Księżniczka nocy - Rozdział 13
Nie potrafiłam sobie przypomnieć, co się działo przed moim omdleniem. Nie do końca wiedziałam nawet, gdzie się znajduję, chociaż otaczający mnie ludzie twierdzili, że mieszkam tu od dawna. Mając nadzieję, że amnezja mi przejdzie w ciągu najbliższych kilku dni, moi podobno “przyjaciele” postanowili dać mi odpocząć i z zaleceniem abym się przespała, zostawili mnie samą w pokoju, który podobno był moim jednak w ogóle go nie poznawałam. Nie mogłam zasnąć i przewracałam się w miękkiej pościeli z boku na bok aż nagle ktoś zapukał cicho w drewniane drzwi i po chwili w moim pokoju znajdował się przystojny, młody mężczyzna, którego czarne loki opadały miękko na jego wykrzywioną smutkiem i zmartwieniem twarz. Wytężyłam umysł, jednak jego również nie potrafiłam sobie przypomnieć.
-Jak się czujesz, kochanie?
Zapytał delikatnie, podchodząc do mnie ostrożnie i powoli, jakby bał się, że ucieknę gdy tylko wykona gwałtowniejszy ruch.
-Dobrze. Przepraszam ale kim jesteś?
Na jego twarzy mignęło coś jakby żal, przez co zrobiło mi się przykro. Czyżbym aż tak go tym faktem zraniła?
-Nathaniel wspominał, że doznałaś amnezji, jednak wciąż po cichu liczyłem, że mnie rozpoznasz…
-Przepraszam, jednak nie potrafię sobie nawet przypomnieć, kim ja jestem. Zechcesz mi przypomnieć, kim jesteś?
Obserwowałam, jak chłopak powoli podchodzi do mnie a gdy był już tuż przy moim łóżku ujął moją dłoń w swoją i pocałował moje palce.
-Nazywam się Anthony i od jakiegoś czasu byłem twoim narzeczonym.
Gdybym nie siedziała to właśnie padłabym na ziemię z wrażenia. Więc ten przystojny, młody mężczyzna był mój?
-Wybacz, że cię nie pamiętam. Dlaczego jednak mówisz o naszych zaręczynach w czasie przeszłym? Zerwaliśmy je?
-Nie, absolutnie, jednak nie jestem pewien, czy teraz jest to wciąż aktualne.
-Skoro zgodziłam się na zaręczyny z pewnością dobrze się znamy i bardzo cię kocham. Nie widzę więc powodu, dla którego mielibyśmy nie być dłużej narzeczeństwem. Chyba że przeszkadza ci moja utrata pamięci…
Po moich ostatnich słowach mężczyzna wyglądał, jakbym przywaliła mu czymś ciężkim prosto w twarz a w jego oczach zamajaczyły łzy.
-Jak mógłbym odrzucić kobietę, którą kocham nad życie? Obiecaliśmy sobie być razem, nie ważne, co się stanie.
Zapewnił mnie po czym nachylił się i złożył pocałunek na moim policzku, na co moje serce od razu zareagowało, przyspieszając bicie. Skoro więc moje ciało tak na niego reagowało, musiałam go znać i musiał być mi drogi. Prawda?
-Więc nie widzę powodu zerwania zaręczyn. Jeśli jednak mamy już wyznaczoną datę ślubu, chciałabym ją przełożyć. Nie chcę brać ślubu nie mając pojęcia, kim jesteś ty i kim jestem ja sama. Mam nadzieję, że to rozumiesz.
-Oczywiście, ukochana. Zrobię co w mojej mocy, byś poczuła się lepiej. Porozmawiam z królem, byśmy mogli przełożyć nasze zaślubiny. Zaplanowane są na dzień po twoich urodzinach, które nadejdą w przeciągu kilku kolejnych dni. Myślę, że król będzie wyrozumiały.
Uśmiechnęłam się wdzięcznie do chłopaka, zaciskając mocniej palce na jego dłoni. Czułam się dziwnie spokojna, skoro już wiedziałam, kim dla siebie jesteśmy. Fizycznie również czułam się dobrze, dlatego następnego dnia rano zeszłam wraz z Anthonym na śniadanie, trzymając się pod ręce i rozmawiając. Gdy tylko weszliśmy do pomieszczenia, wzrok wszystkich skierował się na nas.
-Caroline, co ty tutaj robisz? Powinnaś odpoczywać, miałem zaraz do ciebie przyjść.
Pierwszy ze swojego miejsca poderwał się chłopak, który wczoraj przedstawił mi się jako Daniel i twierdził, że był moim przyjacielem. Po rozmowie z Anthonym wiedziałam jednak, że jest on bardzo zazdrosny i przebiegły, przez co powinnam na niego uważać, bo podobno jest mistrzem manipulacji.
-Czuję się dobrze, postanowiłam więc zasiąść przy wspólnym stole ze wszystkimi. Chyba nie macie nic przeciwko?
Zapytałam, wodząc spojrzeniem po wszystkich zebranych, oczekując jakiejś odpowiedzi.
-Oczywiście, że nie, kochana. Usiądź, proszę. Służba przyniesie ci posiłek.
To królowa odezwała się, przesyłając mi delikatny uśmiech i wskazując na miejsce tuż obok niej. Zrozumiałam, że to tam zawsze siadałam, więc szybko zajęłam swoje miejsce, starając się zachowywać normalnie. Chociaż czy ja w ogóle wiedziałam, czym jest normalne zachowanie? Chyba nie, skoro nie jestem nawet pewna z kim siedzę właśnie przy stole.
Posiłek upłynął nam w milczeniu i dość nerwowej atmosferze. Nie wiedziałam, dlaczego tak to jest ani dlaczego Daniel i jego rudowłosa siostra wysyłali mi takie dziwne spojrzenia, starałam się je jednak ignorować. Nie mogłam jednak zignorować faktu, że gdy wróciłam do swojej sypialni po śniadaniu, chłopak wszedł do niej zaraz za mną.
-Caroline, co tu się dzieje? Dlaczego zeszłaś na śniadanie z Anthonym?
Od razu zaczął mnie atakować pytaniami, przez co lekko się spięłam i odsunęłam się od niego kawałek. Zobaczyłam coś na kształt smutku, gdy nie pozwoliłam mu się do mnie zbliżyć, jednak zignorowałam to. W końcu ktoś biegły w sztuce manipulacji nie miałby problemu, żeby to odegrać, prawda?
-Co jest złego w tym, że schodzę na śniadanie z moim narzeczonym?
Jeśli chciałabym kiedyś zobaczyć żywego ducha, to ta okazja byłaby chyba idealna. Chłopak zbladł gwałtownie, przez co jego cera przypominała teraz spadający z nieba śnieg a wyraz twarzy wymownie zaznaczał, że jest w największym szoku w swoim życiu.
-Przepraszam, z kim?
-Tak, chociaż mi tego nie powiedzieliście, doskonale wiem, że Anthony jest moim narzeczonym. Tak samo jak mam świadomość faktu, że jesteś manipulatorem, który chce przeszkodzić naszemu małżeństwu bo sam jesteś w nim zakochany a twoja siostra i Nathaniel próbują ci w tym pomóc, bo nie popierają naszego związku.
Chociaż o tym wszystkim usłyszałam zaledwie ostatniego wieczora od Anthony’ego, byłam święcie przekonana, że jest to prawda i nie wahałam się głośno tego powiedzieć. W końcu dlaczego osoba z którą planowałam ślub miałaby mnie okłamywać?
-To również wy próbujecie opóźnić moją przemianę, która ma nastąpić w dniu moich urodzin. Nie chcecie, żebym była taka jak wy, bo boicie się, że będę o wiele silniejsza.
Jego milczenie wzięłam jako potwierdzenie, że moje słowa mają odbicie w rzeczywistości. Nawet na chwilę nie pomyślałam o tym, że może być inaczej, mimo że doskonale widziałam malujący się na twarzy Daniela ból. Zupełnie jakbym wbiła mu sztylet prosto w serce.
-Anthony tak ci powiedział?
Zapytał w końcu cichym, zbolałym głosem. Założyłam ręce na piersi, mierząc go pewnym siebie spojrzeniem.
-Oczywiście. Jest moim narzeczonym, nie okłamałby mnie.
Na moment między nami znów zapanowała cisza w końcu której mierzyliśmy się nawzajem spojrzeniami. Nie wiedziałam, co siedzi mu głowie ale wolałam nie opuszczać gardy.
-Powinnaś uważać, komu ufasz, Caroline.
Powiedział w końcu poważnie i wyszedł, zostawiając mnie samą z burzą myśli.
Komentarze
Prześlij komentarz