Zapisane w gwiazdach - Rozdział 1
Siedziałem na lekcji i zastanawiałem się, kogo takiego mam niby znaleźć. To jedno zdanie, które pozostało z mojego dzisiejszego snu absolutnie nic mi nie mówiło ani nie wiedziałem, o co konkretnie chodzi mojej podświadomości. Przez moment przeszło mi przez myśl, że może mam znaleźć mojego ojca - jednak to byłoby zupełnie niemożliwe. Poza tym dlaczego nagle, po 16 latach moja podświadomość miałaby nagle kazać mi odnaleźć człowieka, który porzucił mnie w godzinie moich narodzin? Zupełnie bez sensu. Już dawno pogodziłem się z tym, że rodzice mnie nie chcieli i zaakceptowałem fakty byciem kolejnym dzieckiem z bidula. Nie, żeby było mi z tym łatwo - bardzo ciężko jest żyć ze świadomością, że twoi właśni rodzice zrezygnowali z ciebie już w chwili twoich narodzin, a może nawet już w chwili, gdy dowiedzieli się o twoim istnieniu. Może próbowali aborcji ale im się nie udało? Tego nie wiem i nigdy się nie dowiem, ale... zdecydowanie ta świadomośc nie pomagała w życiu i bardzo mocno zaburzała moją samoocenę. Nie byłem z resztą w tym osamotniony, ale też nie zazdrościłem dzieciakom, które trafiły tu bo zostały odebrane rodzicom z powodu zaniedbań lub przestępstw, które ich rodzice popełniali ani tym, którzy pamiętali swoich rodziców ale w jakiś sposób zginęli. To musiało być okropne, oglądać w tak młodym wieku, jak traci się swoich rodziców i przeżywać to wszystko - te dzieciaki przeżywały traumę i często widziałem to na własne oczy. Odkąd trochę podrosłem, starałem się nawet pomagać tym dzieciakom, żeby jakoś ułatwić im życie. Koniec końców konkluzja jest taka, że życie w sierocińcu nigdy i dla nikogo nie jest proste ani przyjemne.
Wracając do tematu tego dziwnego, kobiecego głosu, który kazał mi odnaleźć kogoś - tylko jedna rzecz była dla mnie jasna a mianowicie to, że miałem odnaleźć jakiegoś mężczyznę. Skoro miałem go odnaleźć, to nie mogłem go jeszcze znać, prawda? Chyba tak. Więc świetnie. Szacując, że na świecie jest ponad 7 miliardów ludzi a około połowa z nich to faceci to odejmując tych, których już znam, wciąż pozostaje mi ponad 3,5 miliarda ludzi do wyboru. Fantastycznie, prawda? Miałem tylko nadzieję, że moja podświadomość mi odpuści i niedługo nie będę już słyszeć tego głosu. Strasznie mnie irytowało, że co chwilę go słyszałem i wprawiało mnie to w iście wisielczy nastrój.
-Winter! Powtórzysz, jakie jest zadanie domowe?
Spojrzałem zaskoczony i wyrwany z zamyślenia na wyraźnie zdenerwowaną i zirytowaną moim odpłynięciem nauczycielkę i przez moment patrzyłem na nią po prostu, kompletnie nie rozumiejąc, czego ona ode mnie chce. Dałem sobie mentalnie z liścia w momencie gdy uświadomiłem sobie, że mam przesrane.
-Przepraszam, nie wiem.
-Oczywiście, że nie wiesz, skoro siedzisz z głową w chmurach! Skoro tak świetnie wszystko umiesz, że nie musisz słuchać, to może chcesz poprowadzić zajęcia za mnie?
-Nie, proszę pani. Przepraszam.
-Twoje przepraszanie nic nie da. Po lekcjach masz przyjść do mnie z rodzicami.
Po klasie przeszły cichsze i głośniejsze śmiechy a ja zagryzłem zęby. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że ona robi to specjalnie - bardzo dobrze wiedziała, że jestem z domu dziecka. Miałem jednak świadomość, że nie warto z nią dyskutować.
-Powiadomię panią Martę, żeby przyszła.
Powiedziałem najspokojniej jak umiałem, chociaż krew się we mnie gotowała. Wiedziałem, że tak będzie. Zawsze wykorzystywała ten temat, żeby znęcać się nad dziećmi z sierocińca. Nie miałem zamiaru tak łatwo się poddawać i dać jej satysfakcję.
`-Mówisz do swojej mamy na "pani"? Och, jak mi przykro.
Wbiłem sobie mocniej paznokcie w skórę, żeby tylko nie wybuchnąć. Nie mogę wybuchnąć, nie-mo-gę dać jej tego, czego chce.
-Ja nie mam mamy, proszę pani. Doskonale pani o tym wie.
Widziałem, jak na jej twarz wpływa kpiący uśmiech i miałem ochotę na nią splunąć. Najgorszy sort człowieka, przysięgam. Co najgorsze - gnębi tylko dzieciaki z domu dziecka i niektórzy nie wytrzymują tego psychicznie. Muszę coś wymyślić, żeby utrzeć jej w końcu nosa następnym razem. Może wtedy odczepi się też od innych dzieci...
-No tak. Twoja matka cię nie chciała i cię oddała, jak psa. Zupełnie zapomniałam. W porządku, więc niech przyjdzie ta cała pani Marta. Widzimy się po lekcjach, Winter.
Nienawidziłem tego, jak się ze mną bawiła i nienawidziłem tego, że zawsze mówiła do mnie po nazwisku. Chyba podświadomnie wyczuwała, że tego nie cierpię. Nie było to nazwisko po moich rodzicach - co to, to nie. Po prostu w dniu, w którym zostawiła mnie w szpitalu, wyjątkowo padał śnieg pomimo, że był zaledwie pierwszy września. Zupełnie, jakby chciał mi dać jakiś znak, że w moim życiu nie będzie zbyt wiele ciepłych ludzi.
Kilka razy otarłem się o adopcję, jednak czym starszy byłem, tym mniej osób było zainteresowane mną - co było powodem, że do poprzednich adopcji nigdy nie doszło, nie miałem pojęcia. Marta opowiedziała mi kiedyś, że powodem, że przez pierwsze pięć lat mojego pobytu w domu dziecka, w dniu moich urodzin, ktoś zawsze dzwonił z budki telefonicznej - pytał się, czy wszystko u mnie w porządku, po czym się rozłączał. W szóste urodziny jednak nikt nie zadzwonił - i telefonw mojej sprawie nie zadzwonił już nigdy więcej. Sam nie wiedziałem, jak się czułem z tym faktem. Nie chciałem poznawać moich rodziców, którzy tak po prostu mnie oddali. Nawet jeśli mieli wyrzuty sumienia, chyba nie byłbym w stanie im tego wybaczyć. Jednak wciąż tak samo, jak każde inne dziecko z domu dziecka, czasem marzyłem o tym, że moja mama wpada do ośrodka, bierze mnie w ramiona i przeprasza za te wszystkie lata mordęgi, na które mnie skazała i powtarza, jak mnie kocha a potem znajduje jakiś niezwykle ważny powód, dla którego mnie wtedy zostawiła i przez tak długi czas nie wracała. Nie liczyłem na to ale to nie znaczy, że o tym niemarzyłem. W końcu wciąż jestem tylko dzieckiem i mam swoje marzenia i potrzeby. A marzyć nikt mi zabronić nie może.
Niestety, przez tę sytuację na angielskim, przez resztę dnia byłem już poirytowany i zdenerwowany - szczególnie, że ten dziwny, kobiecy głos w mojej głowie w cale nieznikał i co jakiś czas na nowo powtarzał mi, że mam kogoś znaleźć.
Po lekcjach siedziałem więc przy wyjściu ze szkoły i czekałem na moją wychowawczynię z domu dziecka, która zaraz miała się pojawić. I oczywiście pierwszym, co zobaczyłem, była jej zmartwiona twarz. Westchnąłem ciężko i wstałem ze swojego miejsca, żeby ją przywitać. W cale nie chciałem jej martwić, nienawidziłem tego wręcz. Była dla mnie jak starsza siostra i wiedziałem, że bardzo się martwi za każdym razem, gdy któryś z jej podopiecznych ma problemy.
-Bill, co tu się stało?
Zapytała zamiast powitania i spojrzała mi w oczy, przez co musiała zadrzeć lekko głowę do góry. Miałem dopiero 16 lat i wciąż rosłem, ale i tak byłem już dość wysoki i nie potrzebowałem kolejnych centymetrów. Chociaż z drugiej strony nie miałem nic przeciwko.
-Babka od angielskiego. Zamyśliłem się na lekcji, źle spałem dzisiaj w nocy i nie potrafiłem się skupić.
Nie miałem zamiaru wspominać o tym, że upokorzyła mnie na oczach całej klasy i naśmiewa się jawnie z faktu, że nie mam rodziców. Nie chciałem być beksą latającą o każdą głupotę na skargę do wychowawczyni, co to, to nie. Takie sprawy załatwia się samemu albo w cale.
-Pyskowałeś do niej?
Zapytała zamiast tego. Znała mnie i doskonale wiedziała, że potrafię wyprowadzić innych z równowagi. Wrodzony talent, powiedziałbym nieskromnie.
-Nie. Starałem się być grzeczny jak mnie prosiłaś, na prawdę.
Marta pokiwała głową i poprawiła torbę na ramieniu, po czym uśmiechnęła się do mnie blado.
-Chodźmy więc do tej nauczycielki. Miejmy to jak najszybciej za sobą.
Poprosiła, więc poprowadziłem ją do sali od angielskiego, gdzie jak się spodziewaliśmy zastaliśmy tę jędzę, ale ku naszej niespodziance... był tam także dyrektor naszej szkoły.
-Bill. Dobrze, że jesteś. Zgaduję, że pani jest jego opiekunką.
Powitał nas a Marta rzuciła mi szybkie spojrzenie, zamykając za nami drzwi. Była chyba równie zdezorientowana, jak ja, ale zdecydowanie o wiele bardziej zestresowana.
-Tak, zgadza się. Bill mówił, że chciała pani ze mną porozmawiać.
Dyrektor westchnął ciężko i wskazał nam pierwszą ławkę, żebyśmy zajęli w niej miejsca a ja widziałem wredny uśmiech na twarzy mojej nauczycielki. Byłem pewien, że coś wykombinowała - nie wiedziałem tylko, co takiego. Z niechęcią i przeczuciem, że zaraz coś dziwnego będzie mieć miejsce, usiadłem na jednym z krzeseł.
-Tak... pani Holz skarżyła się, że Bill... zachowuje się nieodpowiednio.
Zamarłem. Że niby ja? Przecież ja nic takiego nie zrobiłem! Dajcie spokój, ludzie.
-Co to znaczy, nieodpowiednio?
-Bill zachowuje się wręcz skandalicznie.
Zaczęła moja nauczycielka, patrząc mi prosto w oczy z jakąś chorą satysfakcją na twarzy.
-Nie uważa na lekcjach, pyskuje, przeklina, nie odrabia prac domowych... w dodatku kilkukrotnie już mi się odgrażał i twierdzi, że powinien mieć taryfę ulgową, bo jest z domu dziecka. To go jednak nie usprawiedliwia, proszę pani.
Szczęka, mentalna oczywiście, opadła mi do samej piwnicy albo nawet dalej. Nie mogłem uwierzyć w te wyssane z palca kłamstwa, które ta baba opowiadała. Miałem tylko nadzieję, że dyrektor i Marta jej nie uwierzą. Jednak z miny dyrektora nie byłem w stanie wyczytać absolutnie nic a Marta wyglądała, jakby zaraz miała się rozpłakać.
-Proszę wybaczyć, ale znam Billa i wiem, że się tak nie zachowuje. To kompletnie nie w jego stylu. W dodatku Bill zawsze odrabia swoje zadania domowe, nie ważne kiedy go sprawdzę, zawsze ma wszystko uzupełnione.
Poczułem ulgę widząc, że wychowawczyni staje w mojej obronie. Nie mogłem jednak nawet przypuszczać tego, co wydarzyło się potem.
-Nie wątpię, że kocha pani Billa niemal miłością matczyną z racji tego, że go pani wychowała od narodzin, jednak bronienie go w tej sytuacji nic nie da. Przepytałem kilkoro uczniów i zgodnie potwierdzili przy pani Holz, że Bill często pyskuje i wyzywa nauczycielkę a także wywyższa się nad innymi. Pan od fizyki również poskarżył się dzisiaj na niego. Przykro mi, ale nie mam innego wyboru, jak wydalić Billa ze szkoły w trybie natychmiastowym. Takie zachowanie jest absolutnie niedopuszczalne w naszej placówce. Polecam umieścić go w ośrodku wychowawczym bądź szkole specjalnej.
Komentarze
Prześlij komentarz