Opiekun 2 - Rozdział 2


 Oczywiście tak, jak przewidywałem, moja decyzja spotkała się z wielkim sprzeciwem ze strony wszystkich domowników. Mimo ukończenia już 18 lat, wciąż byłem czasem traktowany jak małe dziecko. Westchnąłem ciężko, splatając ręce na piersi i przysłuchując się ich argumentów.

-Nie ma mowy! Wiesz, jak drogie jest samodzielne mieszkanie?

-Stypendia nie są zbyt duże, nie będzie ci starczać na życie.

-Akademik też nie jest tani!

-W trakcie studiów medycznych nie masz jak pracować, nie będziesz miał się z czego utrzymać.

-Wygodniej będzie ci zostać u nas do końca studiów. 

-Nie zgadzamy się, możesz być pełnoletni ale takie zachowanie jest nieodpowiedzialne.

-Levi nas zostawia?

Wśród argumentów, jakimi przerzucali się Grisha i Carla, rozbrzmiał dziecięcy głosik, na co aż drgnąłem. Spojrzałem z zaskoczeniem w jego kierunku i zobaczyłem wpatrzone we mnie, wielkie oczy w których błyszczały łzy. Od razu poczułem się głupio i coś ścisnęło boleśnie moje serce. Tylko on był w stanie mnie doprowadzić do takiego stanu. Tylko dlaczego? Przez moment się wahałem ale w końcu wyciągnąłem do niego ręce, by po chwili posadzić go sobie na kolanach.

-Nie. Zostaję. 

Powiedziałem, ocierając mu pojedyncze łzy, które zdążyły już mu spłynąć po policzkach i uśmiechnąłem się lekko. Przez chwilę jeszcze niepewnie się we mnie wpatrywał, ale zaraz potem objął mnie za szyję i przytulił się do mnie ufnie, więc otoczyłem go ramionami.

-Całe szczęście.

Odetchnęła Carla, opadając z powrotem na krzesło i przyglądając nam się z uśmiechem. Czasem zastanawiałem się, dlaczego nic nie mówią o mojej mamie, którą przecież doskonale znali. Nie za dobrze pamiętałem już, jak wyglądała ale oni musieli ją pamiętać. Przypominałem ją? A może wyglądałem bardziej, jak mój ojciec? Od czasu do czasu miewałem takie myśli, jednak nigdy nie odważyłem się o to zapytać. Bałem się, że ich to zdenerwuje.

-Wiesz, krótko po naszym ślubie twoja mama przyszła nas odwiedzić. Była przeszczęśliwa. Na weselu poznała mężczyznę swojego życia. Twojego ojca, Levi. Wtedy jeszcze nie była w ciąży ale bardzo chciała mieć dzieci. Obiecałyśmy sobie wtedy, że nie ważne, co się wydarzy, nasze pierworodne dzieci zostaną parą i się pobiorą.

Myślałem, że padnę na ziemię, mimo że siedziałem właśnie na krześle, słysząc jej słowa. Że niby moja mama obiecała mnie Erenowi a Eren został obiecany mnie? Że co?!

-Zapomniałaś dodać, że obiecałyście to sobie po osuszeniu dwóch butelek wina. 

Dodał Grisha ze śmiechem, otwierając właśnie jedną butelkę rzeczonego alkoholu i najwyraźniej zauważając moją reakcję. Musiałem mieć niezłą minę.

-Oj tam, oj tam. Spójrz na nich. Czyż nie są uroczy? To by się mogło udać. 

Tym razem wiedziałem jednak, że Carla sobie żartuje, więc oboje roześmialiśmy się, przyjmując z wdzięcznością kieliszek wina.

-Wznieśmy więc toast. Za stare przyjaźnie, obietnice i za to, że Levi dostał się na medycynę.

Zarządził pan domu, tak więc zrobiliśmy. 

-Wiesz, bardzo przypominasz mi Kuchel. Masz takie same oczy i usta jak ona. No i włosy. Odziedziczyłeś po niej. 

-Ale nos ma po swoim ojcu.

-Kuchel też była pedantyczna i troskliwa. Zawsze była pierwsza, gdy któreś z nas chorowało, by pojawić się w naszych drzwiach z potrawką. 

Wspominali z uśmiechami a ja z chęcią słuchałem opowieści o mojej mamie, której nie zdążyłem zbyt dobrze poznać. Jej obraz w moich wspomnieniach zamazywał się a wspomnienia z czasem zdawały się coraz mniej wyraźne.

-Ale najbardziej dbała i kochała ciebie. Twój tata odszedł zaraz, gdy dowiedział się o jej ciąży. Mieszkała u nas w ostatnim trymestrze i pierwszy miesiąc po porodzie. Bardzo się o ciebie troszczyła. Potem pod dach przyjął ją twój wujek. Kenny nigdy nie miał instynktu rodzicielskiego, ale zaopiekował się wami.

-Ciekawe, co teraz się z nim dzieje. Nie odzywał się, odkąd zostawił cię u nas. 

-Kuchina nigdy nie dowiedziała się, że twój tata nie odszedł od was sam z siebie. Zginął w wypadku samochodowym. Dowiedzieliśmy się, gdy sama byłam w ciąży z Erenem.

-Gdyby cię teraz widziała, była by z ciebie bardzo dumna, Levi.

Dopóki nie usłyszałem tych ostatnich słów Grishy nie sądziłem, że tak bardzo ich potrzebowałem. Nieświadomie przytuliłem chłopca w moich ramionach bardziej do mojej piersi i zacząłem głaskać jego plecy. Zupełnie, jakbym potrzebował w tym momencie bliskości, czego przecież nigdy nie potrzebowałem i nigdy o nią nie zabiegałem.

-Wojsko robi nabór. Myślałem, żeby do nich dołączyć na jakiś czas i tam studiować...

Zacząłem cicho, nie będąc w stanie spojrzeć w twarze moich opiekunów. Źle czułem się z faktem, że im o tym nie powiedziałem. W pomieszczeniu zapadła cisza a ja zrobiłem głębszy wdech.

-Nie pójdę tam. Nie zgłoszę się. Zostanę z wami jeszcze na jakiś czas ale chcę iść do pracy. 

Zaznaczyłem twardo ostatnie słowa, nie chcąc znów na ten temat dyskutować. Chciałem chociaż trochę ich odciążyć mimo że wiedziałem, że nie mają żadnych problemów finansowych. Lekarz z prywatną praktyką i pracujący dodatkowo w publicznym szpitalu nie mógł zarabiać mało. 

-Cieszę się, że nam o tym powiedziałeś. Szczerość to podstawa. 

Przez chwilę atmosfera jeszcze wciaż była dość napięta, jednak w końcu Carla klasnęła w dłonie, zwracając na siebie uwagę wszystkich.

-W porządku! Jutro urządzimy małe przyjęcie z okazji przyjęcia cię na studia. Jakie chcesz ciasto?

Roześmialiśmy się, widząc jej zapał a ja uświadomiłem sobie, jak wdzięczny jestem za ich opiekę. Nie mam pojęcia, jak ja się im odwdzięczę.

Komentarze

Popularne posty