Why do I have to lose everyone? - Rozdział 1


 Nie wiedziałem, jak to się mogło stać. Mimo że od zdarzenia minął już ponad tydzień, wciąż nie potrafiłem pogodzić się z tym, co się stało. Zsiadłem z konia, oddając go mającemu dyżur w stajni chłopakowi i skierowałem kroki do swojego pokoju, powłuczając nogami.

-Wszystko w porządku?

Usłyszałem a gdy spojrzałem w kierunku z którego dochodził głos, zobaczyłem ciekawe świata, zielone oczy, przymglone w tym momencie zmartwieniem i niepewny uśmiech malujący się na pełnych ustach. 

-Levi, co tam się stało?

Dopiero przy tym pytaniu zorientowałem się, że od dość długiego czasu milczałem a on niestrudzenie czekał na odpowiedź. Nie byłem jednak w stanie mu jej udzielić - słowa więzły mi w gardle. Nagle wziął mnie pod rękę i mimo że normalnie dostałby za to po łbie, tym razem nie zareagowałem i pozwoliłem mu się poprowadzić prosto do mojego pokoju.

-Zaczekaj tu.

Rozkazał, zupełnie jakby był starszym stopniem, chociaż w cale tak nie było. Byliśmy na równi chociaż z tego, co się orientowałem, ja byłem niewiele starszy od niego - nie zawracałem sobie jednak tym głowy w tym momencie i nie zamierzałem się o to wykłócać. Zająłem miejsce na swoim łóżku, nie do końca wiedząc, co mam teraz ze sobą zrobić. Byłem kompletnie rozbity i straciłem jakąkowliek motywację do czegokolwiek i nie miałem pojęcia, co teraz. Zawsze miałem cel - wydostać się z podziemi. Teraz nie miałem już żadnego. Po kilku minutach drzwi ponownie otworzyły się a ja poczułem przyjemny, ziołowy aromat. Uniosłem wzrok i zobaczyłem, jak brunet podszedł do biurka, kopnięciem zamykając za sobą drzwi, postawił tacę na drewnianym blecie i nalał herbaty do filiżanki, podając mi ją.

-Uspokoisz się i rozgrzejesz, jeśli to wypijesz.

Obiecał, klękając tuż przede mną i uśmiechając się pocieszająco. Siorbiąc pierwszy łyk herbaty delikatnie poparzyłem sobie wargi i język, jednak ten ból zdawał mi się tempy i wydawał się być kompletnie niczym w porównaniu do tego, co czułem od kilku dni. 

-Co tam się stało, Levi?

Zapytał delikatnie, chwytając jedną z moich dłoni w swoje, co uznałem za dość urocze, jednak dopiero po jakimś czasie to do mnie dotarło. Westchnąłem ciężko, nie do końca wiedząc, jak mam to wyjaśnić.

-Moi przyjaciele...

Zacząłem, jednak zaraz potem zaciąłem się. Nie potrafiłem chyba jeszcze o tym mówić albo raczej nie chciałem zaakceptować otaczającej mnie rzeczywistości.

-Masz na myśli Isobel i Fallena? 

Skinąłem głową, słysząc to pytanie i wziąłem głębszy wdech, próbując jakoś się uspokoić. 

-Zostawiłem ich tylko na chwilę, wyjeżdżając na przód. Gdy wróciłem...

Nie dokończyłem, bo głos uwiązł mi w gardle i spuściłem głowę, nie mogąc już więcej mówić ani nic zrobić. Próbowałem tylko się nie rozpłakać.

-Przykro mi, ale... co teraz zamierzasz?

Zaskoczony poderwałem wzrok, spoglądając na wciąż klęczącego przede mną chłopaka, którego szczerość wręcz wyzierała z oczu o niezwykłej, niebiesko-zielonej barwie. 

-Możesz się poddać i ich śmierć pójdzie na marne albo starać się pomagać innym i pamiętać o nich. Jeśli będziesz nosić ich w sercu to wciąż będą w jakimś stopniu żywi, prawda?

Prostota i szczerość tych słów niemal uderzyła mnie, jak dłoń wymierzająca policzek a ja myślałem, że zaraz faktycznie sam sobie go wymierzę za to, że wcześniej sam na to nie wpadłem. Pokiwałem głową i najwyraźniej ta reakcja wystarczyła mojemu rozmówcy, bo wstał i wyszedł, zostawiając mnie sam na sam z moimi myślami. Myślami, że muszę stać się jeszcze lepszy, by już nigdy nikogo nie stracić i żyć dla tych, którzy już umarli.

---------------------------------------------------

Hej! Ostatnio zrobiłam małą AMV :) Byłoby miło usłyszeć Wasze opinie!



Komentarze

Popularne posty