Rebeliant - Rozdział 18


 Tom siedział i czekał, aż siedzący przed nim chłopak wybuchnie śmiechem i powie, że to wszystko żart i nie może uwierzyć, że dał się na to nabrać. Może takie żarty nie były do niego podobne i nigdy ich wcześniej nie robił ale trauma potrafi zrobić swoje, więc kto wie? Jednak nadzieja malała z każdą chwilą, z którą panowała między nimi dzwoniąca w uszach cisza. Zdawało się, że nawet delikatne ciągnięcie za rękaw swetra Czarnego odbija się echem od ścian, niczym najgłośniejszy hałas możliwy przez człowieka do wywołania.

Były policjant ujął w swoje dłonie palce kochanka i spojrzał mu w oczy, zauważając w nich tak ogromne przerażenie i żal, że aż coś ścisnęło go za serce. Zrozumiał, że chociaż dla niego to był szok, to on sam nie był zmuszony do walki przeciw własnemu ojcu, że on nie musiał poświęcać części siebie dla tej walki. Owszem, zostawił rodzinę by podążać za tym rozczochrańcem ale nie walczył przeciwko nim – wręcz przeciwnie bo wierzył, że dzięki temu zapewni im lepszą przyszłość, niezależnie od tego, czy on przy tym będzie obecny czy też nie. Nie martwił się o swoich rodziców ani o swojego brata bo doskonale wiedzą, że dadzą sobie radę z nim i bez niego. Jedyna osoba, która nie mogłaby się pogodzić z odrzuceniem jej, siedziała teraz przed nim i próbowała ukryć się przed całym światem ze wstydu, jaki odczuwała, chociaż przecież nie miała ku temu powodów. Nachylił się i zamknął tego czarnowłosego chłopaka w swoim uścisku, próbując w jakikolwiek sposób zapewnić go, że wszystko w porządku ale sam nie potrafił znaleźć nawet jedngo słowa, aby zapewnić partenra o tym wszystkim i dać mu wsparcie.

-Rodziców się nie wybiera, Billy. Przykro mi tylko, że musisz walczyć przeciwko własnemu ojcu.

Przyznał w końcu a gdy delikatnie odsunłą chłopaka od siebie zauważył, jak po jego bladych policzkach płyną łzy i skapują powoli z jego podbródka, rozbijając się bezszelestnie o podłogę. Uniósł dłonie do tego zmartwionego lica i otarł mokre policzki, uśmiechając się delikatnie i próbując w jakikolwiek sposób dodać Bill’owi pewności siebie i pocieszyć go, chociaż nie szło mu to najlepiej.

-Nie wiem, jak to się stało. Po prostu nie mogłem pozwolić, żeby to robił. Jego założenia są nieludzkie, z resztą dokładnie tak samo, jak on. Nienawidzę go.

Król Rebeliantów nigdy w życiu by się nie przyznał, że dwa ostatnie słowa wypowiedziane przez niego są niczym innym, jak najzwyklejszym w świecie kłamstwem. Nie musiał, bo jego partner i tak to wiedział ale on sam nie chciał tego przyznać nawet przed sobą. Tak bardzo pragnął mieć rodzinę, kogokolwiek do kogo mógłby przynależeć a tymczasem jego jedyna możliwa do odnalezienia rodzina nie tylko nie chciała go w swoim życiu, ale chciała go zamordować z zimną krwią za ideologie które głosił i za to, w co wierzył. Sam nie chciał tak na prawdę zabić swojego ojca ale doskonale wiedział, że nie ma innego wyboru – zdążył już zorientować się na tyle by wiedzieć, że nawet zamknięty w więziennej celi jego ojciec wciąż miałby możliwość pociągania za sznurki. Nie mógł do tego dopuścić, musiał zmusić tego mężczyznę do poddania mu się i musiał oderać życie jedynej osobie, która mogła ewentualnie doprowadzić go do jego matki. Jednak wiedział, że jego życzenia i marne życie są niczym w porównaniu do życia całego społeczeństwa. Zdawał sobie sprawę, że przymusy i gierki polityczne zmieniają podlegających Schwaryenbergowi policjantów i wojskowych do rzeczy wobec własnych rodaków, jakich ci nigdy w innych okolicznościach by się nie dopuścili i żywił ogromną nadzieję, że gdy rewolucja się zakończy będzie on w stanie doprowadzić to jakoś do porządku. Nie mógł sobie wyobrazić, żeby mogło być inaczej.

-Za 10 dni wyruszamy na kapitol. Możesz to przekazać reszcie, rozejdzie się po kraju pocztą pantoflową.

Powiedział w końcu, ocierając oczy rękawem swetra i wbijając pusty, nieiwidzacy w tym momencie niczego wzrok w znajdujący się za oknem krajobraz. Patrząc na niego, blondyn bardzo wiele by dał, by móc zajrzeć do jego głowy i poznać targające nim uczucia i myśli. Chciał w jakiś sposób ukoić jego rozterki i ból, jednak nie miał pojęcia jak miałby to zrobić, dlatego po prostu poszedł do reszty oznajmić im zmianę planu.

Tak, jak się spodziewał, wszyscy przyjęli to nie tylko z ogromną ekscytacją ale również z obawami, których nie chcieli wymawiać – jakby samo myślenie o tm, co może pójść źle w trakcie szturmu na kapitol miało doprowadzić do ich przegranej i nie chcieli zapeszyć. To jednak nie zmieniało faktu, że liczne oddziały Rebeliantów rozsiane po całym kraju już następnego dnia zaczęły zbierać się do ostatniej walki, na jaką miał poprowadzić ich ich przywódca. Wiedzieli, że nie będzie to proste a walka będzie zacięta, jednak nikt nie miał zamiaru rezygnować.

Z rozkazu Bill’a szybko i sprawnie zorganizowano ukryte pomieszczenia, w których na czas szturmu miały przebywać dzieci, niezdolni do walki i część lekarzy oraz pielęgniarek. Musieli mieć zespół medyczny na froncie, to prawda ale nie mogli pozwolić sobie na poświęcenie wszystkich – szczególnie, że nie chcieli zostawić bezbronnych bez opieki. Jednak każdy, kto mógł walczyć, przygotowywał się do walki – zabierał wszystko, co mogło się przydać. Liny, sznury, puste butelki i szmaty do przygotowania koktajli mołotowa, haki, ostrza, ostre odłamki szkła, broń biała i broń palna – każdy uzbrajał się w to, co się dało i z każdym dniem wszyscy coraz bardziej odczuwali fakt, że niedługo to  wszystko dobiegnie końca.

Rebeliantów w całym kraju łączyły tylko dwie emocje – determinacja do walki za siebie, za swoich bliskich i za swój kraj oraz strach, co nadejdzie już po walce. Wiele osób w ich szeregach w cale nie było pewnych wygranej, chociaż i tak mieli zamiar iść na szturm i dać z siebie wszystko. Strach już dawno stał się zbyt słabym motywem, by móc efektywnie kontrolować ich życie i wpływać na ich decyzje.

Bill również przygotowywał się do ostatniej burzy, która miała nastąpić w tym kraju. Gdy to wszystko się skończy... nie, nie miał czasu na rozmyślanie o tym, co zrobi gdy już będzie po wszystkim – dlatego tego nie robił. Zdawał sobie sprawę z tego, jak wiele rzeczy może pójść nie tak mimo przygotowanego skrupulatnie planu. Wiedział, że nigdy nie będzie w stanie w takim zamieszaniu zapanować nad wszystkimi biorącymi udział w wydarzeniu Rebeliantami ale miał nadzieję, że uniknie bratobójczych bójek w swoich szeregach. Chciał tylko, żeby Tom był bezpieczny i przez dwa dni nawet się o to kłócili, bo Bill koniecznie chciał aby jego partner pozostał w bezpiecznym miejscu z personelem medycznym i niezdolnymi do walki jako ich ochroniarz, jednak nie zdołał przekonać do tego swojego kochanka i w końcu musiał odpuścić. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że jako jeden z najlepszych policjantów w kraju Tom miał pierwszorzędne szkolenie i ogromne doświadczenie, jednak nie mógł nic poradzić na ten ściskający jego gardło strach. Mimo to nie miał sił na dalsze kłótnie z nim i te ostatnie dni i godziny przed rozpoczęciem rewolicji wolał poświęcić właśnie jemu, rozkoszować się tym co jeszcze mieli a co było przecież tak niepewne i ulotne.

W końcu jednak wybił ten dzień – zegar oznajmił północ a data kalendarza wskazała 14 listopada. Rebelianci zaczęli wychodzić na ulicę pod osłoną nocy i nie było już odwrotu.

-Zaczynamy szturm.

Szepnął Bill, nim nałożył maskę na twarz i zniknął w tłumie, czując za sobą obecność idącego za nim krok w krok partnera.


Komentarze

  1. Najgorszym momencie uciełaś😭 już mnie tak w napięciu trzymało co się stanie a tu bam i nic, życzę weny i czekam na więcej, (a także więcej kontynuacji innych książek)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty