Dlaczego? - Rozdział 21


 TOM 

Tej nocy spałem bardzo niespokojnie i nie wiedziałem, dlaczego. Mimo że moje łóżko było bardzo wygodne i byłem jakoś nienaturalnie wręcz zmęczony, w ogóle nie mogłem zasnąć a gdy mi się to już udawało - budziłem się co chwilę i w dodatku coraz bardziej wykończony za każdym razem. Nie potrafiłem dojść do powodu, dla którego tak się czuję i bardzo mnie to denerwowało ale miałem jakieś dziwne przeczucia. Ni to złe, ni to dobre - ot, dziwne i nie mogłem ich przypisać do niczego konkretnego. Chwilami zastanawiałem się nawet, czy nie przejść się do pokoju naprzeciwko i nie wcisnąć się do łóżka bliźniaka ale koniec końców nie chciałem go budzić, więc po prostu przewracałem się z boku na bok do czasu, aż w końcu zauważyłem wpadające przez zaciągnięte zasłony pierwsze promienie Słońca. Warknąłem cicho pod nosem i zakopałem się pod kołdrą. Tak bardzo chciało mi się spać, a jednocześnie kompletnie nie mogłem zasnąć. O co mi w ogóle chodziło? Halo, mój organiźmie, jeśli mnie słuchasz to nie rób mi tego i daj mi po prostu spać, proszę!

Westchnąłem ciężko nim w końcu zwlekłem się z łóżka z samego rana decydując się, że przecież i tak już nie zasnę a nie mam zamiaru spędzić całego dnia w łóżku. Zszedłem więc do kuchni gdzie, o dziwo, zastałem oboje moich rodziców. O poranku nieczęsto się to zdarzało. Mama uśmiechnęła się do mnie ciepło i nalała mi kawy do kubka. 

-Już się wyspałeś?

Zapytał tata z wyraźnym zaskoczeniem przerywając czytanie gazety i mierząc mnie uważnym spojrzeniem. Zaśmiałem się cicho i chwyciłem kubek z kawą, od razu upijając kilka łyków.

-Właśnie w ogóle spać nie mogłem ale nie chcę zmarnować całego dnia w łóżku, więc postanowiłem wstać.

Wyjaśniłem, na co zareagowali z cichym śmiechem. Mama wróciła do robienia śniadania, jednak wciąż kontynuowała rozmowę.

-Zupełnie inaczej niż Bill. Próbowałam go dobudzić ale śpi jak kamień! Miałam nadzieję zjeść z nim śniadanie, ale chyba jest bardzo zmęczony.

Zamarłem, słysząc wzmiankę o bliźniaku i kawa po raz pierwszy tak ciężko przeszła mi przez gardło. Miałem tak złe przeczucie, że aż przez kark przeszedł mi zimny dreszcz i dostałem gęsiej skórki. 

-Bill ma bardzo lekki sen...

Powiedziałem głucho ale z dziwną pewnością siebie. Czasem zdarzało mi się go budzić w nocy tylko dlatego, że zmieniłem lekko pozycję mimo że spał głęboko snem sprawiedliwych. Miałem cholernie złe przeczucia. Odłożyłem szybko kubek na stół i pognałem na górę, wpadając jak burza do pokoju bliźniaka, jednak nawet trzask drzwi odbijających się od ściany go nie obudził. Przyklęknąłem przy bracie i zacząłem go budzić, jednak on dalej leżał bez ruchu, jak zaklęty. 

-Bill? Billy, braciszku, nie strasz mnie tak, obudź się, proszę.

Szeptałem gorączkowo, klepiąc go po policzkach i uciskając go w tych strategicznych punktach, jednak Czarny dalej nie reagował a jego skóra była zimniejsza niż zazwyczaj.

-MAMO! DZWOŃ PO KARETKĘ!

Wrzasnąłem mimo, że kobieta stała już w drzwiach do pokoju Billa. Czułem piekące mnie w oczach łzy i miałem wrażenie, że całe moje życie się wali. Chciałem, żeby to wszystko okazało się tylko złym snem ale mój pracujący na pełnych obrotach mózg zdecydowanie dobitnie uświadamiał mnie, że to co się dzieje w tym momencie jest bardzo realne. Zgodnie z poleceniami dyspozytora 112 tata odciągnął mnie od bliźniaka chcąc ułożyć go w pozycji bezpiecznej, jednak gdy tylko odciągnął kołdrę - wszyscy zamarliśmy a operator numeru ratunkowego próbował się dowiedzieć, co się stało.

-Kurwa mać!

Warknąłem i sięgnąłem po pierwszą lepszą szmatkę, którą owinąłem wokół przedramienia mojego brata. Rany wydawały się być płytkie i nie krwawiły mocno ale nie jestem lekarzem i nie mogłem być tego pewien. Z kolei tata sięgnął po fiolkę, która wypadła z dłoni mojego bliźniaka. 

-Nie wiem, co to za leki ale je z pewnością wział. Nie wiem ile, bo fiolka jest w 3/4 pełna.

Nie miałem pojęcia, jakim cudem ojciec zachowywał taki spokój w tej tragicznej sytuacji ale byłem mu za to cholernie wdzięczny. Mama właśnie się rozklejała pod ścianą i z pewnością nie była w stanie pomóc mojemu bliźniakami a ja byłem tak przerażony, że cały się trząsłem. Co się wydarzyło w tym pokoju tej cholernej nocy?! Gorączkowo myślałem o tym, czy zauważyłem jakiś niepokojący sygnał w ciągu ostatnich kilku dni ale... nie mogłem sobie przypomnieć kompletnie nic. NIC. Jedna wielka pustka. Nawet nie protestowałem, gdy mojego bliźniaka zabrała karetka. Czułem się tak strasznie rozbity i czułem się okropnie z tym, że nic nie zauważyłem i że nie mogłem mu pomóc, że nie byłem w stanie temu zapobiec. Ale czemu Bill w ogóle to zrobił? To pozostawało dla mnie ogromną tajemnicą. A to, co się tak na prawdę wydarzyło, miało pozostać dla nas tajemnicą jeszcze przez kilka kolejnych dni.

Odchodziłem od zmysłów, podczas gdy mój bliźniak leżał w szpitalu. Odzyskał przytomność dopiero późnym popołudniem następnego dnia, jednak nie wpuszczono nas do niego - chcieli najpierw przeprowadzić cały szereg badań i w efekcie ledwo powstrzymywałem się od wtargnięcia szturmem do szpitala i zajebania każdemu, kto próbowałby mnie powstrzymać. Nie robiłem tego tylko dlatego że miałem świadomość, że w innym wypadku nie pomogą Bill'owi. 

Czwartego dnia pobytu mojego brata w szpitalu, siedzieliśmy całą trójką w kuchni i milczeliśmy, dalej trawiąc wydarzenia ostatnich dni. Dalej nie mogliśmy dojść do siebie po tym, co zobaczyliśmy w sypialni mojego bliźniaka. Nasze milczenie przerwał telefon, który zadziałał na nas niczym budzik.

-Simone Kaulitz, słucham?

Przez chwilę słuchała głosu z słuchawki i kiwała co jakiś czas głową, nie mówiąc nam ani słowa. Podskórnie czułem, że chodziło o mojego bliźniaka i momentalnie zaschło mi w gardle. 

-Rozumiem. Zaraz go wyślę. Dziękuję za informację.

Odetchnęła głęboko i rozłączyła się, po czym spojrzała na mnie uważnie, uśmiechając się lekko chociaż wciąż była blada. Stres zdecydowanie jej zaszkodził przez tak krótki okres czasu ale domyślałem się, że ja w cale nie wyglądałem dużo lepiej.

-Stan Billa jest stabilny i powoli odzyskuje siły. Kategorycznie odmówił dalszego leczenia czy terapii, jeśli nie pozwolą mu się z tobą spotkać. Oczekują cię jak najszybciej w szpitalu. 

Powiedzieć, że odetchnąłem z ulgą to jak nie powiedzieć kompletnie nic. Po pierwszym szoku niemal wybiegłem z domu, w pośpiechu zbierając swoje rzeczy i pognałem do szpitala na piechotę - gdybym chciał czekać na taksówkę, straciłbym za dużo czasu. Ledwo łapałem oddech, gdy wpadłem do szpitalnej izby przyjęć i od razu dopadłem do recepcji.

-Ja do mojego brata. Kaulitz.

Wydusiłem z siebie łapiąc się za serce. Co prawda byłem trochę wysportowany ale biegi na czas nigdy nie były moją mocną stroną a teraz chyba pobiłem rekord. Kobieta zmierzyła mnie zatroskanym spojrzeniem i wbiła moje nazwisko w system, przez chwilę czytając coś na monitorze.

-Drugie piętro, oddział psychiatrii, pokój 302.

Odpowiedziała mi w końcu a ja znów pobiegłem po schodach i biegiem przez szpital, nie zwracając uwagi na krzywe spojrzenia ludzi. Musiałem go zobaczyć, musiałem na własne oczy zobaczyć, że nic mu nie jest. Zatrzymałem się dopiero przed drzwiami do wspomnianego pokoju. Na tabliczce przy numerze zdecydowanie widniało nazwisko mojego bliźniaka a moje serce biło jak szalone, nie tylko z powodu tego nadludzkiego wysiłku fizycznego. Zastanawiałem się, co mam w ogóle zrobić, gdy już tam wejdę i go zobaczę.

-Tom Kaulitz?

Usłyszałem głos jakiejś kobiety a gdy się odwróciłem, zobaczyłem na oko czterdziestoparoletnią lekarkę, przyglądającą mi się z zaciekawieniem.

-Tak, to ja. Miałem przyjść do brata.

-Owszem. Proszę się nie krępować. Przed pójściem do domu proszę przyjść do mnie jeszcze na rozmowę, dobrze?

-Oczywiście.

Kobieta odeszła a ja spojrzałem znów na dzielące mnie od bliźniaka drzwi. W końcu odetchnąłem głęboko i wszedłem do środka a jego widok kompletnie mnie rozwalił. Po raz pierwszy od trzech dni poczułem znowu piekące mnie w oczach łzy. 

-Tom...

Głos Czarnego był cichy a na jego twarzy zdecydowanie widziałem ślady łez. Nie mogłem patrzeć na niego, takiego zagubionego, samotnego i wystraszonego - podbiegłem do niego i porwałem go w ramiona, nie mogąc uwierzyć że w końcu mogę go po prostu przytulić i przy nim być. Trwaliśmy tak w uścisku przez dłuższą chwilę, podczas której brat moczył moją koszulkę ale nie zwracałem na to uwagi. W końcu odsunąłem go od siebie na kilka centymetrów, odgarnąłem mu czarne włosy z twarzy i spojrzałem w oczy.

-Billy, wyjaśnij mi co się stało, proszę.

To było najważniejsze. Musiał powiedzieć, co zaszło. Musiałem to w końcu zrozumieć. Musiałem. Czarny przygryzł na moment dolną wargę i wyglądał, jakby miał się zaraz rozpłakać ale z jego oczu nie popłynęła ani jedna nowa łza.

-Ja... tamtego dnia odrzucono znowu moje zgłoszenie do pracy. Byłem smutny, zły, sfrustrowany... czułem się beznadziejnie. Nie wytrzymałem i zacząłem się ciąć, ale tylko odrobinę, obiecuję! Nie chciałem nic sobie zrobić. Potem próbowałem zasnąć bo byłem wykończony ale nie mogłem spać, ciągle tylko od nowa płakałem. Miałem jeszcze tabletki nasenne, które kiedyś przypisał mi lekarz. Przy nich była ulotka, na której lekarz zaznaczył wtedy, że mam wziąć dwie, więc tyle wziąłem. Chyba zapomniałem wziąć pod uwagę fakt, że sporo schudłem od tamtego czasu i... stało się, co się stało. Tom, ja... ja przysięgam, nie chciałem się zabić! Musisz mi uwierzyć, proszę! Ja chciałem tylko się przespać.

Mówił bardzo wolno a jego głos drżał, by pod koniec z jego pięknych, ciemnych oczu znów popłynęły łzy. Starłem je z jego policzków kciukami i pocałowałem go najpierw w czoło a potem w usta. Musiałem przyznać, że po usłyszeniu jego słów kamień spadł mi z serca.

-Spokojnie, wierzę ci. Spokojnie, Billy. 

A on po prostu wtulił się, jakby w moich ramionach czuł się najbezpieczniej na świecie i miałem wręcz przerażającą pewność, że właśnie trzymam w moich ramionach cały mój świat. Niczego więcej nie było mi trzeba, póki był u mojego boku. Oby pozostał przy mnie na zawsze.

Komentarze

Popularne posty