Prowadź mnie - Rozdział 6

 


Stał tuż za drzwiami i spoglądał na leżącą na jedynym w pomieszczeniu łóżku postać z zabandażowanymi oczami. Nie czuł się na siłach, by móc do niego podejść. Widok, który miał przed oczami, przerażał go i nie wiedział, jak ma sie zachować.

-Hinata?

Drgnął, gdy usłyszał swoje imię, wypowiedziane tak znajomym głosem. Poczuł cisnące mu się do oczu łzy i rosnącą gulę w gardle, ale nie chciał płakać. Chciał być dla niego silny mimo że czuł, jak rozpada się na miliardy drobnych kawałeczków. Podszedł do łóżka i ujął jego dłoń w swoje, chcąc jakkolwiek okazać mu, że jest przy nim, nawet jeśli nie do końca wiedział, jak ma to zrobić.

-Takie małe i ciepłe dłonie masz tylko ty. Jak się czujesz?

Kageyama uśmiechnął się lekko, zaciskając palce na drobniejszej dłoni rudzielca. Po piegowatej twarzy powoli zaczęły płynąć łzy, ale starał się nie okazać tego swojemu ukochanemu.

-To ja powinienem cię o to zapytać. Przepraszam.

Szepnął drżącym głosem, mimo że bardzo starał się być silny. Nie szło mu to jednak najlepiej. Miał świadomość, że to on miał być ofiarą tego ataku i obwiniał się o to, że Kageyama trafił do szpitala i stracił wzrok. Ta świadomość zabijała go.

-Za co?

Chłopak spuścił głowę, chcąc skryć zalaną łzami twarz, nawet jeśli jego chłopak nie mógł tego zobaczyć. 

-To miałem być ja. Nie chciałem, żeby to cię spotkało...

Wychlipiał cicho, czując że powoli zaczyna drżeć, więc szybko wyrwał swoją rękę z uścisku długich palców i próbował jakoś się uspokoić, chociaż kompletnie nie miał pojęcia, jak ma to zrobić.

-Shoyo, najważniejsze jest dla mnie to, że nic ci się nie stało.

Zapewnił go czarnowłosy, co już do końca załamało stojącego przy jego łóżku nastolatka. Numer 10 Karasuno wybiegł nagle z pokoju, zostawiając w szoku wszystkich, którzy czekali na niego za drzwiami. Jedynie Kageyama nie był zaskoczony jego reakcją i doskonale go rozumiał. 
Widząc wybiegającego z sali szpitalnej przyjaciela, Noya zerwał się ze swojego miejsca i pobiegł za nim, słysząc za sobą kroki jeszcze trzech osób. Z łatwością rozpoznał Tanakę i Asashiego, ale nie mógł dopasować trzeciej osoby do nikogo z ich drużyny, jednak to teraz nie było ważne. Wbiegli za rudowłosym na klatkę schodową i po chwili zastali go, skulonego na schodach, płaczącego w głos i nie mogącego się uspokoić chłopaka. Anioł stróż przysiadł przy kompanie i objął go ramieniem, chcąć jakoś go wesprzeć, ale niewiele przychodziło mu do głowy. Rozejrzał się po pozostałych i zorientował się, że ostatnią osobą, której nie mógł rozpoznać po biegu, była mama ich poszkodownego przyjaciela.

-Hinata, rozmawiaj z nami. Co się stało? Przed chwilą byłeś jeszcze taki spokojny.

Zaczął Asahii, przyglądając się koledze i kucając, by być na poziomie dwójki siedzących na kamiennych schodach chłopaków. Piegowaty pociągnął nosem i oblizał wysuszone od płaczu i spazmatycznego oddychania usta, nim w ogóle się odezwał.

-Nie mogę... ja nie mogę, to wszystko moja wina! Gdyby mnie nie obronił...

Łkał, chowając twarz w dłoniach, nie mogąc spojrzeć nikomu w twarz. Nawet, jeśli go wspierali, cichy głosik z tylu jego głosy podpowiadał mu, że robią to tylko na pozór a tak na prawdę obwiniają go o stratę członka drużyny i krzywdę przyjaciela, mimo że w rzeczywistości w cale tak nie było.

-Hinata, myślę, że każdy by tak postąpił. Tobio cię na prawdę kocha a gdy kochasz jakąś osobę, nie pozwolisz jej skrzywdzić. Mogę się założyć, że ja i mój mąż zachowalibyśmy się w stosunku do siebie nawzajem dokładnie tak samo. Nie powinieneś się obwiniać, jedynymi winnymi osobami są te dziewczyny. My cieszymy się, że tobie się nic nie stało. A skoro Tobio ma tak wspaniałych przyjaciół i tak kochającego partnera, z pewnością sobie poradzi i dostosuje się do nowej sytuacji.

Kobieta przyklęknęła przy chłopcu i położyła mu dłoń na ramieniu, starając się go jakoś wesprzeć. Oczywiście dla niej dowiedzenie się o tym, że jej syn został na zawsze oślepiony, było straszne, ale ten ból był zupełnie inny niż ten, który czuł wciąż niedojrzały rudzielec. Chłopak spojrzał na nią a w brązowych oczach tlił się ból i tak ogromny smutek, że od razu upewniło ją to, że dobrze postąpiła, idąc za nim.

-Rozumiem, jeśli widzenie go w takim stanie teraz cię przytłacza i nie dajesz sobie z tym rady. Tobio z pewnością też to rozumie. W końcu byłeś świadkiem tego ataku. Twoje emocje są zupełnie zrozumiałe. Ale może jeśli to dla ciebie aż tak trudne, powinieneś odwiedzić tego lekarza co wcześniej? Ja przekarzę Tobio, co się stało i jestem pewna, że nie będzie miał o to do ciebie żalu.

Uśmiechnęła się pocieszająco i poklepała go po ramieniu, po czym wstała i odeszła, wracając do swojego syna i zostawiając trójkę przyjaciół samych. Po policzku spłynęła jej jedna, pojedyncza łza. Mimo całego tragizmu tej sytuacji, cieszyła się, że jej syn ma tak oddanych przyjaciół i jest tak kochany przez swojego chłopaka. Z takimi myślami poszła do jego pokoju, chcąc móc być przy nim w tym trudnym czasie.

google.com, pub-5443157557787597, DIRECT, f08c47fec0942fa0

Komentarze

Popularne posty