Czarny Pan - Prolog
Stałem na cmentarzu, przyparty do marmurowego anioła śmierci, który nie zamierzał wypuścić mnie z objęć i obserwowałem, jak Glizdogon próbuje wskrzesić Voldemorta. Nie powiem, trochę się zdziwiłem, gdy odciął swoją rękę i jednocześnie skrzywiłem się - z pewnością nie było to coś, co aktualnie chciałem oglądać. Odwrócił się do mnie z cierpieniem wymalowanym na twarzy i z uniesionym w dłoni nożem zaczął się do mnie zbliżać.
-Krew wroga... odebrana mu wbrew woli.
Szepnął, rozcinając mi rękę na przedramieniu, co cholernie bolało i musiałem to przyznać. Gdy po kilku chwilach od dodania do wywaru mojej krwi nic się nie zmieniło, zacząłem się śmieć, widząc przerażenie na jego obliczu.
-Ja... nie rozumiem. Dlaczego nie zadziałało? Co się dzieje?
Glizdogon patrzył to na mnie to na kocioł, do którego wrzucił swojego pana, nie mogąc się chyba zdecydować, czym powinien się zająć w pierwszej kolejności.
-Potrzebowałeś krwi jego wroga, odebranej wbrew jego woli, prawda?
Zapytałem a trzymający mnie, marmurowy anioł rozpadł się na miliony kawałków, uwalniając mnie ze swych zimnych objęć. Podszedłem do byłego przyjaciela moich rodziców i chwyciłem jego ramię, wycelowując różdżką prosto w wyblakły tatuaż. Po kilku chwilach, ku mojemu zadowoleniu, na cmentarzu pojawiło się kilka osób, rozglądających się niecierpliwie.
-Glizdogonie! Co to ma znaczyć? Gdzie jest Czarny Pan?
Denerwował się jeden z nich, którego głos od razu rozpoznałem. Stanąłem więc przed nim i delikatnie acz boleśnie zdjąłem jego maskę, ukazując światu zaskoczoną twarz mężczyzny.
-Stoi tuż przed wami.
Słyszałem i doskonale czułem ich wahanie. Nie wierzyli mi i w cale się nie dziwiłem, w takie rzeczy ciężko jest uwierzyć.
-O czym ty mówisz, Potter?
-Cóż, przez ostatnie cztery lata walczyłem i rozmawiałem z Voldemortem. Poznawałem jego i jego zamiary. Jego wspomnienia zamknięte w horkruksach były moimi nauczycielami. Tym sposobem udało mi się opanować niemal każde zaklęcie, jakie znał Voldemort i posiąść siłę, jaką on miał. Nie wspominając już o tym... że ja również jestem horkruksem.
Wśród zebranych Śmierciożerców zapanowało poruszenie, które w cale mnie nie dziwiło. Wyciągnąłem różdżkę i nakreśliłem kilka znaków, które zamieniły się w moje imię i nazwisko HARRY POTTER. Machnąłem ręką i kolejność liter zmieniła się, ukazując nazwę TERROR PATHY (przerażenie).
-Oto pseudonim, pod którym będę działać. Imię, które oficjalnie przymę, gdy nadejdzie czas. Póki co nazywajcie mnie Czarnym Panem, jako że jestem następcą tego, którego tu oczekiwaliście i mam zamiar go przewyższyć. Zdrada i nieposłuszeństwo będą surowo karane. Nie zapominajcie, że chodzę z waszymi dziećmi do szkoły.
Ciekawy prolog! Nie będę ukrywać, że bardzo mnie zaciekawił! Potter jako Czarny Pan? Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów!
OdpowiedzUsuń