The Ghost of You - Rozdział 2


 Westchnąłem cicho i rozsiadłem się wygodnie na wielkiej kanapie w salonie Kishintaniego, podczas gdy on przygotowywał właśnie kakao i ciastka. Doskonale wiedział, że chociaż cukier u normalnych ludzi przeinacza się na energię, mnie on uspokaja. Zupełnie, jak na innych jakaś herbatka nasenna czy coś. Nie wiem dlaczego, ale odkąd Izaya umarł miałem wrażenie, że mój przyjaciel coś przede mną ukrywa. A może po prostu udzieliła mi się paranoja tej Pchły i przez to zacząłem każdego podejrzewać?

W końcu Shinra wrócił do mnie, stawiając przede mną całą tacę słodkości i kubek parującego kakao, po czym usiadł naprzeciwko mnie. W przeciwieństwie do tego, jak widywałem go na codzień, nie miał na sobie białego, lekarskiego fartucha ani koszuli, tylko luźny czarny T-shirt i szare dresy. Mimo że z pewnością był zmęczony, wyglądał na dość rozbudzonego a nawet zaniepokojonego. Złączył przed sobą dłonie w piramidkę i spojrzał na mnie, jak naukowiec na jakiś eksponat z jego dziedziny. 

-Kiedy ostatnio się wyspałeś?

Zapytał a ja prychnąłem cicho. Kiedy ostatnio się wyspałem? Ostatniej nocy, gdy Izaya spał w moich ramionach. Ostatniej nocy przed jego śmiercią. 

-Pół roku temu. 

Lekarz podziemia westchnął, jakbym właśnie przedstawił mu jakiś niezwykle trudny do rozwiązania problem, a ja po prostu nie mogłem spać. Shinra już kilkukrotnie proponował mi przepisanie leków nasennych, jednak nie zgadzałem się. Izaya je łykał przez pierwsze kilka miesięcy naszej relacji. Dalej pamiętam, jak się o tym dowiedziałem...

Wszedłem do mieszkania Izayi po skończonej pracy. Byłem odrobinę podekscytowany, bo dopiero od niedawna się spotkaliśmy i postanowiliśmy zakopać topór wojenny. Póki co szło nam całkiem nieźle i regularnie spotykaliśmy się w mieszkaniu Pchły. Jadaliśmy razem kolację, przytulaliśmy się i robiliśmy różne takie rzeczy. Dzisiaj po raz pierwszy miałem u niego przenocować, więc tym bardziej ten wieczór był dla mnie wyjątkowy. 

-Cześć, Shizuś. Idź do salonu, zaraz kończę i do ciebie przyjdę. Kolacja będzie za pół godziny. 

Usłyszałem cichy głos a gdy spojrzałem w lewo zauważyłem siedzącego pomiędzy kilkoma monitorami i w otoczeniu sporej ilości papierów Izayę. Na nosie miał okulary a światło z monitora sprawiało, że wyglądał niczym duch. Postanowiłem mu nie przeszkadzać, więc po prostu zostawiłem swoje rzeczy w przedpokoju pod ścianą i rozsiadłem się na kanapie, włączając pierwszy lepszy kanał w telewizji. Nawet się nie skupiałem na tym, co widziałem, po prostu czekałem na swojego chłopaka, żeby w końcu do mnie przyszedł.

Minęło może 10, może 15 minut, nim usłyszałem szuranie krzesła i ciche westchnięcie a po chwili czarnowłosy chłopak opadł tuż obok mnie na kanapie i wtulił się w mój bok, więc objąłem go ramieniem. Byłem trochę przerażony tym, jak blado wygląda i w nikłym świetle, jakie panowało w pomieszczeniu, mogłem zobaczyć ciemne cienie malujące się pod jego oczami. Leżał tak wtulony we mnie przez moment, nim uniósł się lekko i pocałował mnie krótko w usta. 

-Przepraszam. Musiałem skończyć pracę. 

Głos miał cichy i wyglądał na wykończonego. Cała jego postawa świadczyła o tym, jak zmęczony jest i nie mogłem uwierzyć, że jeszcze trzyma się na nogach. 

-Kiedy ostatnio spałeś?

Zapytałem i już otworzył usta, jednak najwyraźniej przypomniał sobie, że miał mnie więcej nie ołamywać i przez moment się zawahał. W końcu zaśmiał się cicho i z powrotem się we mnie wtulił, układając głowę na moim ramieniu.

-Ze dwa dni temu. 

Miałem ochotę mu przywalić. Może jakbym dobrze go walnął w łeb, to by się wyspał? Jednak powstrzymałem się, zaciskając tylko kilkukrotnie dłoń w pięść, żeby się powstrzymać. Wypuściłem powoli powietrze z płuc i pokręciłem głową. 

-Nie możesz tak robić. Musisz się wysypiać. 

-Nic mi nie będzie.

Denerwowało mnie to, jak bardzo Izaya bagatelizował sprawę swojego zdrowia, ale nie zdążyłem nic powiedzieć, bo ktoś zapukał do drzwi i po chwili siedzieliśmy wspólnie przy stole, zajadając zamówioną przez niego kolację. Pchła miał w tym wprawę i bardzo sprawnie zmieniał tematy, żeby tylko odciągnąć mnie od tematu jego zdrowia i zdrowego snu. W końcu jednak stwierdziłem, że czas do łóżka i Izaya jako pierwszy poszedł do łazienki. Mniej więcej orientowałem się już w jego mieszkaniu, więc czekając aż skończy posprzątałem po kolacji, po czym powyłączałem światła i poszedłem za nim na górę. Pchła nie potrzebował długo w łazience i już po chwili ją dla mnie zwolnił. Właśnie zdjąłem koszulę i miałem pakować się pod prysznic gdy zorientowałem się, że nie poprosiłem go o żaden ręcznik i też nie było żadnych na widoku. Wróciłem więc do sypialni, żeby go o to zapytać i zauważyłem, jak Izaya połyka jakieś leki. Wiedziałem, że obraca się w różnym środowisku, więc przerażony wyrwałem mu opakowanie z ręki i zacząłem czytać. Wkurwiłem się, widząc nazwę środków nasennych.

-Jak tak bardzo się boisz spać ze mną pod jednym dachem, to mogę sobie pójść, zamiast dać ci się truć!

Warknąłem i rzuciłem opakowanie na drugi koniec pokoju. Nie mogłem nic poradzić na moją złość. Dalej pamiętam, jak moja mama wylądowała na SOR-ze po przedawkowaniu tabletek nasennych. Już miałem wyjść, gdy podświadomie zerknąłem na Izayę i zauważyłem w jego oczach łzy. Starał się je ukryć, patrzył gdzieś w bok, ale lampka nocna oświetlała go na tyle dobrze, żeby to zauważyć. Odetchnąłem głęboko i uklęknąłem przed nim.

-Dlaczego bierzesz te leki?

Zapytałem już o wiele spokojniej, chociaż w środku dalej się gotowałem z wściekłości. Mimo, że starałem się spojrzeć mu w twarz, on wciąż uciekał przed moim wzrokiem. 

-Cierpię na bezsenność, dobrze? Od dziecka mam koszmary. Zdarza się, że nie mogę spać po kilka nocy z rzędu, bo budzę się z płaczem. Biorę leki, żeby chociaż trochę się wyspać. Nie mogę długo funkcjonować bez snu.

Wyznał cicho, po czym podciągnął kolana do brody i objął je ramionami. Westchnąłem ciężko i pocałowałem go w czoło, żeby go jakoś pocieszyć. 

-Przepraszam za ten wybuch. Nie wiedziałem. Nie chcę, żebyś się zatruł tym świństwem. 

Mruknął coś pod nosem, jednak nie usłyszałem, co dokładnie powiedział, ale nie oponował. Przytuliłem go na moment, po czym odsunąłem się i spojrzałem mu w twarz. Już nie miał łez w oczach, ale widziałem, że dalej jest mu trochę przykro. 

-Zrobimy tak. Daj mi jakiś ręcznik i zaraz do ciebie wrócę, położymy się razem a następnym razem zobaczymy, czy będziesz mógł zasnąć ze mną bez leków, dobrze?

Zaproponowałem, czego chyba się nie spodziewał. Pokiwał jednak na zgodę głową. Tej nocy to ja nie mogłem zasnąć, kontrolując jego oddech. Już nigdy więcej nie widziałem u niego tych leków. 

Zamrugałem szybko orientując się, że na moment odpłynąłem. Sięgnąłem po kubek kakao i upiłem łyk, parząc sobie przy okazji język, jednak kompletnie się tym nie przejmowałem. Czułem na sobie badawczy wzrok doktorka, jednak starałem się to zignorować.

-Najgorsze jest to, że ostatnio ciągle prześladuje mnie to dziwne przeczucie.

-Jakie przeczucie?

Pokręciłem głową i starałem się przypomnieć sobie każdą sytuację z ostatnich kilku dni. Co mogłem poradzić? Było to dziwne i nie mogłem przestać o tym myśleć. 

-Jakby Izaya był gdzieś blisko. Mam wrażenie, że go widuję kątem oka ale znika, zanim mógłbym się upewnić, że to on. Tak, jakby był niedaleko ale zbyt daleko, żebym mógł go dosięgnąć. Czasem zdaje mi się nawet, że był u mnie w domu, gdy wracam. Całe mieszkanie nim wtedy pachnie i zdaje mi się, że rzeczy są poprzestawiane. Ale to przecież niemożliwe, prawda?

Uniosłem wzrok na Shinrę i zauważyłem, że chłopak usilnie próbuje ukryć zdenerwowanie. Westchnął cicho i podrapał się po karku, nim uśmiechnął się do mnie ciepło. 

-Tak, to absolutnie niemożliwe. Shizuo, oprócz leków nasennych lub hipnozy, nie jestem już w stanie nic innego ci zaproponować. Wszystkie inne metody zawiodły. Przykro mi, ale nie jestem w stanie nic więcej zrobić.

Warknąłem pod nosem, zdenerwowany. Doskonale wiedziałem, że tak się przedstawia moja sytuacja, ale gdzieś z tyłu głowy tliła mi się nadzieja, że jednak zaprzeczy i powie mi, że ma jakieś cudowne rozwiązanie. Dopiłem kubek kakao i zjadłem kilka ciastek, siedząc w ciszy z moim przyjacielem, nim w końcu wstałem i sięgnąłem po swoją kurtkę.

-Tak czy siak, dzięki, Shinra. Czuję się o wiele lepiej. Wybacz, że tak cię zająłem w środku nocy.

-Nic nie szkodzi. Dobrze wiesz, że zawsze jesteś tu mile widziany, Shizuo. Mam nadzieję, że niedługo w końcu normalnie się wyśpisz.

Podziękowałem mu cicho, jednak w przeciwieństwie do niego nie miałem na to żadnej nadziei. Niedługo później wyszedłem w ciemną noc.

Komentarze

Popularne posty