i schowałem twarz w dłonie. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że nawet jeśli to jest Jurij, to problem ani trochę nie został rozwiązany. Z jakiegoś powodu uciekł i wiedziałem, że to ja doprowadziłem do tej ucieczki ale nie wiedziałem, jak się za to zabrać tak, żeby znowu nie uciekł.
Uspokoiłem się przez parę minut i w końcu zebrałem się szybko i wyszedłem przed dom, gdzie czekał już poinformowany przeze mnie szofer obok najmniej rzucającego się w oczy samochodu, jaki posiadałem.
-Dokąd jedziemy, paniczu?
-Do szpitala pod wezwaniem św. Mikołaja.
-Czyżby znaleźli panicza Jurija?
-To się okaże.
Wsiadłem do auta i chwilę później kierowaliśmy się już ulicami miasta do wskazanego przez tamtą kobietę szpitala. Miałem dziwne przeczucie, że poszukiwania Jurija się zakończyły ale jednocześnie byłem cholernie przerażony. Po pierwsze, nie miałem pojęcia jaki jest stan jego zdrowia. Po drugie, chociaż zdawałem sobie sprawę z tego, że to ja byłem powodem jego ucieczki to nie wiedziałem, co dokładnie zrobiłem żeby go do tego doprowadzić a przez to nie wiedziałem, jak się zabrać za naprawienie tego. Po trzecie, nie wiedziałem czy chłopak będzie chciał ze mną rozmawiać. Zbyt dużo niewiadomych a przez to nie potrafiłem zaznać spokoju.
-Paniczu, już dotarliśmy.
Usłyszałem głos mojego kierowcy i faktycznie zorientowałem się, że stoimy na parkingu szpitalnym. Wziąłem uspokajający, głęboki wdech i odpiąłem pasy bezpieczeństwa.
-Zostań tu, proszę. Dam ci znać, jeśli to potrwa dłużej.
-Oczywiście.
Usłyszałem jeszcze w odpowiedzi, nim zamknąłem za sobą drzwi i z miesznką dziwnych uczuć wszedłem do budynku szpitala. Przy rejestracji siedziała młoda dziewczyna, która uśmiechnęła się do mnie szeroko gdy tylko mnie zauważyła.
-Dzień dobry, jak mogę panu pomóc?
-Dzwoniono do mnie z tego szpitala, podobno znaleziono mojego przyjaciela. Zgłaszałem jego zaginięcie jakiś czas temu.
-Ah, blond włosy, niezbyt wysoki, niebieskie oczy? Został do nas przewieziony przez karetkę kilka godzin temu, proszę poczekać...
Dziewczyna wklikała coś na komputerze gdy potwierdziłem opis Jurija i zmarszczyła lekko brwi, czytając coś na monitorze.
-Mamy podejrzenie, że może mieć na imię Jurij...
-Dokładnie.
-Leży na OIOM'ie. Nie odzyskał jeszcze przytomności. Jego stan określono jako ciężki ale stabilny. Proszę skierować się korytarzem w prawo i iść aż do końca. Po identyfikacji lekarz będzie w stanie udzielić panu więcej informacji.
-Dziękuję.
Odpowiedziałem i poszedłem tam, gdzie wskazała pielęgniarka ale po raz pierwszy przejście przez szpitalny korytarz było dla mnie tak ciężkim wyzwaniem. Chyba po prostu bałem się tego, co mogę zastać za tymi wielkimi drzwiami opatrzonych napiszem Oddział Intensywnej Opieki Medycznej.
Mimo to zebrałem się w sobie i pchnąłem je, od razu natykając się na jedną z pielęgniarek. Wyjaśniłem jej pokrótce sytuację i po chwili stałem przy jednym z łóżek a na nim... Na nim leżał on. Był trochę chudszy niż wcześniej a jego skóra była poszarzała i wyglądał na bardzo kruchą osobę, jednak byłem w stu procentach pewien, że to właśnie on. Był podłączony do aparatury, nie oddychał samodzielnie a ja... mnie po prostu ścięło. Usiadłem przy jego łóżku i wziąłem jego dłoń w swoje, jeszcze zanim o tym pomyślałem. Nie trwało to długo, nim po drugiej stronie łóżka pojawił się lekarz.
-Więc potwierdza pan, że to zaginiony 18 dni temu dwudziestoletni Jurij Plisetsky?
-Tak.
Mężczyna zapisał coś w karcie pacjenta, po czym znów się do mnie zwrócił.
-Jurij został znaleziony przez patrol policji gdy przeszukiwał resztki jedzenia na tyłach jednej z restauracji pod miastem. Nie wiemy, gdzie spał ani się żywił przez ten cały czas. Uciekając przed policją miał wypadek, wpadł na jadącego rowerzystę. W wyniku upadku uderzył się głową o krawężnik. Na tyle głowy ma ranę, którą już zszyliśmy. W mózgu doszło do krwawienia, mamy to pod kontrolą, na razie obserwujemy czy krwiak sam się wchłonie czy potrzebna będzie ingerencja neurologiczna przez operację na otwartym mózgu. Niestety zraniony został obszar mózgu odpowiedzialny za oddychanie oraz ten, który jest odpowiedzialny za podejmowanie decyzji, więc jeśli Jurij się obudzi może mieć on problem z racjonalnym zachowaniem i odpowiednimi decyzjami przez jakiś czas. Najczęściej jednak takie zmiany są odwracalne, potrzebują jedynie trochę czasu aby mózg wrócił do normalnego funkcjonowania po takim wstrząsie i krwiaku.
Z całego tego wywodu najbardziej zwróciłem uwagę na fakt, że lekarz użył słowa "jeśli". Nie powiedział, że "gdy" Jurij się obudzi, tylko "jeśli". I to przerażało mnie najbardziej.
-Jeśli chodzi o jego stan zdrowia, to z pewnością jest niedorzywiony i odwodniony, co pewnie jest spowodowane życiem przez taki okres czasu na ulicy. Jego organizm jest mocno osłabiony, więc nie możemy zagwarantować, że się obudzi ani kiedy to nastąpi. Możliwe, że zajmie to trochę czasu. Ma na ciele kilka ran i siniaków, jednak nic poważnego, nie sądzę aby podczas ucieczki został przez kogoś zaatakowany. Niestety nabawił się zapalenia płuc, co oczywiście nie pomaga w jego aktualnym stanie.
Załamałem ręce. Dwa tygodnie, 18 dni, 432 godziny. To nie wydaje się wcale tak dużo, a jednak w takim czasie potrafi się tak wiele wydarzyć i to w dodatku tak wiele złego. Westchnąłem cicho i spojrzałęm na spokojną twarz Jurija. Gdyby nie te wszystkie rurki, wyglądał jakby spał. W jednej chwili podjąłem bardzo ciężką dla mnie decyzję.
-Mają państwo tu psychologa?
Od razu zauważyłem, że moje pytanie zaskoczyło lekarza prowadzącego Jurija, jednak nie zwlekał z odpowiedzią.
-Tak, jednak na razie nie ma sensu myśleć o konsultacji psychologicznej, póki Jurij nie odzyska przytomności.
-Ja chcę się zapisać na konsultację. Proszę.
Lekarz mruknął coś pod nosem, że przyśle do mnie psychologa tak szybko, jak tylko się da i odszedł, zostawiając mnie samego z nieprzytomnym chłopakiem. Nie mam pojęcia, ile tak czekałem przy jego łóżku na jakiś cud - błagałem w myślach, żeby mi tego nie robił, żeby się obudził. W końcu jednak psycholog pojawił się ale zanim to nastąpiło, miałem krótką rozmowę z policjantami, którzy musieli wyjaśnić ze mną całą sprawę. Spojrzałem na stojącego przede mną dość młodego mężczyznę w kitlu i okularach, który uśmiechał się do mnie przyjaźnie. Wstałem ze swojego miejsca i rzuciłem Jurijowi jeszcze jedno spojrzenie, nim podążyłem za specjalistą do jego gabinetu.
Komentarze
Prześlij komentarz