Pełnia - Rozdział 14


 Dryfowałem. Dryfowałem w jakiejś nicości, której nie potrafiłem w żaden sposób określić. Nawet wtedy gdy otworzyłem oczy, nie byłem w stanie dojrzeć absolutnie niczego, bo wszędzie panowała po prostu ciemność. Miałem wrażenie, że otacza mnie woda. Tak, jakbym wpadł do jeziora które powoli mnie pochłania a nade mną było ciemne niebo, na którym nie było nawet jednej gwiazdy. Nie było wiatru, nie było nawet ani jednego dźwięku. Było to cholernie niepokojące ale jednocześnie było w tym wszystkim coś kojącego. Jak przez mgłę pamiętałem wydarzenia minionej nocy. Ganianie po lesie z chłopakami. Zniknięcie James'a i Peter'a. Remus, który mnie zaatakował. Pamiętałem to wszystko ale co się stało potem? Nie miałem zielonego pojęcia. Gdzieś na skraju świadomości jakiś cichy głosik podpowiadał mi, że byłem ranny i chłopaki musieli się mną zająć ale... gdybym był ranny, to przecież coś bym czuł, prawda?

-Nie zasypiaj, Syriuszu.

Usłyszałem z daleka ale nie wiedziałem, do kogo należał ten głos. Zdawało mi się, jakby dochodził on z bardzo, bardzo daleka i nie potrafiłem go nigdzie ani do nikogo przyporządkować. Mimo to nie zostawiało mnie w spokoju przeczucie, że powinienem za nim podążyć ale... nie wiedziałem, jak.

-Syriusz!

Ten sam głos rozbrzmiał trochę bliżej i rozbijał się echem po okolicy, chociaż nie mogłem dookoła dojrzeć absolutnie niczego. Nawet nie byłem w stanie się za bardzo ruszyć, bo woda która mnie ogarniała była tak gęsta, że nie potrafiłem się z niej uwolnić a jakikolwiek ruch był zbyt ciężki do wykonania.

-Syriusz!

Woda nagle mnie pochłonęła a ja straciłem oddech, lądując pod powierzchnią. Przez chwilę dusiłem się i miałem wrażenie, jakby woda wypełniała mi płuca nim nagle udało mi się zachłysnąć powietrzem i zacząłem kaszleć. Czułem przeszywający cały mój bok ból oraz czyjeś dłonie na moim ramieniu i plecach, kiedy moim ciałem targał ten okropny odruch. Minęła dłuższa chwila, nim się uspokoiłem i w końcu potrafiłem zaczerpnąć głęboki, pełny oddech a słodkie powietrze wypełniło moje płuca. 

-Na brodę Merlina... nieźle nas nastraszyłeś, Syriuszu.

Przejęty głos zabrzmiał tuż obok mnie a gdy spojrzałem w końcu w górę, mimo opadających mi na oczy włosów, doskonale rozpoznałem zmartwione twarze moich przyjaciół i krzątającą się obok mnie Madame Pomfrey. Najbardziej jednak interesował mnie fakt, że Remus stał najbliżej mnie a palcami ściskał mocno moją dłoń pokazując, jak bardzo się o mnie martwi. Przez to byłem w stanie nawet przez moment ignorować ten uciążliwy ból, który wciąż rozchodził się po moim prawym boku. To jednak również nie trwało wiecznie i sam słyszałem, jak zawiłem z bólu w trakcie jak zwijałem się w kłębek na łóżku, próbując w jakikolwiek sposób sobie ulżyć.

-Syriusz!

-Spokojnie, chłopcy, zróbcie mi trochę miejsca.

-Remusie, spokojnie, proszę...

-Syriusz!

Głosy i słowa docierały do mnie a jednak nie potrafiłem na nie odpowiedzieć. Kiedy pierwszy szok po wybudzeniu się minął, mój mózg został zaćmiony przez rozrywający mnie wręcz ból i miałem wrażenie, że tracę nawet ostrość widzenia - chociaż to mogło być również spowodowane faktem, że mocno zaciskałem oczy. Wołali do siebie coś jeszcze, jednak nie byłem w stanie się na tym skupić nawet na moment. Po prostu nie potrafiłem skupić się na niczym innym, niż na ogarniającej mnie agonii. 

*pov. Remus*

Z przerażeniem wpatrywałem się w zwiniętego w kłębek, jęczącego z bólu na łóżku Syriusza i próbującą mu ulżyć Madame Pomfrey, podczas gdy James przytulał mnie do siebie i próbował pocieszyć. Nikt nic nie powiedział ale wszyscy wiedzieliśmy, że obrażenia Łapy są moją winą, że z jakiegoś powodu w którymś momencie straciłem nad sobą kontrolę i zaatakowałem go, mimo że nigdy tego nie chciałem. Czułem strumień łez, który płynął w dół po moich policzkach ale nie przejmowałem się tym. To nie było teraz ważne. Ważny był tylko fakt, że mój najbliższy przyjaciel - pierwsza osoba, która zaakceptowała mnie takiego, jakim jestem znając całą prawdę - cierpi teraz katusze i to wszystko jest moją winą. 

Wiedziałem, że nigdy nie będę w stanie sobie tego wybaczyć.

-Remusie, spójrz na mnie!

Wzdrygnąłem się słysząc, jakim tonem James się do mnie zwrócił ale rozumiałem go - byłem zupełnie zrozhisteryzowany i niezdolny do działania w jakikolwiek sposób racjonalnie. Musiał więc zapanować nade mną ale jednocześnie przerażało mnie przekonanie, że on również mnie obwinia. Mimo to uniosłem na niego wzrok i zauważyłem nic innego, jak ogromną troskę i zmartwienie na jego twarzy. Dłonie James'a spoczęły na mojej twarzy, zmuszając mnie bym patrzył tylko na niego.

-Wszystko będzie dobrze, rozumiesz? Syriuszowi nic nie będzie, zobaczysz. Obiecuję ci, że wszystko będzie dobrze.

Szeptał ale ja wciąż nie mogłem zignorować tych cichych, agonalnych jęków. Mimo wszystko trzymałem się tej obietnicy jak tonący, który nie miał innego wyboru. Bo tak właściwie nie miałem.

Komentarze

Popularne posty