Dlaczego? - Rozdział 5

 


BILL

Siedziałem przy biurku w swoim pokoju znowu załamany i nie miałem już pojęcia, co mam zrobić. Znowu wszystko spieprzyłem i znowu coś mi się nie udało. Jak zwykle - jestem zwykłym nieudacznikiem. Kolejne zlecenie, za które mi nie zapłacono. Kolejne zlecenie, na którym mnie oszukano. Mam tego dość. Nigdy w życiu do niczego nie dojdę. Do końca życia będę sprzątać kible po klientach restauracji. Jeśli będę mieć na tyle szczęścia, żeby robić chociaż tyle. 

Takie myśli krążyły mi po głowie, gdy do mojego pokoju niespodziewanie wszedł mój bliźniak. Starłem szybko łzy z policzków, chociaż i tak byłem pewien, że je zauważył i zamknąłem laptopa. Nie chciałem, żeby zobaczył dodatkowo moją porażkę i powód moich łez. Odwróciłem się do niego plecami i udałem, że zajmuję się właśnie lekcjami, żeby tylko nie musieć patrzeć mu w oczy.

-Wszystko w porządku? 

Usłyszałem pytanie bliźniaka ale przez ściśnięte gardło byłem jedynie w stanie pokiwać głową. Rzuciłem ze złością na biurko zeszyt od biologii i przeczesałem palcami włosy. Nie byłem w stanie się na niczym skupić i miałem wrażenie, że za chwilę znowu się rozpłaczę i to na dobre. Modliłem się tylko, by do tego czasu Tom już wyszedł z mojego pokoju i żebym znowu był sam. 

-Billy... mam coś dla ciebie. Naszło mnie w nocy i pomyślałem, że pomoże nam przełamać lody. 

Powiedział, podając mi kartkę. Zaskoczony spojrzałem na niego, kompletnie na moment zapominając o fakcie, że jestem cały zapłakany. Przez chwilę w ogóle nie zwróicłem uwagi na znajdujący się w jego dłoni kawałek papieru, ale przyjąłem go niemal automatycznie i powoli spuściłem na nią wzrok. Zamarłem. Dosłownie zamarłem i nie byłem w stanie powstrzymać już swoich łez, nawet pomimo faktu, iż bliźniak wciąż stał tuż przede mną. Ostrożnie odłożyłem rysunek na biurko, nie chcąc zamoczyć go łzami, nim schowałem twarz w dłonie i rozpłakałem się na dobre. Czułem się, jakby serce właśnie mi pękło na kawałki. Jestem największym idiotą na świecie i dopiero teraz tak dobitnie to do mnie dotarło. 

-Billy?

Słyszałem głos mojego brata ale nie byłem w stanie mu odpowiedzieć, zalewając się łzami już teraz całkiem otwarcie. Poczułem obejmujące mnie ramiona Dredziarza i wtuliłem się w jego ciepłe ciało, po raz pierwszy od niemal dwóch lat nie przejmując się tym, że widzi mnie w takim stanie i że się tak przed nim rozkleiłem. Nie mam pojęcia, ile czasu spędziłem w jego ramionach, wypłakując oczy i wdychając jego przyjemny zapach, jednocześnie wsłuchując się w jego uspokajające słowa. Chociaż kompletnie nie wiedziałem co do mnie mówił, sam ton jego głosu w jakiś sposób wpływał na mnie kojąco. W końcu jednak wypłakałem się chyba już za wszystkie czasy i jedynie pochlipywałem cicho w jego ramionach, próbując otrzeć niezdarnie twarz dłońmi. Bliźniak odsunął mnie od siebie na odległość ramienia, zaglądając mi w twarz, czego bardzo starałem się uniknąć. Za bardzo się wstydziłem, by w ogóle móc na niego spojrzeć.

-Dlaczego płaczasz? 

Zapytał miękko, odgarniając mi włosy z twarzy za co byłem mu wdzięczny, jednak nawet wtedy nie byłem w stanie spojrzeć mu w oczy. Wziąłem kilka drżących, uspokajających wdechów i zacząłem bawić się nerwowo palcami, nim w końcu w ogóle zebrałem myśli na tyle, by być w stanie udzielić mu w miarę składnej i logicznej odpowiedzi - chociaż i tak wyszła o wiele gorzej, niżbym chciał.

-Bo to boli, Tom. To po prostu tak strasznie boli... 

Wyznałem w końcu cicho, nim znów schowałem twarz w dłonie i pozwoliłem, by ciepłe dłonie brata gładziły mnie po ramionach a ja chciałem, żeby to trwało wiecznie.

TOM 

Starałem się w jakikolwiek sposób uspokoić mojego braciszka, jednak nie wychodziło mi to najlepiej. Z pewnością wyszedłem z wprawy przez ten czas, gdy mnie unikał i wyklinałem się teraz za to w duchu. 

-Co cię boli? 

Zapytałem miękko, chcąc jakoś przebić się przez ten przeklęty mur między nami i znowu zajrzeć do jego myśli, tak jak mogłem to robić kiedyś. Musiałem w końcu jakoś do tego doprowadzić, bo inaczej już tego nie odkręcę. I chociaż dosyć długo kazał mi czekać na swoją odpowiedź, nie miałem mu tego za złe.

-To... my. Pamiętam tamten domek. Pamiętam, jak było. I pamiętam, że to tylko wspomnienia. Dlatego to tak boli. 

Brzmiał tak żałośnie i bezbronnie, że aż serce mi się krajało. Ledwo powstrzymałem się przed tym, żeby go po prostu mocno do siebie nie przytulić. Najpierw musieliśmy porozmawiać.

-Przecież to nie muszą być tylko wspomnienia. Billy, zostaw ten cholerny mur. Wróćmy do tego.

-Nie mogę!

Jego wybuch i to, że niemal wyskoczył z krzesła wstając z niego i odchodząc parę kroków, przy okazji wczepiając mocno palce w swoje farbowane na czarno włosy. Chwilę zajęło mi dojście do siebie, żeby móc kontynuować tę rozmowę.

-Oczywiście, że możesz. Ja nie odpuszę, Billy. Dobrze wiesz, że jestem uparty, może nawet bardziej niż ty. Za bardzo mi na tobie zależy.

-Ja tu nie pasuję, Tom, cholera, nie rozumiesz?! Spójrz na nas! Na siebie i na mnie! Dziecko sukcesu, nastolatek który jeszcze w liceum zarabia kilkanaście albo nawet kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie tylko na swoim hobby, ma dosłownie wszystko! I nieudacznik, który sprząta kible w restauracji i nie potrafi nic zrobić sam! Rozumiesz, Tom?! 

-Nie, nie rozumiem, o czym ty...

-Znowu mnie oszukali! Znowu mi nie zapłacili! Znowu dałem się wychujać! Jestem tak skończonym, żałosnym kretynem, że to już nie jest dłużej ani smutne ani zabawne! W przeciwieństwie do ciebie, Tom, jestem nikim!

Bolały mnie jego słowa. Bolało mnie usłyszenie tego, jak on sam widzi siebie i jak surowo się ocenia. Co prawda nie wiem o jakich pieniądzach mówił, jednak nie miało to w tym momencie znaczenia. Podszedłem do niego i spróbowałem go przytulić, szukając w myślach odpowiednich słów, jednak nim chociażby zdołałem go dotknąć, odepchnął mnie od siebie i odsunął się kawałek.

-Zostaw mnie! Znienawidź mnie w końcu! Czy ja proszę o tak wiele?! Po prostu mnie znienawidź i udawaj, że jesteś jedynakiem! Zrób dla mnie chociaż tyle!

Wykrzyczał po czym zniknął za drzwiami łazienki, trzaskając nimi a ja zostałem sam w jego pokoju. Przez chwilę w szoku nie potrafiłem nawet zdecydować, w którą stronę się ruszyć, więc po prostu stałem jak ten słup soli a słowa bliźniaka odbijały się echem w moich myślach. Czułem się tak, jakby każde słowo na nowo wbijał nóż prosto w moje serce. Jak mogłem pozwolić, by tak bardzo się stoczył? Co ze mnie za brat?! Cholera, nie sądziłem, że jest aż tak źle, a jednak...

Moje rozmyślania i wyklinanie samego siebie przerwał trzask - zupełnie, jakby rozwalało się szkło. Przez moment myślałem, że tylko mi się przesłyszało, jednak po chwili dźwięk się powtórzył. Po raz kolejny i kolejny. Po kilku sekundach zawieszenia niemal automatycznie rzuciłem się w stronę łazienki, w której zniknął mój bliźniak a gdy tylko tam wszedłem zastałem istny koszmar.

Billy stał przy umywalce, uderzając prawą dłonią w lustro, rozbijając je. Dookoła leżały już odkłamki szkła, na którym mieniła się krew - tak samo jak na umywalce, na resztkach lustra i na ręce mojego brata. Dopadłem do niego i odciągnąłem od lustra, musząc go przez chwilę mocniej przytrzymać, bo się mocno wyrywał. Wkurzony zawsze nagle miał o wiele więcej siły, niż ktokolwiek byłby się po nim spodziewał. Gdy w końcu się uspokoił poczułem, jakby jego ciało robiło się bezwładne, jednak wciąż zachował pion. Spojrzałem mu przez ramię w twarz i prawie się zapowietrzyłem. Oprócz rozmazanych łez i kilku wymieszanych z nimi kropelek krwi, wyglądał w tym momencie zupełnie jak lalka wykonana z białej porcelany. Oczy miał szklane i kompletnie puste - cała jego postawa pokazywała, jakby był kompletnie wyprany z emocji, jakby zrezygnował. Gdy w końcu udało mi się otrząsnąć z tego szoku, zaprowadziłem go z powrotem do sypialni, gdzie usadziłem go na łóżku i upewniając się, że nie zemdleje w ciągu najbliższych dwóch minut, popędziłem po apteczkę. Całe szczęście że wciąż pamiętałem, gdzie Czarny ją chował. 

Wyciągnąłem gazę i wodę utlenioną po czym zacząłem obmywać mu rany, podkładając pod spód pierwszy lepszy ręcznik, żeby nie pobrudzić mu spodni.

-Proszę... Po prostu mnie zostaw... Znienawidź mnie... Proszę.

Jego słowa były bardzo ciche ale powtarzał je przez cały czas w kółko jak mantrę - nie wydawał się wracać do siebie po tym nagłym wybuchu samoagresji ale miałem wrażenie, że on po prostu potrzebował trochę czasu, żeby się uspokoić. Ignorowałem więc jego modlitwę i zająłem się opatrzeniem jego ran, co było dosyć trudne - nie miałem w tym zbyt dużego doświadczenia a większość czynności widziałem jedynie na filmach. W końcu jednak postanowiłem, że jak tylko się uspokoi to będę musiał go zabrać z tym do lekarza i po prostu zapewniłem jego dłoni profilaktyczny opatrunek. Dopiero wtedy spojrzałem mu w twarz, ściskając jego ramiona by mieć pewność, że mnie słucha.

-Nie ma mowy, Billy. Jesteś moim bliźniakiem i najbliższym przyjacielem. Kocham cię i to się nie zmieni. Rozumiesz?

Przez chwilę po prostu wpatrywał się we mnie tempo, zupełnie jakby nie rejestrował niczego, co się dookoła niego działo. Dopiero po dosyć długim czasie zauważyłem, że jego warga niebezpiecznie drży, jednak nie zdążyłem pomyśleć o niczym innym, nim Czarny wtulił się w moje ramiona i rozpłakał się niczym małe dziecko - a ja, zupełnie jak kiedyś, kołysałem go w swoich objęciach, chcąc dać mu całe ciepło, miłość i spokój, jakie tylko mogłem i czułem, że mimo tego całego tragizmu - zrobiliśmy ogromny krok na przód w odbudowaniu naszych relacji.

Komentarze

Popularne posty