Na granicy - Rozdział 8


 TOMMY

Stan Adama nie poprawiał się, niezależnie od tego co robiłem i jak bardzo się starałem. Adam spał całymi dniami, budząc się tylko na kilka chwil po to, by za moment znów zapaść w sen. Starałem się dbać o niego tak dobrze jak mogłem, jednak nie było to łatwe gdy nie mogłem nawet dać mu nic do picia ani nic do jedzenia. Nie miałem też możliwości podawania mu kroplówki, ponieważ nasz znajomy lekarz oznajmił że po to Adam musiałby trafić do szpitala a miałem jakieś pewne przeczucie, że nie wyszedłby ze szpitala żywym. Nie wiedziałem, skąd miałem to przeczucie ale było ono tak silne i paraliżujące, że nie potrafiłem się zdobyć na nic innego. Zastanawiałem się, co powinienem zrobić jednak nie miałem absolutnie żadnego pomysłu - i to odberało mi oddech i zdolność do normalnego funkcjonowania. 

Westchnąłem cicho i zmieniłem okład na czole Adama, który wciąż gorączkował. Co prawda nie miał wysokiej gorączki, jednak ją miał i nie mogłem za nic jej zbić. Złapałem go za rękę i uniosłem do moich ust, całując delikatnie jego palce. Zastanawiałem się, czy skoro mi świadomość że mam do kogo wracać pomogła, to czy jemu też może to pomóc. Miałem jednak niejasne przeczucie, że to może nie być aż tak proste jakbym sobie tego życzył i jakbym tego chciał.

Adam zamajaczył coś pod nosem i poruszył się nerwowo a ja poczułem, że nowa porcja łez napływa mi do oczu. Nie chciałem znowu płakać, zdecydowanie zbyt wiele łez wylałem w ciągu ostatnich kilku dni, jednak nie mogłem się po prostu powstrzymać. Miałem zdecydowanie zbyt dużą świadomość, jak poważny jest stan Adama i z każdą godziną traciłem nadzieję, że uda mu się z tego wyjść cało.

-Wszystko będzie dobrze, Adaś. Coś wymyślę.

Wyszeptałem obietnicę, której nie byłem ani trochę pewien, że będę mógł ją tak właściwie dotrzymać. Po prostu siedziałem tak przy nim i wpatrywałem się w jego piękną twarz, którą przecież zazwyczaj zdobił tak piękny uśmiech od którego mogły topić się lodowce na Antarktydzie. Pragnąłem znowu ujrzeć ten promienny, rozświetlający jego twarz uśmiech ale ku mojemu niezadowoleniu nie zanosiło się na to, żeby tak miało się stać.

Rozważałem w myślach jeszcze jedną opcję, którą wiedziałem że na sto procent będę mógł uratować jego życie, jednak wymagało to ogromnie dużo poświęcenia - szczególnie od Adama, którego nie chciałem w to pakować wbrew jego woli i oczekiwać, że po prostu sprosta wymaganiom, przed którymi tak nagle i bez swojego wyboru zostanie postawiony. Zastanawiało mnie tylko jedno...

Czy będę mieć dość sił, by podjąć odpowiednią decyzję.

Komentarze

Popularne posty