Blackie - Rozdział 10


 Bill jednak nie pojawił się w szkole. Ani następnego dnia ani przez dwa kolejne tygodnie. Nie odbierał telefonu ani nie odpisywał na wiadomości a młody Kaulitz wręcz wychodził z siebie, martwiąc się tym wszystkim. Ze złością rzucił swoją torbę pod ścianę w przedpokoju, próbując się jakoś uspokoić, co w cale mu nie szło. Wiedział, że nikt nie jest temu winien i nie chciał się na nikim wyżywać ale mimo to służba uciekała przed nim, nie chcąc być świadkiem jego wybuchu złości. Wbiegł do swojego pokoju i z pełną siłą zamknął drzwi, rzucając się na łóżko. Nie mógł znaleźć sobie miejsca i coraz bardziej czuł, że wariuję. Nie miał pojęcia, co może zrobić, żeby w końcu móc się skontaktować z Bill'em i go znaleźć. Nie wiedział nawet, gdzie on mieszka. Bał się o niego tak bardzo, że aż nie mógł oddychać. Sam nie wiedział, kiedy po jego policzkach popłynęły łzy. 

-Billy... gdzie jesteś? 

Zapytał w poduszkę, w cale nie oczekując odpowiedzi. 

-Tutaj. 

Głos który usłyszał był tak cichy, że przez dłuższą chwilę zastanawiał się, czy aby na pewno go usłyszał a nie był on wymysłem jego zrozpaczonej wyobraźni. Poderwał się z miejsca i rozejrzał po pokoju, szukając właściciela tego lekko zachrypniętego głosu. W końcu zauważył go - drobną postać z długimi, czarnymi włosami częściowo zasłaniającymi twarz i delikatnym ale jednocześnie smutnym uśmiechem na ustach. Stał przy oknie, oparty o jego ramę. Przez chwilę myślał, że zobaczył ducha ale im dłużej się wpatrywał w przyjaciela, tym bardziej docierało do niego, że nie ma zwidów - Czarny na prawdę pojawił się w jego domu, w jego pokoju! Zerwał się z łóżka i podbiegł do niego, porywając od razu w ramiona. Złączył ich usta w czułym, delikatnym pocałunku nawet nie myśląc o tym, co robił. Czuł, jak postać w jego ramionach na moment spięła się delikatnie ale zaraz potem zaczął oddawać pieszczotę a dłonie niepewnie ułożyły się na jego karku. 

-Boże, Billy... co się z tobą działo? Tak bardzo się martwiłem.

Zapytał, gdy w końcu odsunęli się od siebie i nie czekając na odpowiedź poprowadził go na kanapę. Usadził na niej czarnowłosego a sam uklęknął przed nim i odgarnął mu czule włosy z twarzy, zaglądając wprost w te piękne, brązowe oczy. 

-Przepraszam. Nie chciałem, żebyś się o mnie martwił. 

-Jak miałem się nie martwić, skoro zniknąłeś nagle na tyle czasu? Oczywiście, że się martwiłem! 

Otarł pospiesznie łzy ze swojej twarzy i uśmiechnął się lekko ciesząc się, że ma Czarnego w końcu znów przy sobie. Chłopak zagryzł wargę, bawiąc się palcami swoich dłoni. 

-Przepraszam. Ja... nie mogłem przyjść. 

-Mama znów cię wysyłała do tych mężczyzn? 

Zapytał blondyn, biorąc dłonie swojego przyjaciela w swoje własne i splatając z nim palce. Przez cały czas nie spuszczał uważnego wzroku z jego twarzy, nie mogąc się na nią napatrzeć. Tak bardzo za nim tęsknił... 

-Tak. Wstydziłem się spojrzeć ci w oczy.

Przyznał w końcu chłopak i spuścił głowę a długie włosy na powrót zasłoniły jego twarz. Chyba tylko jakimś szóstym zmysłem Tom domyślił się, że jego ukochany płacze i przytulił go do siebie mocno. 

-Przede mną nie musisz się wstydzić, Billy. 

Poczuł, jak szczupłe palce wczepiają się w jego koszulkę a postać w jego ramionach mocniej się w niego wtula, drżąc delikatnie. Długie palce Kaulitza powoli gładziły plecy czarnowłosego, starając się go uspokoić. 

-To było straszne, Tom... Ciągle kłóciłem się z mamą... nie chciałem tam chodzić! Ale zmusiła mnie. Nie mogłem się wywinąć. Nawet mnie otruła... Bałem się i chciałem tu przyjść ale nie mogłem. 

Szeptał cicho Czarny w pierś swojego przyjaciela, czując spływające mu po policzkach łzy. Starał się jednak, żeby głos mu nie drżał, co w cale nie było takie proste. Odetchnął głęboko nim kontynuował.

-Proszę... błagam, nie odtrącaj mnie. Proszę, pomóż mi! Nie chcę tam wracać!

Przy ostatnim zdaniu głos mu się załamał i zupełnie się rozkleił, płacząc rzewnie i mocząc przy tym koszulkę blondyna. Ten zagryzł wargę i westchnął ciężko. Wiedział, że to nie będzie proste... ale nie  zamierzał się poddawać.

-Zostań tutaj. Pójdziemy za chwilę porozmawiać z moją mamą i Gordonem, dobrze? Oni nam pomogą.

Zapewnił Czarnego, po czym odsunął go od siebie na odległość ramienia i otarł mu łzy z twarzy, po czym ujął jego twarz w dłonie. Niestety zdążył już zauważyć, że przez te dwa tygodnie jego przyjaciel strasznie schudł i bardzo go martwiły również siniaki i zadrapania na jego delikatnej skórze, jednak nic na ten temat nie powiedział. Czuł, że w jakiś sposób mogłoby to doprowadzić do kolejnego wybuchu płaczu a tego nie chciał. Złożył czuły pocałunek na bladym czole i chwycił jego dłoń, splatając palce ich dłoni po czym wyprowadził go ze swojego pokoju. Uśmiechnął się do siebie, widząc jedną z służących.

-Jessi! Wiesz, gdzie są Gordon i mama?

Młoda dziewczyna w wysoko upiętych blond włosach przytaknęła z uśmiechem, przyglądając się im. 

-Możesz poprosić Gordona do gabinetu mamy? Musimy coś omówić.

Poprosił i nie czekając na odpowiedź poprowadził swojego ukochanego do wspomnianego przez siebie pokoju, będąc dobrej myśli. Oczywiście widząc zachowanie ich jedynego dziecka pani domu nie miała wyboru i opowiedziała swojemu mężowi o wszystkim, co się wydarzyło - również o tym, że ich syn zakochał się w tym czarnym rozczochrańcu. Obaj nie mieli z tym absolutnie żadnego problemu i chcieli dla obu chłopców jak najlepiej, jednak martwili się zniknięciem Trumpera. Teraz w końcu Czarny stanął w jednym z trzech gabinetów w tym domu, ukazując swoje oblicze zaskoczonej blondynce.

-Bill! Jak miło cię widzieć. Siądź, proszę. Napijesz się czegoś? Tom strasznie się o ciebie martwił, z resztą my też. Wszystko w porządku? 

Zasyapała go gradem pytań, prowadząc obu chłopców na kanapę i podając im po szklance wody, nim zdążyli cokolwiek odpowiedzieć. 

-Przepraszam, nie chcę sprawiać problemów...

-Spokojnie, poczekamy na Gordona, musimy z wami porozmawiać.

Simone spojrzała na chłopców z lekkim zdziwieniem ale widząc poważną minę swojego pierworotnego skinęła głową. Spędzili jeszcze trochę czasu na miłej rozmowie, nim w końcu w pomieszczeniu znalazł się właściciel domu, uśmiechając się do nich radośnie. 

-Witaj znowu, Bill! Podobno macie do nas jakąś sprawę, chłopcy? Co możemy dla was zrobić?

Powiedział, obejmując swoją żonę i składając pocałunek na jej policzku. Bill zacisnął wargi i spuścił głowę ale dłoń Dredziarza spleciona z jego własną w jakiś sposób dodawała mu odwagi. 

-Billy, musisz im opowiedzieć. Tylko tak mogą ci pomóc. Proszę, Billy. Nie chcę, żebyś musiał tam wracać. 

Szeptał cicho blondyn, starając się podnieść na duchu swojego przyjaciela i uśmiechając się lekko. Czarny zamknął na moment oczy i próbując nie płakać, wziął głeboki wdech.

-Proszę... proszę, pomóżcie mi. Nie wytrzymam tego dłużej, ja... Gdy miałem 14 lat zostałem z... zgwa... 

Przerwał na moment i odchrząknął, bo to słowo nie chciało przejść mu przez gardło. Zacisnął wolną dłoń w pięść, wbijając sobie paznokcie w skórę, starając się uspokoić.

-Wykorzystał. Od tamtej pory mama umawia mnie kilka razy w tygodniu z różnymi mężczyznami za pieniądze... bo chce mnie wysłać na drugi koniec świata, jak tylko skończę 18 lat. Ja... ja jakoś nauczyłem się z tym żyć i... i nie było tak źle, ale... 

Zawiesił na moment głos i spuścił głowę a po policzkach popłynęły mu łzy, których nie potrafił już dłużej powstrzymywać. Zwilżył wargi językiem i kilka razy odetchnął, jednak nie mógł przestać płakać. 

-Poznałem Toma i... w jakiś sposób wyciągnął mnie z mojego świata. Teraz ja... ja już nie potrafię do niego wrócić i... i to tak bardzo mnie rani. Nie potrafię już tak żyć... proszę, nie karzcie mi tam wracać.

Przy ostatnich słowach już otwarcie płakał i schował twarz w dłonie, szlochając cicho. Dredziarz objął go ramieniem i przysunął do siebie, patrząc na zszokowanych rodziców z nadzieją. Prosił w duchu wszelkie niebiosa, aby pomogły jakoś jego przyjacielowi. Serce mu się krajało, gdy go takim widział. Przez chwilę wszyscy milczeli a ciszę przerywał jedynie cichy szloch nastolatka, który nie mógl się uspokoić. Czarny sam nie wierzył, że opowiedział o tym komukolwiek poza Tom'em. Czuł, że to co zrobił było właściwie ale jednocześnie czuł się tak bardzo upokorzony i poniżony. 

-Bill, słuchasz?

Pierwsza odezwała się pani domu, która po szybkim spojrzeniu na swojego męża w jednej chwili podjeła decyzję. Chłopak skinął głową, jednak nie odważył się podnieść wzroku. 

-Nie wracasz dzisiaj do domu. W sumie... nie jestem pewna, czy w ogóle tam jeszcze wrócisz. My zajmiemy się twoją matką, dobrze? A ty zostaniesz u nas. Wypiszę wam obu zwolnienie z lekcji na kilka dni, powinniście odpocząć, obaj. Nie możemy wam obiecać nic poza tym, że zrobimy wszystko, by wam pomóc. W porządku?

Wyjaśniła z lekkim uśmiechem na ustach. Zrobiło jej się ciepło na sercu, gdy spojrzały na nią dwie pary brązowych oczu - jedne z ulgą i wdzięcznością a drugie, zasnute jeszcze łzami i smutkiem, ze skrytym w nich szokiem i nadzieją. Wiedziała, że podjęła dobrą decyzję i zrobi wszystko, by pomóc temu chłopcu. 

-W takim razie zabiorę się za to od razu. Simone, kochanie, po kolacji zadzwonimy do Artura, dobrze?

-Oczywiście, kochanie. Bill, chciałabym cię zbadać, zanim zejdziemy na kolację. Pozwolisz?

Czarnowłosy pokiwał głową a pan domu wyszedł z gabinetu, nie chcąc krępować nastolatka i mruknął coś, że spotkają się za chwilę na kolacji. 

Kilka godzin później Bill leżał w ogromnym łóżku, przykryty kołdrą po szyję i czekając na krzątającego się wciąż w łazience właściciela pokoju. Nie mógł uwierzyć w to, co się dzisiaj stało. Po pierwsze, w końcu uciekł z domu i przyszedł do Toma. Nie sądził, że zdobędzie się na ten krok bo zbyt wstydził się tego, kim się stał i co robił. Poza tym... Tom go pocałował! Marzył o tym co prawda ale bał się trochę, że była to tylko spontaniczna reakcja na ponowne spotkanie po ich rozłące. Mimo to korzystał z czułości i bliskości, jaką otaczał go Dredziarz i nie miał zamiaru z tego rezygnować. Po trzecie... przyznał się do tego wszystkiego rodzicom Kaulitza. Nie miał ochoty mówić nikomu o swojej historii ale w pewnym momencie podjął bardzo szybką decyzję - wóz albo przewóz. Albo mu pomogą i w końcu coś zmieni się na lepsze w jego życiu albo zostanie znowu zupełnie sam i będzie musiał nauczyć się na nowo żyć w swoim własnym, wewnętrznym świecie. Całe szczęście spełniła się ta pierwsza opcja i chociaż nigdy by tego nie przyznał, odetchnął z ulgą. Najmniej głowę zaprzątało mu badanie, jakie wykonała mu Simone, podczas gdy Tom siedział dalej na kanapie i przyglądał im się, będąc duchowym wsparciem dla czarnowłosego. Dodatkowym atutem był fakt, że mógł zobaczyć ciało Billa w całej jego okazałości - no prawie, bo chłopak pozostał w bokserkach ale i tak miał czym oko nacieszyć.

Takiego pogrążonego w myślach i wpatrzonego w sufit zastał go młody Kaulitz, wychodząc w końcu z łazienki. Pokręcił głową z uśmiechem i cieszył się, że chłopak miał tak dobre samopoczucie w jego domu. Chciał, żeby Czarny czuł się u niego bezpiecznie. Zgasił światło i ułożył się na łóżku obok swojego przyjaciela, przyciągając go od razu do siebie i obejmując go w pasie. Nie rozmawiali. Po prostu leżeli w swoich objęciach, aż w końcu oboje odpłynęli do krainy Morfeusza. 

Komentarze

Popularne posty