The Ghost of You - Rozdział 3


 Dni mijały a ja coraz bardziej miałem wrażenie, to cholerne irracjonalne wrażenie, że Izaya jest gdzieś w pobliżu i mnie obserwuje. Czasem wręcz zdawało mi się, że słyszę jego głos. Ale to przecież było niemożliwe, więc dlaczego nagle zacząłem mieć te wszystkie dziwne przeczucia? Nie wiedziałem tego i to jeszcze bardziej doprowadzało mnie do szału. A moja wściekłość plus niewyspanie doprowadzały do niczego innego tylko do tego, że byłem jeszcze bardziej agresywny, niż wcześniej. Do tego stopnia, że Tom w końcu wysłał mnie na przymusowy, tygodniowy urlop, po tym jak dwie osoby wylądowały przeze mnie w szpitalu. 

Wracałem więc do domu po wcześniejszym fajrancie i zastanawiałem się, co ja mam z tym wszystkim w ogóle zrobić? Nie mogłem tak funkcjonować i musiałem jakoś żyć, musiałem wrócić do jakiejś równowagi. Tylko jak to zrobić, kiedy odebrano mi najbliższą mi osobę? Zaraz po śmierci Izayi, Kasuka pojawił się w moim mieszkaniu. Siedziałem właśnie na kanapie i popijałem sake, nie mając ochoty absolutnie na nic. Nie mogłem uwierzyć w to, co się stało i wciąż czekałem, aż informator od tak wparuje do mojego mieszkania i zacznie mnie prowokować swoim wrednym zachowaniem, żebym trochę go przegonił po mieście ot tak, dla sportu, a potem wrócilibyśmy do mnie i spożytkowali resztę energii w łóżku. Mój braciszek specjalnie wziął sobie wtedy kilka dni wolnego, żeby mnie wesprzeć. To jednak absolutnie nic nie dało i od tamtej pory świrowałem. Nie mogłem tak dalej żyć. Musiałem coś zmienić. Tylko co, i jak? Jak mam pogodzić się z tym, co się stało?

Usiadłem ciężko na kanapie w swoim mieszkaniu i zamknąłem oczy. Byłem zmęczony tym wszystkim i brakiem snu a dodatkowo miałem zły humor za wysłanie mnie na przymusowy urlop. Ciągle miałem wrażenie, że trzymam umierającego Izayę w ramionach.

-Izaya! Izaya, trzymaj się! Nie waż mi się umierać, słyszysz?!

Krzyczałem zrozpaczony. Miałem nadzieję, że razem z policją przyjechało pogotowie i będą mogli szybko zabrać go do szpitala. Na bladej twarzy zauważyłem lekki uśmiech, chociaż obraz miałem rozmazany przez płynące mi po policzkach łzy. Izaya uniósł pokrytą krwią dłoń i dotknął mojego policzka, ścierając z niego łzy i uśmiechnął się do mnie szeroko. 

-Wierzę w miłość aż do śmierci. Dla ciebie umarłbym jeszcze raz.

Wyszeptał miękko, chociaż brakowało mu tchu. Mruczałem coś niczym w transie, że ma nie ważyć się mnie zostawiać, że ma ze mną zostać. Zanim jednak policjanci wpadli do pomieszczenia, jego ręka opadła bezwładnie na ziemię a oczy zamknęły się. Chwilę później lekarze zabrali go na sygnale do szpitala, nie dając mu wielkich szans na przeżycie. 

Dziewięć godzin później, po długiej operacji, lekarz stwierdził zgon. 

-Wolałbym, żebyś dla mnie żył. Idiota...

Mruknąłem cicho, ocierając oczy, do których napłynęły mi już łzy, chociaż jeszcze nie płakałem. Zamarłem, słysząc cichy śmiech. Tak dobrze znany mi śmiech.

-Nie powinno się tak obrażać zmarłych. 

Odwróciłem się gwałtownie i nie wiedziałem, czy umarłem, czy zaraz dopiero padnę na zawał czy mam zwidy czy co jeszcze innego się wydarzyło. Dosłownie kilka kroków ode mnie stał Izaya - w swojej czarnej kurteczce z futerkiem, z szerokim uśmiechem na ustach. Dokładnie taki, jakim go zapamiętałem, może tylko był trochę chudszy. Przetarłem oczy, ale... on wciąż tam stał! Chociaż w nikłym świetle, jakie panowało w salonie, mogło mi się tylko wydawać. 

-Co ty, Shizuś, ducha zobaczyłeś?

Zapytał śpiewnie po czym podszedł do mnie. Chyba zauważył, że wciąż nie dowierzał w to, co widzę, bo zatrzymał się dwa kroki przede mną i wyciągnął rękę. Rysy jego twarzy złagodniały i przyglądał mi się teraz z delikatnym uśmiechem, chociaż w oczach wydawało mi się, że widziałem smutek.

-Wróciłem, Shizuś. 

Jego, jak zwykle, zimne palce dotknęły mojego policzka. Zdecydowanie mogłem powiedzieć, że tu był - ciałem i duchem stał przede mną chłopak którego myślałem, że straciłem na zawsze.

-I...zaya? 

Zapytałem jednak, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co widzę. Wtuliłem twarz w jego dłoń a potem... potem po prostu wstałem i porwałem go w ramiona. Miałem wrażenie, że chłopak się trochę zahwiał, ale nie byłem tego tak do końca pewien. Wdychałem jego zapach i tuliłem jego ciało upewniając się, że na prawdę tu jest. Aż sam nie mogłem w to uwierzyć. 

-Jak... jak to możliwe? Przecież... umarłeś mi na rękach, jak...?

Nie potrafiłem sklecić konkretnego zdania, zbyt dużo pytań cisnęło mi się na usta a istny huragan myśli przeszkadzał mi w skupieniu się. Izaya objął mnie lekko, jakby nie miał siły na więcej, i poprowadził mnie na kanapę, gdzie usiadł mi na kolanach. Widziałem, że jest mu przykro chociaż nie do końca rozumiałem, dlaczego.

-Lekarzem, którym ratował mnie w szpitalu, był Shinra. Wiele lat temu przygotowaliśmy pewien plan, o którym niestety zapomniałem i nigdy się nim przez to z tobą nie podzieliłem.

Zaczął po czym zagryzł wargę a ja zastanawiałem się, o co w tym wszystkim chodzi. Żadne z puzzli nie pasowało do tej układanki i nie wiedziałem, o co w ogóle chodzi. Ale miałem dopiero się dowiedzieć całej historii...

Komentarze

Popularne posty