Just breaht... - Rozdział 1
-Oi, Deku!
Usłyszałem wściekły głos i nim zdołałem się odwrócić, zostałem brutalnie popchnięty na ścianę. Udało mi się spojrzeć przez ramię i tak, jak się spodziewałem - ujrzałem wściekłą twarz blondyna tuż obok mojej. Spróbowałem wyrwać się z jego uścisku, ale nie dałem rady. Wręcz przeciwnie - jego uchwyt jeszcze się zacieśnił i boleśnie ranił moje przedramię, które założył mi umiejętnie za plecy.
-Kacchan, puść mnie, proszę.
Wyszeptałem, bo bałem się mówić w jakikolwiek sposób głośniej. Miałem wrażenie, że każde głośniejsze słowo mogłoby go jeszcze bardziej rozjuszyć. Czułem ucisk na klatce piersiowej i zbierające mi się do oczu łzy. Czy ja muszę być takim nieudacznikiem i beksą?
-Posłuchaj mnie, ty przykurczu pozbawiony indywidualności... masz wycofać swoje zgłoszenie na UA.
Wbrew temu, że wyglądał jakby był na granicy wybuchu furii, mówił bardzo spokojnie i nie podnosił głosu. Była to jednak typowa technika stosowana przez Bakugo już od dziecka - skoro miał swój cel w garści i nie mógł mu uciec, mógł mówić spokojnie. Tylko przy zabawie w kotka i myszkę krzyczał, jakby ktoś go przypalał żywym ogniem.
-Ale... to moje marzenie...
Nie dokończyłem, bo wzmocnił uchwyt i pisnąłem z bólu. Zaciskałem zęby, żeby tylko nie zacząć płakać. Nie teraz, nie tutaj. Nie mogłem sobie na to pozwolić.
-Masz zrezygnować, Deku. Inaczej mnie popamiętasz. A najlepiej pospiesz się i zdechnij. Wtedy na dobre zejdziesz mi z drogi.
Mruknął jeszcze tak, żeby żaden przypadkowy przechodzień nie mógł go usłyszeć, po czym puścił mnie i odszedł, zostawiając mnie samego na środku drogi. Upadłem na kolana i schowałem twarz w dłoniach, nie mogąc już dłużej dusić łez w sobie. Płakałem z bezsilności, z poczucia beznadziei i z wściekłości, która przeradzała się we frustrację. Chociaż zdarzało się to żadko, urodziłem się bez żadnej indywidualności, przez co było mi bardzo ciężko w życiu - szczególnie, że od dziecka byłem otoczony bohaterami i podziwiałem ich ponad wszystko. Z jakiegoś powodu trzymałem się kurczowo myśli, że Kacchan - człowieka, którego uważam za swojego najlepszego przyjaciela, którego znałem od urodzenia - w końcu jakoś się zmieni i nasze relacje znowu będą normalne. Takie jakie były, zanim odkrył swoją indywidualność i zaczął ją wykorzystywać. Otarłem policzki i odetchnąłem głęboko, chcąc się chociaż trochę uspokoić przed powrotem do domu. Nie miałem daleko ale nie chciałem, żeby mama zauważyła, że płaczę.
-To boli, prawda?
Usłyszałem za plecami czyiś nieznajomy głos, a gdy się odwróciłem zauważyłem jakiegoś chłopaka. Wydawało się, że był mniej więcej w moim wieku, ale wyglądał niemal strasznie. Skóra na dolnej połowie jego twarzy, pod oczami, na klatce piersiowej i na rękach wyglądała na mocno uszkodzoną, była wręcz fioletowa, chociaż nie wiedziałem, co mogło to spowodować. Stał z rękami w kieszeniach, oparty o mur obok mnie i przyglądał mi się niezwykle intensywnymi, błękitnymi oczami.
-Przepraszam?
Zapytałem, bo przez zaskoczenie umknęło mi to, o co w ogóle mnie zapytał. Chłopak zaśmiał się cicho i wyciągnął do mnie rękę, żeby pomóc mi wstać. Przyjąłem jego pomoc i dopiero wtedy zorientowałem się, że jest ode mnie sporo wyższy a czarne włosy jeszcze dodawały mu centymetrów. Otrzepałem ubrania z kurzu, nim znów na niego spojrzałem.
-To boli, bycie poniżanym przez silniejszych, prawda? Ten świat jest zepsuty.
Zawstydziło mnie to, że widział mnie w tak upokarzającej sytuacji ale zastanowiłem się nad jego słowami. Patrząc na to z różnych perspektyw, miał sto procent racji. Ten świat jest zepsuty i sami go niszczymy, wielbiąc bezgranicznie bohaterów i ignorując innych, mniej uzdolnionych ludzi. Zaskoczyło mnie to, jak łatwo przyznałem mu rację co do światopoglądu, który był kompletnie przeciwny do mojego. Chyba aż zamrugałem szybciej uświadamiając to sobie.
-Tak... niestety.
Przyznałem w końcu bo widziałem, że chłopak czeka na odpowiedź. Chłopak cisnął dłonie w kieszenie czarnego płaszcza i uśmiechnął się do mnie.
-Przyjdź jutro do tego miejsca po szkole. Być może uda nam się coś na to zaradzić.
Zerknąłem na karteczkę, którą mi podał a gdy znów uniosłem wzrok - już go nie było. Zaskoczony takim obrotem spraw i nie będąc do końca pewien, co mam o tym myśleć - wróciłem do domu.
Ciekawie się zapowiada... Chcą zaradzić coś na Bakugou? Jestem ciekawa, jak on sam na to zareaguje c: Fajnie byłoby przeczytać już następny rozdział ♥ Może dodałabyś jakiś kalendarz co i kiedy dodajesz? :D
OdpowiedzUsuńunravel--freedom.blogspot.com
https://calendar.google.com/calendar/u/0?cid=MTZmNTcyYTA4Y2ExMjMzZjAwYTlmYjY2Mzk0OGQ5ZGZkNmFiZThmMGFjN2I3MDM2YWY1YzNmMWYxMDhlNTc4ZUBncm91cC5jYWxlbmRhci5nb29nbGUuY29t
Usuń