Nuty naszych serc - Rozdział 1
Wstałem kolejnego poranka z uśmiechem - po raz kolejny w przeciągu ostatnich siedmiu miesięcy, odkąd zacząłem spotykać się z nim. Bo to właśnie on sprawiał, że budziłem się i zasypiałem z uśmiechem a dawne myśli samobójcze odeszły gdzieś w zapomnienie. Był najsłodszym lekarstwem i jednocześnie snem, z którego absolutnie nigdy nie chciałem się obudzić.
Na dole w kuchni jak zwykle zastałem swoją mamę, która jak co rano przygotowywała śniadanie dla całej rodziny i powitała mnie z ciepłym uśmiechem na twarzy i talerzem puszystych naleśników, polanych syropem klonowym. Podszedłem do mojej rodzicielki i pocałowałem ją w policzek na powitanie, nim zająłem swoje stałe miejsce przy stole, czekając na swojego młodszego brata, którego widziałem przed chwilą gdzieś na górze w pobliżu łazienki i ojca, który pewnie jak co rano właśnie przeglądał swoją aktówkę, zanim wyjdzie do pracy. Zazwyczaj nie mijało nawet pięć minut, nim cała rodzina spotykała się w kuchni i zasiadała razem do wspólnego śniadania - co było również i tym razem. W trakcie posiłku tak, jak codziennie od ponad pół roku przyglądałem im się i zastanawiałem się, czy w ogóle mógłbym im cokolwiek powiedzieć na temat mojego związku.
Moja mama jest przemiłą i przekochaną kobietą, która do wszystkich podchodziła z sercem na dłoni i dbała o każdego, niezależnie od tego, czy znała tę osobę czy nie. Jestem pewien, że nigdy nie odrzuciłaby mnie z powodu mojej orientacji i znalazłbym w niej oparcie w każdej sytuacji. Chociaż doskonale zdawałem sobie z tego sprawę, były dwa powody, dla którego nigdy w życiu jej o niczym nie powiedziałem chociaż o tym, że wolę chłopców, wiedziałem już od dwunastego roku życia.
Pierwszy z nich siedział naprzeciwko mnie - mój kochany, młodszy o 4 lata braciszek, który bardzo wdał się w tatę i chodził za nim krok w krok a drugim z tych powodów był właśnie nie kto inny, jak mój bardzo konserwatywny i niezbyt wyrozumiały w tych kwestiach ojciec. Ledwo już przełykali fakt, że farbuję włosy na czarno i od czsau do czasu się pomaluję czy trochę inaczej niż "normalnie" ubiorę - raczej nie przyjęliby zbyt dobrze informacji o tym, że jestem homoseksualny i od dłuższego już czasu mam stałego partnera.
Ah, no tak, był jeszcze jeden dość istostny szczegół - cała moja rodzina była bardzo katolicka. Z wyjątkiem mnie, oczywiście, i w cale nie miało to związku z moją orientacją seksualną. W ciągu mojego dość krótkiego, dwudziestodwuletniego życia przeżyłem istne piekło i to nie jeden raz. Niestety żadne prośby i błagania, które kierowałem do Boga nigdy nie zostały przez Niego wysłuchane, chociaż zarówno rodzice jak i ksiądz ciągle zapewniali mnie, że Bóg zawsze mi pomoże, gdy o tę pomoc poproszę. Niestety nigdy się tak nie stało i w pewnym momencie, po jednym z pobić, które doświadczyłem, zacząłem sobie to po prostu analizować i po szczegółowym przemyśleniu sprawy doszedłem do wniosku, że Bóg najzwyczajniej w świecie nie istnieje. Dosyć ciężko jest mi to ukrywać przed rodziną i znajdować coraz to nowe wymówki, żeby nie chodzić z nimi do kościoła co niedzielę, ale póki co chyba się nie domyślali - a jeśli się domyślali, to udawali, że o niczym nie mają pojęcia - więc raczej szło mi całkiem nieźle.
Z ulgą zorientowałem się, że śniadanie dobiega końca i ojciec właśnie wstał od stołu, wychodząc do pracy. Miałem wrażenie, że atmosfera przy naszych wspólnych posiłkach stawała się z dnia na dzień coraz bardziej napięta i nie miałem pojęcia, co mogę z tym faktem zrobić. Zerknąłem na zawieszony na ścianie zegar i zauważyłem, że za niecały kwadrans mam autobus na uczelnie. Wytarłem szybko usta w serwetkę i pożegnałem się szybko z mamą, nim wybiegłem z domu omal się nie przewracając na nie zawiązanych butach. Ignorując ten fakt po prostu poszedłem na przystanek szybkim krokiem, z każdym pokonanym metrem czując coraz szybsze bicie serca. Już z daleka widziałem pokaźną sylwetkę mojego partnera i od razu poczułem, jak na moją twarz wpływa szeroki uśmiech. Podbiegłem do niego i chłopak zamknął mnie w silnych ramionach na powitanie, a ja mogłem zaciągnąć się przyjemnym zapachem jego perfum i niego samego.
-Hej.
-Hej.
Przywitałem się, słysząc jego niski głos i przyjrzałem mu się, jak robiłem to co rano - wciąż nie mogłem uwierzyć, że jest cały mój! - i chociaż sam do niskich nie należałem, bo miałem 185 cm wzrostu, to mój chłopak i tak górował nade mną o głowę i był o wiele mocniej zbudowany niż ja - w końcu od dziecka trenował football amerykański i miał prawdziwie idealną sylwetkę do tej dyscypliny. W szkole kiedyś budził postrach, teraz jednak na uczelni udało mu się jakoś wmieszać w tłum i raczej nikt się go nie bał - a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Moje rozmyślania przerwały jednak jego palce, które ujęły mój podbródek i nim zdołałem się zorientować, złączył nasze usta w krótkim ale czułym pocałunku.
Niestety - a może stety - miałem taką przywarę, że gdy tylko motylki w brzuchu minęły i wróciłem do rzeczywistości, rozejrzałem się dookoła, czy przypadkiem nikt znajomy nas nie widział. Istniały dwa powody, dla których to robiłem - po pierwsze, on sam nie chciał, żeby ktoś z uczelni wiedział o naszym związku, bo mogło to zaszkodzić jego karierze sportowej, a po drugie bałem się, że któryś sąsiad to zauważy i powie moim rodzicom a ja bardzo nie chciałem się przekonać, jakie będą tego konsekwencje.
-Chris, co robisz dzisiaj wieczorem?
Zagadałem gdy już upewniłem się, że nic nam nie "grozi", a chłopak spojrzał na mnie z niezrozumieniem, jakby wyrwany z zamyślenia, co ostatnio zdarzało się coraz częściej. Nie mogłem dojść do tego, co powodowało u niego takie zawieszenia a on sam też nie chciał mi nic powiedzieć, ale najwyraźniej nie było na to rady i tłumaczyłem to sobie tym, że po prostu nie chciał mnie martwić - sam pewnie postąpiłbym tak samo w jego sytuacji. Uśmiechnął się do mnie ciepło i poczochrał mnie po włosach jak to miał w zwyczaju, gdy mnie przepraszał.
-Wybacz, Adam, obiecałem mamie, że pomogę jej w domu. Innym razem, dobrze?
Westchnąłem cicho z rozczarowaniem, ale pokiwałem na zgodę głową. Szczerze mówiąc bardzo zastanawiało mnie, dlaczego Christopher ostatnio ma dla mnie coraz mniej czasu, jednak postanowiłem nie ciągnąć go za język. Przypuszczałem, że prędzej czy później i tak poznam przyczynę i na razie nie mam się czym przejmować.
-Zastanawiam się, czy nie dołączyć do tego nowego zespołu. Widziałem, że szukają wokalisty.
Zagadałem, gdy już siedzieliśmy obok siebie w autobusie, ale w odpowiedzi usłyszałem tylko ciche mruknięcie, co trochę mnie rozczarowało. Śpiewanie zawsze było moją pasją i miałem nadzieję związać z tym moją przyszłość, o czym Chris bardzo dobrze wiedział i miałem nadzieję na jakiekolwiek wsparcie czy dobre słowo... cokolwiek. Jednak nie oczekiwałem aż tak zdawkowej reakcji.
-Myślisz, że powinienem spróbować?
Dopytałem, chcąc w końcu w jakikolwiek sposób poznać jego zdanie na ten temat, co od kilku tygodni stawało się coraz trudniejsze. Brunet pokiwał powoli głową, nim w końcu łaskawie na mnie spojrzał i uśmiechnął się lekko.
-Myślę, że będziesz dla nich idealny.
I chociaż brzmiało to trochę sztucznie, to chciałem wierzyć w jego słowa. I tego postanowiłem się trzymać.
Dlatego kilka godzin później, gdy zajęcia się już skończyły i nadszedł termin przesłuchań do nowego zespołu na naszej uczelni, pojawiłem się na auli, która została udostępniona chłopakom z zespołu na ten dzień. Z tego, co udało mi się dowiedzieć, normalnie ich próby odbywały się w domu jednego z ich członków, ale byłoby to w tym wypadku po prostu zbyt problematyczne. Zapisałem się na listę i usiadłem na jednym z siedzeń, chcąc posłuchać konkurencji i odnotowując w myślach, że oprócz mnie startuje jeszcze pięć innych osób. Część z nich kojarzyłem z widzenia, część widziałem po raz pierwszy. Próbowałem też odgadnąć, kim są członkowie szukającego wokalisty zespołu, jednak widząc tylko tyły ich głów było to dosyć trudne. Próbując przypisać ich fryzury do kogokolwiek kogo znam nawet nie zorientowałem się, kiedy nadeszła moja kolej.
-Czas na ostatnią osobę... Adam Lambert.
O sekundę później zanotowałem, że właśnie zostałem wywołany i poderwałem się ze swojego miejsca. Wszedłem po schodkach na scenę, na której stał już mikrofon i w końcu - chociaż lekko oślepiony przez światła reflektorów - mogłem zobaczyć tych, którzy mnie przesłuchiwali. Były to cztery osoby - jedna, bardzo oryginalna dziewczyna, którą kojarzyłem z uczelni - z tego, co pamiętałem, miała na imię Ann i studiowała ekonomię, co w dosyć wyraźny sposób kontrastowało z jej osobowością i wyglądem, przynajmniej tyle mogłem powiedzieć na podstawie tego, ile o niej wiedziałem. Pozostałych trzech chłopaków w ogóle nie kojarzyłem. Jeden z nich był bardzo wysoki i ciemnoskóry a jego sylwetka zdradzała, że dużo ćwiczy i zastanawiałem się, czy przypadkiem nie uczęszcza na wydział sportowy razem z Chrisem. Drugi miał długie do pasa, ciemne włosy i wyglądał jednocześnie przyjaźnie i groźnie, ale na podstawie samego wyglądu nie byłem w stanie dojść do żadnych innych wniosków. Ostatni z chłopaków zaintrygował mnie chyba najbardziej. Mimo że siedział doskonale widziałem, że był dość niski, zdawało się jednak, że kompletnie mu to nie przeszkadza - nogi założył na oparcie siedzenia przed nim a długie, farbowane na blond włosy opadały mu na przyozdobioną mocnym makijażem twarz. W jakiś sposób intrygował a jednocześnie jego spojrzenie przerażało do tego stopnia, że po raz pierwszy od lat stresowałem się stojąc na scenie. Odchrząknąłem cicho i chwyciłem mikrofon.
-Cześć, jestem Adam. Chciałbym... Zaprezentuję wam utwór z repertuaru zespołu Queen, "Boheman Rapsody".
Zapowiedziałem a gdy dostałem od nich zgodę, zamknąłem na moment oczy i przywołałem w myślach muzykę. Zacząłem wystukiwać rytm o udo i zaczerpnąłem powietrza, nim w końcu otworzyłem usta i zacząłem śpiewać. Starałem się nie patrzeć na twarze członków zespołu, chociaż mój wzrok ciągle uciekał w ich kierunku - wiedziałem, że wtedy tylko bardziej się zestresuje i jest ryzyko, że się zatnę, a tego za żadne skarby nie chciałem. Odważyłem się spojrzeć na nich dopiero, gdy ostatnia nuta rozbrzmiała do końca i odłożyłem mikrofon na miejsce, przyglądając im się z lekkim uśmiechem. Ich twarze nie wyrażały jednak absolutnie nic i czułem, jak stres powoli zaciska się na moich strunach głosowych.
-Dziękujemy. Dobrze, kochani, tym samym zakończyliśmy przesłuchania. Mamy wasze numery. Przedyskutujemy to i odezwiemy się do was jutro po zajęciach.
I chociaż się za to nienawidziłem to wiedziałem, że dzisiejszą noc mam już z głowy. Z tej niepewności dosłownie nie uda mi się zmrużyć oka. W głowie rozbrzmiała mi tylko jedna myśl. Musiałem znaleźć Chrisa i mu o wszystkim opowiedzieć. On z pewnością będzie umiał mnie uspokoić. Na pewno...
Komentarze
Prześlij komentarz