Odnaleźć siebie - Rozdział 27 REWRITE
pov Nicholas
Przyglądałem się mojemu władczemu partnerowi i nie powiem, ale czułem ogromną dumę. Nie chciał być koronowany i nie musiał, jednak w takich chwilach jego królewska krew bardzo dawała o sobie znać i nawet ja czułem ten wewnętrzny przymus i presję, jaką wywierał na pozostałych. Bez słowa więc oczywiście zgodziłem się na wprowadzenie go we wszystkie przygotowania i informacje, jakie poczynilismy do tej pory w sprawie wojny. Zasiedliśmy w gabinecie i zacząłem przekazywać mu po kolei różne raporty, plany, kartki i tak dalej, jednocześnie wszystko mu dokładnie tłumacząc i cierpliwie odpowiadając na jego pytania. W końcu miał już wszystkie potrzebne informacje i od kilku minut w milczeniu wpatrywał się w porozrzucane po biurku kartki, kompletnie nic nie mówiąc a ja z zapartym tchem czekałem, aż w końcu coś postanowi. Wiedziałem, że strategię ma we krwi - jeśli wierzyć opowieściom, jego wuj był jednym z najlepszych strategów naszej rasy odkąd tylko można znaleźć jakiekolwiek zapiski na nasz temat. Po cichu miałem trochę nadziei, że ten gen osadził się również w moim kochanku. bo mogłoby nam to teraz wiele ułatwić.
-Pod władzą Killan'a jest 127 wampirów, tak?
-Dokładnie. Jeszcze dwa lata temu liczebność gangu wampirów w tym rejonie wynosiła około 400 osób. Killan zaczął jednak zabijać wszystkie niewygodne mu osoby i oprócz niego zostało 127 wampirów plus Anabelle, ale ona jest po naszej stronie.
-W naszej sforze jest 75 wilków, nie licząc naszej dwójki i Marca, tak?
-Tak, z tego 63 wilki są zdolne i gotowe do walki.
-Czyli 66 przeciwko 128. Killan będzie próbował zabić przede wszystkim naszą trójkę... Będzie się spodziewać, że nie pokarzemy się na jego terenie bo, sądząc po jego charakterze, byłoby to nasze samobójstwo. Tym bardziej więc powinniśmy się tam znaleźć i to w pierwszej linii. Wampiry są cholernie szybkie a nasze wilki potrzebują minimum trzech sekund na przemianę. Najlepiej więc, żeby wilki weszły na teren wroga już w postaci wilków, tylko my wejdziemy jako ludzie. Wataha da nam czas na przemianę. Jednak... może w cale do wojny dojść nie musi.
Zmarszczyłem brwi, słysząc to a Justin odgarnął za ucho swoje długie, czarne włosy.
-Co masz na myśli?
Dwudziestolatek przejrzał szybko kilka kartek i podał mi jedną z nich, która przedstawiała należące do Killan'a biznesy, w tym kilka klubów nocnych, które zaznaczył.
-Znam te kluby. Mogą do nich uczęszczać tylko wybrani i TYLKO na specjalne zaproszenie. To oznacza, że Killan bardzo dba o to, żeby nie wydać swojej rasy na światło dzienne. Jednak jak o tym mowa, współwłaścicielem wszystkich jego akcji jest niejaka Nicole. Musi być dla niego ważna jednak nie figuruje w spisie tych 175 wampirów. Musi więc być człowiekiem. Niech Daniel ją znajdzie i zdobędzie jak najwięcej informacji o niej. Wtedy postawimy Killana przed wyborem - albo zaniecha tej bezsensownej wojny i się ogarnie, albo osobiście zabijemy jego dziewczynę i narzeczoną.
-Sądzisz, że to jego narzeczona?
-Sądzę, że niedługo nią będzie, skoro Killan ostatnio zarezerwował stolik w jednej z lepszych restauracji w mieście i wydał u jubilera ponad 50 tysięcy.
-To może być dobre ale nie wiem, czy to wystarczy.
-Zostaw mnie rozmowę z tym kretynem. Po prostu niech Daniel zrobi dobry reaserch. A teraz mam już dość tego tematu.
Stałem tak z rozdziawionymi ustami zastanawiając się, jakim cudem tego nie zauważyliśmy. Jak mogliśmy być aż tak ślepi? Jednak cały plan runął w gruzach kilka sekund później, gdy zdyszany Marc wpadł do gabinetu, wyglądając na przerażonego, co trudno bylo w jego przypadku osiągnąć.
-Zabili Daniela.
pov Justin
Zastanawiałem się, co się roi w głowie tego chorego Killana, podczas gdy wpatrywałem się w przybitego do drzewa na skraju lasu chłopaka, który uratował mnie w trakcie mojego Przebudzenia. Czułem wszechogarniającą mnie złość i smutek, że jeden z człkonków mojej rodziny zginął. Literka K, wymalowana krwią nad jego głową zdecydowanie udowadniała, kto jest sprawcą tej śmierci. Zacisnąłem dłonie w pięści i w pamięci przywołałem obraz mapy, na której był zaznaczony adres, pod którym mieszkał ten bezczelny wampir. Odwróciłem się w odpowiednim kierunku z zamiarem wyjaśnienia tego w tej chwili. Coś mnie jednak tknęło i przystanąłem w pół kroku, nim ktokolwiek zdążył mnie powstrzymać. Niczym poparzony pobiegłem z powrotem do domu i zacząłem szukać w szafie tego, o czym myślałem. Dopiero kilka minut później zauważyłem obecność Nicka w pokoju.
-Zawołaj Starszyznę. Powiedz, że mają przynieść Skrzynię Wilków.
Wiedziałem, że go tym zaskoczyłem, jednak mało mnie to w tej chwili obchodziło. Znajdując strój, o który mi chodziło, rzuciłem go na łóżko i usiadłem przy starej, ozdobnej toaletce, gdzie zacząłem upinać moje długie włosy tak, by nie wpadały mi do oczu. Wiedziałem, że mój mąż zrobi to, o co go proszę, więc mogłem zająć się sobą. Przypominałem sobie wszystkie informacje z kronik, z których się uczyłem odkąd tu przybyłem i robiłem to, co mogłem. Podkreśliłem oczy czarną kredką i upiąłem długie włosy w warkocza, pozwalając mu swobodnie opadać na plecy. Potem przebrałem się szybko w biały, prosty garnitur przeplatany złotą nitką, gdy Starszyzna i Nick wrócili do sypialni.
-Prosiłeś o Skrzynię Wilków?
Zapytał zdecydowanie zaciekawiony Ricki, jednak zignorowałem jego pytanie i dopadłem do tej skrzyni. Wygrzebałem z niej złotą, delikatną koronę wyglądającą jak wieniec z jakiś liści, z tego co pamiętałem były wzorowane na tojadzie, po czym zapiąłem na szyi symbol mojej władzy - złoty naszyjnik z literą F od Fortis (łac. Mocny), jak brzmiało moje oryginalne naziwsko. Gotowy spojrzałem na nich pewnym wzrokiem i uśmiechnąłem się lekko.
-Idę złożyć wizytę Killan'owi.
Komentarze
Prześlij komentarz