Zapisane w gwiazdach - Rozdział 6


 -William?

-Tak, kochanie?

Zapytałem się i odwróciłem głowę do młodego mężczyzny, który właśnie wszedł do mojej łazienki i usiadł na skraju drewnianej wanny, w której właśnie brałem kąpiel. 

-Urocza Panna Wiola zaprosiła nas na swoje przyjęcie urodzinowe, które odbędzie się w przyszły piątek wieczorem. Chciałbym wiedzieć, czy zechcesz się tam ze mną wybrać?

Wziąłem dłoń mojego kochanka w swoją i uścisnąłem ją lekko.

-Oczywiście. Z tobą nawet i na koniec świata, Sir Thomasie.

***

-Bill? Dobrze się czujesz?

Potrząsnąłem lekko głową i zorientowałem się, że chłopak już kilkukrotnie mnie wołał. Uśmiechnąłem się przepraszająco i jęknąłem cicho, bo oczywiście zapomniałem o obolałej twarzy.

-Tak, wybacz, odpłynąłem na chwilę. Co mówiłeś?

Tom wyciągnął dłoń w moją stronę i odgarnął mi moje przydługie włosy za ucho, posyłając mi ciepły uśmiech. Poczułem, jak moje serce zabiło mocniej i przez moment miałem wrażenie, że chłopak zaraz mnie pocałuje, ale nic takiego się nie wydarzyło. Poczułem delikatny uścisk żalu na sercu, ale nie zrobiłem tego.

-Chciałem się zapytać, co chcesz zjeść.

-Zjem cokolwiek. Dzięki. Swoją drogą, nie muszę nic jeść.

-Daj spokój, nie będę jeść sam. Może być jajecznica na szczypiorku i dwa tosty z serem i pomidorem?

-Jasne. Byleby bez mięsa. 

-Wiem, Billy. Wrócę za kwadrans. Nie utop się, dobrze?

Roześmiałem się cicho i pokiwałem głową.

-Nic mi nie będzie. 

Dwadzieścia minut później siedziałem na kanapie w pokoju Toma i trzymałem na kolanach tacę z jajecznicą i tostami a obok, na stoliku, postawione były dzbanki soku i wody. Dredziarz z kolei siedział tuż obok mnie i oglądał uważnie moją twarz, delikatnie badając ją palcami. Starałem się nie ruszać a nawet nie oddychać. Zarządził, że "zanim zaczniemy jeść musi się upewnić, że nic mi nie jest". W końcu odsunął się ode mnie i wziął swoją tacę na kolana.

-Myślę, że powinienem wziąć i zrobić kurs pielęgniarski. Przy twojej częstotliwości obrażeń przyda mi się.

Roześmiał się i chociaż udawałem obrażonego musiałem przyznać, że miał rację. W drugi dzień szkoły praktycznie zemdlałem, bo z ekscytacji nie jadłem nic przez jakieś 30 godzin. Pod koniec pierwszego tygodnia oberwałem piłką w brzuch na zajęciach fizycznych. W zeszłym tygodniu ze dwa razy spadłem ze schodów a w tym zleciałem z krzesła. Nie mam pojęcia, jakim cudem. W dodatku ciągle wpadałem na wszelkiej maści rzeczy - krzesła, ławki, drzwi, futryny, ściany, kosze na śmieci... raz na stołówce prawie wpadłem na nóż ale Tom zareagował w porę. Z pewnością taki kurs przydałby się Tomowi. 

-Nic mi nie będzie. Sam umiem się sobą zająć.

-Wiem, jesteś bardzo niezależny. Ale mimo to chcę potrafić się tobą zająć i ci pomóc. 

-Wiesz...

Zacząłem a Tom spojrzał na mnie uważnie swoimi ciemnymi oczami. Trochę mnie to stresowało, ale siedziało mi to w głowie od dłuższego czasu. 

-Nie musisz się mną tak na prawdę zajmować. W sensie... jestem bardzo wdzięczny i doceniam to, co dla mnie robisz, ale nie chcę żebyś czuł się zobowiązany do pomocy mi. 

Poczułem dłoń Toma na swoim kolanie i spojrzałem mu w oczy. Uśmiechał się do mnie ciepło, co sprawiło, że moje serce zaczęło bić jeszcze szybciej. 

-Wiem. Ale chcę. Zależy mi na tobie, William. 

Uśmiechnąłem się delikatnie i odgarnąłem włosy za ucho, kiedy poczułem jego ciepłe palce chwytające moją dłoń. Spojrzałem mu w twarz i zobaczyłem jedynie miłość, z jaką na mnie patrzył.

-Mi na tobie też, Thomasie. Nie mogę się doczekać naszej wycieczki do Włoch. 

-To będzie nasz najbardziej romantyczny wyjazd w życiu. Obiecuję ci to.

-Ufam ci, Thomasie. I kocham cię nad życie.

-W następnym życiu też cię odnajdę. Obiecuję, Williamie. 

Zamrugałem szybciej oczami bo zorientowałem się, że znów odleciałem na chwilę lub dwie. Wziąłem widelec w rękę i zacząłem jeść jajecznicę, zanim wystygnie. 

-W sumie, twoi rodzice nie martwią się, że tak wcześnie wychodzisz z domu?

Przełknąłem ciężko odrobinę jajecznicy, którą miałem w ustach i pokręciłem głową. Trochę się zestresowałem, nie powiem. Chociaż wiedziałem, że muszę kłamać i z reguły przychodziło mi to dość łatwo - czułem się wyjątkowo okropnie okłamując Toma.

-Nie. Nie przeszkadza im to, zawsze zostawiam im wiadomość z godziną, o której wychodzę.

-W sumie rozumiem. Moi rodzice też się nie martwią, Brandon zawsze wie, kiedy wychodzę i wracam do domu. 

-Brandon to wasz odźwierny?

-Major domu. Jest dla mnie jak drugi ojciec. 

-Serio?

-Tak, moich rodziców prawie nigdy nie ma w domu. Nawet teraz ich nie ma. Są... W Chinach chyba. Przynajmniej Brandon coś mówił, że ich nie ma, jak nieśliśmy tace ze śniadaniami na górę.

Mruknąłem coś pod nosem bo kompletnie nie wiedziałem, jak mam na to odpowiedzieć. Skończyłem szybko moje śniadanie i czułem lekki niedosyt. Jak tak myślałem to faktycznie zapomniałem zjeść wczoraj kolację bo byłem zbyt zatopiony w moich myślach. Nie miałem jednak zamiaru prosić o dokładkę i po prostu nalałem sobie do szklanki wody. Tom włączył jakąś muzykę a ja oparłem głowę o zagłówek kanapy i zastanawiałem się, dlaczego dalej mi się kreci w głowie. Zjadłem dość porządne śniadanie i odpocząłem już dobrze, więc powinno być lepiej a nie bez zmian, ale nie miałem siły, żeby się nad tym głowić. Poczułem ciepłą dłoń na czole a gdy uniosłem powieki zauważyłem pochylającego się nade mną Toma i moje serce zabiło mocniej.

-Chodź, połóż się. Powinieneś odpocząć. 

Mruknąłem coś cicho, że wszystko jest w porządku, jednak najwyraźniej Dredziarz nie zamierzał ze mną dyskutować i po prostu wziął mnie na ręce i po chwili poczułem pod plecami miękki materac a na moim ciele wylądowała ciepła, puchata kołdra. Od razu wtuliłem w nią nos a moje powieki stały się niezwykle ciężkie. Faktycznie czułem się senny ale nie chciałem iść spać. Chciałem spędzić z Tomem więcej czasu. Sen jednak nieubłaganie porywał mnie w swoje objęcia.

-Dlaczego wzbudzasz we mnie te opiekuńczą stronę?

Usłyszałem głos Toma ale nie miałem pojęcia, czy oczekuje odpowiedzi. Z resztą nawet, jeśli tak było, to nie potrafiłem mu cokolwiek powiedzieć. W końcu ciemność mnie pochłonęła i zasnąłem.

***

Obudziłem się, czując czyiś ciepły oddech na karku. Zaskoczony odwróciłem się delikatnie, bo bałem się wykonać jakikolwiek gwałtownijeszy ruch, i zauważyłem przytulającego się do moich pleców Dredziarza, który najzwyczajniej w świecie spał. Na początku trochę się wystraszyłem ale zorientowałem się, że ta sytuacja tak na prawę w cale mi nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie - po raz pierwszy od dawna się wyspałem a w objęciach Toma było całkiem miło i bezpiecznie. Wtuliłem się więc w poduszkę i w Toma, chcąc jeszcze trochę odpocząć. W tym momencie mało obchodziła mnie szkoła czy cokolwiek innego. Było dobrze tak, jak jest. 

-Przepraszam.

Cichy głos wyrwał mnie z zamyślenia i poczułem, jak Tom odsuwa się ode mnie. Obejrzałem się na niego zaskoczony i zauważyłem zawstydzenie, malujące się na jego twarzy.

-Huh?

-Nie pomyślałem, że możesz czuć się niezręcznie... Przepraszam. 

-Nic się nie stało, Tom, ja...

-Nie, Bill, stało się! Bosz, ty nie rozumiesz...

Dredziarz wybuchnął i poderwał się z miejsca, przecierając twarz dłońmi i zaczął chodzić dookoła łóżka a ja kompletnie nie miałem pojęcia, co mu się nagle stało. 

-To mi wytłumacz, proszę.

-Nie mogę, bo sam tego nie rozumiem!

Tom spojrzał mi w twarz a ja zauważyłem w jego oczach to samo zagubienie, które czasem widziałem u samego siebie. Wyciągnąłem ręce w jego stronę ale nie podszedł do mnie. A szkoda.

-Sam nie wiem, Bill... Coś sprawia, że jesteś dla mnie ważny, że ci ufam, że chcę się tobą opiekować. Nie potrafię tego wyjaśnić, ale chcę to robić i czuję to wszystko i nie wiem, dlaczego, skoro tak krótko się znamy i... Ugh, cholera!

Warknął na końcu i kopnął w tył sofy, wściekły. Ja z kolei zastanawiałem się, jak mam na te rewelacje zareagować ale czym dłużej na ten temat myślałem, tym bardziej sobie coś uświadamiałem. 

-Ale... Ja też ci ufam, Tom. I jesteś dla mnie ważny. Przepraszam, jeśli nie to chciałeś usłyszeć, ale to właśnie czuję.

-Dlaczego przepraszasz?

Tom spojrzał na mnie podejrzliwie a ja odkaszlnąłem i sięgnąłem po wodę, która stała na stoliku obok łóżka i upiłem kilka łyków, zakończając tym dyskusję. Nie miałem ochoty na to odpowiadać. Wzruszyłem ramionami i sięgnąłem po telefon, na którym zauważyłem kilka nieodebranych połączeń od Marty. Będą kłopoty. Szybko wybrałem jej numer i oddzwoniłem.

-Bill?! Gdzie ty się podziewasz, twój dyrektor dzwonił do mnie, że nie ma cię w szkole!

Marta odebrała niemal od razu i mogłem zdecydowanie powiedzieć, że jest na mnie nieźle wkurzona. 

-Przepraszam, mamo. Źle się poczułem i kolega z klasy się mną zaopiekował i pozwolił mi się przespać u siebie. 

Mruknąłem cicho, wymyślając pierwsze lepsze kłamstwo, które do końca kłamstwem nie było. W końcu faktycznie źle się czułem i faktycznie kolega z klasy się mną zajął. 

-Nic ci nie jest?

-Nie, jestem tylko trochę obolały.

-Obolały? Ktoś cię pobił? Mam po ciebie przyjechać?

-Nic mi nie będzie, Tom się mną dobrze zajął. 

-W porządku. Kiedy wrócisz?

-Wieczorem. Nie masz się o co martwić, obiecuję.

-Dobrze. Ale jak tylko wrócisz, musimy porozmawiać. Nie wymiguj się, okay?

-Dobrze, mamo. Do potem.

Rozłączyłem się i rzuciłem się na łóżko, oddychając ciężko. Co mogłem powiedzieć, doskonale wiedziałem, że nie będzie zachwycona moją nieobecnością w szkole. Ale z drugiej strony przynajmniej uspokoiłem ją na tyle, żeby nie wsiadała w samochód i nie jechała tu na złamanie karku. 

-Wszystko okay?

Usłyszałem a gdy otworzyłem oczy zauważyłem pochylającego się nade mną Toma. Był o wiele bliżej niż się spodziewałem i przez to na moment aż zapomniałem, jak się oddycha.

-Tak, mama się martwiła, że nie ma mnie w szkole.

-Musisz już wracać?

-Nie, ale chyba faktycznie powinienem się już zacząć zbierać. W końcu nie mogę nadużywać twojej gościnności. 

-Bez przesady. Na razie zjemy obiad i dam ci coś przeciwbólowego. Masz na coś uczulenie?

-Nie, ale Tom, serio nie musisz...

Spojrzenie Toma, które mówiło ni mniej, ni więcej niż "zamknij się, kochanie" sprawiło, że nie mogłem się już więcej odezwać. Dredziarz uśmiechnął się szeroko i zostawił mnie samego w pokoju z gonitwą myśli w głowie i tym kobiecym głosem, który nie odzywał się do mnie od dwóch tygodni.

-On nas uratuje.

Kilka godzin później siedziałem na przystanku autobusowym na dworcu tuż obok Toma i czekałem na autobus, który niby miał mnie zabrać do domu. Nie przyznałem mu się dalej, że nie mieszkam w tym mieście ani do niczego. Mimo to byłem lekko skrępowany jego obecnością. Nienawidziłem tego, że go okłamuję. 

-Na pewno nie powinienem cię odwieźć? Miałbym przynajmniej pewność, że dotrzesz w jednym kawałku do domu.

-Spokojnie. Mama odbierze mnie z przystanku i pójdziemy prosto do lekarza, żeby zbadał mój nos. Napiszę, jak będę w domu, dobrze?

Tom mruknął coś pod nosem, przytakując cicho i wiedziałem, że nie jest zbyt zadowolony z zostawiania mnie samego, ale co mogłem poradzić? W końcu nadjechał jakiś autobus a ja wstałem i zarzuciłem sobie torbę na ramię. 

-Widzimy się jutro w szkole. 

-Ta... Nie zapomnij do mnie napisać.

Potaknąłem cicho i wsiadłem do autobusu, jednak w cale mi się to nie uśmiechało. Musiałem zniknąć z dworca i jego okolic na jakieś 20 minut, żeby Tom na pewno już wrócił do domu i żebym mógł przesiąść się na pociąg do Hamburga. Pomachałem mu jeszcze ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy, nim autobus ruszył i po chwili Tom zniknął mi za zakrętem.

-Musisz go odnaleźć. On nas uratuje.

Komentarze

Popularne posty