Dlaczego? - Rozdział 26

 


BILL

Do szpitala dotarliśmy w przeciągu kolejnego kwadransu ale Tom zdążył już stracić przytomność. Nie reagował na moje wołania ani nie drgnął nawet wtedy, gdy dopadli do niego ratownicy medyczni i wyciągnęli go z samochodu kładąc na nosze i zabierając do szpitala. Wysiadłem za nim bardziej dlatego, że musiałem niż dlatego, że tego chciałem. Nie przekroczyłem jednak progu szpitala, nie potrafiłem. Usiadłem pod murkiem i czułem, jak całe moje życie się kończy ale nie potrafiłem uronić nawet jednej łzy. Mój telefon w pewnym momencie zaczął wibrować w kieszeni mojej kurtki ale uparcie go ignorowałem. Nie poczułem nic nawet wtedy, gdy lekarz wyszedł do mnie i oznajmił, że w wyniku ostatniego zaburzenia pracy serca i utraty przytomności, co było przecież następstwem tego durnego eksperymentu wymyślonego przez Josta, serce Toma po prostu nie wytrzymało i nie mogli zrobić nic, aby go uratować.

Następnym co pamiętam było zapalające się światło. To ja je zapaliłem, bo właśnie dotarłem do naszej kryjówki. Nie miałem nawet pojęcia, jakim cudem się tu znalazłem ale nie zamierzałem się nad tym teraz zastanawiać, nie było to istotne. Usiadłem na podłodze z zeszytem, który zawsze ukrywałem pod kanapą a w którym spisałem całą naszą historię. Coś więcej niż pamiętnik a jednocześnie jeszcze nie książka. Dopiero gdy zacząłem zapisywać w nim kolejne zdania po moich policzkach zaczęły płynąć łzy a wibrujący co chwilę obok mnie telefon w cale mi nie pomagał. 

Postawiłem kropkę na końcu zdania i odłożyłem zeszyt na stół stwierdzając, że ta historia jest już zakończona i należy dokończyć jedynie ostatni akt. Przeszedłem do prowizorycznej lodówki i odsunąłem ją, wyciągając ze szczeliny w podłodze paczkę z lekami nasennymi i żyletkami. Już dawno postanowiłem, że właśnie w taki sposób się zabiję. 

Najpierw wziąłem w dłoń żyletkę. Odetchnąłem głęboko i po otarciu świeżych łez z policzków rozciąłem swój lewy nadgarstek, jednak niezbyt głęboko. Odłożyłem ostrze po czym postawiłem ostatnią kropkę nad tragizmem tej sytuacji... Używając spływającej mi po przedramieniu krwi napisałem na ścianie jak największymi literami jedno, jedyne słowo. 

Coraz bardziej płakałem ale wiedziałem, że nie mogę teraz zrezygnować. Nie dlatego, że byłem do tego zmuszony. Po prostu nie potrafię żyć bez mojego bliźniaka i nie miałem zamiaru nikomu dać szansy na uratowanie mnie. Wyjąłem z lodówki wodę i popiłem nią garść leków nasennych, po czym sięgnąłem w końcu po telefon i wysłałem jedną, jedyną wiadomość na czat, który mieliśmy z chłopakami.

Dlaczego to zrobiłem? Nie miałem pojęcia. Jednak po tym wyłączyłem telefon i sięgnąłem znowu po żyletkę, coraz bardziej rozcinając swoje przedramię. Czułem się coraz bardziej zobojętniały, coraz słabszy i wiedziałem, że niedługo umrę ale właśnie tego chciałem. Oparłem głowę o zimną ścianę i przywołałem w myślach twarz bliźniaka. Uśmiechał się do mnie tak, jak uśmiechał się tylko do mnie i poczułem, że ja sam też się uśmiecham. 

Wiedziałem że osunąłem się na podłogę, chociaż nawet tego nie poczułem. Głos Toma stawał się coraz bardziej zrozumiały i wiedziałem, że czeka na mnie po drugiej stronie. Co ironiczne, moje ciało wciąż wbrew mnie walczyło o przetrwanie i według mnie minęło o wiele za dużo czasu, nim w końcu odpuściło i popłynąłem w nicość...

Komentarze

Popularne posty