My wonderful nightmare - Rozdział 11


Trening z Uniwersytetm Shiro wypadł świetnie i muszę przyznać, że już dawno żaden mecz nie sprawił mi takiej radości. Kenma bardzo się rozwinął i widać bylo, że jego drużyna wyciąga z niego 100%, z czego najwyraźniej dalej nie za bardzo był zadowolony, bo standardowo był bardzo apatyczny i często narzekał. Kuro mimo że nie był już kapitanem drużyny i tak tryskał energiom i miał gadane, motywując swoją drużynę do dalszej walki. Nasza drużyna z resztą też dobrze grała a zmierzenie się znowu z byłymi graczami Nekomy było niesamowite. Niestety wciąż ubolewałem nad faktem, że jeszcze trochę brakowało treningu między głównym rozgrywającym mojej drużyny a mną, żebyśmy mogli zastosować tempo zerowe i super szybki atak ale wierzyłem, że znów kiedyś będę mógł go użyć, bo wszystko szło w dobrym kierunku. 

Po skończonym spairingu zaprosiliśmy Kuro i Kenmę do siebie, więc pół godziny później wszyscy siedzieliśmy na podłodze w salonie, popijając sok albo wodę (co kto wolał) i rozmawiając - w sumie w rozmowie brali udział wszyscy oprócz grającego na konsoli Kenmy. Czułem się jak na naszych starych obozach treningowych z Nekomą i chyba dawno się aż tak nie śmiałem. Niestety wieczór również szybko się skończył a ponieważ był środek tygodnia chłopcy musieli wrócić do siebie a my musieliśmy pójść spać, żeby wstać na następny dzień do szkoły.

No właśnie... wstawanie. Po takim dniu pełnym wrażeń i żywemu wieczorowi nie mogłem zasnąć i Asahi średnio mógł mnie dobudzić. Gdy w końcu mu się to udało (Asahi zastępuje nam Sugawarę, więc jest naszą taką zastępczą matką w domu) i zawlokłem swoje zwłoki do kuchni na śniadanie, zauważyłem przy stole niemal śpiącego Nishinoyę, którego najwyraźniej Asahi też nie mógł dobudzić. Zabrałem się więc za swoje śniadanie, dopiero po kilku minutach orientując się, że jem kanapkę na śniadanie a właściwie już zjadłem ale ciągle byłem głodny, więc ukradłem jeszcze talerz Noyi, który przecież i tak na wpół spał i nie miał świadomości, że coś mu podkradłem a przynajmniej napełniłem swój brzuch i dobiłem go po sam korek pijąc całą szklankę mleka na raz.

-Zadziwiające, że tyle jesz i pijesz tyle mleka a wciąż jesteś tak niski.

Asahi stał przy blacie, robiąc nowe kanapki dla swojego chłopaka i kręcił z niedowierzaniem głową. No co ja mogłem? Nie mam przecież wpływu na swój wzrost, prawda? Czy mam?

-Uważaj bo jak kiedyś wystrzelę to przerosnę nawet ciebie!

Odpowiedziałem, na co zaczął się śmiać ale nie był to taki złośliwy śmiech, jaki często słyszałem u łabędzi przez ostatnie kilka tygodni. To był tego rodzaju zaraźliwy śmiech, że przez to sam się zacząłem śmiać i obudziliśmy tym Yuu, który spojrzał na nas ledwo przytomnie.

-Gdzie moje kanapki?

Zapytał w końcu, marsząc brwi, co wywołało u nas nie wiedzieć czemu jeszcze większy atak wesołości. Nim którykolwiek z nas zdołał mu jednak odpowiedzieć, na stole wylądowała już kolejna porcja dla libero, który ochoczo zabrał się za jedzenie z każdą chwilą kontaktując coraz bardziej z rzeczywistością.

-Gdzie jest Tanaka?

-Ma odwołane pierwsze zajęcia, zaraz idę go budzić, musi wstać zanim wyjdziemy.

Westchnął ciężko Asahi, zakładając ręce na ramiona i mając minę, jakby właśnie się załamywał. My byliśmy co prawda czasem jak dzieci ale dobudzenie Tanaki często graniczyło z cudem a czasem nawet wymagało ucieknięcia się do dość drastycznych metod.

-To będzie ciekawy dzień.

Zaśmiałem się, gdy zrezygnowany Asahi opuścił kuchnię a Yuu przygryzł sobie palec, bo zbyt łapczywie jadł, co wywołało u nas kolejny wybuch śmiechu. 

Komentarze

Popularne posty