In my world - Rozdział 10


 Lekarz całe szczęście zgodził się mnie wypisać po tym, jak wystawił mi skierowanie do psychiatry i dodatkowo nakazał w systemie i mnie, że mam się zgłosić do psychiatry i umówić się na pierwszy termin w ciągu dwóch tygodni od wyjścia ze szpitala. Strasznie kręciłem na to nosem, jednak w końcu dałem za wygraną i się zgodziłem. Jeśli to oznaczało, że będę mógł jeszcze dzisiaj wrócić do domu, to było warto.

Nie mogłem po prostu jednak wstać i wyjść. Chcąc nie chcąc, musiałem trzymać się szpitalnych reguł. Po pierwsze, musiałem poczekać na wypis, który pielęgniarki miały dostać koło pory obiadowej. Po drugie, ze względu na moją wagę i na to, że prawie nie tknąłem śniadania lekarz zabronił mnie wypuszczać, jeśli nie zjem obiadu na oczach pielęgniarki. Po trzecie, muszą skontrolować jeszcze raz przed wyjściem moje wartości witalne. Było to strasznie upierdoliwe, jednak nie miałem zamiaru dyskutować z tym lekarzem - co prawda był bardzo miły, ale wiedziałem że jeśli mu się sprzeciwie to będzie kazał mi zostać tam przez wieczność, a na to absolutnie nie miałem ochoty.

Westchnąłem cicho i wziąłem swoje rzeczy z szafki nocnej, po czym zamknąłem się w łazience - a raczej chciałem się zamknąć, bo niestety ale nie było tu zamka. Przez chwilę nawet się zastanawiałem, czy nie poczekać po prostu aż pójdę w końcu do domu, jednak czułem tak cholernie nęcącą potrzebę wzięcia prysznica, że nie mogłem dłużej zwlekać. Rozebrałem się więc i odkręciłem wodę, która miała trochę słabe ciśnienie ale... było mi to w sumie obojętne. Trochę przeszkadzał mi fakt, że nie miałem tutaj swoich ulubionych rzeczy ani świeżych ubrań, ale gdy tylko woda dotknęła mojej skóry, te rzeczy po prostu przestały być dla mnie ważne. Stałem tak pod tym prysznicem i rozkoszowałem się ciepłą wodą z zamkniętymi oczami, wyobrażając sobie że jestem zupełnie gdzieś indziej.

Straciłem trochę poczucie czasu i nie miałem pojęcia, ile tak stałem pod tym prysznicem, nim w końcu zakręciłem wodę i chwyciłem za wiszący niedaleko mnie ręcznik. Starałem się nie patrzeć na swoje ciało. Od momentu gwałtu brzydziło mnie do tego stopnia, że nie potrafiłem poczuć się w stu procentach dobrze we własnej skórze. Nie mogłem zmyć z siebie tego brudu - i niestety, to nigdy nie będzie mi dane.

Wyszedłem z łazienki susząc jeszcze włosy ręcznikiem i zamurowało mnie, gdy zauważyłem siedzącego na krześle przy moim szpitalnym łóżku chłopaka. Przez moment zastanawiałem się, co mam zrobić ale patrzył na mnie i uśmiechał się tak ciepło, że nie mogłem go zignorować. Spróbowałem odwzajemnić ten uśmiech i podszedłem do niego, siadając po turecku tuż obok na łóżku. Chwyciłem tylko szybko swoją bluzę i zarzuciłem ją, nim udało mi się pokazać mu moje rany. Nie powinien jeszcze o tym wiedzieć.

-Słyszałem, że dzisiaj cię wypiszą. Cieszę się, że już się lepiej czujesz.

-Tak...

Przeciągnąłem swoją odpowiedź i czułem, jak mój puls przyspieszył. Wiedziałem, że to co sobie umyśliłem nie będzie proste, ba, będzie cholernie trudne ale podjąłem decyzję, że się z tego nie wycofam. Nie potrafiłem tylko na niego spojrzeć, więc bawiłem się rękawem mojej bluzy.

-Tom?

-Hmm?

-Ja... ja chcę z tobą o czymś porozmawiać.

-O co chodzi?

Głos Tom'a był tak spokojny i ciepły. Dawał mi nadzieję, że nie zobaczy mnie takim, jakim ja siebie widzę niezależnie od tego, co mu powiem. Pokręciłem szybko głową.

-Nie tutaj. Możesz... możesz do mnie przyjść? Kiedy będziesz mieć czas.

-Zamierzam osobiście odprowadzić cię do domu, więc możemy wtedy od razu porozmawiać. W porządku? 

Zaskoczył mnie swoją deklaracją i chyba właśnie z powodu szoku nie byłem w stanie mu odpowiedzieć. Pokiwałem powoli głową i uśmiechnąłem się lekko.

Kolejne półtorej godziny zanim inna pielęgniarka przyszła zmierzyć moje wartości witalne minęło nam na rozmowie - a raczej głównie na tym, że Tom opowiadał mi o mało znaczących rzeczach a ja od czasu do czasu wtrącałem swoje trzy grosze. Taka rozmowa o niczym była... na prawdę przyjemna. Ciągle jednak z tyłu głowy zastanawiałem się, czy dobrze robię. Nie miałem podstaw żeby sądzić, że Tom mnie skrzywdzi gdy zostaniemy sami w moim mieszkaniu ale nie sądziłem też, że Daniel mnie skrzywdzi. Postanowiłem jednak mimo wszystko postawić całe moje życie na jedną kartę. Wóz albo przewóz, nie mogę po prostu inaczej. Musiałem się do kogoś wygadać.

W końcu minął obiad. Za namowami Tom'a zjadłem wszystko, za co dostałem od niego pochwałę a pielęgniarka wróciła parę minut później wręczając mi wypis. Odetchnąłem głęboko, mając w końcu wszystkie swoje rzeczy w jednej ręce i wypis w drugiej. Nareszcie mogłem opuścić ten cholerny szpital, którego nienawidziłem całym sobą. Wsiadłem z Tom'em do jego auta i starałem się ignorowć wszelkie ostrzeżenia wysyłane mi przez mój mózg do tego stopnia, że nawet nie wiedziałem jakie to było auto.

-Gdzie mieszkasz? Podasz mi adres?

Dopiero po chwili zorientowałem się, że Tom do mnie mówi. Skinąłem głową i wziąłem do ręki jego telefon, wpisując szybko adres w GPS'ie. Trzy kwadranse. Nie jest źle.

-Jesteś pewien, że masz dość czasu? Mogę pojechać pociągiem.

-Nie martw się o to. Dla ciebie znajdę czas w każdej chwili.

Zapewnił mnie co zaskoczyło mnie do tego stopnia, że już nic nie powiedziałem. Jechaliśmy ulicami miasta a z głośników płynęła cicha muzyka. Tom nie zmuszał mnie do rozmowy ale nie wydawało mi się, żeby cisza między nami była niezręczna. Nawet złapałem się na tym, że w pewnym momencie po prostu ułożyłem się wygodniej w fotelu i niemal odpłynąłem. Byłem jednak bardziej zmęczony, niż sądziłem i ciężko było mi to przyznać przed samym sobą.

Nie ruszyłem się jednak z miejsca. Ten spokój i jakaś dziwna ale całkiem przyjemna atmosfera między nami sprawiała, że nie chciałem opuszczać wnętrza tego auta do końca mojego życia. Niestety nawet ta jazda kiedyś musiała się skończyć i w końcu wysiedliśmy pod moim blokiem. Spojrzałem na to blokowisko i skrzywiłem się, ale wyciągnąłem z torby klucze i razem z Tom'em powęrowałem po schodach na piąte piętro. Od tygodnia winda znowu była popsuta i nie sądziłem, żeby miało się to na dniach zmienić. 

Wpuściłem mojego gościa do środka i rzuciłem torbę na ziemię, zamykając za nami drzwi.

-Siądź gdzie chcesz. Chcesz coś do picia? Przepraszam za bałagan. 

Mówiłem nerwowo, podczas gdy Tom spojrzał na mnie jak na kosmitę, siadając na jednym z krzeseł przy stojącym na środku tego jednopokojowego mieszkania stole.

-Żartujesz? Gdzie ty tu masz bałagan?

Machnąłem ręką i wyciągnąłem z lodówki dwie butelki wody, po czym podałem mu jedną z nich i usiadłem naprzeciwko niego. Wpatrywałem się w jego dłonie zaciśnięteg wokół butelki i zastanawiałem się, jak mam mu to wszystko powiedzieć?

-Bill, nie musisz mi mówić o niczym, jeśli nie chcesz ale jeśli chcesz, to możesz mi zaufać. Nie musisz się niczym denerwować ani się mnie bać.

Chyba zauważył, jak bardzo się denerwuję. Odetchnąłem głęboko i w jakimś nerwowym geście zacząłem wykręcać sobie palce.

-Nie. Przez to, czego byłeś świadkiem nie mogę tego dłużej ukrywać. To by tylko wszystko dalej utrudniało. Poza tym... nie wiem, czy chciałbyś być przyjacielem z kimś takim, jak ja a wydaje mi się, że próbujesz się ze mną zaprzyjaźnić.

-Owszem, próbuję. Więc mów spokojnie, Bill. 

Spróbowałem się jakoś uspokoić, biorąc kolejny uspokajający oddech, jednak nic mi to nie pomogło. Nie było teraz już odwrotu. Nie chciałem teraz się już wycofywać z tego. Nie mogłem. To by wisiało między nami na wieki.

-Ja... Pamiętasz, jak byłem chory?

-Tak, wróciłeś dopiero w tym tygodniu do pracy. 

-No właśnie ja... ja nie byłem tak do końca chory.

-Więc co się stało, Bill?

Wpatrywałem się w stół między nami a przed oczami widziałem tylko tamtą brudną, drewnianą podłogę w tym zamkniętym klubie i ślady mojej własnej krwi na niej. To ani trochę nie pomagało mi w wyznaniu tego, co się ze mną stało ale... jak się powiedziało A, trzeba powiedzieć B.

-Nie byłem chory ale... nie byłem w stanie pracować. Kiedy wyszedłem z pracy wpadłem... wpadłem na Daniela...

Jego imię ledwo przeszło mi przez usta. Nie spojrzałem na niego ale podświadomie wyczułem, jak Tom się spiął i zacisnął pięści.

-On... miał nóż. Zaciągnął mnie do jakiegoś klubu. Zamknął nas tam a potem...

-Bill, nie musisz...

-Zgwałcił mnie.

Dokończyłem, mimo sprzeciwów Tom'a. Musiałem to powiedzieć na głos. Musiałem mu to powiedzieć. Jeszcze trzy tygodnie temu zastanawiałem się, czy mam u Tom'a jakiekolwiek szanse, żeby kiedyś z nim być ale teraz... teraz chciałem, żeby on wiedział dokładnie tak samo dobrze jak ja, dlaczego nigdy nie będziemy razem ani nie zostaniemy pewnie nawet przyjaciółmi. 

Milczenie zapadło między nami, serce waliło mi jak młotem a w oczach czułem łzy. Czym bardziej o tym myślałem, tym więcej szczegółów sobie przypominałem. Zimno niewygodnej, twardej podłogi, ciepło mojej krwi i spermy, brutalny dotyk na moim ciele i ból, który przeszywał mnie całego. Co było najgorsze to to, że nie potrafiłem nawet na moment przestać o tym myśleć. Kiedy pomyślałem o jednej rzeczy, o samym fakcie tego wydarzenia, posypała się lawina i nie mogłem już przestać. 

-Bill!

Dopiero głos Tom'a i jego dotyk na moim ramieniu przywrócił mnie do rzeczywistości uświadamiając mi dwie rzeczy. Po pierwsze, płakałem i ledwo łapałem oddech. Po drugie, Tom kucał przy mnie i patrzył na mnie z tak ogromną troską, że prawie pozwoliłem sobie się do niego przytulić, jednak nie pozwoliłem sobie na to. Jak się okazało nie musiałem, bo Tom sam mnie do siebie przytulił, zamykając mnie w swoich ramionach i po prostu głaskał mnie po plecach, pozwalając mi chłonąć ciepło jego ciała i wsłuchiwać się w bicie jego serca. Na początku bardzo się spiąłem, bo się po prostu najzwyczajniej w świecie bałem, jednak gdy w końcu udało mi się rozluźnić uświadomiłem sobie, jak bardzo brakowało mi czyjejś bliskości - takiego przytulenia i uspokojenia.

Pragnąłem tak zostać na wieki, nawet jeśli to było tylko czcze życzenie.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty