Opiekun 2 - Rozdział 11


 Został zaledwie niecały miesiąc do 18. urodzin Erena a ja siedziałem zdenerwowany i trochę zirytowany w salonie u Hanji, popijając herbatę. Czekaliśmy na Erwina, który niedługo miał się pojawić a ja nie miałem pojęcia, o co im chodzi. Przez te kilka lat kontaktowaliśmy i spotykaliśmy się sporadycznie ale nie było między nami jakiejś wielkiej przyjaźni, zastanawiałem się więc, czego ode mnie chcą - wielka pani magister nauk biologicznych i świeżo upieczony pan doktor kardiochirurg. Westchnąłem ciężko, słysząc pukanie do drzwi. Po chwili cała nasza trójka siedziała w salonie a ja przyglądałem się rozmawiającym o czymś wesoło parze. Czy byli razem - nie miałem pojęcia, ale czasem zachowywali się jak stare małżeństwo. Może więc coś jest na rzeczy? W końcu zajęli miejsca na kanapie i wbili we mnie swoje spojrzenia - podekscytowani i zdenerwowani. Czy oni chcą mi powiedzieć, że znaleźli sposób, aby mężczyźni mogli zajść w ciążę czy o co im chodzi? 

-Levi, cieszę się, że przyszedłeś. To dla nas bardzo ważne.

-Bardzo, bardzo ważne.

Uniosłem brwi, zastanawiając się, co to wszystko ma w ogóle znaczyć. Czekałem jednak spokojnie, a przynajmniej z zewnątrz spokojnie, na kontynuację. 

-Odkryliśmy coś i chcielibyśmy to na tobie przetestować. 

-Dobrze wiecie, że nie ufam testom Hanji. 

-Ten test jest najmniej skomplikowany ze wszystkich. Musisz zrobić jedną rzecz. Zgadzasz się?

Chciałem się z początku wycofać ale po prawdzie zastanawiałem się, o co takiego może im chodzić. Przez chwilę analizowałem to wszystko w myślach ale... ciekawość zwyciężyła. 

-W porządku. O co chodzi? 

Hanji aż klasnął w dłonie i poderwał się z miejsca co od razu sprawiło, że pożałowałem swojej decyzji ale nie miałem zamiaru się teraz wycofać ani dać tego po sobie poznać. Po kilkunastu sekundach w końcu wrócił, trzymając jakieś pudełko w dłoniach, które po chwili położył na moich kolanach. Spojrzałem na nich jak na największych idiotów. Przez myśl przeszło mi nawet, że w środku jest jakiś klaun na sprężynce, który obrzuci mnie bitą śmietaną, gdy tylko otworzę wieko. Zerknąłem na nich niepewny, co znów miałbym z tym zrobić.

-Otwórz i weź do ręki to, co jest w środku.

Teraz w myślach widziałem jakieś skorpiony czy coś innego, które są na dnie tego pudełka, ale i tak je otworzyłem. W środku na samym wierzchu znalazłem kartkę z pewnym rysunkiem. Wyglądało to jak jakiś symbol, jak dwukolorowe, granatowo-białe skrzydła. Szukałem w pamięci jakichkolwiek powiązań bo byłem pewien, że już je gdzieś widziałem ale w głowie miałem tylko dwie nazwy. "Skrzydła wolności" oraz "korpus zwiadowców". Nie wiedziałem, dlaczego tak mi się to kojarzy z tym rysunkiem ale byłem pewien, że się nie pomyliłem. Westchnąłem ciężko i odłożyłem kartkę na bok, tym razem przyglądając się dwóm rzeczom leżącym na dnie - kawałek ciemnozielonego materiału i jakieś stalowe, złamane ostrze. Zdziwiłem się ale... one również wydawały mi się dziwnie znajome. Wziąłem materiał w palce od rauz rozpoznając znajomą teksturę. Miałem niewytłumaczoną pewność, że to kiedyś była peleryna. jednak nie wiedziałem, skąd to wiem. Oczami wyobraźni widziałem grono ludzi w tym siebie, którzy zarzuconą na plecy mieli właśnie takie peleryny z symbolem z kartki na plecach. Czułem nadchodzący ból głowy ale wiedziony jakimś dziwnym impulsem wziąłem w palce chłodną stal złamanego ostrza. Od razu przez cały mój kręgosłup przebiegł elektryzujący dreszcz.

W myślach widziałem obrazy, które jednocześnie były mi tak dobrze znane z moich snów a jednocześnie o wiele bardziej wyraźne, niż wcześniej. Doskonale rozpoznawałem każdy kształt i twarze każdej z osób, która pojawiała się przed moimi oczami. Pamiętałem te wszystkie wydarzenia i tych wszystkich ludzi, czułem że wiele z nimi przeżyłem. Spojrzałem zdezorientowany na moich znajomych zastanawiając się, co to wszystko ma w ogóle oznaczać. Po ich twarzach widziałem, że eksperyment przebiegł po ich myśli. 

-Levi... kiedyś byłeś kapralem w Oddziale Zwiadowców na wyspie Paradise, który miał ocalić ludzkość od zagłady przez Tytanów. 

Wydusił z siebie w końcu Erwin a ja z jakiegoś powodu czułem, że nie kłamie. Nie wiedziałem, skąd ale miałem pewność, że mówi prawdę. I chyba to właśnie przerażało mnie w tym najbardziej. 

Komentarze

Popularne posty