My wonderful nightmare - Rozdział 26


 W dniu przeprowadzki Kageyamy do nowego mieszkania czułem się dosłownie chory. Ledwo udało mi się wstać z łóżka - i to też dopiero po jakiejś godzinie walki z samym sobą i z przemożną chęcią zostania na cały dzień w łóżku. Nie mogłem jednak przeleżeć całego dnia i nie pomóc w przeprowadzce. Wstałem więc w końcu i po szybkim ogarnięciu się w łazience - gdzie nawet nie mogłem spojrzeć na siebie w lustrze bo miałem wrażenie, że wtedy znowu się rozpłaczę - wymusiłem na twarzy jako taki uśmiech i przeszedłem do salonu, gdzie wszyscy właśnie się zbierali i zarobiłem sobie spojrzenie od wszystkich.

-W samą porę, Shoyo, właśnie mieliśmy po ciebie iść.

Oznajmił radośnie Noya i od razu wrzucił mi w ręce kilka z ostatnich toreb, które mieliśmy wziąć ze sobą do aut. Z nas wszystkich tylko Asahi miał już prawo jazdy, ale drugim autem miała jechać siostra Tanaki, więc nie powinno być problemu - chociaż na samo wspomnienie tego jednego razu, gdy jechałem w prowadzonym przez nią aucie, miałem dreszcze i czułem, jak żołądek mi się przewraca na drugą stronę. Kageyama czuł to samo, dlatego to Noya i Tanaka mieli jechać razem z nią a my zabieraliśmy się z Asahim, chcąc tam dojechać w jednym kawałku. Poprawiłem sobie torby w rękach i skierowałem się do drzwi, które otworzył mi Noya. Miałem tylko nadzieję, że uda mi się tam dotrzeć bez płaczu i że nie będę musiał za dużo się odzywać. 

Przez pół dnia pomagaliśmy później Kageyamie rozpakować swoje rzeczy w mieszkaniu, wysłuchując jego krzyków, gdy Noya i Tanaka wygłupiali się, niemal rozwalając to, co akurat trzymali w rękach ale w końcu z grubsza byliśmy gotowi - zostało jedynie kilka kartonów, w których Tobio miał rzeczy prywatne i takie, które chciał rozpakować sam, bez naszej pomocy. Co prawda chłopcy trochę się podśmiechiwali, że pewnie miał tam jakieś ciekawe gazetki i tego typu rzeczy, jednak zdawało się, że mój chłopak ledwo zwracał na nich uwagę. Uśmiechnąłem się szeroko, gdy spojrzał na mnie uważnie po raz kolejny tego dnia a ja nie miałem już nic więcej do roboty i po prostu czekałem na powrót do domu. 

-Wszystko w porządku?

Zapytał cicho, żeby reszta nas nie słyszała a ja pokiwałem tylko głową, nie mając odwagi odpowiedzieć. Przez cały dzień odezwałem się dosłownie kilka razy i nie chciałem w cale tego zmieniać, nie czułem się za dobrze i miałem nadzieję ukryć to jak najdłużej mogłem. Miałem nadzieję jak najszybciej znaleźć się w moim własnym łóżku w moim własnym pokoju i żeby móc po prostu sobie popłakać i mieć święty spokój od wszystkich. Panicznie bałem się zostawić tu Kageyamę, ale wiedziałem, że ten czas w końcu nadejdzie. 

-No! To chyba wszystko. 

Westchnął Asahi, otrzepując ręce z wyimaginowego kurzu i spojrzał po nas z uśmiechem. 

-Kageyama, dzwoń w razie gdyby coś się działo i uważaj na siebie. No i zawsze jesteś u nas mile widziany, więc nie krępuj się przychodzić. 

Dodał tonem, jakby mówił do swojego własnego dziecka, czym wywołał śmiech u wchodzącego do pomieszczenia Noyi i towarzyszącemu mu Tanace. 

-No jasne, przecież jest jak rodzina! No i Shoyo będzie się cieszyć, jak będziesz nas odwiedzać. 

Dodał i puścił mi oczko a ja powstrzymywałem się, żeby w tym momencie po prostu nie wziąć i nie wyjść, bez słowa pożegnania. Musiałem przecież udawać, że wszystko w porządku i poczekać na resztę. W końcu jednak byli gotowi do wyjścia a pożegnania zakończyły się nawet nie wiem kiedy, bo kompletnie nie zwróciłem na to uwagi i szczerze mówiąc - mało mnie to obchodziło. Cieszyłem się tylko, że mogę opuścić to miejsce.

Niepokój nie zostawiał mnie w spokoju ani na moment. Odkąd wyszedłem z mieszkania Kageyamy jedynie rósł, przyprawiając mnie o coraz to gorsze myśli i tak szybkie bicie serca, że ledwo dotrwałem do momentu, aż w końcu znalazłem się w swoim pokoju i zakopałem się w swoim łóżku, mocząc poduszkę własnymi łzami. Nawet nie wiem, ile tak leżałem - rejestrowałem tylko, że Słońce zniknęło za horyzontem a w pokoju zrobiło się ciemno. Chyba nawet przysnąłem na chwilę, bo kolejnym co zarejestrowałem była ciepła dłoń, głaszcząca mnie po włosach. Z zaskoczeniem otworzyłem zapuchnięte od płaczu oczy i zobaczyłem siedzącego tuż obok mnie Kageyamę, który przyglądał mi się z niepokojem i delikatnie się do mnie uśmiechał. 

-Hej.

Szepnął, jednak dalej nie zabrał swoich palców z moich włosów i szczerze mówiąc - nie miałem nic przeciwko temu. 

-Co ty tu robisz?

Wychrypiałem, bo moje gardło wyschnięte było od długiego płaczu i snu, który jednak nie był żadnym odpoczynkiem ani ukojeniem. 

-Nie odpowiadałeś na wiadomości, nie odbierałeś telefonu, cały dzień się dziwnie zachowywałeś a chłopacy mi powiedzieli, że od powrotu do domu zabarykadowałeś się w swojej sypialni i nie ma znaku życia. Martwiłem się.

Poczułem się cholernie głupio, że aż tak go zaniepokoiłem, jednak nie potrafiłem teraz już nic na to poradzić. Byłem sam sobie winien i odwróciłem się do niego przodem, układając mu głowę na kolanach i obejmując go w pasie. Chciałem, żeby tutaj został chociaż wiedziałem, że to niemożliwe.

-Przepraszam.

-Nie przepraszaj tylko powiedz, co się dzieje.

Poprosił cicho a ja westchnąłem. Nie chciałem się z nim kłócić a miałem przeczucie, że to wszystko będzie jeszcze nieraz powodem do naszych kłótni. Chciałem jakoś spokojnie to wyjaśnić ale wątpiłem, żebym w tym momencie był w stanie to zrobić.

-Ja... Nie potrafię pogodzić się z tym, że mieszkasz sam. Nie było mnie przy tobie, gdy zostałeś skrzywdzony i przez to wszystko przechodziłeś. Boję się, że gdy będziesz mnie potrzebować, znów cię zawiodę. To idiotyczne, wiem, ale boję się o ciebie.

Wyznałem w końcu najzwięźlej i najspokojniej jak potrafiłem. Minęła chwila, podczas której żadne z nas się nie odzywało, aż w końcu Kageyama podniósł moją głowę i pocałował mnie czule, długo w usta. Przez chwilę po prostu pieściliśmy nasze wargi, aż w końcu spojrzał mi w oczy i odgarnął moje rozczochrane przez sen włosy z twarzy.

-Nic takiego się nie stanie, gamoniu. 

Zapewnił mnie ale mimo jego słów - ja w cale nie byłem tego taki pewien. 

Komentarze

Popularne posty