Rebeliant - Rozdział 7


 Bill mimo tego że był ranny i mimo faktu, że płakał w moich ramionach zaledwie chwilę temu z maską na twarzy i z niezwykłą wręcz pewnością siebie wkroczył do pokoju wspólnego, po czym przez chwilę mierzył zebranych tam rebeliantów spojrzeniem. Po raz pierwszy było tam tak tłoczno. Niektórzy byli ranni i właśnie się opatrywali, kilka osób płakało cicho... Był to okropny widok, którego nigdy nikomu bym nie życzył. Kątem oka zauważyłem, jak Lider powoli zaciska i rozluźnia pięści zupełnie, jakby się czymś bardzo stresował, po czym stanął na środku pokoju i zagwizdał, zwracając na siebie uwagę wszystkich zebranych tu osób.

-Rozwiązuję rebelię. Rebelianci od teraz oficjalnie nie istnieją. Pomóżcie dzieciakom trafić na komisariaty policji i zadbajcie o swoje bezpieczeństwo. Nie narażę już więcej życia żadnego z was.

Powiedział tak lodowatym tonem, że nikt nawet nie pisnął a ja poczułem przechodzące mnie po kręgosłupie ciarki. Nigdy wcześniej go takim nie widziałem i miałem nadzieję, że nigdy więcej też nie będę mieć okazji widzieć go takim. Zanim ktokolwiek z Rebeliantów zdołał w jakikolwiek sposób zebrać myśli czy słowa aby zareagować, Bill odwrócił się na pięcie i wyszedł, wymijając mnie w drzwiach. Nie zastanawiając się ani sekundy poszedłem za nim - zupełnie, jakby to była dla mnie najbardziej oczywista i naturalna rzecz na świecie. Przez kilka chwil kluczyliśmy korytarzami, nim znaleźliśmy się w jakimś innym pokoju. Nie miałem pojęcia, co to za miejsce, dopóki Bill nie zapalił światła i nie zauważyłem bardzo wielu rzeczy zebranych pod ścianami. Czarny od razu dopadł do jednej z leżących w kącie toreb i po chwili w jego dłoni mignął mi bandaż i jakieś maści antybiotyczne, których najwyraźniej miał zamiar użyć. Uklęknąłem przy nim i zabrałem mu te rzeczy z ręki bo nie było szans, żeby sam zdołał to opatrzeć. Widziałem, że nie jest mu to w smak ale nie protestował.

-To tyczy się również ciebie. Wróć do domu, powiedz im że cię przetrzymywaliśmy i byłeś naszym więźniem, że chcieliśmy informacji ale nic nam nie powiedziałeś. Jesteś na tyle mądry, żeby wymyślić jakieś wiarygodne kłamstwo. Możesz też po prostu powiedzieć, że na moment straciłeś poczytalność.

Słowa Billa wwiercały mi się boleśnie w czaszkę i byłem wręcz w szoku, że powiedział do mnie coś takiego. Zawiązałem dokładnie bandaż na wyczyszczonej ranie i spojrzałem mu w twarz, na której już dłużej nie znajdowała się ta zimna maska co jeszcze chwilę temu w pokoju wspólnym - był po prostu ogromnie zmęczony i widziałem, że ma dość.

-Nigdzie się bez ciebie nie wybieram.

Wzrok ciemnych oczu wwiercał się we mnie niczym śrubokręt - jakie ja mam inteligentne porównania - i widziałem, jak chłopak zaciska usta w gniewie, jednak chyba dojrzał w mojej twarzy dokładne przeciwieństwo tego, czego szukał bo po chwili westchnął głęboko i spuścił głowę z rezygnacją.

-Dlaczego to robisz, Tom? Chcesz stracić swoją rodzinę? Chcesz się tak narażać i pozwolić im cię opłakiwać?

Muszę przyznać, że Bill jest zdecydowanie mistrzem manipulacji. Trafiał we wszystkie moje czułe struny i wiedziałem, że próbuje mnie w tym momencie zmusić do odwrotu. Nie wiedział chyba jeszcze o mnie tego faktu, że jak się uprę to i tak mnie już nic i nikt nie zmusi do zmiany zdania.

-Moja rodzina by mnie zrozumiała i kazała mi robić to, co uważam za słuszne. Nie zostawię cię tak samego, Bill. Może to cholernie dziwne ale jesteś dla mnie ważny.

Czarny drgnął, zupełnie jakbym powiedział coś, co bardzo go zaskoczyło. Zastanawiałem się nad tym przez moment, jednak Bill szybko podniósł się z klęczek i zaczął pakować rzeczy do średniej wielkości plecaka. Trochę wody, leków i opatrunków a potem...

Potem zaczął zaopatrywać się w broń. Rozejrzałem się po pokoju i po chwili poszedłem w jego ślady, znajdując w kącie jakiś pusty plecak. Jestem w stu procentach pewien, że Bill przez chwilę przyglądał mi się z zaskoczeniem ale nie miałem zamiaru dawać mu szansy na próbowanie odwiedzenia mnie od zostania przy nim niezależnie od tego, co się wydarzy. Nie mogłem go zostawić i nie była to tylko kwestia mojego charakteru - po prostu coś w środku nawet nie pozwalało mi się tak po prostu od niego odwrócić i zostawić go na pastwę losu. Wiedziałem, że było to cholernie duże ryzyko ale nie chciałem o tym nawet myśleć. Roztrząsanie spraw na wszelkie czynniki pierwsze nigdy nie wychodziło mi na dobre, więc nie miałem zamiaru tego robić.

I czułem, podskórnie czułem że w tym momencie coś się dla nas skończyło ale jednocześnie byłem pewien, że zaczyna się nowa era. Rebelianci zostali rozwiązani, teraz narodził się Mściciel, który nie miał zamiaru nikomu odpuścić.

Komentarze

  1. Ooooo widzę że coś zaczyna się rozwijać, jestem ciekawa co nastąpi.. nie mogę się doczekać❤️ a jeśli może wiedzieć czy w kwietniu nie ma wcale w planach opowiadanie "zapisane w gwiazdach" lub "how does it feel"???

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty