Rebeliant - Epilog
Niecałą godzinę po pamiętnych słowach wypowiedzianych przez Przywódcę Rebeliantów, kapitol stał już w płomieniach a w całej stolicy panowało ogromne zamieszanie i strach. Cywile byli wyprowadzani przez Rebeliantów do piwnic, które ci potem oznaczali, aby nic im się nie stało w trakcie zamieszek i by potem móc ich odnaleźć i zapewnić dalsze bezpieczeństwo. Agresywni cywile byli pacyfikowani i zamykani w prowizorycznych „celach więziennych”, żeby nikomu dalej nie przeszkadzało.
Reakcja policji również była błyskawiczna, bo od pierwszego sygnału że nastąpił szturm potrzebowali niespełna piętnaście minut, aby pojawić się na miejscu i rozpocząć walkę z nieprawymi rebeliantami, którzy próbowali obalić panującą władzę. Mimo to wielu Rebeliantów ze zdziwieniem zauważało, że policjanci nie walczą tak zaciekle, jakby mogli i popełniają wiele błędów – zbyt dużo, aby to mógł być zwykły przypadek lub zbieg okoliczności. W takim wypadku były tylko dwie opcje – albo policja postanowiła sekretnie dołączyć do rebelii i umożliwić im działania, albo dostali taki rozkaz i była to po prostu pułapka.
Oczywiście znajdowali się też bardzo agresywni policjanci, którzy chyba za swój personalny punkt honoru wzięli zabicie jak największej ilości napierającej na ich siły masy Rebeliantów i niedługo po brukowanych ulicach kapitolu popłynęła pierwsza krew.
Bill przeklinał siarczyście pod nosem, bo oczywiście nic nie szło tak, jak zaplanował. Już od pierwszej sekundy wielu Rebeliantów zaczęło działać na własną rękę, co było niezgodne z wytycznymi które dostali, jednak nie mógł z tym nic zrobić. Starał się pamiętać, że rewolucji nie da się powstrzymać i nie ma on na to wpływu – po prostu czuł się odpowiedzialny za tych ludzi i martwił się, że stanie się tragedia albo, że przez tę niesuobrdynację ich plan runie i nie będą mogli już obalić władcy z jego tronu.
On sam razem ze swoim partnerem znajdowali się w grupie, która zajęła się szturmowaniem samego pałacu prezydenckiego – mieli sto procent pewności, że Schwarzberger właśnie tam się znajduje i to była jedyna niezmienna rzecz w tym planie. Mieli podgląd na żywo z pokoju, w którym znajdowała się głowa kraju i ich celem było tam dotrzeć. Plan był taki, by on razem z Tom’em i pięcioma innymi Rebeliantami wtargnęli do pokoju i rozprawili się z dyktatorem, natomiast pozostali mieli zająć się resztą ochrony i polityków. Czarny ufał swojej grupie i wiedział, że podporządkują się do jego zaleceń – nie zabijaj, jeśli nie jest to absolutnie koniecznie. W pałacu prezydenckim miała dzisiaj zginąć tylko jedna osoba i dobierając swoją trupę wypadową Bill zadbał o to, by mieć przy sobie tylko zaufane osoby, które nie dadzą się ponieść wirowi walki.
Mimo tego, uspokajało go to, że czuł obecność Tom’a tuż obok siebie. Obaj walczyli zaciekle ale nie oddalali się od siebie zbyt daleko i obaj mieli pewność, że ten drugi jest dokłądnie za ich plecami i ich osłania. Policja starała się ich słtumić chociaż nie wykazywali w tym zbyt dużej pasji i momentami Rebelianci mieli wrażenie, jakby oddziałom mundurowych po prostu nie chciało się ich powstrzymywać albo byli na to zbyt zmęczeni. Oczywiście mieli informacje o tym, że Schwarzberger zarządził okropnie ciężkie treningi i wykańczające zmiany dla wszystkich otaczających go służb mundurowych, ale czyżby to wszystko aż tak zniechęciło tych ludzi do walki czy też przyczyna leżała gdzieś indziej – tego niesposób było stwierdzić.
Wtargnięcie na odpowiednie piętro zajęło im dłużej niż zakładali, mimo że przecież przeszkody były przynajmniej o połowę lżejsze i mniej uciążliwe, niż zakładali w planie. Ich grupa również już się podzieliła i teraz część z nich znajdowała się na każdym z pięter. Tom tylko zanotował, jak dobra akustyka zdaje się być w całym pałacu, co było im dość na rękę – dzięki temu wezwanie pozostałych Rebeliantów do pomocy było o wiele szybsze niż proste – jendak był to miecz obosieczny, bo tak doskonała akustyka i echo, które przez cały czas odbijało się od ścian mogły również zaszkodzić ich szturmowi, jeśli ktoś wpadnie na wykorzystanie dźwięku przeciwko nim. Ogłuszenie przeciwnika bardzo głośnym dźwiękiem w takim pomieszczeniu nie było trudne przy odpowiednim sprzęcie, którym przecież zarówno policja jak i wojsko władali. Nawet pojedynczy wystrzał z pistoletu brzmiał jak setka wystrzałów. Mimo to wszyscy parli do produ, nie oglądając się na potencjalne niebezpieczeństwo, które czychało na nich na każdym kroku w tym pięknie wykonanym, hustorycznym budynku.
Dotarcie do odpowiedniego pokoju zajęło im więcej czasu, niż myśleli i okazało się o wiele bardziej chaotyczne, niż ktokolwiek z nich przypuszczał. Mimo to udało im się i dokładnie 2 godziny 11 minut i 24 sekundy po rozpoczęciu szturmu stanęli twarzą twarz ze swoim największym wrogiem i najgroźnieszym przeciwnikiem, jaki na nich tu czekał. Stojący przed nimi ze stoickim spokojem człowiek nie miał nic do stracenia i był w stanie sięgnąć po każdy możliwy środek, żeby rozprawić się ze znienawidzonymi Rebeliantami. Być może dlatego gdy na ich widok na twarzy mężczyzny wykwitł szeroki uśmiech, każdego z obecnych w pokoju przeszedł lodowaty dreszcz po plecach a w żołądkach coś ich ścisnęło. Wspólnie zabarykadowali drzwi, pozostawiając wszystko za sobą i skupiając się tylko na tym, co było w środku. Dwóch ochroniarzy i ostateczny bos – jedyna osoba, której śmierć ich faktycznie interesowała i która mogła przynieść korzyści nie tylko im personalnie ale także całemu krajowi.
-W końcu tutaj dotarliście... nie powiem, oczekiwałem was tu już wcześniej.
Powiedział zgryźliwie, zaczepnie a jednak buntownicy skupieni na swoim celu nawet nie zwrócili uwagi na jego dogryzki. Zamiast tego Bill wystąpił na przód i zdjął maskę z twarzy, stając naprzeciw własnemu ojcu mimo, że od środka paraliżował go ogromny strach. Rozpoczął tę rewolucję i stanął na czele buntowników wiedząc, że nie ma nic do stracenia i był gotów poświęcić własne życie dla tej sprawy bez mrugnięcia okiem. Teraz miał kogoś, na kim mu zależało i przeklinał siebie samego w duchu, że pozwolił sobie poczuć coś do stojącego tuż za jego plecami byłego policjanta. Gdyby nie jego miłość, wszystko byłoby o wiele łatwiejsze.
-To już koniec, tato. Poddaj się a zrobię to bezboleśnie, proszę.
Oznajmił chociaż wiedział, że nie ma to najmniejszego sensu. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ten mężczyzna nie podda się bez walki a napięta postawa jego ochroniarzy dawała mu sygnał, że mieli za zadanie zabić każdego, kto tylko spróbuje zbliżyć się do dyktatora. Poczuł nudności gdy usłyszał, jak od ścian pokoju odbija się szyderczy śmiech Schwarzenberger.
-Taki jesteś pewien wygranej? Może jednak coś po mnie odziedziczyłeś. Jeśłi jednak tak bardzo chcesz mnie zabić, powinienem móc chociaż poznać twarze moich pogromców.
Powiedział to raczej zaczepnie ale Rebelianci spełnili tę prośbę i każdy z nich ściągnął maskę, ukazując swoją prawdziwą twarz. To było błędem i Czarny zrozumiał to w momencie gdy zauważył, jak wzrok jego ojca wwierca się w postać swojącą u jego boku.
-No proszę, nie sądziłem że przed śmiercią uda mi się jeszcze zobaczyć mojego drugiego syna... chociaż poznanie Bill’a już było zaskoczeniem.
Świat Przywódcy Rebeliantów legł w tym momencie w gruzach i zakręciło mu się w głowie. Czuł jak śniadanie, z którego i tak ledwie co zjadł, podchodzi mu do gardła i na moment zachwiał się, mimo że stał twardo na nieruchomej ziemi.
-O czym ty mówisz, Schwarzenberg?
Prychnął były policjant, najwidoczniej kompletnie nie rozumiejąc sytuacji. Bill jednak w lot pojął, o co chodzi. Został okłamany gdy dyktator mówił mu, że nie ma kontaktu ze swoim drugim synem a jego bliźniakiem i doskonale wiedział, kim on jest i czym się zajmuje. Co za tym idzie, od dłuzszego czasu musiał wiedzieć, że jego drugi syn również się zbuntował i dołączył do chcących go obalić Rebeliantów. Zachował to dla siebie i teraz skutecznie wykorzystał tego asa, wytrącając Czarnego z równowagi.
-Nie wiesz? Oh, myślałem że zauważycie to, jak bardzo jesteście do siebie podobni. Ty i Bill jesteście moimi synami. Co prawda nieprawymi ale jednak synami. Fascynujące, prawda?
Łzy rozmazywały obraz przed oczami czarnowłosego ale wiedział, że teraz nie ma już odwrotu. Od początku czuł tak dziwne przyciąganie do Tom’a, powinien był się domyślić a jednak uparcie to ignorował i sprowadził bliźniaka na złą drogę, zmuszając go do tego chorego, kazirodczego związku. Mógł głębiej grzebać w jego przeszłości, mógł się bardziej przed tym bronić ale on zachłannie zawłaszczył sobie wszystko, co zaoferował mu były policjant i chcial więcej. Teraz się za to nienawidził ale nie miał siły krzyczeć. O nie, po prostu stał nieruchomo, cicho i wpatrywał się w swój cel. Wiedział, że ma jeszcze tylko jedno zadanie do wykonania a teraz, gdy całe życie runęło mu po raz kolejny wiedział, że zrobi to bez zawahania. Wystąpił krok naprzód widząc, jak ochroniarze jego ojca zrobili dokładnie to samo. Otarł łzy z oczu i wyciągnął broń, gotów zrobić wszystko co w jego mocy.
-Zakończmy to już.
Jego głos był słaby, bardzo słaby i wydawało się, że chuda postać hcłopaka zaraz znajdzie się na podłodze, gdy ten zemdleje a jednak tak się nie stało. Wszyscy czuli rozpacz i bezsilność, która brzmiała w jego głosie i chociaż nie zdawał sobie z tego sprawy, to każdy kto znajdował się razem z nim naprzeciw bezdusznego władcy, był w stanie w tym momencie oddać za niego życie.
-Pokaż, co potrafisz.
Zachęcił Schwarzenberg i wycofał się, podczas gdy jego ochroniarze rozpoczęli ostatnie starcie z Rebeliantami, którzy wykonali szach. Teraz roztrzygało się, do kogo należał będzie ostatni ruch w tej chorej, zdecydowanie zbyt długiej grze.
Trwało to niezbyt długo a mimo to znaczna część marmurowej podłogi zabarwiła się na szkarłatny kolor krwi. To była zdecydowanie najmasakryczniejsza walka, jaką stoczyli w trakcie tego szturmu ale nie przejmowali się tym, bo w końcu – wykończeni i ranni – stali nad zwłokami ludzi, którzy mieli bronić dyktatora i pozostało jedynie wykonać ostatni ruch. Tom rozmasowywał bolącą rękę, ignorując jednocześnie krwawiącą ranę na nodze a Czarny niedbałym ruchem ręki otarł policzek, z którego i tak od razu wypłynęła nowa krew. Irytowało go to, że pomimo swojego położenia jego ojciec i tak przyglądał im się z uśmiechem i błyskiem zaciekawienia w oczach.
-Może nie jesteś jednak tak beznadziejny jak myślałem.
Przyznał w końcu mężczyzna, wpatrując się w swojego młodszego syna z szerokim uśmiechem. Bill splunął na ziemię pod stopami dyktatora i uniósł swój ukochany sztylet, którym posługiwał się wielokrotnie i którym miał zamiar to wszystko zakończyć. Podszedł do stojącego przy otwartym oknie dyktatora i zdziwiło go, że ten nawet nie próbuje uciekać ani się bronić – zupełnie, jakby pogodził się ze swoim przeznaczeniem. Drżącymi płaszczami złapał za kołnierz idealnie białej, wyprasowanej koszuli i spojrzał prosto w oczy swojego oprawcy dziwiąc się, że widzi w nich ciągle jeszcze błysk satysfakcji.
-Bill, uciekaj, to pułapka!
Usłyszał za plecami głos byłego policjanta ale było za późno, by zareagował. Silne ramiona jego ojca objęły go, poczuł jak ten go ciągnie i obaj wypadli przez okno. Potem dopiero padł strzał. Poczuł, jak kula przeszywa jego ciało ale mimo to nie potrafił krzyczeć z bólu, który go wypełniał. W jakimś przypływie jasnego myślenia w całej tej sytuacji zauważył, że kula przeszła na wylot i zraniła też jego ojca, który dalej miał szyderczy uśmiech wymalowany na twarzy.
-Chciałeś mnie zabić ale nie pozwolę ci dalej żyć.
Powiedział dyktator i były to jego ostatnie słowa, nim obaj uderzyli z ogromnym impetem w ziemię. Upadek z trzeciego piętra dwóch osób roznosił się echem pomiędzy budynkami. Wszystkie walki zamarły a zdezorientowani mundurowi zaczęli podążać ramię w ramię z Rebeliantami do miejsca, z którego dochodził ich ten głuchy odgłos – pod pałac prezydencki, pod którym leżały obok siebie dwa zmasakrowane ciała. Bill zdadwał się być w o wiele lepszej sytuacji, bo jego upadek złagodził dyktator ale i tak nie dawał żadnych oznak życia, a gdy lekarz rebeliantów sprawdził jego stan ze zgrozą odkrył, że chłopak za którym podążali jest nie do odratowania.
-Nic się nie da zrobić.
Powiedział cicho ale dla każdej ze znajdujących się tam osób jego słowa były jak najcięższy wyrok. Tom wpadł na plac, wpatrując się zrozpaczony w swojego martwego kochanka i człowieka, którego obiecał pomóc mu obalić.
-Nic nie da się zrobić.
Te słowa wyryły się w nim na zawsze i prześladowały go jak mantra do końca życia.
Powiedzieć, że rebelia nie przyniosła rezultatu, to jak nie powiedzieć nic. Już nstępnej jesieni w książkach od historii nauczano o bezdusznym dyktatorze, który został zabity przez odważnego przywódcę rebeliantów w trakcie jego ostatniej i – niestety – samobójczej misji.
Po śmierci Schwarzenberger’a, całe państwo się zmieniło. Na powrót otwarto granice a państwa sąsiadujące z nimi chętnie pomagały odbudować zniszczone długotrwałymi walkami i rebeliami miasta. Zaopiekowano się dziećmi, których rodzice zginęły i otwarto wiele nowych sierocińców z tego powodu, w których pracowało wielu Rebeliantów. Były dyktator stał się przestrogą dla każdego kolejnego rządzącego, którego wybrano zaledwie w ciągu tygodnia po tych dramatycznych wydarzeniach – Georg Schiffer doskonale wiedział, co robi i stopniowo acz skutecznie odbudowywał nie tylko kraj ale i społeczeństwo. Bill został uznany bohaterem narodowym, którego podobizny można było spotkać w każdym ważniejszym miejscu w każdym jednym mieście.
Stłamszone, niemal upadłe społeczeństwo podnosiło się z kolan w zastraszającym tempie tylko dlatego, że przywódca Rebeliantów natchnął ich do działania i dał nadzieję na to, że wszystko jest możliwe – niezależnie od tego, jak beznadziejna wydaje się być sytuacja, w której się znajdujemy.
Grób bohatera powstał w stolicy – ogromny i okazały nagrobek wykonano z czarnego kamienia ze złotymi zdobieniami i ciągle było na nim pełno zniczy i kwiatów, nawet lata po jego śmierci.
Matka Tom’a przyciśnięta do muru przez syna przyznała się, że wiele lat temu miała romans ze swoim szefem, którym był właśnie Schwarzenberg. Testy DNA przeprowadzone przez zaprzyjaźnionego lekarza, który towarzyszył Rebeliantom od samego początku potwierdziły, że Tom i Bill byli bliźniakami. Chłopak nie mógł się z tym pogodzić i zniknął z rodzinnego domu i życia swoich bliskich tak szybko, że ci nie mieli nawet szansy się z nim pożegnać.
Czy żałował tego, co się stało? Absolutnie nie. Oczywiście mając świadomość, że czarnowłosy, śpiewający rewolucjonista jest jego bratem, nigdy w życiu nie zdecydowałby się na tego typu relację z nim ale nie wiedział o tym. Nie mógł wiedzieć i stało się. Nie żałował jednak ani jednego słowa, ani jednego gestu, ani jednego dotyku i ani jednej chwili, jaką z nim spędził. Do świata miał jedynie pretensję o to, że nie mógł go uratować ze szponów śmierci i obwiniał się za to. Bał się, że jego ukochany umarł przekonany o tym, że Tom go nienawidzi i się nim brzydzi, chociaż przecież nie była to prawda. Być może dlatego były poicjant wyrobił sobie nawyk, przez który często mówił do brata – nawet, jeśli ten nie mógł go już usłyszeć. Miał jakąś cichą nadzieję, że chłopak w zaświatach usłyszy jego słowa i będzie mógł spocząć w spokoju. Mówił mu o wszystkim i lubił wyobrażać sobie, że Bill jest przy nim i go słucha i przeżywa razem z nim jego życie. I chociaż to było najbardziej irracjonalne na świecie to nieraz czuł się, jakby Czarny był przy nim. Kochał i jednocześnie nienawidził to uczucie.
Fakt był jednak taki, że przeprowadzona przez Bill’a rewolucja zakończyła się dokładnie tak, jak chłopak planował to od początku. Od momentu, gdy zdecydował się zrzeszyć Rebeliantów zdawał sobie sprawę z tego, że jest to misja samobójcza i dokładnie tak się stało. Można było przeklinać los ale to on zdecydował o tym, że zginie za słuszną sprawę i że po raz ostatni przyda się na coś w życiu – nawet, jeśli nie mógł doświadczyć już więcej skutków rewolucji, którą wygrał.
Pewne jest jedynie, że ani on ani jego brat i ich czyny dla całego państwa na zawsze zostały zapisane na kartach historii. Zadbali o to potomkowie Rebeliantów i każda kolejna głowa państwa oddawała hołd braciom, którzy poświęcili wszystko dla kraju.
Przeczytane i aż łezka w oku się kręci, świetne opowiadane, tak sądziłam że ktoś zginie niestety..szkoda Toma że został sam, ale także Bill który umarł za kraj ;) no nic życzę weny i czekam na resztę opowiadań:)
OdpowiedzUsuń