Odnaleźć siebie - Rodział 24 REWRITE

pov Justin

Chodziłem tak z głową w chmurach i z słuchawkami w uszach, z których płynęła moja ukochana muzyka. Byłem sam w gęstym lesie i nie wyczuwałem nikogo, więc nie bałem się, że ktoś będzie mi przeszkadzać lub że mnie usłyszy, dlatego podśpiewywałem trochę co jakiś czas, chcąc po prostu przestać myśleć. To wszystko było dla mnie za dużo. Miałem wrażenie, jakby ktoś wrzucił mnie w sam środek lodowatego oceanu. Dopiero co odkryłem, że jestem wilkiem. I to nie byle jakim wilkiem! Zaginionym, kurwa, księciem. Jakbym się w ogóle prosił o coś takiego. Jeszcze czego. Ale w sumie było mi to na rękę, bo dzięki temu mogłem być z Nickiem. A jakby rewelacji było mało, to staliśmy prawdopodobnie u progu wojny międzygatunkowej. Po prostu istny rollercoaster! Co za bagno... Starałem się więc wyrzucić to wszystko ze swoich myśli i po prostu skupiałem się na muzyce, chcąc odpocząć. Muzyka zawsze mnie odprężała a ostatnio korzystałem z tego zdecydowanie o wiele za rzadko. Spojrzałem w górę na gąszcz gałęzi, sklepiających się nad moją głową i uśmiechnąłem się lekko, chłonąc piękno tej przyrody. 

-Will I come clean to say that I'm wrong? I'm the best kind of mess.*

Zanuciłem cicho a po kilku kolejnych krokach zauważyłem, że drzewa przede mną powoli się przerzedzają. Zaciekawiony poszedłem tam i kilka chwil później moim oczom ukazała się dość stroma skarpa, na której nie rosły żadne drzewa i była tam niewielka przestrzeń. Podszedłem do skraju skarpy i spojrzałem w dół, zaraz się cofając o parę kroków, bo zakręciło mi się w głowie. Nie mogłem jednak zaprzeczyć, że było tu pięknie a wznoszący się nad górami Księżyc sprawiał, że całe to miejsce miało jakiś magiczny wydźwięk. Zaraz... Księżyc?! Wiedziałem, że wyszedłem dość późnym popołudniem... Ile czasu minęło i ile kilometrów ja w ogóle przeszedłem?

Jak na zawołanie, telefon w mojej kieszeni zaczął dzwonić a ja poczułem gulę w gardle i dziwny ucisk w sercu. Podświadomie wiedziałem, że to mój partner, więc sięgnąłem do słuchawek i wcisnąłem odpowiedni przycisk, by odebrać. 

-Justin?!

Usłyszałem zaniepokojony głos męża w słuchawce i przełknąłem ciężko ślinę.

-Przepraszam, ja...

-Tak się cieszę, że nic ci nie jest! Gdzie jesteś?

-Emm...

Rozejrzałem się po okolicy i rozłożyłem ramiona, jakby Nick w ogóle mógłby to zobaczyć. Westchnąłem ciężko i zastanowiłem się nad jakąś w miarę logiczną odpowiedzią. 

-Na jakiejś skarpie... Pojęcia nie mam. Przepraszam, kompletnie straciłem poczucie czasu.

-Nie przepraszaj. W którą stronę się kierowałeś?

-Na zachód... Może północny zachód. 

-Przez cały czas?

-Z grubsza.

-Domyślam się, gdzie możesz być. Przyjdę po ciebie.

-Nie, Nick. Cały dzień pracowałeś, z pewnością jesteś wykończony. Idź spać, trafię do domu.

-Nie ma mowy. Nie zasnę bez ciebie. Zmienię się w wilka i będę u ciebie w kilka minut. Po prostu tam na mnie poczekaj, dobrze?

-W porządku.

Alfa rozłączył się a ja usiadłem na trawie tam, gdzie stałem i westchnąłem ciężko. Czy to ostatni raz, gdy dane mi przeżywać taki spokój? Miałem nadzieję, że nie. Ale mogłem tylko mieć nadzieję.


*Get Scared - Best kind of mess

pov Nicholas

Pędziłem przed siebie jak jeszcze nigdy w życiu. Musiałem go zobaczyć. Nie widziałem go przez cały dzień mimo, że był tuż obok i moje serce i ciało wołały do niego. Po kilku kilometrach mogłem już wyczuć całkiem wyraźnie jego zapach, który z każdym kolejnym kilometrem tylko się nasilał więc mogłem być pewien, że biegnę w dobrym kierunku. W końcu pojawiłem się na skarpie, na której siedział mój ukochany. Zmieniłem się więc w człowieka i nie zważając na swoją nagość podszedłem do chłopaka i usiadłem tuż obok, kładąc mu dłoń na kolanie. Justin zdjął słuchawki i spojrzał na mnie z przepraszającym uśmiechem.

-Wybacz. Nie miałem zamiaru wyjść na tak długo. Kompletnie straciłem poczucie czasu.

Rozczuliło mnie to, jak bardzo się tym martwił i pocałowałem go krótko w usta, spijając z nich jego słodki smak. Był dla mnie jak narkotyk i czasem miałem wrażenie, że sam nie zdawał sobie z tego sprawy.

-Nic się nie stało. Po prostu zmartwiłem się, nie znajdując cię nigdzie w domu, gdy skończyłem pracę. Nie chcę cię więzić ale chcę być pewien, że wszystko z tobą w porządku i jesteś bezpieczny. Szczególnie teraz, gdy idzie wojna. Muszę cię ochronić, skrabie.

-Sam potrafię o siebie zadbać.

-Wiem o tym. Jesteś silny i inteligentny, nie wątpię, że sam byłbyś w stanie się obronić w niejednej sytuacji. Nie chcę jednak, żebyś musiał stawiać sam czoła niebezpieczeństwu. Mam wrażenie, że coś ci się stanie, gdy znikniesz mi z oczu. 

-Nic mi się nie stanie...

-Wiem o tym, ale... po prostu bądźmy w kontakcie, okay? Informuj mnie, gdzie i kiedy i z kim idziesz, ja też będę tak robić. I jeśli ma nam zejść dość długo to po prostu wysyłajmy sobie jakieś krótkie wiadomości co jakiś czas, żeby żadne z nas nie musiało się martwić, dobrze? 

Chłopak pokiwał głową i oparł głowę o moje ramię, wpatrując się znowu w krajobraz przed nami. Dopiero teraz zauważyłem, jak piękny i magiczny był to widok. 

-Wróćmy tu, dobrze? Po wojnie. 

Poprosił cicho w pewnym momencie, na co przysunąłem go jeszcze bliżej do siebie i pocałowałem go w czubek głowy.

-Kiedy tylko będziesz chciał, skarbie. Kiedy tylko będziesz chciał.

Komentarze

Popularne posty