Dlaczego? - Rozdział 7
BILL
Mimo że wczorajszy dzień był okropny i w sumie nie pamiętałem, jak trafiłem do domu, obudziłem się zaskakująco spokojny i czując się całkiem nieźle. No może poza lekką pustynią w ustach ale to było akurat do przewidzenia. Zadowolony z tak dobrego samopoczucia o poranku dopiero po chwili rozbudziłem się na tyle by zrozumieć, co spowodowało moje dobre samopoczucie. Mianowicie leżałem w ramionach mojego bliźniaka, na moim łóżku. Otworzyłem oczy i spojrzałem prosto w jego pogrążoną jeszcze we śnie twarz a jego ramię obejmowało mnie w pasie. Mimo że na początku spanikowałem, szybko udało mi się opanować i nie poruszyć ani odrobinę, żeby go nie obudzić. Uśmiechnąłem się lekko, widząc jego spokojną twarz. Śpiąc wyglądał tak niewinnie i uroczo, że możnaby go nazwać aniołkiem. Dopiero gdy się budził i nachodziła go ochota na psoty okazywało się, jak wielkim diabłem jest mój braciszek. Uniosłem ostrożnie rękę i dotknąłem twarzą jego kości policzkowych. Chociaż mieliśmy bardzo podobny układ twarzy, dużo bardziej wolałem patrzeć na niego, niż na swoją własną. Chwyciłem w palce jeden z jego dredów i przez chwilę się nim bawiłem, błądząc myślami tu i ówdzie.
-Kocham cię, wiesz? Może dlatego tak bardzo nienawidzę faktu, że nie mogę być dla ciebie nikim odpowiednim. I pewnie dlatego tak bardzo cię unikam. Chociaż specjalistą nie jestem. Ale wiesz... nie chcę, żeby coś się między nami zmieniało. Wiem, że zburzyłem ten mur... albo raczej ty się przez niego przebiłeś. Zawsze potrafiłeś mnie podejść. Więc po prostu bądźmy znowu braćmi a ja sobie poradzę, dobrze?
Mówiłem cicho i sam do siebie - po raz pierwszy w ogóle odważyłem się to powiedzieć głośno. W sumie nawet w myślach nie lubiłem się przed sobą przyznawać, co czuję do swojego bliźniaka. Nie miałem zamiaru nigdy mu tego wyznać, więc po prostu korzystałem z okazji - z tego, że obudziłem się w jego ramionach i mogłem wyobrazić sobie naszą rozmowę. Oczywiście takie wyznanie mogło się różnie zakończyć - i dlatego nie miałem nigdy zamiaru mu tego wyznać. Westchnąłem lekko i wtuliłem się mocniej w jego klatkę piersiową, po raz pierwszy od dawna czując się na prawdę bezpiecznie.
TOM
Obudziłem się gdy tylko poczułem, że bliźniak lekko poruszył się w moich ramionach - więc oczywistym był fakt że słyszałem wyznanie, którego najwyraźniej nigdy nie miałem usłyszeć. Wykorzystałem więc okazję i udawałem, że dalej śpię, pozwalając mu mówić i wtulać się we mnie ile chciał, chociaż w mojej głowie wybuchła bomba. Nie spodziewałem się tego, jeśli mam być szczery ale nie czułem do niego odrazy ani nienawiści ani nic. Po prostu byłem... w szoku. Dlatego dałem sobie czas żeby się uspokoić, zanim w końcu przewróciłem się na plecy, uwalniając brata z mojego uścisku i po chwili poczułem, jak Czarny wstaje z łóżka i usłyszałem cichy trzask drziw do łazienki. Zerknąłem na zegarek, nim przetarłem zaspane jeszcze oczy. Dopiero minęła szósta rano. Więc to o tej porze mój braciszek wstaje, by się przygotować na cały dzień? Po kilku minutach, gdy woda w łazience już ucichła wstałem z łóżka i chcąc dać znać bliźniakowi, że już nie śpię - podszedłem pod drzwi łazienki, mając zamiar tam wejść. Zatrzymało mnie jednak coś, co dochodziło z jej wnętrza.
-Dasz sobie radę, Billy. Dasz sobie radę. Unikaj ludzi i uśmiechaj się. Bądź miły dla Toma. On jest kochany. Daj mu szansę, Bill. Zachowaj się chociaż raz jak dorosły. I nie płacz więcej, okay? Nie płacz. Nie pozwól, by ktokolwiek widział twoje łzy. Rób to, o co cię proszą. Słyszysz, Bill? Po prostu przejdź przez ten dzień nie grabiąc sobie więcej, niż już sobie nagrabiłeś, dobrze?
Wmurowało mnie. Brzmiało to jak mantra poza momentem, gdzie wspominał o mnie i na moment się zaciął. Więc codziennie rano motywuje się przed lustrem? Uchyliłem drzwi do łazienki najciszej, jak mogłem i zajrzałem do środka. Widziałem jak wyjął z szafki jakiś zeszyt i coś w nim zapisał, po czym szybko go schował i zajął się czesaniem włosów. Zapukałem więc w drzwi i uśmiechnąłem się, widząc jego pytający wzrok skierowany prosto na mnie.
-Hej, Billy. Dobrze spałeś?
Zapytałem, szczerząc do niego ząbki w szerokim uśmiechu i wszedłem do środka, opierając się o framugę. Odwzajemnił uśmiech co bardzo mnie ucieszyło i wrócił do przeczesywania i starannego układania czarnych kosmyków.
-Tak, dzięki. Mam nadzieję, że cię za bardzo nie skopałem?
-Nie, nie martw się. Późno wczoraj wróciłeś.
Widziałem wyraźnie, że lekko się spiął, jednak starał się nie dać tego po sobie poznać. Najwyraźniej albo był tym faktem bardzo zaskoczony albo nie do końca wiedział, co się działo po jego powrocie.
-Tak... napiłem się jeszcze ze znajomymi po pracy.
Przewróciłem oczami i ledwo powstrzymałem prychnięcie. Ze znajomymi? Kogo on próbował oszukać? Przecież doskonale wiedziałem, że upił się w samotności. Postanowiłem jednak tego nie skomentować i nie dawać mu znać, że cokolwiek słyszałem ani że cokolwiek mi wyznał. Miałem dziwne przeczucie że gdyby o tym wiedział - zacząłby się znowu bardziej przy mnie pilnować i znowu miałbym problem z dotarciem do niego.
-Zejdziesz na śniadanie?
Zapytałem zamiast tego i znów zauważyłem to lekkie, niemal niezauważalne drgnięcie - zupełnie, jakbym przerażał go takimi pytaniami. Przez chwilę nie odpowiadał, po prostu czyszcząc swoją szczotkę i odkładając ją na miejsce, nim odwrócił się do mnie przodem i udzielił mi w końcu odpowiedzi.
-O ile nie przygotujesz mi znowu pełnego talerza kanapek to tak.
Wyszczerzyłem ząbki we wdzięcznym uśmiechu i już wiedziałem. To będzie dobry dzień.
Komentarze
Prześlij komentarz