Nuty naszych serc - Rozdział 3


 Zwlokłem się z łóżka następnego dnia ledwo żywy i nie mający ochoty na kompletnie nic. Szczerze mówiąc, dawno świat nie wydawał mi się tak szary i wyprany z wszelkich barw, jak właśnie w tym momencie. Wyłączyłem jednak nie chcący mnie zostawić w spokoju budzik w telefonie i poszedłem do łazienki, żeby jakoś się ogarnąć przed zajęciami na uczelni. W dodatku miałem mieć dzisiaj próbę z zespołem! Matko, jak ja mam przetrwać ten dzień? Sam nie miałem pojęcia a tym bardziej nie miałem na nic ochoty, gdy spoglądałem na moje odbicie w lustrze. Mimo wczorajszego bólu i nienawiści, teraz nie czułem absolutnie niczego i chociaż przynosiło to ulgę to wiedziałem, że ten stan nie potrwa długo. 

Przemyłem szybko twarz zimną wodą i wszedłem pod ciepły prysznic, żeby chociaż trochę powrócić do żywych przed wyjściem. Chociaż było dopiero kilka minut po 7 rano wiedziałem, że nie mogę dać sobie zbyt wiele czasu na relaks i musiałem iść dalej. Żyć, nawet jeśli nie miałem na to ani ochoty, ani siły. Przebrałem się w rzeczy, które doskonale oddawały mój nastrój - czarną bluzę z nachodzącymi na dłoń rękawami, kapturem i sięgającą mi niemal kolan, czarne jeansy rurki i wróciłem do łazienki, żeby się uczesać. Nie stawiałem włosów na żel, odpowiadało mi to, że przydługie kosmyki opadają mi na twarz i zasłaniają mnie przed resztą świata. Spojrzałem na swoją kosmetyczkę i po chwili wahania wyjąłem z niej czarną kredkę, którą podkreśliłem oczy a której do tej pory używałem tylko na imprezach - skoro już i tak ujawniłem jeden sekret, to mogłem ujawnić też kolejne, prawda?

Zignorowałem jakiekolwiek swoje myśli odnośnie tego, co powie na taki wygląd mój ojciec czy matka i zgarnąłem z kąta pokoju plecak, po czym zbiegłem na dół i od razu zająłem się zakładaniem czarnych, wysokich trampek, mając zamiar jak najszybciej opuścić dom, nawet jeśli wciąż miałem sporo czasu na dojazd na uczelnię.

-Kochanie, co chcesz na śniadanie?

Głos mamy brzmiał niepewnie. Bała się, tylko nie wiedziałem, czego. Tego, że faktycznie ich nienawidzę? Tego, że znowu wybuchnę? Czy może reakcji ojca, gdy mnie zobaczy? Tak czy inaczej, to nie miało znaczenia. Dokończyłem zawiązywać buty, wyciągnąłem z kieszeni słuchawki i wstałem z miejsca, kierując się do drzwi.

-Nie jestem głodny. 

Odpowiedziałem wychodząc i już mnie nie było. Zimne powietrze uderzyło we mnie z nienacka i szczerze byłem trochę zdziwiony, bo ostatnio robiło się coraz cieplej - zima w końcu zaczęła ustępować w połowie marca i liczyłem, że taki stan rzeczy się utrzyma, ale najwyraźniej przyroda miała inne plany. Włożyłem słuchawki do uszu i puściłem muzykę na maksa, po czym zarzuciłem kaptur na głowę i z wciśniętymi do kieszeni bluzy dłońmi ruszyłem na uczelnię z buta. Nie chciałem gnieść się w autobusie z innymi ludźmi, wolałem się przejść w samotności i mieć czas sam na sam z muzyką. Niestety nawet dwukilometrowy spacer okazał się nie być wystarczający na to, żeby przygotowć mnie do dotarcia na uczelnię. Westchnąłem ciężko i wspiąłem się po schodach głównego budynku, gdzie miałem dzisiaj swoje pierwsze zajęcia - matematykę - i od razu ruszyłem pod odpowiednią salę, gdzie usadziłem się w kącie i ignorowałem cały ten cholerny świat. A raczej usiłowałem, bo nagle ktoś przysiadł się tuż obok mnie i słuchawki zostały wyrwane mi z uszu.

-Hej, czemu mnie ignorujesz?

Chciało mi się rzygać na dźwięk tego głosu. To ironiczne, bo zaledwie wczoraj dałbym wszystko, żeby mówił do mnie całymi godzinami i byłaby to najmilsza muzyka dla moich uszu. Teraz na samą myśl o spojrzeniu na niego i zobaczeniu jego twarzy, czułem przeszywający moje serce ból. Skuliłem się lekko na swoim miejscu, starając sie ukryć za swoimi włosami.

-Zostaw mnie.

Dałbym sobie rękę uciąć, że Chris właśnie idealnie odgrywa zaskoczonego, jednak usilnie powstrzymywałem się od spojrzenia na niego nawet na sekundę. Miałem wrażenie, że jeśli go zobaczę, to od razu się rozpłaczę a tego nie chciałem.

-Coś się stało? Zrobiłem ci coś?

Dopytywał się, jak największe niewiniątko na świecie. Wywróciłem oczami doskonale wiedząc, że on nie może tego zobaczyć, jednak o to nie dbałem. Byłem wściekły na siebie, że tak długo dawałem mu się oszukiwać. 

-Widziałem cię wczoraj. Z tą dziewczyną. W twoim domu. W dość jednoznacznej sytuacji.

Przyznałem w końcu i po raz pierwszy tego poranka zapadła między nami dosyć długa cisza. Moje słuchawki zostały wciśnięte mi do dłoni i chłopak podniósł się z miejsca, zostawiając mnie samego. Bolało. I to bardzo. W sumie nie bardzo wiedziałem, czego po nim oczekiwałem. Że mnie przeprosi? Zacznie płakać, błagać o wybaczenie? Że mi to wyjaśni? Sam nie wiem, co chciałem usłyszeć. Ale to, że tak po prostu odszedł i zostawił mnie samego... było dla mnie chyba najgorszym, co mógł zrobić.

Tak myślałem, przynajmniej aż do końca zajęć, gdy wychodziłem ze szkoły i starając się ignorować innych uczniów i po prostu iść na próbę, usłyszałem moje imię wypowiedziane prześmiewczym tonem.

-Te, Adam! Lambert, stój!

Przystanąłem wbrew sobie i nawet nie potrafiłem wytłumaczyć swojej reakcji. Spojrzałem na wołającego mnie Christophera w otoczeniu dziewczyn i chłopców z wydziału sportowego, którzy śmiali się z czegoś a on sam obejmował dziewczynę, z którą widziałem go wczoraj. Miałem co do tej sytuacji cholernie złe przeczucia, ale nie potrafiłem odejść. Ten widok sprawił, że ból rozsadzał mnie od środka i ledwo powstrzymywałem cisnące mi się do oczu łzy. Po prostu czekałem na to, co będzie dalej.

-Szkoda, że dowiadujesz się w ten sposób, ale może to i lepiej. To był zakład, Lambert! Zwykła zabawa żeby sprawdzić, jak bardzo będę mógł cię zmanipulować, geju!

Grupa znowu roześmiała się a ja spuściłem głowę, nie mogąc już dłużej na nich patrzeć. Zaciskałem dłonie w pięści i szczerze mówiąc to w tym momencie żałowałem, że nie miałem przy sobie żyletki. Wszystkie wyrzuciłem krótko po tym, jak zacząłem spotykać się z Christopherem bo sądziłem, że więcej mi się nie przydadzą. Tymczasem to on okazał się być powodem, dla którego miałem wrócić do samookaleczania się. Najsłodszy sen zmienił się niespodziewanie w mój najgorszy koszmar. 

-Jak mogłeś uwierzyć, że ktoś taki jak Chris się w tobie zakochał? Nie dość, że gej, to jeszcze idiota!

Dodała od siebie dziewczyna, z którą wczoraj przyłapałem swojego byłego chłopaka a ja zagryzłem wargę tak bardzo, że aż poczułem metaliczny posmak krwi w ustach. Wypuściłem powoli powietrze z płuc i odwróciłem się na pięcie, po czym odszedłem w akompaniamencie ich wyzwysk i śmiechów. Wiedziałem, że nie będę już miał życia na tej uczelni i szczerze mówiąc zastanawaiłem się nad tym, czy zakończenie tego nędznego żywota nie będzie przypadkiem najlepszym wyjściem z tej gównianej sytuacji. Wszystko, byle nie to upokorzenie i ból, który czułem w całym swoim ciele. 

Na próbę dotarłem na skraju załamania nerwowego i chociaż kochałem muzykę ponad życie to dzisiaj czułem, że nie dam rady dać z siebie wszystkiego. Nie mogłem jednak teraz się wycofać, więc po prostu rzuciłem swoje rzeczy w kąt, gdzie nikomu nie przeszkadzały i przywitałem się niemrawo z pozostałymi odnotowując, że Tom jeszcze się nie pojawił. Usiadłem na jednym z głośników i utkwiłem wzrok w czubkach moich butów, czekając aż próba się rozpocznie i nie uczestnicząc w rozmowie pozostałych. 

Nie mam pojęcia, ile tak czekaliśmy, nim blondyn wpadł niczym burza do naszego pokoju rozruby, jak go nazywali - był to jeden z pokoi w domu rodzinnym Nicka, który został specjalnie wyciszony i przystosowany do naszych prób - jednak od razu zwrócił na siebie uwagi nas wszystkich. 

-Próby nie będzie. Adam, mamy do pogadania. Zbieraj się, idziemy.

Zarządził tonem nieznoszącym sprzeciwu a ja poczułem rosnącą w gardle gulę. Nagle przypomniałem sobie, że kończyliśmy dzisiaj zajęcia o tej samej porze i fakt, że mógł być świadkiem całej tej sytuacji pod uczelnią uderzył we mnie niczym grom z jasnego nieba i sprawił, że ugięły się pode mną kolana. Niemniej jednak posłusznie zabrałem swoje rzeczy i wywlokłem się za niższym chłopakiem z pokoju, po czym wyszliśmy z domu i ruszyliśmy w bliżej mi nieznanym kierunku - Tom dwa kroki przede mną, pewny siebie i niezachwiany jak zawsze. Przez głowę przewijało mi się tysiące myśli a najgorsze przeczucia podpowiadały mi, że Tom również jest homofobem i teraz wyrzuci mnie z zespołu, co byłoby dla mnie tragedią porównywalną do zdrady Christophera. 

W końcu zorientowałem się, że stoimy pod jednym z bloków w okolicy a Tom wyciąga z kieszeni klucze i po chwili wspięliśmy się na trzecie piętro, gdzie weszliśmy do jego mieszkania. Byłem tu po raz pierwszy i chociaż normalnie pewnie ciekawie rozglądałbym się dookoła, teraz nie odrywałem wzroku od ładnej, ciemnej podłogi wykonanej z drewna. Miałem wrażenie, jakbym był skazańcem a on miał wymierzyć moją karę i czekałem tylko, aż ta chwila nastąpi.

-Siadaj.

Usłyszałem rozkaz a gdy spojrzałem na co wskazywał chłopak, po czym posłusznie zająłem miejsce przy kuchennym stole. Blondyn krzątał się przez chwilę po kuchni, nim postawił przede mną kubek z gorącą herbatą i trzymając swój usiadł naprzeciwko mnie, wwiercając we mnie spojrzenie ciemnych oczu, którym chyba chciał mnie prześwietlić na wylot. Przez kilka minut po prostu milczeliśmy a ja nie byłem w stanie spojrzeć mu w twarz. Czułem, że to by było ponad moje siły. 

-Zastanawiałem się, co się stało. Wczoraj, gdy potrąciłeś mnie na ulicy, wyglądałeś jak siedem nieszczęść. Nawet nie zareagowałeś, gdy cię zawołałem. 

Zagryzłem wargę i dałem sobie mentalnie plaskacza w twarz. Trzeba było wtedy się zatrzymać, odpowiedzieć. Może teraz nie siedziałbym tutaj na skazaniu. 

-Potem znalazłem cię na uczelni i tam również wyglądałeś, jakby ktoś wyssał z ciebie całą chęć do życia. Zachodziłem w głowę, co takiego mogło się stać, że w przeciągu paru godzin tak bardzo się zmieniłeś. A potem, wychodząc ze szkoły zauważyłem, jak ta banda idiotów się z ciebie naśmiewa. I wtedy już wiedziałem, co się wczoraj stało. Dlaczego wyglądasz jak gówno. 

Przerwał na moment a ja wziąłem głęboki wdech i w myślach policzyłem do trzech. Zastanawiałem się, co mam teraz zrobić? Jego słowa nie brzmiały zbyt przyjaźnie, chociaż nie były też atakiem. Nie mogłem określić, po jakiej stronie jest Tom i bałem się, że zacznie tak samo jak tamci uprzykrzać mi życie. Byłoby mi tym bardziej przykro, że przez te kilka tygodni zdołalem go polubić. 

-Ci idioci zabawili się twoim kosztem, co? Przykro mi, Adam. Wiem, że musi to być dla ciebie ciężkie. 

Zaskoczony poderwałem głowę do góry i spojrzałem prosto w bladą twarz, na której widniał delikatny uśmiech. Sam nie mogłem uwierzyć w to, co właśnie usłyszałem i wydawało mi się, że śnię. Jednak śmiech nie nastąpił nawet po kilku sekundach i powoli docierało do mnie, że mam w nim nie wroga a sprzymierzeńca. Nie mam pojęcia, kiedy po moich policzkach popłynęły łzy i dopiero gdy zacząłem je ścierać uświadomiłem sobie, że miałem przecież na sobie makijaż.

-Tom... dziękuję.

Wyszeptałem cicho nim rozpłakałem się na dobre i schowałem twarz w dłoniach. Był pierwszą osobą, która w prost mnie poparła i wyciągnęła do mnie pomocną dłoń. Wstydziłem się tego, że widział mnie w takim stanie, ale nie mogłem się już dłużej powstrzymywać. Usłyszałem szuranie krzesła a po chwili objęły mnie ciepłe ramiona chłopaka. Tom ułożył sobie moją głowę na swoim ramieniu i zaczął głaskać mnie uspokajająco po plecach, pozwalając mi się wypłakać. Gdy w końcu się trochę ogarnąłem, odsunąłem się i spojrzałem mu z zakłopotaniem w twarz.

-Dziękuję, Tommy. Tak się bałem... bałem się, że mnie znienawidzicie i wywalicie z zespołu, że nie będę mieć już nikogo...

Widziałem, jak chłopak unosi brew w górę w geście zdziwienia ale nie potrafiłem określić, dlaczego to zrobił i co chciał ode mnie usłyszeć.

-Po pierwsze, raczej na pierwszy rzut oka widać, że jesteśmy raczej dość oryginalną bandą i przy nas nie musisz bać się być sobą. A po drugie... jak to, nikogo? Co z twoją rodziną?

Westchnąłem ciężko i znów spuściłem głowę. No tak, nigdy nie opowiadałem nikomu o swojej rodzinie. Przede wszystkim też dlatego, że wtedy musiałbym im powiedzieć o mojej orientacji. Dlatego nie miał pojęcia o tym, jacy są moi rodzice czy brat, ale teraz... potrzebowałem z kimś porozmawiać i może Tom był odpowiednią osobą, żeby się zwierzyć? Kilka sekund zajęło mi podjęcie decyzji, ale on czekał cierpliwie, aż zacznę mówić. 

-Moja rodzina jest bardzo wierząca. Szczególnie mój ojciec jest bardzo konserwatywny i staroświecki. Zawsze wszystko musi być tak, jak on tego chce. Mój brat, Neil, wdał się w ojca. Często słyszałem, jak wyśmiewają się z różnych osób, nawet tylko na podstawie ich wyglądu. Z kolei moja mama... ona też jest bardzo wierząca. Nie taka sztywna, jak tata, ale... kiedyś próbowałem zagadać do niej na temat mojej orientacji. Nie skończyło się to najlepiej. Ale teraz to i tak nie ma już znaczenia.

-Dlaczego?

-Wczoraj... czułem się tak okropnie a Neil... Neil śmiał się, że dziewczyna mnie wystawiła. Wybuchłem. Powiedziałem im prosto z mostu, że ich nienawidzę i że jestem gejem, że przez nich moje życie było o wiele trudniejsze. Teraz pewnie nawet nie mam po co wracać do domu.

Zakończyłem ze smutnym śmiechem, ale próbowałem w jakikolwiek zbagatelizować moje problemy. Nie, żeby były małe. Po prostu czułem, że zbyt wiele kładę na barki gitarzysty i nie chciałem przesadzać. Uciekałem przed nim wzrokiem ale spojrzałem na niego, gdy poczułem jego dłoń na mojej.

-Rozumiem. Serio. Jeśli nie będziesz miał się gdzie podziać, możesz przenieść się do mnie na jakiś czas a potem coś wykombinujemy. Kanapa to może nie jest szczyt marzeń, ale nada się w takiej sytuacji. I hej, nie powinieneś nigdy się obwiniać za to, jaki jesteś ani za to, co czujesz. Szczególnie, że nie zrobiłeś absolutnie nic złego, Adam. Głowa do góry. Nie zostawię cię samego, będzie dobrze.

Otarłem łzy z twarzy i napiłem się kilka łyków herbaty. Słowa Toma cały czas brzmiały mi w uszach a on przez cały czas się do mnie tak ciepło uśmiechał. Czułem szybsze bicie serca tylko dlatgo, że na mnie patrzył. Cieszyłem się, że mam kogoś, komu mogę zaufać i na kim mogę polegać.

-Szczerze? Do tej pory myślałem, że mnie nie lubisz.

Przyznałem się w końcu, czując się z tym cholernie głupio, ale skoro stawialiśmy na szczerość to chciałem jakoś dojść do powodu jego dość zimnego zachowania w moim kierunku. Chłopak wzruszył ramionami i przecesał palcami swoje farbowane włosy. 

-Lubię cię, serio. I to od początku. Po prostu... ciężko mi zaufać ludziom. 

Wyjaśnił i czułem, że kryje się za tym jakaś większa historia, ale na tą opowieść przyjdzie jeszcze czas. Tom wstał ze swojego miejsca i klasnął w dłonie.

-Okay, zamawiam pizzę! Może być peperoni? Na półce w salonie mam całą kolekcję filmów, wybierz coś to sobie obejrzymy.

Zarządził i wyciągnął z kieszeni telefon a ja nie mogłem przestać się uśmiechać. Po raz pierwzy od 24 godzin czułem nadzieję, że może jednak moje życie jeszcze nie jest przegrane.

Komentarze

Popularne posty