Pełnia - Rozdział 13


 Odkąd uświadomiłem sobie moje uczucia względem Remus'a, przebywanie w pobliżu przyjaciela stało się dla mnie najsłodszą torturą. Jednocześnie nienawidziłem siebie za swoje zdecydowanie zbyt widoczne jak na mój gust reakcje i chciałem unikać przyjaciela za wszelką cenę, w tym samym czasie nie chcąc opuszczać go nawet na krok i pragnąłem ciągle przebywać w jego towarzystwie. Gdy znikał z mojego pola widzenia, szalałem niczym uzależniony, gdy odbierze mu się dostęp do jego uzależnienia. Nawet moi rodzice nie byliby w stanie wymyślić dla mnie gorszej tortury. Miałem wrażenie, że nie ma sposobu na to, by w jakikolwiek sposób opanować reakcje mojego ciała na każdą rzecz, którą robił mój przyjaciel.

Zastanawiałem się, czy kiedykolwiek będę w stanie jeszcze normalnie przy nim funkcjonować jednak nie dawałem sobie zbyt dużych nadziei na to. Co mogę powiedzieć? Jednocześnie podobało mi się to wszystko ale w tym samym czasie pragnąłem, by to się nigdy nie skończyło. Westchnąłem cicho, gdy poczułem dłoń przyjaciela na swoim ramieniu i odwróciłem się, by zobaczyć czterookiego z szerokim uśmiechem na ustach, który bardzo dobrze znałem - znów wpadł na jakiś genialny pomysł i chciał się nim ze mną podzielić. Pochylił się w moją stronę, znajdując się tak blisko mnie, że czułem jego oddech na swojej skórze.

-Dzisiaj w trakcie pełni zrobimy coś super.

Obiecał mi i szczerze mówiąc bardzo zaciekawiło mnie, co takiego wymyślił ale po błysku w jego oku oraz lekko złowieszczym uśmieszku wiedziałem, że niezależnie od tego jak bardzo bym go o to prosił, nie powie mi ani słowa więcej. Mogłem więc tylko czekać na to, co się wydarzy później a czas dłużył mi się niemiłosiernie. Zdawało mi się, że gdy zmieniałem się w psa czas płynął o wiele szybciej i chociaż z jednej strony każda upływająca minuta zbliżała mnie do powrotu do znienawidzonego domu, to z drugiej strony każda sekunda spędzona w towarzystwie mojego przyjaciela doprowadzała mnie do szaleństwa.

W końcu po kolei zniknęliśmy ze szkoły i wszyscy znaleźliśmy się w chatce, do której chodziliśmy tuż przed zachodem Słońca, aby móc na spokojnie się zmienić i spędzić razem jeszcze trochę czasu przed wzejściem Księżyca. Ciągle zachodziłem w głowę, co takiego wymyślił dla nas dzisiaj James, jednak nic nie mogło przygotować mnie na to, co się później wydarzyło.

Biegaliśmy właśnie wzdłuż klifów, rozkoszując się szumiącym nam w uszach wiatrem gdy Lunatyk nagle zatrzymał się i zaczął węszyć za czymś wśród drzew. Odwróciłem się by zobaczyć, gdzie są nasi przyjaciele i zamarłem widząc, że zostaliśmy tylko we dwóch. Nigdzie nie byłem w stanie znaleźć nawet śladu zapachu Ślizdogona ani Rogacza, co oznaczało że oddalili się już długi czas temu. Zwróciłem się znów do buszującego w krzakach przyjaciela i podbiegłem do niego, wyczuwając zapach krwi zająca. Dopiero po chwili zauważyłem plamy krwi. Nie było ich dużo, więc zając wciąż żył ale było jej na tyle dużo, by móc ją wyczuć w powietrzu. Od jakiegoś czasu miałem jednak problemy z wychwyceniem zapachów, gdy Remus był w pobliżu - jego zapach wypełniał moje nozdrza i sprawiał, że kręciło mi się w głowie. 

Spojrzałem na przyjaciela i zauważyłem, że złapał trop - chciał iść za tym zającem i zrobić z nim sam nie wiem, co - kiedy znajdował się w swojej wilkołaczej skórze jego zwierzęce instynkty przejmowały nad nim kontrolę i niekiedy nawet nie pamiętał, co się działo. Kiedyś zwierzył mi się, że w głowie przewijają mu się jedynie urywki z tego wszystkiego, co się dzieje w trakcie Pełni. Znałem go jednak na tyle dobrze by wiedzieć, że jeśli zapamięta zabicie tego biednego zająca to będzie się tym zadręczał. Trąciłem mokrym nosem jego przednią łapę i wskazałem, byśmy poszli w inną stronę ale... on zupełnie mnie zignorował i popędził za zajęczym zapachem. Wywróciłem oczami - o ile to tak właściwe możliwe w mojej psiej formie, w tym momencie też zapamiętałem sobie żeby dowiedzieć się później, czy psy potrafią przewracać oczami - po czym pobiegłem za przyjacielem. Zaczepiałem go ile mogłem, warczałem i szczekałem ale on wciąż biegł dalej, nie dając mi się zatrzymać. Był tak pochłonięty polowaniem na zająca, że ledwo dawałem radę dotrzymać mu kroku. W końcu ugryzłem go w tylną łapę - niezbyt poważnie, tylko na tyle by poczuł impuls - i miałem nadzieję, że teraz zacznie gonić mnie ale stało się coś zgoła innego.

Zdążyłem tylko zauważyć przed oczami ogromną łapę, nim poczułem ogromny ból i poleciałem kilkanaście metrów dalej, uderzyłem o jedno z drzew i upadłem głucho na ziemię. Obraz kompletnie rozmazał mi się przed oczami. Czułem, że krwawię ale nie potrafiłem się nawet ruszyć, tym bardziej nie mogłem z tym więc nic zrobić. Zdaje mi się, że nawet straciłem na jakiś czas przytomność bo gdy znów odzyskałem ostrość widzenia, niebo powoli się rozjaśniało i zauważyłem, że Księżyc zbliża się ku zachodowi. Spróbowałem się podnieść ale aż zawyłem z bólu. Minęła dłuższa chwila, nim zebrałem się na tyle by móc powoli pokuśtykać z powrotem do chaty. Nie było sensu szukać Remusa w tym lesie, z resztą w obecnym stanie nie dałbym rady, nie mogłem też wrócić tak w środku nocy do zamku. Było to jedyne miejsce, do którego mogłem się udać. 

Dotarcie tam wyjątkowo zajęło mi całą wieczność, jednak w końcu znalazłem się w pokoju głównym chatki i opadłem ciężko na podłogę. Rana bolała mnie tak bardzo, że chciało mi się wymiotować a aby pogorszyć mój stan doszły do tego jeszcze zawroty głowy. Ta mała wycieczka z lasu do chatki, która w cale nie była tak daleko i normalnie zajęłaby mi zaledwie kilka minut, kosztowała mnie zbyt wiele sił. Czuwałem ale zdawałem sobie sprawę z tego, że raz po raz odpływałem. Wiedziałem, że Remus wróci tu o wschodzie Słońca - taki był układ, wychodzimy i wracamy razem - miałem jedynie nadzieję, że nie będzie pamiętał tego wydarzenia. Nie chciałem, żeby wyrzucił sobie to, co mi zrobił bo doskonale zdawałem sobie sprawę, że tego nie chciał - nie miał pojęcia, co robi. 

Promienie Słońca wpadały już przez okno chatki, gdy usłyszałem kroki na klatce - od razu rozpoznałem tupot Rogacza i wiedziałem, że za chwilę mnie znajdą. Doskonale słyszałem moment, gdy on i Ślizdogon zmienili się z powrotem w ludzi i wpadli do pokoju w którym się znajdowałem ze śmiechem, który zamarł im na ustach w momencie gdy mnie zobaczyli.

-Syriuszu! Peter, leć po apteczkę, cholera jakie zaklęcie leczyło rany?!

Krzyczał czterooki i bardziej wyczułem niż zobaczyłem, jak klęka przy mnie a po chwili poczułem jego dłoń na mojej czole. Podniosłem lekko łeb i spojrzałem na niego, jednak był to zbyt duży wysiłek - znów obraz zaczął być niewyraźny i nauczony doświadczeniem wiedziałem, że niedługo zemdleję.

-Syriuszu, musisz wrócić do swojej ludzkiej formy, proszę. Nie możemy zabrać cię tak do zamku.

Wyszeptał a za ten czas Peter zdążył wrócić z apteczką i jakąś książką bo słyszałem, jak kartkuje strony. Zamknąłem oczy i spróbowałem się przemienić, jednak było to cholernie trudne.

-Łapo, zmień się z powrotem, inaczej nie będę mógł ci pomóc.

Ton James'a stał się bardzo władczy i zdecydowany. Zabrało mi to jeszcze dokładnie trzy próby, nim w końcu zmieniłem się z powrotem w swoją ludzką formę i zawyłem z bólu, który przy przemianie stał się jeszcze bardziej dotkliwy - o ile to było możliwe.

-Cholera, nie wygląda to dobrze.

Usłyszałem nad sobą głosy przyjaciół, gdy rozmawiali i próbowali znaleźć odpowiednie zaklęcie na uleczenie mnie - przynajmniej na tyle, by móc mnie zabrać do Madame Pomfrey. Ja jednak skupiłem się na zupełnie innym dźwięku - dźwięku otwieranych drzwi i jęku, gdy do pokoju wkroczył wykończony swoją nocną przemianą Remus.

Ostatnim, co pamiętam, było jak splótł swoją dłoń z moją, jego pochylająca się nade mną, przepełniona zmartwieniem twarz i te słowa, które pozostały ze mną do końca życia.

-Nie zasypiaj, Syriuszu, nie zasypiaj...

Potem nie było już absolutnie nic i w końcu przestałem czuć ból. Przestałem czuć cokolwiek.

Komentarze

Popularne posty