Pełnia - Rozdział 11
Kiedy nastała kolejna pełnia Księżyca i zacząłem obserwować Remus'a. Nawet, jeśli mówił że idzie do łazienki, ja szedłem za nim ale starałem się, by mnie nie zauważył. Nie wiedział więc, że chodzę za nim jak cień i obserwuję, gdzie chodzi i co robi. Dopiero późnym popołudniem zauważyłem, że kieruje się on na zamkowe błonia. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi a ja szedłem za nim najciszej, jak potrafiłem i zastanawiałem się, dokąd on się tak właściwie kieruje. Logicznym był dla mnie fakt, że jeśli moja teoria jest prawdziwa i mój przyjaciel jest wilkołakiem, to musi mieć miejsce w którym może się przemieniać bez przeszkód. Śledziłem go tak aż w końcu zaczęliśmy iść skrajem Zakazanego Lasu i nie mogłem wpaść na to, gdzie też może być kryjówka mojego przyjaciela. Doszliśmy do jakiejś chaty, której nigdy wcześniej nie widziałem i obserwowałem, jak stojące tuż przy niej drzewo zaczyna się ruszać w momencie, gdy Remus się do niej zbliżył. Widziałem, jak chłopak obserwuje próbujące wypłoszyć go gałęzie aż w końcu znalazł odpowiedni moment i... zniknął w dziupli w drzewie. Przez moment poważnie zastanawiałem się, czy faktycznie to wszystko widziałem czy tylko mi się wydawało a potem poszedłem w jego ślady. No, nie do końca w jego ślady, bo oberwałem cztery razy zanim udało mi się wejść do dziupli w drzewie. Dopiero chwilę później zauważyłem, że środek drzewa to korytarz a gdy podążyłem nim doszedłem do pomieszczeń które, jak się domyślałem, były częścią samej chatki. Nie musiałem długo szukać, by w jednym z pustych pomieszczeń wpaść na Remus'a.
-Co ty tu robisz?
Zapytał a jego twarz kompletnie pobladła, jednak zanim zdążyłem mu cokolwiek odpowiedzieć zaczął mnie wyganiać, żywo przy tym gestykulując.
-Musisz stąd iść, musisz iść! Zaraz wzejdzie Księżyc, musisz iść!
Krzyczał ale mi w końcu udało się złapać go za nadgarstki i przyciągnąć do siebie. Poczekałem chwilę, aż przestanie się rzucać i spojrzałem prosto w jego orzechowe, przepełnione strachem oczy.
-Wiem co się stanie, Remus'ie. Wiem, że jesteś wilkołakiem.
Przyznałem i jeśli myślałem, że chłopak zbladł tylko i wyłącznie na mój widok, to teraz był o wiele bledszy i zastanawiałem się, czy on przypadkiem zaraz nie zemdleje.
-Jak..?
-Połączyłem fakty. Nikt poza mną nie wie a przynajmniej nic o tym nie wiem, żeby ktoś czegokolwiek się domyślał.
Chłopak odetchnął głęboko, wyplątał się z mojego uchwytu i zmartwiony przeczesał włosy dłonią, wyglądając za okno. Muszę przyznać, że pięknie wyglądał we wpadającym przez szybie świetle rzucane przez zachodzące Słońce - nawet, jeśli jako chłopak nie powinienem tak myśleć o innych chłopcach.
-Więc co tu robisz? Wiesz, jakie to niebezpieczne?
-Potowarzyszę ci.
-Na głowię upadłeś? Jak się przemieniam nie jestem w stanie nad sobą panować, atakuję ludzi, ja...
-Zostałem animagiem.
Zamknąłem mu usta tymi dwoma słowami a orzechowe oczy wpatrywały się na mnie z takim niedowierzaniem, że nie wiedziałem czy mam go łapać bo zaraz faktycznie zemdleje i będę musiał go ratować czy też polecieć gdzieś po szklankę wody.
-Co?
-Zostałem animagiem. Mogę się zmieniać w psa. Chciałem ci towarzyszyć, więc to zrobiłem.
Całkiem zabawnie było obserwować, jak chłopak kilkukrotnie zamyka i otwiera usta, z których nie wydobywa się ani jeden dźwięk ale w końcu odetchnął głęboko i pokręcił z niedowierzaniem głową.
-Jesteś szalony.
-Tak, wiem.
Tamtej nocy dopiero się zaczęło. Od tamtej chwili każdą pełnię spędzaliśmy razem, szalejąc po Zakazanym Lesie i jego okolicach ale nigdy nie zbliżając się do murów szkoły o co dbałem, żeby wiedział że czuwam nad nim i nad tym, żeby nikomu nic nie zrobił. W końcu na początku kolejnego roku szkolnero Remus zaufał również James'owi i Peter'owi na tyle, by wtajemniczyć ich w swój sekret i opowiedzieć, dlaczego nagle obaj zaczęliśmy znikać na noc raz w miesiącu.
Tego samego wieczora James przyznał mi się po cichu, że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, dlaczego Remus znika ale nie mógł nigdy wymyślić powodu mojej nieobecności. Domyślił się już na pierwszym roku ale nie chciał nic mówić bo wiedział, że chłopak może czuć się z tym niekomfortowo.
Zarówno tydzień później obaj nasi przyjaciele zdecydowali się do nas dołączyć i zaczęli przygotowania do zostania animagami. Byłem tym bardziej podekscytowany, niż czymkolwiek kiedykolwiek w moim dotychczasowym życiu. W końcu było to coś specjalnego - coś, co dzieliła tylko nasza czwórka - i zaledwie dwa miesiące później zaczęliśmy razem spędzać każdą pełnię Księżyca.
Była to zabawa, którą pokochałem i brakowało mi tego za każdym razem, gdy wracałem do domu.
-Łapa!
Usłyszałem za plecami gdy miałem już wyjść z peronu 9 i 3/4, podążając za moją rodzicielką. Odwróciłem się i zauważyłem na sobie uważny wzrok ciemnych oczu. Doskonale wiedziałem, co w tym momencie siedzi w głowie mojego przyjaciela, on jednak nie powiedział nic - spojrzał mi na moment głęboko w oczy po czym skinął głową i zniknął w tłumie, szukając własnych rodziców. Sam nie miałem innego wyboru, jak pójść do naszej posiadłości w ślad za moją rodzicielką, która jak zwykle nie była ze mnie zadowolona.
-Idź na górę do pokoju i nie wychodź, póki ci nie pozwolimy.
Zarządziła, gdy tylko przekroczyliśmy próg naszego domu. Westchnąłem cicho ale wykonałem posłusznie jej polecenie. Zachowanie moich rodziców bardzo mnie frustrowało i byłem niezwykle niezadowolony z tego wszystkiego ale wiedziałem, że nie ma sensu się sprzeciwiać. Przynajmniej przestali mnie torturować dzień w dzień - teraz zazwyczaj po prostu mnie torturowali i nie pozwalali mi opuszczać mojego pokoju.
Przynejmniej w spokoju mogłem wracać myślami do każdej z nocy, w której bawiliśmy się w lesie...
Komentarze
Prześlij komentarz