Other universe - Rozdział 2


Gdy się obudziłem zorientowałem się, że leżę w przyjemnie ciepłym ale trochę twardym łóżku. Otworzyłem oczy i rozejrzałem się dookoła. Leżałem w niewielkim, niewiele mówiącym mi o właścicelu mieszkania pomieszczeniu o szarych ścianach. Niewiele było tu rzeczy i nie mogłem nawet się domyślić, gdzie jestem. Westchnąłem ciężko i wstałem z łóżka, przygotowując się w duchu na każdą ewentualność. Zbierałem czakrę w dłoniach, by w razie czego szybko móc się obronić. Powoli otworzyłem lekko skrzypiące drzwi i po chwili nasłuchiwania usłyszałem jakieś odgłosy, których jednak nie potrafiłem zidentyfikować. Skierowałem się w ich stronę, przechodząc korytarzem ostrożnie coraz dalej. Dochodziłem już do drzwi od pomieszczenia, w którym kogoś słyszałem, gdy rozbrzmiał czyiś głos.

-Już się obudziłeś? Chodź, nie gryzę. 

Rozbawienie w głosie rozmówcy trochę mnie zezłościło ale z zaskoczeniem uświadomiłem sobie, że znałem ten głos. Gdzieś go już słyszałem. Wszedłem do pomieszczenia, które okazało się być kuchnią, i zauważyłem dwie osoby - uśmiechniętego od ucha do ucha chłopaka o bardzo smutnych oczach i siedzącego przy stole mężczyznę, którego pół twarzy ukryte było pod maską.

-Dołączysz do nas? Właśnie mieliśmy zjeść kolację.

Jak na zawołanie, mój żołądek zaczął burczeć a ja myślałem, że umrę ze wstydu. Odetchnąłem lekko i pozwoliłem czakrze spokojnie znowu płynąć po moim ciele, chociaż starałem się zachować czujność. Coś mi podpowiadało, że obaj byli zabójczo niebezpieczni i powinienem na siebie uważać. Mimo to usiadłem na wskazanym przez chłopaka krześle. Jego twarz i głos coś mi podpowiadały, nie byłem w stanie tylko przypomnieć sobie, co takiego.

-Minęły dwa dni odkąd zemdlałeś na polanie. Bałem się już, że stało ci się coś poważnego. Wyspałeś się?

I wtedy mnie olśniło. To jego wziąłem wtedy za dziewczynę, gdy uciekałem przez shinobi z Konochy. Uśmiechnąłem się do niego niepewnie i zerknąłem ukradkiem na ciągle milczącego mężczyznę. Trochę mnie on niepokoił i musiałem to przyznać, nigdy nie czułem tak złowieszczej aury.

-Tak, dziękuję. Możecie mi może powiedzieć, gdzie się znajduję?

Zapytałem najuprzejmiej jak potrafiłem. Coś mi podpowiadało, że jeden zły ruch może wpakować mnie w poważne kłopoty i wolałem nie ryzykować.

-Jesteśmy w niewielkiej wiosce w Kraju Rzek, jakiś dzień od granicy z Krajem Ognia. Kim tak właściwie jesteś? Zrobiłeś coś złego? Uciekałeś, jakby gonił cię sam Diabeł. 

Odetchnąłem z ulgą. Przynajmniej miałem pewność, że shinobi z Konochy mnie tu nie dorwą a raczej nieprędko. Zanim przejdą wszystkie procedury, jeszcze w tak durnej sprawie jak moja, potrwa cała wieczność, nim Konocha dostanie zezwolenie na poszukiwanie mnie w Kraju Rzek a jeśli postanowią działać na własną rękę, może wybuchnąć wojna. Nie zaryzykują pokoju z mojego powodu, przynajmniej tego mogłem być pewien. 

-Jestem Naruto. Uzumaki Naruto. Mieszkałem w Konosze, ale... musiałem stamtąd uciec. 

-Dlaczego?

Zastanowiłem się przez chwilę, czy powiedzieć im prawdę. Nie znali mnie i nie mieli ani powodu, żeby być dla mnie dobrzy ani, żeby być dla mnie źli. Ich pomoc mogła mi się jednak okazać potrzebna. I chociaż szczerze mówiąc wolałbym chociaż troszkę nagiąć rzeczywistość to coś podpowiadało mi, że gdy tylko zacznę kręcić to siedzący po mojej lewej mężczyzna gotów jest zrobić mi sporą krzywdę. 

-Ja... nie do końca sam wiem. Odkąd pamiętam byłem wyrzutkiem, bo moi rodzice zginęli zaraz po moich narodzinach. Wszyscy mnie unikali, szeptali okropne rzeczy na mój temat a najgorszy był ten ich wzrok... W dzień ucieczki nie zdałem egzaminu końcowego Akademii Ninja. Poszedłem więc do lasu poćwiczyć. Kilka godzin później znalazł mnie mój nauczyciel. Okazało się, że jestem oskarżony o kradzież jakiegoś ważnego zwoju i wszyscy ninja Konochy mnie szukają. Musiałem uciekać, nie miałem wyboru. Miałem już dość tego życia, tych spojrzeń, tego wszystkiego...

-Rozumiem. Nie ukradłeś tego zwoju?

-Oczywiście, że nie! Nie jestem na tyle głupi, żeby kraść coś z gabinetu Trzeciego Hokage!

Chłopak zaśmiał się cicho i postawił przed nami talerze wypełnione pachnącą, parującą zupą i poczułem, jak ślinka napływa mi do ust. Nigdy nie miałem szansy na jedzenie domowych obiadków, ale pachniało świetnie! Od razu zabrałem się do pałaszowania, kompletnie zapominając o dobrych manierach. 

-Jest dokładka, jeśli będziesz chciał. 

Usłyszałem rozbawiony głos chłopaka... kurczę, zapomniałem zapytać ich o imiona! Przełknąłem kęs i uśmiechnąłem się lekko.

-Przepraszam, ale kim wy tak właściwie jesteście?

-Jestem Haku. To pan Zabuza. Jesteśmy najemnymi shinobi. 

-Czyli... zabijacie na polecenie kogoś innego?

-Zabijamy. Torturujemy. Zastraszamy. Uprowadzamy. Kradniemy. Kto płaci, ten wydaje rozkazy. 

Pan Zabuza odezwał się po raz pierwszy, odkąd go zobaczyłem i musiałem przyznać, że miał dużo przyjemniejszy głos, niż bym się spodziewał, chociaż słychać było surowość i wiedziałem, że moje przeczucia mnie nie mylą - lepiej mu nie podskakiwać. Westchnąłem cicho i odchyliłem się na krześle.

-Jak wy to robicie?

-Jakoś trzeba żyć, Naruto. Takich jak my nikt legalnie nie zatrudni.

-Nie o to mi chodzi, Haku. Tyle razy myślałem, żeby chociaż skrzywdzić tych ludzi, którzy mnie tak upokarzają i śmieją się ze mnie i w ogóle... ale jak tylko sobie to wyobrażałem, nie byłem w stanie tego zrobić. Jak wam się to udaje?

Widziałem, jak oboje gospodarze wymienili między sobą szybkie spojrzenia. 

-W Wiosce Mgły, z której pochodzę, od dziecka jesteśmy trenowani do zabijania. Egzamin końcowy akademii opierał się właśnie na tym, gdy jeszcze do niej uczęszczałem. Aktualnie od tego odeszli. 

-Pan Zabuza nauczył mnie wszystkiego, co umiem. Nie przepadam za zabijaniem, ale dla pana Zabuzy jestem w stanie zrobić wszystko. Jeśli chcesz kogoś chronić, potrafisz zrobić niewyobrażalne rzeczy.

Pokiwałem głową myśląc nad tym, co mi powiedzieli. Wydawało mi się to dosyć logiczne i widziałem w tym ciąg przyczynowo skutkowy. W Akademii w Konosze uczyli nas głównie zwodów i obrony, jakiekolwiek ostrzejrze bójki nie były dozwolone a co dopiero zabijanie. Westchnąłem cicho i spojrzałem po nich, zastanawiając się nad jedną, chodzącą mi po głowie myślą. A może by tak...?

-Zgodzicie się mnie uczyć? Proszę!

Obaj spojrzeli na siebie, nim w końcu przenieśli na mnie swoje spojrzenia a ja miałem wrażenie, że w ciągu tych kilku sekund podjęli jakąś ważną decyzję, chociaż nie wypowiedzieli ani słowa.

-Haku będzie cię uczyć. W zamiar będziesz pomagać mu w domu. Nie ma tu miejsca dla leniów, jasne?

-Oczywiście! Dziękuję bardzo!

***

-Haku, udało mi się! Udało! 

Niemal potykając się o własne nogi wpadłem do niewielkiego domku, który okupowaliśmy razem z Haku i Zabuzą odkąd się obudziłem i wpadłem do kuchni, gdzie chłopak właśnie przygotowywał kolację. Słysząc mnie od razu odłożył łyżkę i podszedł do mnie. 

-Gratuluję. Sairento Kiringu w cale nie jest takie proste, jak się wydaje. Teraz pozostaje ci opanować tylko Suidan no Jutsu. Nie spodziewałem się, że tak szybko będziesz robił postępy w nauce natury wody. Może następnie zajmiemy się lodem, co ty na to?

-Będę mógł tworzyć te lustra?!

-Pewnie, jeśli je opanujesz. Nie uczyłem nigdy nikogo, kto miałby Naturę Wiatru, ciężko mi przewidzieć rezultaty i szanse. 

-Z tak dobrym nauczycielem dam sobie radę!

Haku uśmiechnął się do mnie ciepło a ja musiałem przyznać, po raz kolejny z resztą w przeciągu ostatnich tygodni, że jest on po prostu piękny i był to niezaprzeczalny fakt. Był ładniejszy nawet od większości dziewczyn z Akademii!

-Dobra, wstawaj. Pan Zabuza zaraz wróci, pomóż mi z kolacją.

Szybko zebrałem się z podłogi i rozejrzałem się do kuchni. Nie miałem pojęcia, co Haku chce z tego wyczarować ale wiedziałem, że to będzie pyszne. Haku był serio mistrzem kuchni i mógłbym jeść jego dania do końca życia!
Gotowaliśmy w najlepsze, rozmawiając przy tym o wszystkim i o niczym, gdy usłyszeliśmy trzask drzwi i cała dobra atmosfera od razu się ulotniła. Obaj zamarliśmy na parę sekund. Pan Zabuza miał zły humor a to mogło oznaczać dla nas obu kłopoty. 

-Witaj, panie Zabuza. Obiad zaraz będzie na stole.

Przywitał się grzecznie Haku, a ja mogłem tylko wykrztusić ciche "dzień dobry". Kiedy Zabuza był wściekły, czułem się zagrożony i coś wewnątrz mnie szalało. Ledwo byłem w stanie kontrolować czakrę i wiedziałem, że obaj doskonale wyczuwają mój stan. 

-Haku, idź zbierz swoje rzeczy. Muszę porozmawiać z Naruto. 

Chłopak posłusznie opuścił pomieszczenie a ja obserwowałem, jak pan domu siada na jednym z krzeseł i przygląda mi się przez chwilę bez słowa. Czułem się, jakbym zaraz miał wpaść w kłopoty. Czy to możliwe, że mnie sprzedał? 

-Zaprzyjaźniliście się. To dobrze. Haku dobrze robi towarzystwo kogoś w jego wieku. 

-Dziękuję... panie Zabuza.

-Dostałem zlecenie. Duże zlecenie. Potrzebuję w nim pomocy Haku i musimy na jakiś czas wyjechać. Myślałem, żebyś zabrał się z nami, ale Konocha zaangażowała się w ten... konflikt... i prawdopodobnie wyśle swoich ninja, żeby nam przeszkodzić. Wątpię, żebyś chciał się z nimi spotkać?

Zacisnąłem pięści na samo wspomnienie o mojej rodzimej wiosce. Nie miałem zamiaru tam wracać ani zadawać się z kimkolwiek z tej przeklętej wioski.

-Tak myślałem. Zostaniesz tutaj i będziesz dalej trenował. Po powrocie chcę zobaczyć rezultaty. A dla pewności będziesz miał to. 

Zamrugałem ze zdziwieniem, gdy zauważyłem w jego dłoni niewielki, szklany sześcian. Kompletnie nie rozumiałem, o co mu chodzi i chyba było to po mnie widać, bo mężczyzna zaśmiał się krótko. 

-To bardzo rzadki przedmiot ale udało mi się go zdobyć. Haku i ja umieścimy w nim odrobinę naszej czakry. Jeśli zostaniemy porwani, szkło zabarwi się na niebiesko a jeśli zginiemy - na czarno.

-Jest na to w ogóle szansa?

-Szansa zawsze jest. Tak czy inaczej, jakiegokolwiek koloru ten sześcian by nie przyjął, masz zabrać wszystkie swoje rzeczy i zwiewać, zacierając za sobą wszelkie ślady jeśli nie chcesz, żeby cię znaleźli. Mogą zacząć węszyć i znaleźć się w końcu tutaj. Rozumiesz, Naruto?

-Tak, panie Zabuza.

Przez chwilę po prostu obaj milczeliśmy, przyglądając się leżącemu na stole sześcianowi. W końcu Zabuza wstał ze swojego miejsca i... poczochrał mi włosy na głowie.

-Robisz postępy, Naruto. Masz talent. Rozwijaj go dalej.

I była to najlepsza pochwała, jaką w swoim życiu dostałem. 

Komentarze

  1. Nie spodziewałam się, że będą to właśnie oni! I nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo się cieszę z tego zaskoczenia! Historia będzie dla mnie ciekawa, bo mogę śledzić historie naruto od zera, super!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty