Odnaleźć siebie - Rozdział 26 REWRITE
pov Nicholas
Leżeliśmy razem na tej zupełnie przypadkowej skarpie a po niebie Słońce coraz wyżej pięło się po niebie, kierując się ku dość późnemu porankowi. Westchnąłem ciężko i uniosłem się na łokciu, przyglądając się swojemu kochankowi. Zmarszczyłem brwi widząc, że jest cały poraniony - na jego prośbę nie oszczędzałem go i miałem teraz straszne wyrzuty sumienia, widząc otarcia na jego pięknej twarzy i zgrabnych nadgarstkach i krew na jego szyji i plecach. Chyba wyczuł, że mu się przyglądam, bo odwrócił twarz w moją stronę i uśmiechnął się ciepło, po czym ułożył dłoń na moim policzku, w którą się wtuliłem.
-Czemu wyglądasz na tak strasznie zmartwionego?
Zapytał spokojnym chociaż lekko zachrypniętym od krzyków i jęków głosem. Przez myśl przeszło mi pytanie, ile takich krzyków było faktycznie spowodowanych przyjemnością a ile faktycznym bólem, gdy powinienem był przestać a mimo to parłem dalej.
-Sprawiłem ci sporo bólu. Przepraszam.
Najpierw na twarzy Justina pojawiło się niezrozumienie a po chwili podniósł się do siadu i spojrzał mi poważnie prosto w oczy, splatając ze sobą palce naszych dłoni.
-Kochanie, posłuchaj mnie uważnie. Chciałem tego, rozumiesz? Jestem cholernie wdzięczny i szczęśliwy, że się na to zgodziłeś i że zrobiłeś tak, jak cię o to prosiłem. Wiem, że sam miałeś z tego cholerną przyjemność, prawda?
Pokiwałem głową, przyznając mu rację, jednak wciąż nie opuszczały mnie wyrzuty sumienia. Justin jednak nie zamierzał ani na tym poprzestać, ani odpuścić.
-Jesteś jedyną osobą, której kiedykolwiek i w jakiejkolwiek rzeczywistości bym na to pozwolił. Wiem, że nigdy w życiu byś mnie nie skrzywdził, nawet teraz się bardzo hamowałeś i mam tego świadomość. Poza tym jestem pewien, że dzięki naszemu połączeniu dusz wiedziałbyś, gdyby faktycznie zaczęła mi się dziać krzywda. Jesteś najdroższą mi osobą na świecie i tylko ty masz prawo mnie dotykać w ten sposób, wiesz o tym bardzo dobrze. Zaufałeś mi a ty nie zawiodłeś tego zaufania, wręcz przeciwnie. Więc proszę, przestań się obwiniać czy o mnie martwić. Wiem, że jestem słabszy od ciebie ale nie jestem ze szkła.
Odetchnąłem głęboko i pocałowałem go krótko w czoło, uśmiechając się lekko i widząc promienny uśmiech na jego twarzy. Coś mi jednak dalej nie dawało spokoju.
-Dlaczego tak nagle poprosiłeś mnie o aż tak brutalny seks? Wiem, że lubisz czasem trochę na ostro ale nigdy nie słyszałem takiego błagania w twoim głosie, jak wtedy gdy mnie o to dzisiaj prosiłeś.
Justin momentalnie pobladł i szybko odwrócił głowę, zasłaniając dodatkowo twarz swoimi długimi włosami a ja poczułem niepokój. Coś musiało się stać, o czym nie chciał teraz ze mną rozmawiać. Rozumiejąc to, podniosłem się i przeciągnąłem, rozglądając dookoła.
-Powinniśmy wracać do domu. Zmienisz się w wilka czy wolisz jechać na mnie?
Zapytałem ale mój kochany mąż dalej był dość nieswój i niemrawo zdecydował się na zmianę w wilka. Podążyliśmy więc do domu, w którym znaleźliśmy się bardzo szybko i pierwsze nasze kroki, już w ludzkiej postaci, skierowaliśmy do sypialni, żeby w prywatnej łazience wziąć prysznic. Odkręciłem kurki, żeby zleciała zimna woda, gdy zauważyłem, że mój kochanek przygotowuje się do kąpieli.
-Masz zamiar posiedzieć w wannie?
Pokiwał jedynie głową w odpowiedzi, najwyraźniej dalej będąc myślami gdzieś daleko. Westchnąłem ciężko jednak wiedziałem, że potrzebuje on po prostu coś przemyśleć. Trochę tylko przerażało mnie to, nad czym aż tak myśli. Musząc jednak skupić się na bezpieczeństwie Justina i stada, szybko się ogarnąłem i zbiegłem do gabinetu, gdzie czekali już pozostali. Jednak myśl o tym, co takiego zadręczało mojego partnera, nie opuszczała mnie przez cały dzień.
pov Justin
Siedziałem w naszym ogrodzie, skryty w cieniu jednego z rozłożystych drzew i czytałem książkę, kompletnie nie zwracając uwagi na otaczającą mnie rzeczywistość. Tym bardziej zirytowało mnie więc, gdy niespodziewanie dyskutujący w gabinecie panowie zdecydowali się wyjść do ogrodu, wciąż żywo na jakiś temat dyskutując i nie dając mi się skupić na książce. Starałem się ich ignorować, jednak zbliżające się do mnie persony nie pozwalały mi na to.
-...nie doceniasz go!
-Nie o to chodzi ale on kompletnie nie jest w temacie!
-To nie ma znaczenia, musi podjąć decyzję!
-To ma bardzo duże znaczenie!
Oczywiście że domyśliłem się, że to moja skromna osoba jest przedmiotem dyskusji, więc zamknąłem głośno książkę i spojrzałem na będących w odległości już, zaledwie kilku kroków, mężczyzn.
-Mogę wam jakoś pomóc czy zamierzacie po prostu zrobić wycieczkę krajoznawczą po naszym domu?
Zapytałem lekko sarkastycznie, ale najwyraźniej żaden z nich się tym nie przejął. Nick przyklęknął przy mnie z jakimś takim dziwnym, przeprosinowym wyrazem twarzy i położył mi dłoń na ramieniu a inni zamknęli się w końcu i wlepiali w nas swoje gały w wyczekiwaniu.
-Kochanie, nie musisz się na nic zgadzać, dobrze?
-A wyjaśni mi ktoś, o co chodzi?
-Mamy plan, ale jako książę to ty musisz wydać zgodę.
Wypalił przedstawiciel Starszyzny a ja spojrzałem na nich, unosząc jedną brew. W końcu wzrokiem wróciłem do mojego skruszonego małżonka.
-Co to za plan?
-Plan zduszenia wojny domowej wampirów w zarodku i niedopuszczenia do wojny międzygatunkowej.
-Jakie są przewidywane statystyki?
-Szanse na to, że plan się powiedzie to jakieś 60-70%.
-Ile ludzi musiałbyś tam wysłać?
-Musiałbym zebrać jeszcze ludzi z sąsiednich stad. W sumie około 150 a najlepiej 200 wilków.
-Ilu w przewidywaniach zginie?
Nick zamilkł i spuścił głowę, więc w lot zrozumiałem, co ma na myśli. Spojrzałem na pozostałych. Wszyscy w ciszy wyczekiwali mojego werdyktu, mimo że miałem nie mieć z tym nic wspólnego - po pierwsze, że zdecydowanie za mało wiedziałem o tym świecie a po drugie, że kompletnie nie znałem się na wojnie, taktykach i tego typu rzeczach.
-Więc nie ma mowy. Nie wyrażam zgody na realizację tego planu.
-Ale to nasza największa szansa!
Nie byłem nawet pewien, kto to krzyknął, jednak zirytowało mnie to na tyle, że podniosłem się ze swojego miejsca i odrzuciłem książkę w bok, mierząc ich wściekłym spojrzeniem.
-NIKT się CIEBIE o zdanie NIE pytał. Wszyscy won z naszego domu. Macie tu nie wracać, póki was nie wezwiemy. Czy to jasne?
Pięciu stojących przede mną mężczyzn wpatrywało się we mnie przez chwilę przerażonym wzrokiem a ich twarze pobladły do odcienia kartki papieru, co było niemałym osiągnięciem. Zaraz potem jednak zaczęli jąkać jakieś zgody z moimi słowami, skłonili się kilka razy bardzo głęboko, po czym w popłochu uciekli z naszego domu. Odetchnąłem głęboko i na moment oparłem się o drzewo, pod którym jeszcze chwilę temu siedziałem, i zamknąłem oczy, nim spojrzałem znowu na swojego mężą.
-Ty wprowadzisz mnie we wszystkie tajniki.
Komentarze
Prześlij komentarz