Księżniczka nocy - Rozdział 15


 Przez jakiś czas trwaliśmy w uścisku, rozkoszując się po prostu tą chwilą. Nie wiem, ile to trwało ale nie chciałam tego przerywać. W jego ramionach czułam się bezpiecznie. Jak w domu. Wiedziałam, że mogę mu zaufać a on mnie nie zawiedzie. Być może dlatego czułam lekki żal, gdy w końcu się odsunął jednak wynagrodził mi to faktem, że spojrzał mi prosto w twarz i odgarnął moje długie, blond włosy z twarzy. 


-Powinnaś się pożywić. Przyprowadzę kogoś. Masz preferencje co do płci?


Zapytał, wstając powoli z krzesła i uśmiechając się do mnie uroczo. Westchnęłam cicho i oparłam się o materac, zastanawiając się, czemu w ogóle zadaje mi takie pytania. Skąd mam wiedzieć? Wzruszyłam więc po prostu ramionami i słyszałam, jak wyszedł z pokoju i po chwili odgłos jego kroków zniknął. Nie musiałam czekać długo, jak drzwi ponownie się otworzyły, jednak coś mi nie pasowało. Dopiero po chwili zorientowałam się, że czuję zupełnie inny zapach niż przy Danielu. Odwróciłam się i zobaczyłam spowitą w mroku postać, której sylwetkę doskonale rozpoznałam. Anthony.


-Caroline! Martwiłem się o ciebie, Daniel nie pozwalał mi przy tobie być. Jak się czujesz? Mogę coś dla ciebie zrobić?


-Daniel poszedł po kogoś, żebym się pożywiła. Na razie nie chcę cię widzieć, jestem głodna i wciąż czuję się… dziwnie. Spotkamy się później, dobrze? 


Poprosiłam tak uroczo, jak się dało, starając się nie dopuścić do tego by się zorientował, że ocknęłam się z jego podłych manipulacji i nie ma już nade mną kontroli. 


-W porządku. Będę na ciebie czekać, moja pani. 


Odpowiedział po dłuższej chwili milczenia zadowolony i po chwili zniknął. Odetchnęłam z ulgą, gdy przestałam słyszeć jego kroki. Nie byłam jeszcze gotowa na konfrontację z nim. Nie zdążyłam wszystkiego przemyśleć i zaplanować. Jeszcze nie czas.


Zatopiona w rozmyślaniach nad tym, jak powinnam się rozprawić z okrutnym jegomościem, ledwo zauważyłam, gdy Daniel wrócił, prowadząc pewną siebie dziewczynę. Spojrzałam na nią, od razu zauważając pulsującą na jej szyi żyłę. Doskonale słyszałam bicie jej serca i przepływ jej krwi. Samo to wystarczyło, bym poczuła napływającą do ust ślinę i ból kłów. Podświadomie oblizałam się, wywołując tym śmiech u chlopaka.


-No już, nie krępuj się. Chyba, że mam wyjść?


Zapytał, zwracając na siebie moją uwagę i puszczając mi oczko. Pokręciłam przecząco głową i przyjrzałam się raz jeszcze dziewczynie. Była dość wysoka ale troszkę niższa ode mnie, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Bardzo szczupła ale wydawała się zdrowa a jej ciemne włosy opadały miękko na ramiona. Z pewnością była piękna jednak w tym momencie oceniałam ją jedynie pod względem smakowitości - chociaż ciężko było mi to przyznać. Wyciągnęłam do niej rękę bo chciałam, żeby się zbliżyła i faktycznie, po chwili siedziała tuż obok mnie. Była bardzo posłuszna a bicie jej serca z każdą chwilą przyspieszało. Nie wydawała się jednak wystraszona a raczej… podekscytowana. Jakby nie mogła się doczekać tego, co ma nadejść. Przypomniało mi się, jak Daniel opowiadał, że dla ludzi picie krwi staje się uzależniające. Pewnie dlatego nie mogła się tego doczekać a we mnie coś wstąpiło. Gdy znalazła się tak blisko, pragnienie jej krwi zdecydowanie wzrosło i ciężko było mi się opanować. Chwyciłam ją za ramię i przyciągnęłam blisko siebie a po chwili już wbiłam zęby w jej tętnicę, pijąc zachłannie. Krew w moich ustach była słodka i uzależniająca. Doskonale gasiła pragnienie i pragnęłam jej niczym wody po bardzo długiej wędrówce. Wgryzłam się mocniej i rozkoszowałam tym smakiem i uczuciem, chcąc to zatrzymać. Nie chciałam przestawać, jednak w pewnym momencie dotarło do mnie, że jej serce powoli zwalnia. Wystraszyłam się i niemal od razu odsunęłam od jej szyi, zaglądając jej prosto w twarz. Miała zamknięte oczy i minę, jakby właśnie przeżyła coś niezwykle przyjemnego. Mimo to wręcz mdlała mi na rękach i nie wiedziałam, co mam robić. Ułożyłam ją na pościeli i z przerażeniem spojrzałam na Damiana, który o dziwo wciąż siedział bardzo spokojny na krześle i przyglądał nam się z zadowoleniem.


-Co się stało?


Zapytał, jakby był zdziwiony, że przerwałam i w ogóle nie rozumiał mojego zachowania. Przez chwilę zastanawiałam się, czy to ja tutaj zwariowałam czy jednak on i mój wzrok musiał wiele mówić, bo mojego przyjaciela ponownie dopadł atak wesołości. 


-Pomożesz mi czy będziesz się tak śmiać?!


Warknęłam w końcu zupełnie nie wiedząc, co mam z tym wszystkim zrobić. Westchnął cicho i otarł z kącika oka wyimaginowaną łzę.


-Spokojnie, nic jej nie jest. Szczerze mówiąc spodziewałem się, że jeszcze trochę wypijesz, nim będę musiał cię od niej odsuwać. Świetnie sobie poradziłaś, Caroline. 


Odpowiedziała a ja poczułam zalewającą mnie nagle falę ulgi. Westchnęłam cicho i pozwoliłam sobie opaść na poduszki. Po chwili materac po moich bokach się ugiął a nade mną pojawiła się roześmiana twarz nastolatka. Przez jakiś czas patrzyliśmy sobie w oczy, po prostu się do siebie uśmiechając i nie mówiąc ani słowa. Czułam, jak ważna jest ta chwila, chociaż kompletnie nie wiedziałam, do czego ona doprowadzi.


-Jestem z ciebie dumny, Caroline. Świetnie sobie poradziłaś. Ze wszystkim. 


Powiedział po czym uniósł dłoń i odgarnął mi kilka włosów z twarzy. Odetchnęłam głęboko i objęłam go za szyję, przyciągając odrobinę bliżej siebie.


-Nie poradziłabym sobie bez ciebie. To twoja zasługa.


Przyznałam cicho, czując jak coś ściska mi gardło. Nie potrafiłam mówić głośniej, chociaż przed chwilą niemal krzyczałam. To było irracjonalne ale nie mogłam zaprzeczyć faktowi, że tak właśnie było. 


-Mogę coś zrobić?


Zapytał mnie cicho, kompletnie mnie tym zaskakując. Zdawało mi się, że doskonale wie, iż nie musi mnie pytać o coś takiego, bo przecież nie chciał mi zrobić nic złego i pod tym względem mu ufałam, a jednak zamiast działać zadał mi to pytanie. 


-Tak.


Odpowiedź była krótka, bo i na dłuższą nawet nie było czasu. Po zaledwie kilku sekundach chłopak nachylił się nade mną, złączając nasze usta w czułej pieszczocie. Nie odepchnęłam go i nic nie powiedziałam - ani wtedy ani gdy już się odsunął, przyglądając mi się przez chwilę. Pewnie powinnam była się odezwać albo zareagować w jakikolwiek inny sposób ale byłam w zbyt wielkim szoku i po prostu o tym nie pomyślałam. 


-Odniosę Abbie do jej pokoju. Niedługo dojdzie do siebie a inni ludzie się nią zajmą. 


Powiedział w końcu i odszedł, niosąc rzeczoną dziewczynę na rękach. Byłam w szoku, że tak po prostu wyszedł i wcale nie chodziło o to, że się nie spodziewałam - był bardzo opiekuńczy i wiedziałam, że dokładnie tak postąpi. Nie mogłam jednak przestać myśleć o tym, co między nami zaszło - uczuciu jego warg na moich, gdy muskał je w czułej pieszczocie i czułam się, jakby miał zostać przy mnie już na zawsze. Jednak nie został. Zaśmiałam się cicho sama do siebie. To nie był najlepszy moment na wyznanie sobie uczuć a tym bardziej na uświadomienie sobie tych uczuć. Jednak dokładnie tak się stało i w mojej głowie wybuchła istna burza myśli i emocji, której przez kilka pierwszych chwil nie byłam w stanie opanować. Westchnęłam ciężko i przeszłam do łazienki, gdzie przemyłam sobie twarz wodą ale nawet to nie pomogło zmyć wrażenia, jakby nasze wargi wciąż się stykały. Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Musiałam przestać. Nie mogłam teraz tego robić. Nie mogłam teraz o tym myśleć i zaprzepaścić całą sytuację, gdzie moglibyśmy pozbyć się w jakiś sposób wszystkich naszych problemów. 


Daniel nie wracał przez jakiś czas, jednak gdy w końcu pojawił się ponownie w moim pokoju, byłam właśnie pochylona nad jedną z pozostawionych tam kartek i czytałam jej treść. Okazało się, że Anastazja i Nathaniel zostawili dla mnie listy w czasie, gdy miałam amnezję i dawałam Anthony’emu wodzić się za nos. Jednak w tym momencie w dłoniach trzymałam list od kogoś zupełnie innego.


-Nie mogę pogodzić się z tym, co się stało. Obserwowanie tego, jak biegasz za nim od rana do nocy jest cięższe aniżeli oddychanie będąc przygniecionym przez dziesięciopiętrowy, ceglany budynek. Chciałbym móc znów przy tobie być i być twoim przyjacielem, twoim cieniem. Nie wiesz jeszcze tak wiele i jeszcze tak wiele rzeczy chciałbym móc ci pokazać, chociaż wiem, że na ten moment to niemożliwe. Mam nadzieję, że jeszcze do mnie wrócisz i kiedyś będziemy mogli znów tak po prostu usiąść na balkonie albo wspiąć się z niego na dach i przyglądając się niebu rozmawiać o wszystkim i o niczym, tak jak zawsze to robimy. Chciałbym, aby te czasy szybko wróciły. Proszę, uważaj na siebie. Wróć do nas. 


-Anastazja przyniosła ci listy.


-Leżały tu już przez cały czas. Najwyraźniej przynosiła je na bieżąco. Naprawdę się tak czułeś? 


-Troszkę wyolbrzymiłem. Jednak w 90% to prawda. Pamiętasz, jak mówiłem ci o warunkach mojej przemiany?


-Uciekałeś wraz z Anastazją przed wojskiem i zawalił się na was zbombardowany budynek.


-To nie był byle jaki budynek. To był jeden z niewielu wtedy wieżowców. Dziesięć pięter przygniotło nas do ziemi. Nie wiem, jakim cudem to przeżyliśmy. Myślałem, że to koniec. Nie mogłem oddychać. Kurz wypełniał mi płuca a cegły przygniatały klatkę piersiową. Myślami byłem przy Anastazji. Czy jeszcze żyje i czy mogę jej jakoś pomóc, chociaż nie mogłem pomóc nawet samemu sobie. Wtedy ktoś nas odkopał. Byłem na skraju śmierci ale i tak od razu zacząłem rozglądać się za siostrą. Zobaczyłem ją leżącą tuż obok. Była cała w kurzu i we krwi. Myślałem, że nie żyje. Jednak zakaszlała i nie mogłem powstrzymać łez. Na tyle, na ile byłem w stanie, błagałem Artura o to, żeby ją ratował. Mógłby zostawił mnie ale ratował ją i jej życie. Anastazja jest ode mnie młodsza o dwa lata. Wygląda na starszą ale w rzeczywistości została przemieniona mając jedynie 16 lat. Krzyczałem. Nie wiedziałem, co jej robi, gdy nagle wgryzł jej się w szyję a potem rozciął swoją dłoń i przyłożył jej swoją ranę do ust. Myślałem, że trafiłem na jakiegoś psychopatę i on ją zabije. Jak się tak zastanowić to z jakiegoś punktu widzenia faktycznie można powiedzieć, że Artur i wszyscy tutaj to psychopaci. W końcu jeszcze 80 lat temu niemal nikt nie wiedział o istnieniu wampirów i gdyby ktoś tak po prostu o tym powiedział, byłby uznany za niepoczytalnego. Jednak potem zajął się mną i gdy znów się ocknąłem w jakimś budynku była tam Anastazja, rozmawiająca już w najlepsze z Nathanielem. Nie potrafiłem się w tym odnaleźć. Czułem, że zostałem wyrwany ze swojego świata i zostałem zamieszany w coś, czego nie rozumiałem i nie potrafiłem zrozumieć. Obserwowałem, jak Anastazja się aklimatyzuje i ciągle starałem się ją chronić. Nie ufałem nikomu oprócz niej. To w końcu dzięki niej otworzyłem się na wszystkich tu i zaakceptowałem swój los. Zrozumiałem w końcu, że wszyscy jesteśmy rodziną. Trochę dysfunkcyjną i nie łączą nas więzy krwi, jednak nie jesteśmy wrogami. Przynajmniej nie w większości.


-Co to ma do rzeczy z listem?


-Widzisz… te przeżycia były straszne. Potrzebowałem wiele czasu, by się po tym otrząsnąć. Czułem się zagubiony i nie wiedziałem, co mam zrobić ani jak sobie z tym poradzić. Przez dużą część czasu czułem bezsilność. Jednak nigdy nie czułem się tak źle jak wtedy, gdy musiałem obserwować, jak Anthony owija sobie ciebie wokół palca. Gdy nie mogłem nic zrobić, by to przerwać. Gdy mnie nienawidziłaś i kłóciłaś się ze mną. Myślałem, że mój świat się zawala i że zaraz zwariuję. Jedyna nadzieja była w twojej przemianie. Tylko na to mogłem liczyć przez cały ten czas. Gdyby to zawiodło… Nie wiem, co bym zrobił. Jednak o wiele bardziej wolałbym znów przeżywać tamte chwile niż to, gdy bałem się, że nieodwracalnie cię stracę. To, co wydarzyło się przez kilkanaście ostatnich dni było najgorszym, co kiedykolwiek przeżyłem. 


Przygryzłam wargę i westchnęłam cicho, słysząc to wszystko. Wiedziałam, że to co mówi to prawda, jednak nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć, by wyrazić mój żal albo co zrobić, by móc mu to w jakikolwiek sposób wynagrodzić. Odłożyłam więc z powrotem list na biurko i spojrzałam na niego, uśmiechając się lekko z niemym “przepraszam” na ustach. 


-Muszę pójść do Anthony’ego. Wciąż nie wie o tym, że odzyskałam rozum. Nie może się dowiedzieć.


-Masz jakiś plan?


-Owszem. Powiem ci, gdy wrócę. 


Musiałam urwać temat teraz. Nie mogłam mieć większego mętliku w głowie nim już miałam i musiałam to teraz zakończyć. Przynajmniej na razie. Na przemyślenia jeszcze przyjdzie czas. Wstałam więc od biurka i wyszłam z pokoju, kierując się na korytarzu prosto do drzwi, za którymi spodziewałam się znaleźć mojego “narzeczonego”, że tak to ujmę. Zapukałam cicho do drzwi i po chwili patrzyłam już prosto w okalaną czarnymi lokami twarz. Musiałam się upomnieć, by się do niego uśmiechnąć i nie dać nic po sobie poznać.


-Moja pani zawitała do moich komnat. Zechcesz wejść?


Zaprosił mnie, odsuwając się i robić mi miejsce w drzwiach. Weszłam do pomieszczenia i rozejrzałam się po nim, mimo że już wiele razy tu byłam.


-Nie stój tak, usiądź na kanapie. Jak się czujesz? Jeszcze osłabiona po przemianie? Jak pierwszy posiłek?


Był wyraźnie podekscytowany i nie potrafiłam wyczuć, czy to jeszcze zdrowe zainteresowanie czy już jego idealna do granic gra aktorska, której niemal nie sposób się oprzeć. Postanowiłam jednak działać od razu i zobaczyć, jak zareaguje.


-Powinniśmy się pobrać.


Komentarze

Popularne posty