Dlaczego? - Rozdział 4


 BILL 

Zastanawiałem się, dlaczego mój brat przez cały ten czas nie odpuszczał i nie odczepiał się ode mnie praktycznie w cale. Czułem się przez niego osaczony i było mi dziwnie, gdy co chwilę mnie zagadywał, chodził ze mną do szkoły, czekał aż wrócę z pracy i próbował mnie od czasu do czasu przytulić i wypytać o to, czy wszystko ze mną w porządku. W dodatku pilnował moich posiłków, co wyjątkowo mnie denerwowało. Jedna część mnie pragnęła, żebym odpuścił i zburzył mur, który pomiędzy nami zbudowałem i opowiedział mu o wszystkim - przez cały ten czas nie przestałem pragnąć jego bliskości i przez każdą sekundę życia żałowałem, że zniszczyłem wszystko, co było między nami. Jednak z drugiej strony nie potrafiłem się na to zdobyć i czułem usilną potrzebę, żeby jeszcze bardziej się od niego odsunąć i sprowokować go do nienawiści. Uczucia te mieszały się w moim sercu i nie potrafiłem zaznać spokoju nawet na sekundę. Męczyło mnie to. Nocami coraz mniej spałem a coraz więcej płakałem i powoli zaczynałem odczuwać fizyczne skutki tej mordęgi, jednak nie znajdowałem jeszcze żadnego rozwiązania na tę sytuację. Musiałem coś wymyślić ale mój mózg coraz wolniej pracował i zastanawiałem się, ile jeszcze tak wytrzymam, nim w końcu się załamię.

Ile kłamstw wymyśliłem do tej pory? O ilu rzeczach nigdy nikomu nie powiedziałem? Ile spraw dręczyło mnie i paliło żywym ogniem w sercu i w duszy a ja nie potrafiłem sobie z nimi poradzić? Jak wiele razy odrzuciłem czyjąkolwiek pomoc, a w szczególności pomoc mojego brata? Dlaczego w ogóle tak bardzo się od wszystkich odciąłem i nie pozwalałem nikomu do siebie dotrzeć?

Niestety, zbyt dobrze znałem odpowiedzi na pytania, które raz za razem wracały do mnie, niczym bumerang, chociaż i tak non stop czaiły się w zakamarkach mojego umysłu. Westchnąłem ciężko, grzebiąc widelcem w wegetariańskiej zapiekance, którą postawił przede mną mój brat dobry kwadrans temu. Do tej pory zjadłem tylko kilka kęsów ale mimo, że Tom już dawno skończył posiłek - wciąż siedział na swoim miejscu i wpatrywał się we mnie jak sroka w gnat. Zastanawiałem się, co on tak się uparł, żeby w każdą niedzielę jeść wspólnie obiad i zmuszał mnie do tego już po raz drugi w ostatnim czasie, jednak nie oponowałem. Szczerze mówiąc, cieszyłem się spędzaniem z nim czasu, chociaż wciąż był dla mnie praktycznie jak obca osoba. Serce bolało mnie gdy myślałem, że muszę to tak utrzymać i jeszcze bardziej nas od siebie oddalić - wiedziałem jednak, że to jedyne wyjście, w którym jakkolwiek "zachowam" swoją twarz. Uniosłem wzrok na Dredziarza, zauważając wbite we mnie uważny wzrok brązowych oczu. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, uniósł lekko kąciki ust w delikatnym uśmiechu, jednak nie odwzajemniłem gestu. Odsunąłem od siebie talerz z ledwo napoczętą lasagne i wstałem z miejsca, zabierając ze sobą butelkę wody. Ostatnio od ciągłego płaczu byłem odwodniony i ciągle chciało mi się pić. Wchodziłem już na schody, gdy poczułem uścisk na swoim nadgarstku. Gdy się odwróciłem, zobaczyłem nikogo innego, jak swojego bliźniaka. 

-Bill... możesz coś dla mnie zrobić?

Zapytał cicho, uważnie mi się przypatrując. Najwyraźniej nie był pewien, czy się zgodzę a bardzo mu na tym zależało. Przez chwilę rozpatrywałem w myślach wszystkie za i przeciw i zastanawiałem się, co mam odpowiedzieć. W końcu pokiwałem na zgodę głową, niemal wstrzymując oddech, gdy mój brat uśmiechnął się do mnie szeroko zadowolony. 

-W moim pokoju? 

Zadał kolejne pytanie a gdy znów potaknąłem, od razu zaprowadził mnie do swojej sypialni. Gdy wszedłem, od razu zacząłem się rozglądać. Nie byłem tu od dawna i wystrój pokoju dość drastycznie zmienił się przez ten czas. Wszędzie wisiały projekty, z których był najbardziej dumny i kilka zdjęć, które lubił - z zaskoczeniem zorientowałem się, że na części z nich byłem ja sam. Nie skomentowałem tego jednak ani słowem i po prostu usiadłem na łóżku, gdzie wskazał mi miejsce. Skrzyżowałem nogi i bawiąc się palcami dłoni zastanawiałem się, czego takiego chce ode mnie mój brat. Znaczy, oczywiście, domyślałem się, jaki temat chce poruszyć, w cale jednak nie napawało mnie to optymizmem. Nie mówiłem jednak nic, nie mając zamiaru rozpoczynać rozmowy, którą w końcu sam zainicjował. 

-Martwię się o ciebie, Bill. Szczerze się martwię i chciałbym to zmienić... chciałbym cokolwiek zmienić i ci jakoś pomóc, ale jeśli mi nie pozwolisz, nie będę w stanie.

Uniosłem na niego wzrok, przez chwilę zaskoczony analizując to, co właśnie usłyszałem. Widziałem, że mówił szczerze i... chciałem mu powiedzieć, ale wstyd zacisnął swoje oślizgłe dłonie na moim gardle i nie mogłem. Chociaż z jednej strony pragnąłem znowu mu zaufać, z drugiej kompletnie nie potrafiłem się na to zdobyć. Spuściłem znowu wzrok, nie mogąc znieść widoku jego zatroskanej twarzy.

-Dlaczego się od nas odciąłeś? Dlaczego odciąłeś się ode mnie?

Zagryzłem wargę, starając się uspokoić, bo zdecydowanie wchodziliśmy na grząski grunt. Bardzo grząski. Dlaczego? Bo czułem i czuję się jak nic nie warty śmieć. Bo ci zazdrościłem. Bo przy tobie nie jestem nic wart. Bo w porównaniu do ciebie jestem najbardziej żałosną kreaturą na świecie. Chciałem mu to powiedzieć, ale nie mogłem. Te wszystkie uczucia, z którymi sobie nie radziłem ani wtedy ani teraz, nie pozwalały mi być znów tak bliski z moim własnym bliźniakiem. Żałowałem tego ale nie potrafiłem tego zmienić. Mogę jedynie się zastanawiać, czy gdybym wtedy się nie odsunął - dziś byłoby inaczej.

-Bill, odpowiesz coś? Proszę?

Z zamyślenia wyrwał mnie ponownie głos brata i zorientowałem się, że najwyraźniej na chwilę odpłynąłem myślami. Wziąłem więc głęboki wdech i w jednej chwili podjąłem decyzję - prawdopodobnie najgorszą z możliwych ale jednocześnie jedyną, na którą byłem w stanie się w ogóle w tym momencie zdobyć. Mimo, że pożałowałem jej jeszcze, nim skończyłem mówić.

-Czy to nie jest oczywiste? Odciąłem się od was, bo nie chcę mieć z wami nic wspólnego. Ani z tobą, ani z rodzicami, ani z nikim innym. Jest mi dobrze tak, jak jest, więc zostawcie mnie w spokoju.

Coś mnie ścisnęło za serce, gdy zobaczyłem na twarzy bliźniaka zawód wymieszany z bólem i miałem przemożną potrzebę powiedzenia mu, że w cale nie miałem tego na myśli i że skłamałem, że bardzo ich kocham i chcę odbudować z nimi moje relacje, ale... nie zrobiłem tego. Po prostu wstałem i wyszedłem, zostawiając za sobą wszystko, co właśnie zniszczyłem - moje wszelkie szanse na powrót do normalności. Nigdy nie sądziłem, że będę w stanie się nienawidzić bardziej, niż jeszcze kilka godzin temu. Teraz jednak zdawało mi się, że całe moje ciało przepełnia nienawiść i miałem ochotę wyjść ze swojej własnej skóry i sam sobie przywalić porządnie w łeb. Zamiast tego zamknąłem się w swoim pokoju i nie wyszedłem z niego już tego dnia, nie mogąc uspokoić płaczu. Chociaż wszelkimi sposobami próbowałem zapobiec kolejnym łzą - nie udało mi się to i co kilkanaście minut od nowa wypadałem histerycznym płaczem. Zasnąłem błagając, by Tom mi kiedykolwiek wybaczył. Jednak w głębi serca nawet na to nie liczyłem. 

TOM 

Byłem w szoku po tym, co powiedział mi bliźniak i szczerze mówiąc - bardzo mnie to zabolało. Dopiero po dłuższej chwili uświadomiłem sobie, że... on kłamał. Po prostu patrząc mi w oczy okłamał mnie z jakiegoś nieznanego mi powodu. Czy się wkurzyłem? O tak, krew się we mnie zagotowała, gdy dotarł do mnie ten dość znaczący fakt. Jednak musiałem się uspokoić przypominając sobie, że sam pozwoliłem mu na odsunięcie się ode mnie i że sam doprowadziłem do sytuacji, gdzie tak łatwo jest mu mnie okłamać. Postanowiłem, że muszę opracować jakiś plan działania, żeby ten uparciuch w końcu się na nas albo przynajmniej na mnie otworzył i w końcu szczerze powiedział, co się dzieje w jego życiu. Westchnąłem ciężko, gdy usłyszałem swój telefon i spojrzałem na ekran. Skrzywiłem się, widząc wiadomość od klienta, dla którego od kilku tygodni pracowałem. Zlecił mi wykonanie kilku graffiti ale jeszcze ich nie skończyłem i niecierpliwi się. Zupełnie, jakby zrobienie kilku aż tak detalicznych rysunków działo się za pstryknięciem palca. Chociaż kompletnie nie miałem na to dzisiaj ani siły ani ochoty, siadłem do komputera z tabletem graficznym w dłoni i zabrałem się do pracy. Kiedyś w końcu muszę to skończyć, prawda?

Siedziałem do późna w nocy, pracując nad projektami, jednak moje myśli co chwile wracały do mojego bliźniaka. Co się z nami stało? Nie miałem pojęcia. Dlaczego pozwoliłem mu się zamknąć i odsunąć? Bo byłem głupi. Jestem najgłupszym i najgorszym bratem, jakiego można sobie wyobrazić. Westchnąłem ciężko i spojrzałem na rysunek, nad którym właśnie pracowałem i skrzywiłem się. Nie mogłem już patrzeć na swoją pracę. Wyłączyłem komputer i przeciągnąłem się na krześle, wbijając wzrok w sufit. Musiałem coś wymyślić, musiałem jakoś dotrzeć do swojego brata, chociaż nawet nie wiedziałem, jak mam się za to zabrać. Kierowany jakimś dziwnym przeczuciem, nie wiedziałem nawet do końca dlaczego, sięgnąłęm po mój szkicownik i ołówek i zacząłem rysować. Dawno nie rysowałem na papierze ale teraz moja ręka zdawała się żyć własnym życiem i nie miałem absolutnie żadnego udziału w tym, co się tworzyło na kartce przede mną. Mogłem to jedynie obserwować i pozwolić, by wena, która tak nagle mnie naszła, stworzyła to dzieło. Za oknem już świtało, gdy w końcu odłożyłem ołówek i spojrzałem na wykończony rysunek. Przyglądałem mu się przez chwilę krytycznie ale... musiałem przyznać, że byłem bardzo zadowolony. Na rysunku byliśmy my dwaj - uśmiechnięty Bill i ja obejmujący go ramieniem, na tle domku letniskowego, do którego jeździliśmy za dzieciaka. Tacy, jacy powinniśmy być - radośni, zgrani. Tacy, jacy z jakiegoś powodu w cale nie jesteśmy. 

Przetarłem zmęczoną twarz dłońmi i odłożyłem szkicownik na biurko, po czym szybko walnąłem się do łóżka, chcąc chociaż trochę się przespać. Musiałem się położyć chociaż na chwilę. Zasypiając postanowiłem sobie, że podaruję Bill'owi ten rysunek. Miałem nadzieję, że to jakoś pomoże nam odbudować naszą więź. 

Komentarze

Popularne posty