Stay - Rozdział 5


 Z samego rana Bill siedział w samochodzie, którego bagażnik i tylnie siedzenia były po brzegi wypełnione jego rzeczami i z kwaśną miną jechał w stronę Hamburga, odwożony przez Rogera. Był tak wściekły, że nawet z nikim się nie pożegnał. Nie miał absolutnie żadnej ochoty na tę przeprowadzkę ale jego sytuacja była jasna - miał półtorej roku, żeby jakoś zorganizować sobie życie na tyle, żeby nie wylądować na ulicy. Mając 17 lat nie było zbyt prosto znaleźć jakąś pracę, tym bardziej gdy jest się dzieckiem z internatu, w którym panują jakieś reguły. Przeglądał więc od niechcenia regulamin szkoły, do której trafił na telefonie, chcąc chociaż nie podpaść od razu nauczycielom. Raz po raz wzdychał ciężko wiedząc, że nie uda mu się już zbudować takiej reputacji, jaką do niedawna jeszcze miał w poprzedniej szkole tym bardziej, że rok szkolny rozpoczął się już dwa miesiące temu i właśnie dochodziła połowa listopada. Westchnął ciężko i ze złością zablokował telefon, wbijając wzrok w umykającą im pod kołami drogę. Czuł na sobie niepewne spojrzenia swojego szofera i powoli go to denerwowało.

-Nie wybuchnę już, nie martw się, Rog.

-Martwię się, czy dasz sobie radę, Bill. Zostałeś rzucony na bardzo głęboką wodę.

Nastolatek wzruszył ramionami i ułożył się wygodniej na swoim miejscu. Był wdzięczny, że w trosce o jego tyłek mężczyzna zadbał o wygodną poduszkę, dzięki temu siedzenie aż tak go nie bolało po niedawnym gwałcie. Wiedział, że inaczej nie wysiedziałby przez bite 7 godzin w aucie chociaż i tak liczył na jakieś przerwy po drodze. Chociaż sinaki i poobijane w trakcie bójki ciało dawało mu się we znaki, wściekłość i wysoka tolerancja na ból pozwalały mu to jakoś wytrwać. Westchnął ciężko i oparł głowę o szybę, wciąż nie patrząc na swojego rozmówcę.

-Dam sobie radę. Muszę. W końcu nie mam wyboru, prawda? 

-Jak sobie poradzisz po szkole?

To była największa zagwozdka, nad jaką głowił się czarnowłosy odkąd usłyszał o decyzji swojego ojca. Nie chciał się do tego przyznawać, ale nie znalazł jeszcze na to odpowiedzi.

-Kto wie... mam już doświadczenie, więc może przyjdzie mi być męską dziwką.

Odpowiedział z przekąsem, odgarniając niesforne kosmyki za ucho i słysząc zrezygnowane westchnięcie ze strony Rogera. Nie mógł jednak odpowiedzieć mu nic innego. Roger sięgnął po coś do kieszeni i po chwili podał zdziwionemu nastolatkowi kopertę.

-Twoja matka chciała, żebym ci to przekazał. Na karcie jest 10000 euro, trochę ponad 500 euro na każdy miesiąc nauki. Powiedziała, że to kieszonkowe dla ciebie i coś na dobry początek ale więcej nie jest w stanie dla ciebie zrobić, twój ojciec bardzo skrupulatnie kontroluje wszelkie jej wydatki. Kazała przekazać, że jeśli tylko będzie mogła, przeleje ci tam więcej. 

Czarny prychnął pod nosem i schował kartę do swojej torby. Matka nigdy nie broniła go w konfrontacjach z ojcem i nawet teraz tak po prostu pozwoliła mu go odesłać z dala od domu a teraz próbowała wynagrodzić mu to pieniędzmi.

Niezłą mam rodzinkę, nie ma co.

Myślał z przekąsem i z nudów zaczął majstrować nad odtwarzaczem, chcąc puścić jakąś muzykę. Przez chwilę po prostu przeskakiwał po stacjach aż w końcu ze zdenerwowaniem podłączył swój telefon i puścił swoją ukochaną playlistę. Wiedział, że bez muzyki będzie tylko i wyłącznie wariować. Jechali więc dalej, nie zamieniając między sobą ani słowa więcej i po prostu pozwalając muzyce płynącej z głośników wypełnić pustkę między nimi, aż w końcu zajechali na jakąś stację benzynową i zatrzymali się przy dystrybutorze. 

-Zrobimy tu małą przerwę jak tylko zatankuję. Możesz już wyjść i zająć nam jakieś miejsce przy stoliku, ja stawiam. 

Zarządził szofer i wysiadł z auta, odprowadzany wzrokiem przez czarnowłosego. Ten w końcu westchnął ciężko, wyłączył muzykę i wysiadł czując, jak wszystko go boli i jak zastały mu się stawy podczas tej zaledwie dwugodzinnej jazdy. Sam był zdziwiony, że tak szybko wszystko go rozbolało, więc po prostu zaczął się przeciągać i wdychał przyjemny zapach benzyny, podczas gdy Roger zabrał się za tankowanie. Nastolatek wszedł do sklepu połączonego z bistro i znając przyzwyczajenia swojego kierowcy od razu podszedł do kasy.

-Dzień dobry, co mogę dla pana zrobić?

Miła pracownica obdarzyła go ciepłym uśmiechem, gdy tylko przed nią stanął i głupio było mu, że wszedł do tego miejsca z tak naburmuszoną miną. Spróbował się do niej lekko uśmiechnąć i spojrzał na tablicę z listą rzeczy, które oferują.

-Dzień dobry. Poproszę jedno cappuccino, jedno latte machiato karmelowe, jedno panini z salami i serem i jedną kanapkę z romuladą i jajkiem. Dystrybutor numer 7.

Kobieta szybko wyklikała zamówienie na dotykowym ekranie po czym znów spojrzała z uśmiechem na czarnowłosego który zorientował się, że nie mógł być wiele młodszy od niej a może nawet byli w tym samym wieku. Musiał przyznać że pomijając brzydki mundurek, dziewczyna była całkiem ładna i może w innych okolicznościach spróbowałby ją chociaż wyciągnąć na miasto, jednak teraz... pokręcił głową, wyzbywając się tak irytujących myśli i wziął od kasjerki rachunek.

-Zamówienie zostało już doliczone do rachunku za paliwo. Będzie gotowe za moment do odbioru przy drugim okienku. To wszystko dla pana?

Bill zagryzł wargę i zastanowił się chwilę. Minęła dopiero 1/4 ich podróży i niby mogą jeszcze gdzieś się zatrzymywać, co zapewne zrobią, ale...

-Nie, wezmę jeszcze na wynos dwie butelki coli, jednego energetyka, dwie drożdżówki z czekoladą i chipsy solone.

Doliczył i przez chwilę znów słyszał tylko dźwięki wklikiwanych przycisków. Westchnął ciężko i pokręcił głową na swoją głupotę. Czuł się cholernie źle, że zrobił tak złe pierwsze wrażenie. 

-W porządku. Mogę coś jeszcze dla pana zrobić?

-Nie, to wszystko, dziękuję.

Odpowiedział i odebrał drugi rachunek, po czym podszedł do kolejnego okienka. W chwilę później w ręce została mu wciśnięta taca z ich zamówieniem na miejscu i siatka z rzeczami, które zamówił na wynos. Założył sobie siatkę na nadgarstek i wziął tacę w obie ręce, ostrożnie idąc do wybranego wcześniej stolika. Szło mu to dość powolnie, bo starał się nic nie wylać i akurat gdy postawił tacę na stole, na jednym z krzeseł usiadł jego towarzysz niedoli.

-Dużo zamówiłeś.

-Wziąłem nam coś jeszcze na drogę, gdyby nie było gdzie się zatrzymać. 

Odpowiedział, wskazując na odkładaną właśnie przez siebie siatkę i rozdzielił pomiędzy nimi ich zamówienie, nim zajął swoje miejsce. Spojrzał na dość brzydką okolicę i przejeżdżające tuż za szybą samochody po czym wgryzł się w kanapkę, nie czując kompletnie smaku posiłku. Żołądek ściskał mu się na samą myśl o tym, że musiał się przenosić do nowej szkoły ale musiał coś zjeść, żeby nie zemdleć na dzień dobry. Westchnął ciężko i spojrzał na do połowy zjedzoną kanapkę zastanawiając się, dlaczego robią aż tak duże kanapki w dzisiejszych czasach, chociaż jej rozmiar nie różnił się niczym od innych kanapek. Wcisnął w siebie resztę i w końcu spojrzał na wciąż jedzącego szofera, samemu zabierając się za swoje karmelowe latte.

-Przepraszam, że tak się zachowuję. Nie chcę się na tobie wyrzywać. 

Mężczyzna z zaskoczeniem spojrzał na swojego młodego podopiecznego i przełknął kęs panini, który właśnie miał w ustach, nim w końcu odpowiedział. 

-Nie przejmuj się. Wiem, że to dla ciebie bardzo trudna sytuacja. Ale wiem też, że sobie poradzisz. Zawsze sobie radzisz, Bill. Może to zabrzmi nad wyrost ale jesteś dla mnie jak syn i serce mi się kraje, że muszę cię tam odstawić i wrócić do domu.

Czarny uśmiechnął się lekko, upijając łyk kawy i odgarniając swoje niesforne włosy z twarzy.

-Zawsze byłeś mi pomocny. Odkąd pamiętam interesowałeś się mną bardziej niż mój własny ojciec. To przy tobie miałem mój pierwszy zgon po imprezie.

-Trzymałem ci włosy, gdy wymiotowałeś. Zastanawiałem się wtedy, za jakie grzechy muszę się z tobą użerać przez pół życia. 

-Przepraszam, że aż tak dawałem ci w kość. I dziękuję za wszystko, co dla mnie kiedykolwiek zrobiłeś.

-Nie jesteś taki zły, Bill. Trzeba cię tylko lepiej poznać. Wszyscy w domu cię lubią i płakali wczoraj, gdy dotarły do nich wieści o twoim przymusowym wyjeździe. Jesteś trudnym dzieckiem ale nie ze swojej winy. Musisz tylko pamiętać, żeby za bardzo nie zamykać się na ludzi i być miłym, wtedy dasz sobie radę w tej nowej szkole. Jesteś silniejszy niż ci się wydaje, Bill. A gdyby coś się działo, zawsze możesz do mnie zadzwonić. Postaram się ci pomóc. 

Czarny poczuł lekki rumieniec na twarzy i nic nie odpowiedział na te miłe słowa. Sam w sumie nie wiedział, co ma w ogóle odpowiedzieć. Dokończyli więc swoje śniadanie i ruszyli w dalszą drogę, już w zdecydowanie lepszych humorach. Przed dotarciem do Hamburga zatrzymali się jeszcze dwa razy ale w końcu wjechali do tego nieznanego im miasta i prowadzeni przez GPS dojechali do szkoły z internatem, którą wybrał dla niego jego ojciec. Tak, jak się tego spodziewał - gmach internatu był ogromny i składał się z czterech budynków, chociaż z pewnością nie było to wszystko, co oferowała ta szkoła. Zaparkowali na wskazanym przez parkingowego miejscu i spojrzeli jeszcze raz na stary, jednak z pewnością dobrze zadbany budynek. 

-Gotowy?

Zapytał Roger, jednak w odpowiedzi Czarny jedynie pokręcił głową. Nastolatek odpiął pasy i zamknął na moment oczy oddychając głęboko, a szofer mógł obserwować, jak nieprzenikniona maska obojętności wpływa na oblicze tego pełnego życia i radosnego nastolatka. Smuciło go, że aż tak łatwo mu to przychodziło, jednak nie miał zamiaru się w to więcej wcinać. Bill musiał teraz znaleźć swoją własną drogę, by odnaleźć się w nowym towarzystwie.

-Możemy iść.

Ton nastolatka był kompletnie beznamiętny, gdy zarzucił na ramię torbę i wysiadł z auta. Chociaż z pewnością w ciągu ostatnich niecałych trzech godzin urazy po gwałcie i pobiciu nie przestały mu dokuczać, po raz pierwszy tego dnia nie widać było na jego twarzy ani śladu bólu. Obaj weszli więc po kamiennych schodach i przeszli przez drzwi, wchodząc do głównego budynku. Tak, jak się spodziewali, wnętrze było niezwykle zadbane i zabytkowe - ktoś widocznie o to dbał i wkładano w to nie tylko wiele trudu ale i pieniędzy. Podeszli do siedzącej za ladą recepcjonistki a Czarny wygrzebał z torby jakieś papiery, kładąc je na kontuarze.

-Bill Kaulitz, mam tu od dzisiaj zamieszkać i uczęszczać do waszej placówki. Którędy do sekretatiatu?

Zapytał kompletnie wypranym z uczuć tonem i bez najmniejszego drgnięcia powieki wytrzymał badawcze spojrzenie starszej kobiety, która zdawała się nie mieć najmniejszej ochoty z nimi rozmawiać.

-Sekretariat w lewo, ostatnie drzwi po prawej.

Odpowiedziała ochrypłym głosem, więc nastolatek zabrał po prostu swoje papiery i poszedł we wskazanym kierunku. Roger podążał za nim bez słowa niczym wierny piesek, jak na pracownika tak bogatego dziedzica przystało. Wymienili tylko szybkie spojrzenia, nim w końcu nastolatek zniknął za drzwiami do sekretariatu.

-Bill Kaulitz. 

Siedząca za biurkiem blondynka zmierzyła go zirytowanym spojrzeniem, najwyraźniej nie spodobały jej się jego maniery, jednak miał to w tym momencie głęboko w dupie. Wzięła od niego jego papiery i przejrzała je, po czym wystukała coś w komputer nim sięgnęła po jakąś teczkę.

-Pana pokój znajduje się w budynku Edwarda, po lewej stronie. Z pewnością zorientuje się pan, który to. Dostanie pan pokój 483, będzie pan mieszkał ze współlokatorem. W teczce znajdzie pan plan szkoły, pański plan zajęć i kilka innych informacji wraz z regulaminem szkoły, który powinien pan sobie jak najszybciej przyswoić. Dom Anny jest zamieszkiwany przez dziewczęta. Nie można odwiedzać domów płci przeciwnej. W tym budynku znajduje się szkoła. W ostatnim z budynków znajduje się siłownia, basen olimpijski, korty tenisowe i tym podobne rzeczy. Stołówka znajduje się w każdym z domów na pierwszym piętrze, tak samo jak pralnia. Każdy pokój ma prywatną łazienkę. Tutaj jest twó identyfikator szkolny, którego musisz też używać na stołówce i jest wymagany, jeśli chcesz używać jakichkolwiek miejsc i sprzętów szkolnych. Legitymacja studencka i klucze do pokoju są tutaj. W razie jakichkolwiek pytań, proszę zwracać się do pracowników i nauczycieli. Dyrektor spotka się z tobą w przyszłym tygodniu. Dzisiaj już nie zdążysz na żadną z lekcji, chyba że uda ci się rozpakować na tyle szybko, by wziąć udział w ostatniej. Oficjalnie naukę zaczynasz od jutra. Życzę miłego dnia.

Wydukała wyuczoną formułkę, podając mu wszystkie potrzebne dla niego rzeczy i nie patrząc na niego nawet przez chwilę. Bill przejrzał pobierznie to wszystko i schował klucze z identyfikatorem do jednej z kieszeni spodni, po czym uśmiechnął się przesłodzenie w podziękowaniu i wyszedł z pomieszczenia. Już nie podobało mu się w tej szkole a był tu niecałe pięć minut. No cóż... będzie musiał jakoś przetrwać te półtorej roku. Spojrzał na Rogera i skinął na niego, więc obaj wrócili do samochodu. Rozejrzał się uważnie po dwóch wspomnianych przez sekretarkę budynkach mieszkalnych i zauważył ogromne litery wykute w kamieniu, które składały się na imię patrona budynku.

-Według informatora mam pokój na ósmym piętrze. Nie jestem pewien, czy jest winda... a trochę rzeczy mam. Zejdzie nam z tym trochę.

Westchnął ciężko i odpalił papierosa, chcąc zrobić sobie chwilę przerwy i zrelaksować się. Nie wiedział, że w tym czasie kilkoro uczniów siedzących na lekcjach obserwowało go z okna ale nawet gdyby wiedział, zupełnie by go to nie obchodziło. 

-Nie powinieneś się tak przemęczać, wciąż jesteś obolały. Dam sobie z tym radę w mgnieniu oka. Dasz mi klucze? Zacznę już nosić rzeczy.

Bill pokręcił głową ale posłusznie podał swojemu szoferowi klucze, nim oparł się o bok auta.

Nikt mi nigdy nie zastąpi tego człowieka. Nikt.

Pomyślał, wypuszczając powoli dym z płuc i spoglądając w zasnute gdzieniegdzie chmurami niebo. W cale nie chciał tu być i nieprzyjemne uczucie nie opuszczało go od chwili, w której wysiadł z auta. Miał  ochotę stąd uciec gdzie pieprz rośnie i więcej tu nie wracać ale... co innego miał zrobić? Wylądowałby tylko na ulicy a tak miał szansę, żeby chociaż obmyślić jakiś plan i spróbować coś zorganizować. Westchnął ciężko i zdeptał niedopałek butem, po czym wziął z bagażnika jedną z lżejszych toreb i ruszył w ślad za swoim szoferem, który właśnie wracał po więcej.

-Mówiłem, żebyś nic nie nosił.

Czarny wzruszył ramionami, ledwo się przez to nie krzywiąc i poszedł dalej, od razu z ulgą zauważając windę. Zablokował drzwi od windy swoją torbą i spojrzał na wchodzącego właśnie do budynku szofera.

-Pójdę na górę po schodach. Załaduj windę do pełna i wyślij ją na górę, wypakuję ją. 

Zarządził i ignorując ból ciała zaczął się wspinać na ósme piętro. Kondycji w cale nie miał najgorszej, ale ból niemal doprowadzał go do płaczu. Musiał się nieźle wysilić, by utrzymać na twarzy swoją zimną maskę obojętności bo chociaż na korytarzach nikogo nie było, wolał być przygotowany na wszystko. Odetchnął z ulgą gdy dotarł w końcu na ósme piętro i rozejrzał się. Od razu zauważył otwarte drzwi i domyślił się, że to jego pokój a utwierdziła go w tym zawieszona na porządnych, drewnianych drzwiach tabliczka z numerem 483. Rozejrzał się szybko po pomieszczeniu, zauważając dość spory pokój a z pewnością o wiele większy, niż się tego spodziewał. 

Naprzeciwko wejścia znajdowały się cztery okna, pod którymi stały biurka i ławki, które kończyły się na wysokości parapetu. Tuż obok po lewej zauważył drzwi, jak się domyślał prowadziły one do łazienki. Na lewej ściane znajdowały się oba łóżka i szafki nocne. Po prawej z kolei zauważył dwie duże szafy i wiszący pomiędzy nimi telewizor. Wystrój co prawda prosty i skromny ale wciąż przyzwoity i widać było, że wszystkie meble były dobrej jakości, co go uspokajało - przynajmniej nie musiał się z nimi obchodzić jak z jajkiem. 

Usłyszał dźwięk obwieszczający przyjazd windy, więc wrócił do niej i zaczął wypakowywać torby na korytasz. Gdy w końcu skończył, otarł pot z czoła i rozmasował sobie mięśnie ramion, czując o wiele silniejszy ból w całym ciele niż jeszcze chwilę temu i posłał windę na dół chociaż był prawie pewien, że to już wszystkie jego bagaże. Ignorując ból uniósł jedną z toreb i zabrał ją do pokoju, po raz pierwszy tak w ogóle do niego wchodząc. Od razu zorientował się, że łóżko po prawej było już zajęte przez jego współlokatora, szczególnie dobitnie świadczyła o tym źle zasłana pościel. Ciężką torbę ułożył u podnóżka swojego łóżka i rzucił na swoją pościel swoją torebkę, wyjmując z niej uprzednio swój telefon i sprawdzając wiadomości. Tak, jak się spodziewał - nie otrzymał żadnej. Odłożył więc urządzenie na swój stolik nocny i przyklęknął przy torbie z zamiarem rozpakowania jej zauważając, że jego szofer już tu jest i wnosi pozostałe torby z korytarza.

Bill doskonale wiedział co gdzie pochował, dlatego rozpakowanie się nie zajęło mu dużo czasu i w końcu stanął w pokoju, w którym nic nie leżało na podłodze a wszystko było na swoim miejscu. Rozejrzał się z zadowoleniem i spojrzał na przyglądającego mu się Rogera.

-Dam sobie radę, Rog. Nie martw się.

-Wiem, że dasz ale i tak będę się martwić.

Czarnowłosy uśmiechnął się lekko pod nosem i spuścił głowę pozwalając, by czarne włosy zasłoniły jego twarz. Nie chciał pokazać, jak bardzo mu przykro z powodu rozstania.

-Lepiej już jedź. Jak nie wrócisz do wieczora, ojciec się wkurzy i jeszcze cię zwolni. Uważaj na siebie.

Szofer przez chwilę przyglądał się swojemu podopiecznemu, nim w końcu skłonił się lekko na ich ostatnie pożegnanie i ruszył w stronę wyjścia.

-W razie czego, daj mi znać.

Usłyszał jeszcze czarnowłosy, nim drzwi zatrzasnęły się za jego przyjacielem. Odetchnął głeboko, uspokajając się i odzyskując opanowanie nad swoją twarzą, po czym wziął w dłonie teczkę z dokumentami i usiadł z nimi przy biurku. Przeglądając ją zauważył godziny posiłków a gdy dotarł do planu lekcji zorientował się, że ostatnia z lekcji skończyla się pięć minut temu co oznaczało, że jego współlokator niedługo wróci. W cale nie miał ochoty na to spotkanie ale nie mógł tego odwlekać w nieskończoność, więc może lepiej będzie mieć to już po prostu za sobą? Przynajmniej szybko, wszystko między sobą ustalą i będą mogli żyć swoim życiem z dala od siebie, nawet mieszkając razem. Usiadł więc przy swoim biurku, po prostu dalej przeglądając papiery i czekał, czując nieprzyjemny ucisk w żołądku za każdym razem, gdy słyszał pod drzwiami czyjeś kroki. Był zły sam na siebie o to, że tak się denerwuje ale nic nie mógł na to poradzić. Znalazł się w sytuacji praktycznie bez wyjścia i nie mógł nic na to poradzić. W końcu ktoś się nad nim tam na górze zlitował i drzwi otworzyły się, a Czarny słyszał jeszcze czyjiś śmiech. Najwyraźniej coś rozbawiło jego współlokatora. Odwrócił głowę i zobaczył wysokiego, szczupłego chłopaka o ciemnych blond włosach uczesanych w dredy i lekko opalonej cerze. Chociaż miał workowate ciuchy czarnowłosy doskonale mógł zauważyć lekko umięśnioną sylwetkę. Styl ubioru co prawda w cale mu nie odpowiadał ale musiał przyznać, że trafił mu się bardzo przystojny współlokator. Szczególnie, gdy drzwi za blondynem się zamknęły a ich oczy się spotkały. Twarz tego skate'a była bardzo przystojna a ciemne oczy błyszczały jeszcze wesołością, którą widać było również na rozciągniętych w uśmiechu, zakolczykowanych ustach. 

-Widzę, że zdążyłeś się już rozgościć. Tom Cauletz.

Powiedział Dredziarz, wyciągając dłoń do nowego współlokatora i mierząc go uważnym spojrzeniem. Mimo pozornego luzu Czarny doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jest w tym momencie oceniany i może to zaważyć na całym jego szkolnym życiu. Wstał ze swojego miejsca z wrodzoną dla siebie gracją i chwycił wypielęgnowaną dłonią jego własną, zaciskając palce na jego skórze. 

-Bill Kaulitz. Mam nadzieję, że dobrze nam się będzie razem mieszkać. 

Sztuczny uśmiech był wręcz przyklejony na stałe do jego twarzy ale nie pozwolił, żeby było to po nim widać. Chciał po prostu mieć to jak najszybciej za sobą, czując zaciskającą się na jego gardle dłoń. Nie czuł się pewnie ani tym bardziej bezpiecznie w towarzystwie nastolatka ale musiał to wytrzymać.

-To się okaże. Malujesz się i masz dziwny styl. Ty tak normalnie czy to jakaś wyjątkowa okazja?

-Lubię być oryginalny. Z resztą ty chyba też.

Dredziarz zaśmial się cicho i puścił wypielęgnowaną dłoń, wkładając ręe do kieszeni. 

-Co racja to racja. Oryginalność jest w cenie. Jesteś pewny siebie, ale wyjaśnijmy sobie coś...

Blondyn zawiesił głos a na jego twarzy nie pozostał nawet cień uśmiechu. Bill starał się nie dać po sobie poznać, że się go w tym momencie przestraszył. Wiedział, że mógł mieć problemy wygrać z nim w bezpośredniej konfrontacji i miał nadzieję się o tym prędko nie przekonać. 

-Nie wiem, kim byłeś w swojej poprzedniej szkole ale tutaj jesteś nikim, jasne? To ja trzęsę tą budą i nie bawię się w żadne ceregiele, więc jeśli mi podpadniesz to gorzko tego pożałujesz. Jeśli chcesz mieć spokój do matury, po prostu się mnie słuchaj a nic ci się nie stanie. Jak zasłużysz, to może nawet będziesz mieć jakieś przywileje. I nie próbuj nawet zawiadamiać nauczycieli bo tylko sobie zaszkodzisz. Czy to jasne?

Czarny przełknął ciężej ślinę ale pokiwał głową, nie mówiąc już ani słowa. Miał dobre przeczucie, że lepiej nie zadzierać z jego nowym współlokatorem i bardzo żałował, że się w tej kwestii nie pomylił. Nie za bardzo wiedział, co teraz zrobić. Co prawda w poprzedniej szkole był kimś ale... tutaj był nowy i to już dawno po rozpoczęciu roku. Nie miał szans osiągnąć tej samej pozycji, co kiedyś. Westchnął cicho i usiadł z powrotem na swoim miejscu, decydując się zakończyć na tym konwersację. Wziął w ręce książki, które już czekały na nim w pokoju i zaczął je przeglądać chcąc mniej więcej wiedzieć, jakie ma zaległości.

-Masz może notatki z lekcji? Chciałbym to nadrobić.

Zapytał bez emocji, kompletnie nie widząc swojego współlokatora. Domyślał się, że ten leżał właśnie na łóżku bo o jego obecności w pokoju świadczyła ciężka atmosfera. 

-Nie mam. Musisz spytać kogoś innego. A tak w ogóle, jesteśmy razem w klasie. Jak ktoś ci pożyczy notatki to weź mi przy okazji odrób lekcje.

Usłyszał w odpowiedzi i westchnął. To będą zdecydowanie ciężkie dwa lata.

Komentarze

Popularne posty