Nienawiść czy miłość? - Rozdział 3

 


Izaya był szczerze zaskoczony gdy odkrył, ile osób, zarówno ich znajomych i obcych im ludzi twierdzi, że on miałby być w sekretnym związku z Shizuo, o którym nie chcą nikomu powiedzieć a ich ganianie się i niszczenie pół miasta było częścią gry wstępnej. Powstało nawet wiele teorii na ich temat i nie wiedział, co ma o tym wszystkim w sumie sądzić, ale początkowo po prostu machnął na to ręką.

Kilka dni później znów natknął się na Bestię Ikebukuro na swojej drodze i jak zwykle uśmiechnął się złośliwie, gdy ten go zauważył. Westchnął cicho, gdy pierwszy śmietnik poleciał w jego stronę i zrobił piruet, omijając go. Miał wrażenie, że nigdy nie przyzwyczai się do tych ich małych potyczek. Małych dla nich, bo oczywiście miasto za każdym razem było zdewastowane, ale co poradzić. Przynajmniej obaj mogli pozostać w formie.

-Hej, Shizuś, słyszałeś, że podobno jesteśmy razem?

Zapytał, zbliżając się do niego i śmiejąc się, gdy usłyszał niemal psie warczenie z gardła blondyna. Zaraz potem porwał mu z kieszonki kamizelki okulary i zaczął przed nim uciekać, słysząc jak ten go goni i ciesząc się z tego, jak małe dziecko. W końcu wbiegł w jedną z uliczek, które doskonale znał i z której miał doskonałą możliwość ucieczki i zatrzymał się, machając w ręce ukradzionymi okularami.

-Oddaj je, pchło!

-Jak myślisz, kto z nas byłby na dole a kto na górze, gdyby te plotki były prawdziwe?

Nie zwracał uwagi na groźby Shizuo. Mało go one obchodziły. Za to bardzo bawiło go doprowadzanie Potworka do szału.

-Jak chcesz to mogę cię przeorać tak, że więcej już nie wstaniesz!

Izayę na moment dosłownie zatkało. Wpatrywał się głupio w stojącego przed nim mężczyznę, zastanawiając się, czy się nie przesłyszał. Po czym zauważył, że blondyn sam właśnie zdał sobie sprawę z tego, co powiedział i już nie mógł opanować szaleńczego śmiechu, od którego aż musiał przykucnąć na ziemi, bo prawie upadł. 

Gdy w końcu się uspokoił i otarł z kącików oczy łezki rozbawienia, podszedł do wciąż stojącego jak słup soli Heiwajimy i oddał mu okulary, po czym odszedł tanecznym krokiem czując, że jeszcze to kiedyś przeciwko niemu wykorzysta. To było lepsze niż jakikolwiek kabaret, który kiedykolwiek oglądał na żywo czy w telewizji. Za taką właśnie nieprzewidywalnością tęsknił i dlatego ciągnęło go do tego idioty. Czuł, że to mu się jeszcze przyda.

Komentarze

Popularne posty