Na granicy - Epilog
ADAM
Tommy płakał bardzo cicho jakby bał się, że mnie obudzi. Nie potrafiłem się odezwać, więc po prostu leżałem wpatrując się w niego jak w siódmy cud świata. Obserwowałem, jak jego ciało delikatnie drży od płaczu i jak ociera od czasu do czasu dłonią łzy. Chciałem się poruszyć, objąć go i pocieszyć a jednak miałem wrażenie, że nie powinienem był tego robić. To uczucie było na tyle silne, że nie potrafiłem mu się przeciwstawić.
-Wybacz mi, Adaś. Nie miałem innej możliwości.
Wyszeptał drżącym głosem Tommy, nim spojrzał na mnie zapłakanymi oczami, w których czaiło się tyle bólu i bezradności, że aż serce mi się krajało.
-O czym ty mówisz, Tommy?
Zapytalem bo nie miałem pojęcia, do czego to wszystko zmierza. O dziwo czułem się bardzo dobrze i pełen sił, jedynie bardzo chciało mi się pić.
Dopiero po chwili roztrzęsionym głosem Tommy wyznał mi całą prawdę. To, jak zachorowałem i nikt nie był w stanie mi pomóc. To, jak mój stan się pogarszał a on wiedział, że nie może z tym nic zrobić. Serce mi się krajało na myśl o tym, jak okropnie musiał się czuć patrząc, jak umieram. Opowiedział mi o tym, jak moja gorączka wzrosła do tego stopnia, że niemal umarłem. Moje własne ciało zaczęło gotować mnie żwycem i nie było innej opcji. Tommy zdobył się na to, by przemienić mnie w to, w co sam został przemieniony wbrew własnej woli. I nienawidził się za to bo wiedział, że przez to zakończył moje dotychczasowe życie, które znałem - wiedział, że będę musiał zniknąć i odciąć się od mojej rodziny i przyjaciół. Gdybym został, ludzie w końcu zaczęliby zauważać fakt, że się nie starzeję a to nie byłoby proste do wyjaśnienia. Więc zamiast pozwolić losu działać i mnie zabrać, Tommy zdecydował się zmienić mnie aby mnie nie stracić. On twierdził, że to było egoistyczne z jego strony - ja twierdziłem, że to było romantyczne. Dowodziło tego, jak bardzo mnie kocha i jak mu na mnie zależy. Nie sądzę, abym na jego miejscu mógł postąpić inaczej.
Bardzo długo koiłem go w swoich ramionach i powtarzałem, jak bardzo go kocham i jak wdzięczny mu jestem. Nie wyobrażałem sobie nawet, co on musiał przeżywać ani jak bardzo bał się, że może mnie stracić przez ten cały czas. Sam nie mam pojęcia, czy tak dobrze bym sobie z tym poradził, jak on to zrobił. W końcu był postawiony przed decyzją - pozwolić umrzeć ukochanej osobie albo ją ratować, jakiekolwiek środki nie byłyby do tego potrzebne.
Gdy w końcu zasnął spokojnie w moich ramionach zmęczony płaczem, wciąż o tym myślałem. I zastanawiałem się, co by zrobiła każda inna osoba na świecie z takimi możliwościami na jego miejscu. Wiedziałem tylko jedno.
Postawieni na granicy, jesteśmy w stanie dokonać niemożliwego dla ludzi, których kochamy.
I z tą myślą powitałem wschodzące na niebie Słońce.
Komentarze
Prześlij komentarz