How does it feel? - Rozdział 2


 Obserwowałem mojego bliźniaka i zastanawiałem się, co też siedzi mu w głowie. Po tych wybuchach wczoraj - najpierw w klubie, potem w McDonald's a potem w jego pokoju - byłem mocno zdezorientowany i myślałem, co mam z tym wszystkim zrobić. Tym czasem on najspokojniej w świecie siedział w naszym busie, gdy ja z chłopakami się tam w końcu zawlokłem po śniadaniu, i siedząc na kanapie na tyłach odciął się od świata, zakładając słuchawki i szperając w swoim laptopie. Dobitnie nam manifestował, że chce być sam i mamy zostawić go w spokoju a nie siedział za kotarą na swojej pryczy tylko dlatego, że nie ma tam gniazdka i nie mógłby używać laptopa, w którym w trakcie trasy padła bateria. Bez prądu to się już nawet nie włączy. Westchnąłem cicho i dosiadłem się do chłopaków w kuchni obserwując, jak rozkładają się ze swoim sprzętem i zaczynają grać. To była ich ulubiona rozrywka w trakcie drogi, a ja? Sam nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Czułem się rozbity i zagubiony w tym wszystkim. Z jednej strony było mi cholernie głupio za to, jak wczoraj poszarpałem Billa, ale z drugiej strony jego zachowanie irytowało mnie do tego stopnia, że chciałem znowu coś rozwalić. Pokręciłem głową sam do swoich myśli i wcisnąłem telefon do kieszeni, nie mogąc się więcej wpatrywać w ten cholerny ekran i zerknąłem w stronę bliźniaka. Wyglądał bardzo spokojnie, jakby wczoraj nic się nie wydarzyło i nie miał ani trochę zamiaru na mnie warczeć, jeśli do niego podejdę. Znałem go jednak za dobrze i wiedziałem, że to mogą być tylko pozory, chociaż w tym momencie cholernie ciężko było go rozczytać. Z cierpiętniczą miną wstałem jednak ze swojego miejsca czując, jak wwiercają się we mnie spojrzenia G&G ale zignorowałem to, po prostu podchodząc do brata. Gdy nad nim stanąłem minęło kilka sekund, nim w końcu na mnie zerknął znad monitoru laptopa. Kliknął coś szybko kilka razy i zdjął słuchawki, najwyraźniej w końcu zwracając na mnie swoją uwagę. 

-Mogę?

Zapytałem, wskazując na miejsce obok niego. Przez chwilę milczał, po prostu mi się przyglądając z jakimś takim nieodgadnionym wyrazem twarzy, po czym pokiwał głową a ja zająłem miejsce na kanapie. Przy okazji miałem sposobność zajrzeć mu do laptopa i aż się uśmiechnąłem. Oglądał jakiś serial i jednocześnie odpisywał na maile. Typowe dla mojego braciszka, nie potrafił się skupić na jednej rzeczy. Czułem, że zerka na mnie ukradkiem, jednak starałem się tego nie okazywać i to ignorować.

-Co oglądasz?

-Serial kryminalny.

-Dobry?

-Mhm.

Dopiero teraz oderwałem wzrok od jego laptopa i spojrzałem w twarz mojego o 10 minut młodszego braciszka. Musiałem w końcu z nim wyjaśnić tą sytuację bo czułem, jak się nawet przy mnie spina a to nie wróżyło nic dobrego. Uśmiechnąłem się przepraszająco czym chyba go zaskoczyłem, sądząc po jego minie. 

-Bardzo cię wczoraj poobijałem?

Prychnął w odpowiedzi co miało oznaczać mniej więcej tyle co to, że bywało już o wiele gorzej i mam się tym nie przejmować. Cóż, ciężko było się nie zgodzić. W przeszłości nieraz się laliśmy tak, że nawet nasi makijażyści załamywali potem ręce nie będąc w stanie tego zakryć tak, jakby chcieli. 

-Przepraszam, Bill. Po prostu nie wiem, byłem podpity a ty też się dziwnie zachowywałeś i... sam nie wiem. Co się stało, Bill? Bo coś musiało się stać, że tak się wkurzyłeś.

Mój bliźniak westchnął i zapadł się odrobinę bardziej w kanapie, nie patrząc na mnie. Po jego minie widziałem, że o czymś myśli ale czekałem, aż w końcu cokolwiek mi powie. Tylko tyle mogłem zrobić - czekać, czego się od niego dowiem. 

-Sam nie wiem. Ta trasa mnie kompletnie wykończyła, do tej pory mnie gardło boli. W ogóle nie miałem ochoty na tę imprezę, wkurzyliście mnie wszyscy po kolei.

-Czym?

Zdziwiłem się i zamrugałem szybko. Rzadko bywało, żeby Bill aż tak otwarcie okazywał swoją złość. Z reguły chodził naburmuszony i warczał na każdego, ale nie był agresywny. Przechodziło mu dopiero później, jak zabierałem go na bok i rozwiązywaliśmy problem we dwóch. Wczoraj w nocy pierwszy raz od dawna mialem okazję zobaczyć, jak zalała go krew i to dosłownie.

-Zdecydowaliście iść na imprezę, nie pytając mnie uprzednio o zdanie. To bym jeszcze jakoś przebolał. Potem nawet na świętowaniu zakończenia trasy nie mogłeś sobie odpuścić, żeby jakiejś laski nie przelecieć. Zobaczysz, kiedyś się to na tobie zemści i stanie jakaś w naszych drzwiach z twoich dzieckiem na ręku. Potem tak po prostu zabrałeś mi fajki. Przez całą trasę nawet raz nie kupiłeś swoich własnych a ja musiałem ciągle latać do sklepu. Sam nie wiem, czemu mnie to tak wkurzyło. A jak już o tym myślałem i chciałem napić się piwa, żeby się trochę rozluźnić to okazało się, że już mi je zabrałeś. 

-Czyli jednym zdaniem wszyscy cię wszystkim wkurwialiśmy?

-No. To chyba z przemęczenia.

Wzruszył ramionami i wciąż na mnie nie patrzył. Miałem wrażenie, że jest jeszcze coś, o czym mi po prostu nie chce powiedzieć, ale postanowiłem nie ciągnąć go tym razem za język. To mogłoby się skończyć zupełnie inaczej, niżbym tego chciał a nie miałem ani siły ani ochoty na kolejną kłótnię. No i po prawdzie to przemęczony potrafił reagować dużo gorzej, więc nie było jeszcze tak źle. Widziałem, że wczoraj i tak się hamował.

-A potem znalazłeś mnie z Jostem i byłem pewny, że zaczniesz się do mnie rzucać. Bill jak zwykle musi popsuć wszystkim imprezę. Księżniczka się znalazła, prawda?

Chyba lekko zbladłem. Nie wiedziałem czy to był przypadek że użył właśnie tych słów, bo kiedyś po tym, jak z jakiegoś byle powodu zepsuł nam imprezę faktycznie tak powiedzialem do chłopaków. Ba, mało tego, nazwymyślałem go od najgorszych. Oczywiście w cale tak nie myślałem, ale byłem wstawiony, zmęczony i wkurzony. Wypuściłem powoli powietrze z płuc starając się nie dać nic po sobie poznać, nim na powrót na niego spojrzałem. 

-Nie. Martwiłem się i nie wiedziałem, co się tak właściwie stało.

Bill mruknął coś pod nosem i chyba moje przypuszczenie, że słyszał moje słowa po tamtej imprezie faktycznie się sprawdziło. W sumie jak tak się zastanowić, to od tamtego czasu niezależnie od tego, jak się czuł i co się działo od poprzedniej imprezy, nigdy więcej już nie zawetował wieczornego wyjścia i po prostu snuł się za nami jak cień, popijając drinki i dotrzymując nam towarzystwa. To było trochę dziwne i na początku nawet mnie to zastanawiało ale pomyślałem sobie wtedy, że może po prostu lepiej się czuł i przyzwyczaił się już do tych wszystkich imprez, więc nawet nie pytałem. Z tego co wiedziałem, teraz się to na mnie mściło i to podwójnie a Bill? On miał o wiele więcej kart do rozdania w dłoni, niż ja. I czułem się z tym cholernie źle. 

-Nikt nie jest na ciebie zły za tę imprezę nie wiem, dlaczego tak uważasz.

Bliźniak spojrzałna mnie tak wymownym spojrzeniem że kompletnie zapomniałem, co chciałem jeszcze powiedzieć, więc po prostu myślałem. Widziałem jednak, że zmiękł a w jego oczach było coś na kształt żalu? Tak mi się wydawało, ale nie miałem zbytnio czasu się nad tym zastanawiać. Bill zamknął laptopa i zabrał go pod pachę, wstając ze swojego miejsca.

-Idę się przespać. Obudź mnie, jak dojedziemy.

Poprosił cicho i czmychnął, znikając na górze gdzie kręcił się przez chwilę, nim w końcu zapanowała tam cisza a ja tak po prostu siedziałem. Siedziałem tam, gdzie mnie zostawił, wbity w kanapę i zastanawiałem się, co miałem zrobić z tym wszystkim i jak pogodzić się z bratem. Wiedziałem, że jest mu przykro i że ma mi coś za złe. Z resztą nie tylko mi. Co prawda ja obrywałem najbardziej i chyba też najbardziej sobie grabiłem, ale Gus i Geo też za swoje dostawali i co chwilę wypytywali mnie, co się może dziać z moim bliźniakiem. A skąd ja mam to wiedzieć? Świętym przecież nie jestem, w myślach też nie czytam, więc pytanie mnie o takie rzeczy nie miało najmniejszego sensu. Niemniej jednak też byłem ciekaw i musiałem coś z tym zrobić, jak tylko trochę zregenerujemy się po powrocie. Gdyby jeszcze chodziło o dziewczynę to powiedziałbym, że po prostu ma swoje humorki albo coś i trzeba dać jej trochę czekolady z lodami albo lody z czekoladą, kilka kwiatków, ciepły kocyk i przytulić to jej przejdzie, ale nie wiedząc o co chodzi mojemu bliźniakowi nie mogłem też odpowiednio zareagować. Na każą okazję był na niego inny sposób i wszystko zależało od stopnia. Śmiałem się, że Bill miał 10-stopniową skalę każdego uczucia i na każdym stopniu udobruchanie go wyglądało trochę inaczej. 

Myślałem tak i myślałem ale cholera, nic sensownego nie wymyśliłem. Wkurzało mnie to, ale co mam zrobić? Przecież nie wywnioskuję z powietrza, prawda? Ale z mojego użalania się nad sobą wyciągnął mnie sms, który nagle przyszedł na mój telefon. Sprawdziłem szybko aż ciekaw, Bill miał w zwyczaju czasem do mnie pisać, kiedy chciał pogadać ale nie chciało mu się ruszyć z łóżka więc byłem pewien, że to on. Moja pewność jednak najwyraźniej miała dzisiaj wolne, bo napisał do mnie zupełnie kto inny - nasz przyjaciel z dzieciństwa, Andre. Jeden z może trzech który się ostał po tym, jak zostaliśmy sławni. Odczytując wiadomość od razu wrócił mi dobry humor. Najwyraźniej dzisiaj wieczorem szykowała się dobra impreza i nie zamierzałem jej sobie odpuścić. Bill też powinien iść - może jak się trochę rozrusza to mu przejdą te fochy. W trymiga poderwałem się ze swojego siedzenia i pobiegłem na górę, kierując się do wydzielonej dla mojego bliźniaka strefy ale zatrzymałem się w ostatniej chwili. Chciał spać i nie wiem, czy już nie zasnął a budzić go i wysłuchiwać jego narzekań kompletnie nie miałem ochoty. Dałem sobie więc na luz i ostrożnie odsłoniłem zasłonę, zaglądając za nią. Czarny leżał pod kocem na łóżku plecami do mnie ale wyraźnie widziałem, że nie śpi.

-Możesz wejść.

Mruknął cicho. Miał zachrypnięty głos i szczerze mówiąc, trochę się tym denerwowałem. Odkąd wylądował w szpitalu na wycięciu cyst niemal konałem ze strachu, gdy wspominał cokolwiek o bólu gardła. Co prawda jeszcze nie narzekał ale słychać było, że ma problemy z mówieniem. Może to o to tak się wkurzał? Wsunąłem się do jego "pokoju" i usiadłem na brzegu za jego plecami, kładąc mu rękę na talii. Drgnął, od razu to wyczułem ale zwaliłem to na to, że nie widział mnie i po prostu nie spodziewał się po mnie takiego ruchu.

-Andre zaprasza nas na imprezę dzisiaj wieczorem. Domówka u niego, kilkoro znajomych z dawnych lat wpadnie. Masz ochotę?

Bill od razu spojrzał na mnie, jakbym upadł na głowę albo w ogóle jakby mnie kosmici porwali i nie do końca rozumiałem, o co mu chodzi. Zmarszczyłem brwi zaskoczony jego reakcją bo z tego co pamiętam, to on sam też miał dobre kontakty z Andreasem, więc nie rozumiałem jego reakcji. 

-Och, tak. Wręcz umieram z pragnienia, żeby zaraz po powrocie z ciężkiej trasy spotkać się z ludźmi, z których część z nich uprzykrzała mi lata szkolne. Nie mogłem sobie wymarzyć nic lepszego.

Fuknął na mnie aż zamrugałem szybciej. Nie, żeby nie miał racji - prawdopodobnie na imprezie pojawiłoby się kilka osób, które kiedyś nam bardzo dokuczały ale z drugiej strony nie sądziłem, że to podziała na niego jak płachta na byka. Przed chwilą jeszcze w jego głosie słyszałem, że chce się pogodzić a teraz... sam nie wiedziałem, na czym stoję. Jak cholerny kalejdoskop.

-Bill, powiesz mi wreszcie, proszę, czym cię tak zdenerwowałem?

Poprosiłem ponownie najsłodszym głosem, jakim umiałem. Bliźniak spojrzał na mnie wzrokiem, który mówił mi ni mniej, ni więcej co "powinieneś już to sam wiedzieć", po czym westchnął cierpiętniczo i uniósł się lekko na łokciu, żeby lepiej mi spojrzeć w twarz. Przyglądał mi się przez chwilę w takim skupieniu że nawet zacząłem się zastanawiać, czy mi zaraz nie przywali i nie wybiera właśnie najlepszego ciosu. 

-Chcesz wiedzieć, dlaczego się tak wkurwiam?

Zapytał poważnie na co od razu pokiwałem głową. Martwiło mnie to, od dłuższego czasu miał takie wahania nastrojów, że niejedna kobieta w ciąży mogłaby mu pozazdrościć a odbijało się to na kondycji nas wszystkich, w szczególności mojej. Czarny przez chwilę jeszcze milczał, jakby analizując wszystkie za i przeciw, po czym wziął głęboki wdech.

-O całokształt.

Ta odpowiedź była tak błyskotliwa, że zafundowała mi dosłownie opad szczęki. Przez moment jeszcze czekałem czy może mój braciszek coś doda ale on najwyraźniej twierdził, że tym jednym słowem przekazał mi już wszystko co muszę wiedzieć. Czyli będę musiał wyciągać z niego po kolei. No cóż, jak nie da się inaczej to inaczej się nie da. Przysięgam, że przy moim braciszku zostanę świętym za tę całą cierpliwość, jaką do niego mam. 

-To zacznijmy od tego... dlaczego ostatnio tak fuknąłeś na Gustava jak zauważył, że blado wyglądasz?

Widziałem, że Bill przez chwilę próbuje sobie przypomieć tę sytuację a gdy tak się stało, w jego oczach coś błysnęło. Pokiwał powoli głową i oblizał koniuszkiem języka dolną wargę a ja z jakiegoś powodu zwróciłem uwagę na ten gest.

-Poprzedniego dnia nie miałem w ogóle czasu zjeść. Wieczorem, jak w końcu siadłem do kolacji, zjadł mi prawie wszystko. A potem przez pół nocy nie dał mi spać, bo pokłócił się z Geo i miał jakąś potrzebę gadania przez pół nocy na ten temat. Przespałem się może ze trzy godzinki, byłem głodny i było mi słabo a on się mi dziwi, że jestem blady. I tak dobrze że tylko fuknąłem, bo chciałem mu wtedy jebnąć. Tylko że nie miałem na to siły, bo prędzej bym się wywalił niżbym w niego trafił.

Trochę mnie tym zaskoczył. Bill raczej nie był chętny do rękoczynów, więc takie deklaracje nie były dla niego zbyt typowe. To tylko utwierdzało mnie w przekonaniu, że o czymś mi nie mówi i coś złego dzieje się w jego życiu. Musiałem tylko dotrzeć do sedna problemu. Ale rzeczywiście pamiętam że mieliśmy taki dzień, gdy Bill został zgarnięty przez Josta z samego rana a my leniuchowaliśmy. Wrócił późno, bo już po kolacji i nawet się z nim tamtego dnia nie widziałem. Następnego dnia ciosał Gusowi kołki na głowie. Nie chodziło na pewno o brak chęci do pomocy przyjacielowi, bo Bill za każdym z nas skoczyłby w ogień i z naszej strony było dokładnie tak samo. Chodziło o tę drobną uwagę, która została wypowiedziana przez złą osobę w złym czasie i tyle. 

-Okay, ale Geo też oberwał po koncercie tydzień temu.

-To był jego najgorszy występ, jaki w ogóle pamiętam. Robił tyle błędów że gdyby nie ja i to że ratowałem sytuację głosem, to fani od razu by to wyłapali. Już i tak się dużo gimnastykuję, nie potrzeba mi dodatkowego stresu. 

Wzruszył ramionami a ja pokiwałem głową. To było w sumie dość logiczne i miało sens. Bill zawsze miał najwięcej z nas na głowie. Po pierwsze, musiał bardzo uważać na swoje zdrowie. Jako piosenkarz i frontman był w stanie uratować sytację gdyby którykolwiek z nas był chory, ale bez niego nie było koncertu. My musieliśmy tylko grać na instrumentach, te szaleństwa na scenie były naszą inwencją. On był niezastąpiony. Poza tym często jeździł w trakcie trasy na różne sesje, gdzie nieraz męczyli go przez długie godziny. Ciągle był w centrum zainteresowania, więc nie mógł sobie pozwolić pokazać po sobie jakąkolwiek niedyspozycję czy pozwolić sobie na wybuch, więc musiał zawsze dobrze wyglądać i wszystko w sobie dusić. Pisał nasze teksty, więc Jost ciosał mu kołki na głowie o terminy. A dodatkowo zajmował się, zawsze zajmował się ostatecznym dopinaniem wszystkich formalności w imieniu całego zespołu, gdy mieliśmy już wszystko poustalane. Fakt, mój bliźniak miał cholernie dużo na głowie, najwęcej z nas wszystkich. Westchnąłem cicho i znowu na niego spojrzałem. 

-A ja? Co ja ci zrobiłem?

Wydawało mi się, że całkiem nieźle idzie mi wspieranie go w tym wszystkim ale sądząc po prychnięciu, które w odpowiedzi usłyszałem wiedziałem, że zrobiłem coś nie tak. Bill był przez ostatnie kilka dni dosłownie jak tykająca bomba i mimo tych małych wybryków wiedziałem, że jeszcze nie osiągnął apogeum i miałem jeszcze szansę go rozładować. Ten wybuch byłby legendarny. I zdmuchnąłby nas wszystkich z powierzchni ziemi. 

-Nie ważne. I tak nie zrozumiesz.

Zatkało mnie. Dosłownie. Zawsze w prost rozmawialiśmy o wszystkim i nigdy nie miałem większego problemu ze zrozumieniem go, a teraz tak definitywnie próbował odciąć się od tematu. To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że dzieje się z nim coś bardzo złego i muszę jak najszybciej się tym zająć. Opanowałem się w kilka sekund i chwyciłem go za dłoń. Widziałem, jak jego spojrzenie w jednej chwili zmiękło i patrzył na mnie z jakimś takim... żalem? Czyli faktycznie czymś go zraniłem. A skoro tak, to będę w stanie to naprawić. Zawsze jestem. 

-Jak mi wyjaśnisz, to zrozumiem. Jestem pewien. 

Bill przez chwilę wpatrywał mi się prosto w oczy, jakby czegoś w nich szukał. Ja z kolei widziałem, jak uważnie zastanawia się nad decyzją. Nie był pewien, czy powinien ze mną w ogóle o tym porozmawiać, ale chyba w końcu zdecydował bo z rezygnowany westchnął cicho i spuścił wzrok.

-Nie podoba mi się to, jak traktujesz i mnie i siebie. Ruchasz każdą laskę, która ci się nawinie. Teraz jeszcze się to na tobie nie odbiło, ale odbija się na mnie. Wiesz, jak ja się stresuję, że któraś będzie na tyle sprytna, by cię wrobić potem w bachora? Nawet, jeśli nie byłby twój, to zanim to udowodnimy nasza reputacja będzie już zrujnowana. Wiesz, że takie rzeczy ciężko jest wyjaśnić a odzyskanie dobrego imienia zajmuje wiele lat. Poza tym ciskasz się do mnie o różne rzeczy ale z drugiej strony sam je na mnie wymuszasz. No i kompletnie przestałeś mnie brać pod uwagę. Chcesz iść na zakupy? Idziemy wszyscy. Chcesz iść na imprezę? Idziemy wszyscy. Wszystkich pytasz. Zawsze latasz do Gusa i Geo i pytasz, czy mają ochotę na to a na to. Do mnie przychodzisz i oznajmiasz mi, co robimy. Nie mam nic do gadania, Tom, coraz częściej stawiacie mnie pod ścianą. Dobrze wiesz, że mógłbym wziąć ze sobą jednego ochroniarza i wrócić do hotelu ale uparliście się na tę durną zasadę, że albo wszyscy albo nikt.

Wyrzucił z siebie jednym tchem, po czym na moment spojrzał mi w twarz. Widziałem, że coś nim od środka targa i nad czymś intensywnie myśli, ale ja też musiałem w pierwszej kolejności przetrawić to, co mi powiedział. Opadł z powrotem na poduszki i odwrócił się do mnie plecami, zwijając się na powrót pod kocem. 

-Nie ważne. Daj mi się przespać. Jestem wykończony.

***

BILL

Przez resztę drogi już nie zasnąłem, tylko wlepiałem się niewidzącym wzrokiem w ścianę i próbowałem się nie rozpłakać, co średnio mi szło. Mój bliźniak miał jakiś cholerny szósty zmysł i zawsze wiedział, kiedy płakałem w tourbusie, choćbym nie wiem jak się chował. Nie było to proste, bo czułem się serio beznadziejnie a łzy cisnęły mi się do oczu. Gdy poczułem że stajemy, otarłem szybko jeszcze oczy i zebrałem się szybko do wyjścia. Chciałem jak najszybciej znaleźć się w moim własnym pokoju, w moim własnym łóżku i po prostu odciąć się od wszystkiego i wszystkich. Nawet nie przywitałem się z rodzicami, wystrzeliłem z autokaru jak z procy i zamknąłem się w swoim pokoju. Wiedziałem, że jutro będę musiał się z tego wytłumaczyć ale byłem pewien, że do czasu konfrontacji coś wymyślę. Ledwo przyłożyłem głowę do poduszki, momentalnie zasnąłem.

Obudziłem się czując, że ktoś dotyka mojego policzka. Uniosłem ciężkie powieki i spojrzałem prosto w twarz bliźniaka, który mi się uważnie przyglądał. Jeszcze nie do końca rozbudzony przez chwilę musiałem sobie przypominać, co się stało i gdzie tak właściwie jestem ale w końcu zrozumiałem. Jestem w Loitsche w domu rodziców, we własnym łóżku w moim własnym pokoju a Tom siedzi przy mnie z jakiegoś bliżej nieznanego mi powodu, wystrojony jak na randkę. Właśnie, co on się tak wystroił? Ah... impreza. Pewnie się tam wybiera.

-Hej. 

Powiedział do mnie cicho widząc, że nie śpię. Zupełnie, jakby nie chciał mnie do końca rozbudzać, na co i tak już było za późno. Mój mózg zaczął już pracę i prędko nie przestanie. 

-Hej. Chciałeś coś?

Domyślałem się co od niego usłyszę, ale i tak chociaż wypadało zapytać. Przecież nie czytam w myślach i mój brat mógł mnie w końcu kiedyś zaskoczyć, prawda?

-Idę na imprezę. Potrzeba ci czegoś? Może jednak pójdziesz ze mną?

Uśmiechnąłem się lekko, chociaż bardziej sam do siebie niż do niego. Wiedziałem, po prostu kurwa wiedziałem. Idzie na tę cholerną imprezę a tam znowu zarucha jakąś panienkę, nawet jeśli to tylko impreza w domu Andre - zawsze się tak kończyło - a ja bym tam siedział i się wściekał.

-Nie. Chcę tylko spać. 

Skłamałem, ale on przecież o tym nie wiedział. Znaczy na pewno czuł, że nie jestem z nim do końca szczery, ale z uwagi na naszą wcześniejszą rozmowę w busie wiedziałem, że nie będzie tego ciągnąć i właśnie na to to wszystko zwali. 

-Okay. Mama zostawiła ci kolację, jak zgłodniejesz to zejdź do kuchni.

Mruknąłem coś cicho na zgodę i zamknąłem oczy zupełnie, jakbym faktycznie chciał iść dalej spać, chociaż tak na prawdę odganiałem po prostu cisnące mi się do oczu łzy. Tom wstał już bez słowa i wyszedł z mojego pokoju, zamykając za sobą starannie drzwi i po chwili przestałem też słyszeć jego kroki. Wtuliłem twarz w poduszkę i w końcu się rozpłakałem. W trakcie trasy sobie na to nie pozwalałem. Nie mogłem się dołować, nie mogłem sobie pozwolić na żadną słabość. Teraz, będąc w domu, mogłem chociaż na moment odetchnąć z ulgą i przestać kryć się przed samym sobą. Więc korzystając z okazji tak po prostu się rozpłakałem, chociaż tego nienawidziłem. Nagromadzone we mnie uczucia a przede wszystkim stres potrzebowały jednak ujścia a to był najbezpieczniejszy sposób.

Gdy w końcu udało mi się uspokoić, zwlokłem się w końcu z łóżka i poszedłem do łazienki, gdzie przemyłem twarz zimną wodą. Cóż, dalej byłem trochę zapuchnięty ale mogłem to zawsze zwalić na to, że ciągle jestem zaspany. Rodzice raczej się nie domyślą, że przepłakałem ostatnie trzy kwadranse. Zerknąłem jeszcze na zegarek orientując się, że minął cały dzień i dochodzi już dwudziesta pierwsza, po czym wyszedłem z pokoju i zbiegłem po schodach na dół od kuchni. Chociaż nie spodziewałem się zastać tam rodziców, to siedzieli tam przy stole i o czymś rozmawiali. Od razu jednak przerwali i spojrzeli na mnie, gdy tylko pojawiłem się w progu. Twarz mamy od razu się rozpromieniła - niemal od razu poderwała się z miejsca i zamknęła mnie w czułym, matczynym uścisku, który momentalnie odwazajemniłem. Brakowało mi jej, chociaż nieraz się kłóciliśmy. Cieszyłem się, że wróciłem w końcu do domu. Za chwilę przytuliłem jeszcze Gordona i zająłem swoje miejsce przy stole słysząc, że mama zajęła się podgrzaniem mi kolacji. 

-No, kochanie, musiałeś być bardzo zmęczony. Nie spodziewaliśmy się po tobie takiego sprintu do sypialni zaraz po powrocie. 

Roześmiała się, podając mi pełny talerz spaghetti, za które momentalnie się zabrałem. Mama potrafiła gotować i to jak - chyba tylko mój bliźniak mógł z nią konkurować, jeśli mam być szczery. Spojrzałem na nią z pełnymi ustami i pokiwałem głową, zanim mogłem jej odpowiedzieć.

-Tak, nie spałem ostatnio najlepiej. Wiesz, chciałem jak najszybciej wrócić do domu i z tego zdenerwowania kompletnie nie spałem. 

Skłamałem gładko, ale oni tego nie zauważyli. Zawsze pod koniec trasy emocje się kumulowały i wszyscy wyczekiwaliśmy tęsknie już powrotu do domu, więc doskonale znała już z naszych opowieści ten czas. Przecież nie mogłem jej powiedzieć prawdy. Ani jej, ani nikomu innemu.

-Słyszałam. Ach, właśnie, byłabym zapomniała. Przyszedł do ciebie list, jakoś tydzień temu.

Mama pogrzebała chwilę w jednej z szuflad, po czym podała mi dość cienką kopertę. Zerknąłem na nadawcę i aż się zakrztusiłem. To jedna z największych firm modelingowych w Niemczech, miałem u nich sesję niemal rok temu. Czemu teraz sobie nagle o mnie przypomnieli? Od razu odstawiłem spaghetti mamy, chociaż przyszło mi to z trudem, i rozerwałem kopertę.

-Zapraszają mnie na sesję, jutro z rana. Gordon, mogę pożyczyć twój samochód?

Przekląłem w myślach. Gdyby nie chłopaki i ich durne wyjście na imprezę, byłbym w domu już wczoraj i mógłbym się przygotować na sesję a tak to znowu wszystko będę robił na wariata. Nie było już jednak na to rady i mogłem tylko gratulować sobie, że nie dobrnąłem jeszcze do połowy talerza.

-Daj spokój, zawiozę cię.

Spojrzałem z zaskoczeniem na ojczyma. Do Hamburga mieliśmy prawie trzy godziny drogi a ja miałem być tam już o siódmej rano nie sądziłem więc, żeby w ogóle o coś takiego zapytać. Gordon roześmiał się, widząc moją minę i chyba domyślił się, o co mi chodzi. 

-Spokojnie. Pozałatwiam swoje sprawy, jak będę na ciebie czekać a jak skończę to siądę gdzieś w kawiarni i poczekam na twój telefon. 

Pokiwałem głową na zgodę i spojrzałem tęsknie na spaghetti mamy. Węglowodane na dzień przed sesją były niewskazane, zawsze wydyma mi lekko brzuch i już nieraz styliści przeklinali przy ubieraniu mnie w takiej sytuacji. Westchnąłem cicho i odchyliłem się na krześle, po czym wstałem i zacząłem grzebać w lodówce. Może nie mogłem dokończyć spaghetti, ale wciaż byłem głodny. Wyciągnałem z niej w końcu jakiś jogurt a z koszyka na blacie chwyciłem banana i wróciłem do jedzenia kolacji. Czułem na sobie wzrok rodziców, ale nie komentowali tego. Wiedzieli, że kocham modeling i że ta branża rządzi się swoimi prawami. Wiedziałem też, że mama jutro przygotuje na kolację coś ekstra, żebym odbił sobie dzisiejszy dzień. Otwarłem jogurt i spojrzałem na niego z niechęcią. A tak bardzo chciałem odpocząć....

Komentarze

Popularne posty